środa, 30 września 2015

Ogrom wrześniowych nowości

Cześć Dziewczyny!
Nie lubię września, ponieważ nie jest lipcem, sierpniem, czerwcem ani nawet majem;) Jestem osobą ciepłolubną i wszelkie nagłe spadki temperatury są dla mnie zawsze niemiłym zaskoczeniem powodującym doła i ogólną apatię. Marudzenie odhaczone więc przejdę do sedna. Po wyjątkowo spokojnym pod względem zakupów sierpniu nadszedł czas by odrobić straty więc zakupiłam to i owo;) Dodatkowo zaskoczyło mnie również parę ciekawych przesyłek;)

ZAKUPY



Pierwszymi nowościami bo dokładnie z 1 września było zamówienie ze sklepu Triny. Zdecydowałam się na pomadkę Make Me Bio. To chyba nikogo nie powinno zdziwić?;) Przyznam jednak, że zużyłam i bardzo średnio na tym wyszłam. Kolejną rzeczą jest hydrolat Avebio z kwiatu gorzkiej pomarańczy. Od dawna chciałam jakiś wypróbować i w końcu stało się;) Ostatnim produktem jest olejek eukaliptusowy Etja. Kupiłam go na bóle miesiączkowe. Tak uzupełniająco;) A może znacie jakieś naturalne sposoby na te dolegliwości? Oprócz tego na zdjęciu nowy tusz L'Oreal Volume Milion Lashes Feline.

Czytaj dalej »

poniedziałek, 28 września 2015

Bielenda Argan Face Oil, Uszlachetniony olejek arganowy + sebu control complex

Cześć Dziewczyny!

Pierwsze spotkanie z olejkami przeznaczonymi do twarzy miałam z olejkiem Evree Essential Oils. Wiele od niego oczekiwałam, ponieważ przeczytałam wiele zachwytów na jego temat. Niestety mnie tamten produkt nie zachwycił. Zwłaszcza, że bardzo długo się wchłaniał, a efekty były mało spektakularne. Na jakiś czas miałam więc awersję do tego typu produktów. Aż do momentu gdy trafiłam na pozytywne opinie na temat olejku Bielendy. Postanowiłam dać mu szansę. Tym bardziej, że olejek do mycia twarzy z tej serii się u mnie sprawdził. Czy wypadł lepiej niż ten wspomniany na początku?





Moja opinia

Opakowanie

Produkt otrzymujemy w niewielkim, przyjemnym dla oka kartonowym opakowaniu, które jest dodatkowo zafoliowane. Wewnątrz znajdziemy maleńką (uwielbiam małe opakowania), szklaną buteleczkę o pojemności 15ml. Opakowanie jest tak skonstruowane, że produkt nie lata wewnątrz kartonika. Sama buteleczka jest przezroczysta i wyposażona w aplikator w formie pipety. Jak już kiedyś wspominałam pipeta tudzież zakraplacz nie jest moją ulubioną formą aplikacji. Jednak dopuszczam taką formę w przypadku niewielkich opakowań takich jak np. to albo buteleczka olejku do skórek czy serum. Wtedy korzystanie rzeczywiście jest dość wygodne. Nie rozumiem natomiast takiej formy aplikacji w przypadku wyższych opakowań. Dla mnie to wtedy żadna wygoda, ale co kto lubi.


Konsystencja i zapach

Produkt ma postać olejku o żółtawej barwie. Nie jest on bardzo gęsty ani też bardzo rzadki. Jest to konsystencja pośrednia. Zapach jest bardzo podobny jak w przypadku olejku myjącego z tej samej serii. Ciepły, lekko cytrusowy i ulotny. Nie męczy więc swoją obecnością co dla mnie jest plusem. Zwłaszcza, że olejek należy stosować na noc.


