środa, 30 marca 2016

Bjobj Ochronny krem do rąk z owsem oraz delikatne mydło w płynie

Cześć Dziewczyny!

Marka Bjobj do momentu przetestowania była mi zupełnie nieznana. Kojarzyłam ją jedynie z blogów. W lutym przybyły do mnie dwa produkty tej marki o dość enigmatycznie brzmiącej nazwie. Było to delikatne mydło w płynie z owsem oraz ochronny krem do rąk również z owsem. Tak więc typowe produkty codziennego użytku. Jak się spisały?



Bjobj delikatne mydło w płynie z owsem

Opis producenta

Opis oraz skład znajdziecie TUTAJ


Moja opinia

Mydło otrzymujemy w kartonowym opakowaniu, a wewnątrz znajdziemy butelkę z pompką o pojemności 250ml. Szata graficzna jest skromna, ale schludna. 
Osobiście za zwyczaj kupuję niedrogie mydła, ponieważ mydła zużywają się u mnie absolutnie na potęgę. Jestem czyścioszkiem! Cena mydła Bjobj jest dość wysoka, ale muszę przyznać, że to chyba jego jedyna wada. Jakkolwiek śmiesznie to nie zabrzmi to bardzo dobre mydło! Ma delikatną żelową konsystencję, dość specyficzny, ale niedrażniący zapach. Wyczuwałam w nim raczej coś innego niż owies, ale ciężko powiedzieć co to było:)Moja papuga spożywa radośnie m.in. owies więc wiem jak pachnie;) Mydło naprawdę nawilża! Mogłam to rzetelnie stwierdzić jak nikt inny, ponieważ ręce myję wielokrotnie w ciągu dnia, a kremu do rąk używam jedynie na noc. Tak więc uważam, że moja opinia w tej kwestii jest jak najbardziej miarodajna bo jeśli np. ktoś smaruje ręce kremem po każdym ich umyciu to zdecydowanie nie może stwierdzić czy mydło je nawilża;) Ja mogłam! Chyba jeszcze żadne mydło nie zapewniło mi takiego komfortu. Muszę przyznać, że zupełnie się tego nie spodziewałam. Podczas stosowania często głaskałam skórę dłoni żeby sprawdzić czy naprawdę nadal jest taka gładka;) Sądzę zatem, że będzie idealne dla osób z wrażliwą skórą dłoni. Wydajność była standardowa czyli niestety mydło dość szybko zostało upłynnione. Gdyby nie dość wysoka cena na pewno byłoby częstym gościem w mojej łazience:) Mydło ma przyjemny skład bez SLS i sztucznych barwników.

Bjobj ochronny krem do rąk z owsem

Opis producenta

Wszelkie informacje oraz skład znajdziecie TUTAJ


Moja opinia

Krem otrzymujemy w kartonowym opakowaniu, a wewnątrz znajdziemy białą tubkę o standardowej pojemności 100ml. Drobny minus za zakręcane zamknięcie. Wygodniejsze byłoby na zatrzask, ale przy stosowaniu raz na dobę nie było to dla mnie problemem. 
Zapach jest identyczny jak w przypadku mydła czyli specyficzny, nieco trudny do określenia. Według mnie nie jest zbożowy;) Produkt ma białą barwę i dość gęstą, odżywczą konsystencję. Potrzebuje nieco czasu na całkowite wchłonięcie się dlatego najlepiej nadaje się więc do stosowania na noc czyli dokładnie tak jak ja zwykłam czynić;) Zupełnie nie mam nawyku smarowania dłoni w ciągu dnia więc robię to „raz a dobrze” wyłącznie na noc:) Z tego powodu preferuję dość intensywnie działające produkty. Ten krem nawilżał i odżywiał skórę zdecydowanie na długo. Również mogę rzetelnie to stwierdzić bo pomimo nawilżających właściwości mydła, o których napisałam powyżej tak się złożyło, że zanim zaczęłam stosować krem do rąk mydło już miałam zużyte;) Nie stosowałam więc tych produktów równolegle. Krem nakładałam jedynie przed snem. Aplikowałam grubszą warstwę i na parę minut zakładałam bawełniane rękawiczki. Jeśli czytacie mojego bloga regularnie to na pewno wiecie, że postępuję tak praktycznie z każdym kremem do rąk;) Staram się bowiem nadrobić to, że nie stosuję kremów w ciągu dnia. Krem doskonale nawilża, wygładza i regeneruje skórę dłoni, a jego skład również jest przyzwoity. Nie wiem czy równie dobrze sprawdziłby się na mocno problematycznej, pękającej skórze dłoni, ale na mojej sprawdził się naprawdę dobrze:) Możliwe, że wypróbuję za jakiś czas inne wersje.