Działanie

Produkt przeznaczony jest do cery mieszanej i tłustej ze skłonnością do niedoskonałości, przebarwień oraz nadmiernego wydzielania sebum. Moja cera jest mieszana, nie ma bardzo dużych skłonności do powstawania niedoskonałości, ale nie jest też bez skazy. Przebarwień nie posiadam, ale latem lubię się opalać więc teoretycznie jestem narażona na ich powstawanie, a olejku zaczęłam używać właśnie latem. Zanim zaczęłam stosować ten produkt byłam już w trakcie stosowania regulującego kremu na dzień. Uznałam więc, że olejek będzie dobrą opcją na wieczór. Olejek można stosować samodzielnie lub dodać parę kropel do kremu. Ja najczęściej stosowałam go w połączeniu z kremowym serum na noc. Jednak nie mieszałam go z serum tworząc jedność tylko najpierw nakładałam olejek, a następnie serum (czasem od razu, a czasem po kilku minutach). Najbardziej ucieszył mnie fakt, że olejek wchłaniał się u mnie dużo szybciej niż ten z Evree. Oczywiście nie trwało to sekundę, ale zdecydowanie szybciej niż w  przypadku Evree gdzie nawet niewielka ilość olejku długo się u mnie wchłaniała. Obawiałam się więc, że tu będzie podobnie. Efekty jakie zapewnił mi olejek to przede wszystkim wygładzenie skóry bez zapychania. Zastanawiałam się czy olejek rzeczywiście może zmniejszyć przetłuszczanie się cery bo w końcu to olejek więc sam w sobie jest tłustawy. Okazało się jednak, że mimo tej formuły moja twarz rano była nie tylko gładka, ale i matowa. W połączeniu z serum lub kremem otrzymywała jeszcze solidną dawkę nawilżenia, ponieważ olejek sam w sobie nie nawilża tak mocno. Lepsza pod tym względem powinna być wersja nawilżająca. Mimo opalania nie pojawiły się u mnie żadne przebarwienia. Myślę, że olejek mógł mieć w tym jakieś zasługi. Olejek Bielendy jest bardzo, ale to perfidnie wydajny. Za zwyczaj nie mam problemów ze zużyciem kosmetyków, ale tego olejku na jednorazową aplikację (twarz, szyja, ewentualnie dekolt) wystarcza naprawdę niewielka ilość. Problem polega na tym, że produkt należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od momentu otwarcia. Widząc jak wolno olejek ubywa z opakowania i znając szerokie zastosowanie naturalnych olejków zaczęłam go wykorzystywać również jako dodatek do maseczek oraz na bliznę pooperacyjną i to nie byle jaką bo długą. Nie sprawdzałam dokładnego wpływu na bliznę, ponieważ nie jest świeża i nie można już liczyć na wielkie efekty. Jednak olejki najczęściej pozytywnie wpływają na jakość skóry w miejscu blizny. A jak wiemy skóra której ciągłość została kiedyś przerwana nigdy nie będzie wyglądać tak jak ta na reszcie ciała. Olejek ładnie ją uelastycznia, wygładza i zmniejsza napięcie. Przez chwilę rozważałam nawet wykorzystanie do zabezpieczenia końcówek włosów, ale darowałam sobie ze względu na sebu control;) 
Podsumowując w moim przypadku olejek Bielendy okazał się lepszy niż propozycja Evree. Nie wiem do końca od czego to zależy. Być może moja skóra preferuje olejek arganowy. 

Koszt produktu wynosi 24,99zł. W promocji często kupimy go już za ok 18zł. 



Stosujecie olejki do pielęgnacji twarzy? Znacie olejki Bielendy?

Czytaj dalej »

niedziela, 27 września 2015

Ulubieńcy września!

Cześć Dziewczyny! 
Szczerze mówiąc w tym miesiącu miałam już zamiar darować sobie kwestię ulubieńców bo wrzesień, jesień, nastroje średnie i w ogóle marnie:D Kiedy jednak mimowolnie rzuciłam  w myślach hasło ulubieńcy szybko uświadomiłam sobie, że przecież jest o czym napisać, dziewczyno! Powiedziałabym, że nawet więcej niż ustawa przewiduje więc chyba powinnam się cieszyć? Niech zatem tradycji stanie się zadość.



Vichy nawilżający balsam pod oczy rozbudzający spojrzenie. Cóż… nie zachwycił mnie od razu. Używam go od początku lipca i nie od razu się polubiliśmy. Jego konsystencja jest trochę dziwna więc przez jakiś czas miałam z nim trochę zabawy, ale doszliśmy do porozumienia i jest dobrze. Cieszę się, że dałam mu szansę się wykazać;) Teraz pierwsze do robię po porannym i wieczornym oczyszczaniu twarzy to nakładam ten balsamik. Niedługo o nim napiszę.


Organique korzenne masło do ciała. Prawdę mówiąc słowo korzenny nie kojarzyło mi się z niczym przyjemnym w kwestii kosmetyków. Korzenne mogą być przyprawy albo ciastka, ale że masło? Ano może i nawet mnie się podobało:) Zostało mi na dwa użycia, ale myślę, że dopiero w październiku uda mi się o nim napisać.




Norel napinające serum żurawinowe. Czułam, że się sprawdzi i się nie pomyliłam. Efekt jest fajny i szybki, a zapach przyjemny i ulotny. Mój jakże radosny wpis prezentujący pierwsze wrażenia macie podlinkowany więc jeśli jesteście ciekawi zapraszam;) 

Moim ulubionym antyperspirantem w kulce (przeważnie takich używam) jest ten z Vichy. Dlaczego jednak umieściłam tu ten z CD? Wprawdzie chroni gorzej, ale zapewnia mi coś czego nie zapewnia Vichy i niestety wiele innych. Co takiego? Gładkie paszki!;) To właśnie w nim polubiłam;)


Balsam do rąk Wellness & Beauty wiśnia i róża zwrócił moją uwagę jeszcze pod koniec wiosny. Nie byłam wtedy pewna czy go kupić, ponieważ nie lubię zapachu róży w kosmetykach. Choć kilka miesięcy wcześniej miałam sól do kąpieli z tej linii zapachowej i byłam zadowolona. Co innego jednak sól, a co innego krem;) Tak się jednak złożyło, że dostałam ten krem w paczce od Rossmanna więc zaryzykowałam. Jak się okazało moje obawy względem zapachu były bezpodstawne. Nie jest to typowo mdły różany zapach. Woń mnie nie drażni, a sam kosmetyk dobrze pielęgnuje. Jestem z niego zadowolona tylko coś szybko ubywa i już prawie go kończę;)



Tusz L’Oreal Volume Million Lashes Feline zainteresował mnie od razu gdy tylko się dowiedziałam o jego istnieniu. Wcale go nie potrzebowałam, ponieważ mam w użyciu trochę mascar, które w jakiś magiczny sposób się otworzyły, ale musiałam go mieć. Lubię wersję klasyczną i czerwoną tego tuszu więc bez wahania kupiłam. Tusz przede wszystkim ładnie pachnie i co ciekawe pachnie tak przez dłuższą chwilę od nałożenia. Mam jakąś dziwną słabość do pachnących tuszów;) Szczoteczka jest silikonowa, ja wolę klasyczne. Jednak wybaczam, ponieważ jednocześnie jest wygięta, a takie lubię najbardziej. Ma swoje wady, ponieważ trochę opornie się zmywa i ciężej nim pomalować dolne rzęsy, ale przeważają zalety więc bardzo go polubiłam. Planuję poświęcić mu osobny wpis. Nie wiem na ile uda mi się oddać rzeczywisty efekt, ale zobaczymy.