Te i inne kosmetyki Bjobj dostępne są w sklepie Bio-Beauty


Znacie markę Bjobj? Jakich kremów i mydeł najchętniej używacie?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 28 marca 2016

Lirene Beauty Collection peelingi do ciała mango i żurawina. Który lepszy?

Cześć Dziewczyny!

Jeszcze podczas wakacji krzątając się między półkami w Rossmannie dostrzegłam nowe peelingi do ciała Lirene Beauty Collection:) Skusiłam się wtedy na wersję Mango, a parę miesięcy później  tak się złożyło, że trafiły do mnie jeszcze 3 tubki. Jesteście ciekawi jak się spisały?


Lirene Beauty Collection Mango peeling ujędrniający

 

Opis producenta

Ciało będzie kusić jędrnością, aksamitną gładkością oraz owocowym zapachem. Głęboko oczyszczający, gruboziarnisty scrub modelujący, sprawia, że skóra błyskawicznie staje się odpowiednio napięta i odświeżona. Zawarty w formule wosk z mango nawilża i pozostawia na skórze delikatną, przyjemną warstwę odżywczą, która nadaje zmysłową miękkość i elastyczność. Słodki obiekt pożądania i sposób na domowe mini SPA!


Skład: Aqua (Water), Polyethylene, Sodium Laureth Sulfate, Triethanolamine, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Hydroxyethylcellulose, Sodium Salicylate, Disodium EDTA, PEG-70 Mango Glycerides, Glycerin, Disodium Adenosine Triphosphate, Carica Papaya (Papaya), Fruit Extract, Sodium Hydroxide, Algin, Methylisothiazolinone, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), Limonene, CI 19140 (FD&C Yellow No. 5), CI 16035 (FD&Red No. 4

Moja opinia

Peeling otrzymujemy w prostej tubce o pojemności 220g z zamknięciem na zatrzask. Tubka opatrzona jest miłą dla oka szatą graficzną. 

Na wersję mango skusiłam się z ciekawości, ponieważ w momencie kiedy go kupowałam był absolutną nowością. Wybrałam wtedy wersję mango przede wszystkim ze względu na zapach. Uwielbiam mango i inne soczyście owocowe zapachy peelingów:) Pomyślałam więc, że nawet jeśli nie będzie to peeling najwyższych lotów to przynajmniej dostarczy mi aromatycznych wrażeń pod prysznicem. Zapach absolutnie mnie nie zawiódł. Jest niesamowicie przyjemny i soczyście owocowy, dodaje wręcz energii! Konsystencja peelingu przypomina bardziej żel peelingujący niż taki typowy peeling, ale nie miałam mu tego za złe gdyż w kwestii peelingów lubię urozmaicenie. Potrafię zatem sięgnąć zarówno po tych mocniejszych zawodników, średnich jak i delikatniejszych, przeznaczonych do częstszego stosowania. W przypadku peelingu mango moc złuszczania jaką uzyskamy to od łagodnej do średniej. Efekty to zmiękczenie i wygładzenie skóry, uczucie odświeżenia i subtelny zapach pozostający przez chwilę na skórze. Nie zauważyłam jakiegoś szczególnego nawilżenia. Na pewno nie możemy liczyć na takie nawilżenie i pielęgnację jak w przypadku peelingów Organique, ale trzeba też dodać, że peelingi Lirene są parokrotnie tańsze także coś kosztem czegoś;) Trochę mnie zaskoczyło, że peeling mango nie jest peelingiem cukrowym;) Nie wiem dlaczego, ale w momencie zakupu byłam pewna, że to peeling cukrowy, a niestety nie sprawdziłam dokładnie składu. Peeling zawiera SLES co w przypadku takich żeli peelingujących jest dość częstą praktyką (wśród marek drogeryjnych). Mnie to osobiście nie przeszkadza, choć w przypadku peelingu wolałabym jednak bez SLES gdyż ja zawsze jeszcze dodatkowo myję ciało żelem. W peelingu mango najlepiej wspominam zapach:)


Lirene Beauty Collection Żurawinowy peeling cukrowy


Opis producenta


Otulające, odżywcze działanie dla skóry i relaks dla zmysłów w jednym rytuale pielęgnacyjnym. Peeling intensywnie wygładza skórę, dostarczając jej, podczas złuszczania, wartościowych składników pozyskiwanych z wyciągu z żurawiny. Zawarte w nim polifenole neutralizują wolne rodniki, a ekstrakt z imbiru oraz Glicerinum Purum silnie nawilżają. Ciało staje się wygładzone, otulone delikatną warstewką i jedwabiście miękkie.