Bielenda Skin Clinic Professional aktywna maska nawilżająca. Uwielbiam maseczki do twarzy. Mam zaległości w ich opisywaniu, ponieważ często czekałam do całkowitego zużycia, a potem nie było czasu opisać, ale mam nadzieję, że nadrobię (w planach m.in. recenzje maseczek Caudalie, Organique i oczywiście tej). Maska Bielendy przeznaczona jest do stosowania na noc. Ja jednak używam jej tak jak mi się żywnie podoba czyli albo na noc albo w ciągu dnia na jakiś czas albo nawet pod prysznicem. Maska szczególnie zaskoczyła mnie przy stosowaniu na noc i pod prysznicem. W kwestii efektów przypomina mi ona krem Vichy Idealia Skin Sleep. Używam jej od sierpnia i myślę, że w październiku pojawi się pełna recenzja żebym znowu nie zapomniała;)


Bielenda Argan Face Oil, Uszlachetniony olejek arganowy + sebu control. Po przygodzie z olejkiem do twarzy z Evree byłam trochę zniesmaczona i obrażona na olejki do twarzy, ale trafił swój na swego i w końcu jestem zadowolona. Nie wiem od czego to zależy, ale widocznie ta mieszanka jest dla mojej mieszanej cery po prostu lepsza. Skóra jest po nim bardzo wygładzona i nie obciążona. Również używam go od sierpnia i niedługo pojawi się wpis. 

Jest nawet coś do włosów. Opis zabiegu Pro Fiber oraz pierwsze wrażenia ze stosowania kosmetyków pojawiły się już na blogu. Stosuję je od początku sierpnia i dochodzę do wniosku, że najbardziej lubię dwufazowe serum Restore. Opisując pierwsze wrażenia trochę oszukałam siebie i przy okazji Was w kwestii konsystencji. Okazuje się, że przy porządnym wstrząśnięciu staje się ona trochę bardziej oleista, choć nadal dość lekka. Niemniej produkt bardzo polubiłam. Ułatwia rozczesywanie i układanie, nabłyszcza i chroni przed działaniem wysokiej temperatury lokówko-suszarki. Dodatkowo bardzo podoba mi się jego opakowanie. Produkt jest w moim przypadku wydajny, ale to mnie nie dziwi, ponieważ mam krótkie włosy;)



Nie wszystkie z tych produktów polubiłam od razu. Prawie w każdym znajdę jakąś wadę, ale mimo tego spokojnie mogę powiedzieć lubię to;) Mam jeszcze trochę produktów o sporym potencjale, ale na razie wstrzymam się z osądami:)

Znacie coś z moich ulubieńców? Pochwalcie się co Was ostatnio zachwyciło?

Czytaj dalej »

sobota, 26 września 2015

Catrice Liquid Camouflage 020 Light Beige

Cześć Dziewczyny!

Kamuflaż Catrice (Catrice Camouflage Cream) zna już chyba każdy. Ja również posiadam dwie wersje w słoiczku 020 i 030. Swego czasu stosowałam ten kamuflaż nawet na cienie pod oczami. Po jakimś czasie odeszłam jednak od tego pomysłu na rzecz lżejszych korektorów rozświetlających, a kamuflaż służył mi już tylko do zakrywania ewentualnego zaczerwienienia lub niedoskonałości.  Niedawno firma wypuściła nowość kamuflaż w płynie (Catrice Liquid Camouflage). Gdy tylko się o tym dowiedziałam uznałam, że bezwzględnie muszę go mieć! Zanim jednak zdążyłam się za nim rozejrzeć tak się złożyło, że dostałam go w prezencie;) Dziś chciałabym się podzielić swoimi wrażeniami ze stosowania tego nowego produktu. Producent zapewnia, że przy jego użyciu cienie pod oczami, niedoskonałości i zaczerwienienia są niczym pieśń przeszłości, a jak to wygląda u mnie?