Skład: Propylene Glycol, Glycerin, Sugar, Aqua (Water), Synthtics Wax, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamina, Zingiber Officinale (Ginger) roqt Extract Vaccinum Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extact, Parfum (Fragrance), CI 16255:1.

Moja opinia

Peeling żurawinowy również otrzymujemy w wygodnej tubce o pojemności 220g. Częściowo różni je jedynie szata graficzna;)


Nie wiem dlaczego, ale początkowo nie miałam szczególnej ochoty na wersję żurawinową. Być może miałam po prostu jakiś przesyt żurawinowymi produktami;) Skoro jednak do mnie trafił postanowiłam dać mu szansę bo a nuż będę zadowolona?;) W międzyczasie trafiałam na recenzje tych peelingów na innych blogach i bardzo często z nich wynikało, że wersja żurawinowa jest jednak najlepsza więc tym bardziej poczułam, że jednak muszę spróbować. Nie pożałowałam! W przeciwieństwie do peelingu mango peeling żurawinowy jest cukrowy. To dla mnie plus, ponieważ najbardziej lubię właśnie peelingi cukrowe. Konsystencja również różni się od poprzedniej wersji. Niestety nie uwieczniłam tego na zdjęciu, ale peeling żurawinowy jest przezroczysty, a wewnątrz zatopione są czerwone drobinki oraz kryształki cukru. Zapach okazał się jednak niezwykle przyjemny. Być może postrzeganie zapachu zależne jest u mnie częściowo od pory roku, ponieważ gdy wąchałam go latem nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak w momencie gdy zaczęłam go używać już zimą. Zapach zdecydowanie umilał mi prysznic! A wracając do konsystencji odniosłam wrażenie, że jest przyjemniejsza w obyciu w porównaniu do wersji mango. Taka jakby bardziej miękka:) Peeling złuszcza naskórek, nie podrażniając przy tym ciała. Jego moc to również od delikatnego do średniego w zależności od siły nacisku. Drobinki cukru nie rozpuszczają się zbyt szybko więc możemy dokładnie wymasować całe ciało aż po stopy. W przypadku tej wersji oprócz złuszczenia, wygładzenia i zmiękczenia naskórka zauważyłam również lekkie nawilżenie:) Nie aż takie żeby nie trzeba było już używać balsamu, ale zawsze lepsze to niż nic:) Muszę przyznać, że byłam z niego zadowolona. Ta wersja nie zawiera SLES i jej skład jest łagodniejszy. Nieoczekiwanie pobił działanie wersji mango i myślę, że jeszcze do niego wrócę albo wypróbuję wersję brzoskwiniową (dajcie znać czy fajna?).


Peelingi Lirene Beauty Collection dostępne są w większości drogerii. Ich cena regularna jest bardzo przystępna i wynosi 13-14zł, w promocji najczęściej 9,90. W ofercie dostępne są również inne wersje. Można je zobaczyć np. w internetowym sklepie Lirene. Na zdjęciu jeszcze peeling solny, ale akurat jego nie używałam więc póki co o nim nie wspominam.

Znacie te peelingi? Lubicie?
Czytaj dalej »

piątek, 25 marca 2016

Organique Łagodna emulsja do higieny intymnej

Cześć Dziewczyny!

Łagodną emulsję do higieny intymnej marki Organique kupiłam już bardzo dawno. Pojawiła się ona w ulubieńcach lipca. Oczywiście zdążyłam ją już jakiś czas temu zużyć. Nie jestem wielką fanką recenzji produktów do higieny intymnej, ale pomyślałam sobie, że ta emulsja pewnie nie jest zbyt dobrze znana i zapewne niewiele osób o niej napisało więc jak nie ja weteranka w kwestii kosmetyków Organique to kto?;)


Opis producenta

Wyjątkowa emulsja o bardzo łagodnej formule, opartej na roślinnych składnikach myjących. Dzięki zastosowaniu kwasu mlekowego posiada fizjologiczne pH, delikatnie myje, nie naruszając równowagi biologicznej okolic intymnych. Specjalnie skomponowane wyciągi roślinne wzbogacają emulsję o właściwości przeciwzapalne, łagodzące i regenerujące. Zapewnia odświeżenie i długotrwały komfort.

Moja opinia

Opakowanie

Kosmetyk otrzymujemy w wygodnym, przezroczystym opakowaniu, które zostało wyposażone w pompkę. Działa ona bez zarzutów, ale resztki produktu potrafią zasychać na jej końcówce. Trzeba je wtedy usunąć co zajmuje sekundę. Pojemność wynosi 250ml czyli o 100ml więcej niż np. w przypadku Provag. Produkt ważny jest 6 miesięcy od momentu otwarcia.

Konsystencja i zapach

Zapach jest identyczny jak w przypadku całej linii Bloom Essence czyli jak dla mnie kwiatowy, ale nietypowy. Może nie jest moim najulubieńszym zapachem tej marki, ale mam go dość wysoko w rankingu;) Konsystencja jest bajerancka. Żel jest różowy i mieni się tak jakby zawierał w sobie milion drobinek (taki sam efekt występuje w przypadku żelu Orchidea& Curacao). Nie udało mi się tego niestety uchwycić na zdjęciach, ale jeśli chcecie zajrzyjcie do podlinkowanej recenzji żelu - tam widać o co chodzi. Na skórze jednak te drobinki nie są wyczuwalne ani drażniące. Przyznam, że jeśli chodzi o takie efekty specjalne czyli nietypowe konsystencje i zapach w żelach do higieny intymnej na ogół jestem na nie, ponieważ dodatkowe substancje mogą prowadzić do podrażnień tych wrażliwych stref. Jednak w przypadku tego produktu po prostu miałam ochotę spróbować.

Działanie

Emulsja spełnia swą podstawową funkcję czyli oczyszcza miejsca intymne łagodnie i dokładnie pozostawiając po sobie delikatny zapach. Zapach jest na tyle przyjemny, że możemy używać tego produktu również jako żelu pod prysznic. Gwarantuję, że zupełnie nie będzie wrażenia, że myjemy ciało czymś przeznaczonym do higieny intymnej. Ja jednak rzadko to robiłam gdyż nie chciałam żeby kosmetyk skończył mi się przedwcześnie. Produkt delikatnie nawilżał, nie jestem jednak w stanie stwierdzić czy sprawdziłby się na tym polu u kobiet, którym doskwiera suchość w tych okolicach (np. w wieku około menopauzalnym). Ja jestem jeszcze w takim wieku, że tego typu problemy mnie nie dotyczą. Producent deklaruje łagodną formułę. Mnie absolutnie nie podrażniał. Nie jestem jednak w pełni przekonana co do tej gwarancji gdyż jak wspomniałam przy konsystencji tego typu dodatki jak połyskująca konsystencja i ładny zapach mogą niektóre osoby podrażniać. Zwłaszcza jeśli znajduje się w nich jakiś składnik, który może niekorzystnie na nie wpływać. Jeśli więc borykacie się ze skłonnością do podrażnień w tych strefach lepiej będzie postawić na coś mniej wyszukanego bez dodatkowych substancji zapachowych i bajerów czyli np. ginekologiczny Laktacyd. Jeśli jednak nieprzyjemności rzadko Wam się zdarzają emulsja Organique powinna się u Was sprawdzić równie dobrze jak u mnie.


Produkt ważny jest 6 miesięcy od momentu otwarcia. Przyznam, że miałam problem aby zużyć go w terminie mimo regularnego codziennego stosowania. Był bardzo wydajny! Jego koszt wynosi 32,90zł (ja kupiłam w promocji -20%). Cena jest więc jedną z wyższych w tej kategorii, ale przeliczając przez wydajność właściwie na jedno wychodzi;) A jeśli gdzieś wyjeżdżamy produkt może nam jednocześnie służyć jako żel pod prysznic. 


Po jakie tego typu produkty sięgacie? Znacie linię Bloom Essence? 

Wesołych Świąt:) Następny wpis pewnie dopiero w poniedziałek:)
Czytaj dalej »

czwartek, 24 marca 2016

Iwostin Purritin żel do mycia twarzy oraz żel punktowy

Cześć Dziewczyny!

Markę Iwostin poznałam dobre 10 lat temu kiedy niespodziewanie wiele perfumowanych kremów do twarzy i balsamów do ciała zaczęło mi mocno przeszkadzać. Problem był na tyle poważny, że wielu produktów nie byłam w stanie używać. Wtedy w aptece polecono mi bezzapachowy balsam do ciała, krem do twarzy oraz wodę termalną Iwostin. Przez jakiś czas wracałam do tych kosmetyków oraz próbowałam też innych marek aptecznych proponujących kosmetyki bezzapachowe albo te o delikatnych zapachach. Po jakimś czasie mój problem ustąpił i mimo, że nadal mój nos jest nadwrażliwy na niektóre aromaty to mogę już spokojnie używać przynajmniej części aromatyzowanych produktów. Długo już nie miałam do czynienia z marką Iwostin, ale jakiś czas temu poznałam dwa produkty do pielęgnacji twarzy z serii Purritinżel do mycia twarzy oraz żel punktowy.