Moja opinia

Opakowanie

Korektor otrzymujemy w przezroczystym, wygodnym 5ml opakowaniu z aplikatorem w formie gąbeczki. Gąbeczka zwykle nabiera zbyt dużo produktu na raz więc nadmiar wycieram o krawędzie opakowania. Samo opakowanie jest dość proste i estetyczne, wolałabym jedynie żeby było nieco mniejsze. Na bieżąco możemy obserwować ubytek. Choć mnie się jeszcze nigdy nie zdarzyło zużyć korektor do końca. Na zużycie mamy 6 miesięcy od momentu otwarcia co w moim przypadku zdecydowanie się nie uda;) Camouflage Cream mam dwa lata i daleko mu do dna (powinnam go już wyrzucić, ale nie zauważyłam żeby coś się z nim działo). 

Konsystencja i zapach

Płynny korektor pachnie czymś bliżej nieokreślonym, ale zapach ten znika od razu po aplikacji na twarz. Konsystencja jest o wiele bardziej przyjemna niż w przypadku jego starszego brata. Bardziej kremowa, mokra, lżejsza i nie trzeba grzebać palcem w opakowaniu;) 

Działanie

Gdy tylko zobaczyłam opakowanie tego korektora na żywo lekko się przeraziłam, ponieważ już na pierwszy rzut oka wygląda na bardzo jasny. Pomyślałam więc, że zostałam obdarowana najjaśniejszym odcieniem, którego sama nawet nie brałabym pod uwagę, ponieważ do bladziochów nie należę. Zaskoczyło mnie więc gdy na nakrętce ujrzałam 020 czyli odcień ciemniejszy. Jeśli ten jest jasny to prawdopodobnie 010 będzie idealny dla osób o bardzo jasnej cerze. Niestety dla mnie 020 jest zdecydowanie za jasny. Na ręce kolor wydaje się całkiem przyzwoity, z żółtymi tonami czyli teoretycznie w sam raz dla mnie. Jednak po wklepaniu odcień staje się bardzo jasny i w widoczny sposób odznacza się od mojej cery. Kiedy nałożę go pod oczy moje cienie pod oczami zastępują po prostu jasno-sine plamy;) Zdaje sobie sprawę, że odcień korektora pod oczy powinien być nieco jaśniejszy żeby rozświetlić spojrzenie, ale nie aż tak żeby porażał jasnością. Muszę go więc przypudrować i wtedy jest ok. Nie jestem szczególnie zaskoczona tym faktem, ponieważ większość korektorów jest dla mnie za jasnych. Mogłam się więc tego spodziewać, ale ubolewam, że producent wprowadził jedynie dwa odcienie. Podobnie rzecz ma się w kwestii niedoskonałości lub zaczerwienień. Kolor się odcina nawet po dobrym roztarciu/wklepaniu. Myślę, że jest to całkiem nieźle widoczne na zdjęciu, na którym mam nałożony ten korektor na gołą twarz. Pomijając problem koloru po przypudrowaniu jest przyzwoicie. Krycie jest dobre, ale przez nie do końca odpowiedni kolor nie mogę cieszyć się pełnią jego możliwości;) Z korektora korzysta się przyjemnie i bardzo sprawnie można go nałożyć. Jest on rzeczywiście wodoodporny. Po malowaniu ręki do zdjęcia nie mogłam jej domyć, musiałam użyć płynu micelarnego. Na skórze również utrzymuje się bez zarzutów aż do momentu demakijażu. Nie zauważyłam też żeby przyczyniał się do wzrostu powstawania niedoskonałości. Sądzę, że osoby o bardzo jasnych i jasnych karnacjach mogą być z tego produktu naprawdę zadowolone. W przypadku karnacji średniej takiej jak np. moja trzeba się już trochę pobawić by kolor się nie odcinał. Koszt produktu waha się w granicach 14-15zł.


Słyszeliście już o Catrice Liquid Camouflage?

Zobacz też: Catrice HD Liquid Coverage. 
Czytaj dalej »