Iwostin Purritin żel do mycia twarzy

 

Opis producenta

Dokładnie oczyszcza skórę. Normalizuje pracę gruczołów łojowych. Ogranicza rozwój bakterii P. acnes. Stymuluje regenerację naskórka. Nie podrażnia i nie wysusza skóry. Nie zawiera mydła. Nie wysusza skóry.

Moja opinia

Mój żel mieścił się w niewielkiej 100 ml tubce o prostej szacie graficznej, ale dostępna jest również wersja o pojemności 300ml w opakowaniu z pompką. Żel jest przezroczysty, a jego konsystencja pośrednia – ani zbyt gęsta ani bardzo rzadka. W przypadku tej serii zapach występuje, ale jest bardzo delikatny i wyczuwalny jedynie podczas mycia. Żel szczególnie polecany jest do cery tłustej, a nawet trądzikowej. Moja nie jest ani tłusta ani trądzikowa. Jest mieszana i jednocześnie wrażliwa. Mimo tego wiedziałam, że produkt może się u mnie sprawdzić gdyż już niejednokrotnie korzystałam z tego typu kosmetyków i dobrze na tym wychodziłam. Nie miałam więc żadnych szczególnych obaw związanych z tym produktem. Tym bardziej, że jest to marka apteczna, a jak wiecie takie marki z reguły się u mnie sprawdzają i darzę je większym zaufaniem. Żelu używałam zarówno do porannego jak i wieczornego oczyszczania twarzy. Jest delikatny dla skóry i nie wysusza, ale oczyszcza skutecznie. Całkiem nieźle radzi sobie z makijażem, ale od razu zaznaczam, że rzadko używam podkładów, a mój makijaż do głównie formuły pudrowe, które nie są tak trudne do usunięcia jak np. te bardziej kryjące podkłady. Stosowałam go również w połączeniu ze szczoteczką soniczną Foreo Luna. Nie używałam do demakijażu powiek, ponieważ do tego celu preferuję płyny dwufazowe. Nie zauważyłam żeby wyrządził mi jakąkolwiek krzywdę więc prawdopodobne, że jeszcze kiedyś do niego wrócę lecz w takim przypadku skuszę się na wersję 300ml gdyż wydajność nie jest mocną stroną tego żelu;) Produkt zawiera SLES co dla niektórych może być problemem. Mnie akurat ten składnik nie podrażnia więc nie zwracam na to uwagi.


Iwostin Purritin żel punktowy

 
Opis producenta

IWOSTIN Purritin żel punktowy -  natychmiast łagodzi stany zapalne skóry, przyspiesza proces gojenia się wyprysków,  działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie oraz reguluje wydzielanie sebum.

Właściwości:
- natychmiast łagodzi stany zapalne skóry
- przyspiesza proces gojenia się wyprysków
- działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie
- reguluje wydzielanie sebum

Moja opinia

Żel punktowy otrzymujemy w białej tubce o pojemności 15ml z wąskim zakończeniem. Jego zapach może nie należy do najwspanialszych, ale to typowe dla takich produktów. Zapach ten jest jednak bardzo ulotny więc nie męczy swą obecnością. Produkt ma postać przezroczystego, rzadkiego żelu, który łatwo wypływa z opakowania więc trzeba być uważnym podczas aplikacji. Można w nim wyczuć coś w rodzaju mikro-drobinek. Zwłaszcza w momencie gdy aplikujemy produkt. Jak już nieraz wspominałam moja cera nie należy do trądzikowych, jest mieszana i nigdy nie miałam typowego trądziku. Jednak jestem z tych osób pt.: „przezorny zawsze ubezpieczony” więc zawsze mam w zanadrzu coś na drobne wypryski, które niekiedy pojawiają się u mnie chociażby przed okresem. Nie jestem więc w stanie przewidzieć jak preparat sprawdziłby się w przypadku wielkich, podskórnych niedoskonałości czy też poważnego trądziku, ale w przypadku niewielkich i nielicznych niedoskonałości jest skuteczny. Najlepiej zastosować go gdy już czujemy, że coś się „rodzi” pod skórą. Zmiana wtedy zostaje szybciej złagodzona. Dodatkowo żel stosowany punktowo na niewielkie powierzchnie nie wysusza i niepodrażania skóry. Oczywiście mam na myśli umiejętne stosowanie, a nie pół tubki na raz;)



Znacie produkty marki Iwostin? Które serie dobrze Wam służą?
Czytaj dalej »