sobota, 31 grudnia 2016

Lirene skarpetki złuszczające oraz rękawiczki regenerujące

Cześć Dziewczyny!

Pod koniec października prezentowałam Wam nowości marki Lirene. Jeszcze tego samego dnia postanowiłam wypróbować skarpetki złuszczające, a dwa dni później rękawiczki regenerujące. Jakie były moje wrażenia odnośnie tych dwóch produktów?





Lirene Skarpetki Złuszczające profesjonalny zabieg do domowego użytku



„Profesjonalny zabieg do samodzielnego wykonania w domu, zapewniający efektywne usunięcie martwego naskórka i intensywne wygładzenie skóry stóp. Maseczka w formie gotowych do użycia, nasączonych skarpetek zawiera 7,5% kompleksu kwasów owocowych (mlekowego i glikolowego), które efektywnie stymulują proces eksfoliacji obumarłego naskórka, wspomagając odnowę skóry stóp. Intensywne działanie złuszczające maseczki trwa 7 – 10 dni po zastosowaniu. Zawarty w maseczce bogaty zestaw składników aktywnych pielęgnuje skórę w czasie i po zakończeniu zabiegu. UREA nawilża i reguluje proces rogowacenia, wyciąg z trawy azjatyckiej oraz olejek kokosowy regenerują i zmiękczają stwardniałą skórę. Kwas salicylowy w połączeniu z ekstraktem z miodu i afrykańskiego czerwonokrzewu (Rooibos) działają kojąco na świeżo złuszczoną skórę”.



Skarpetki złuszczające Lirene umieszczone zostały w płaskim papierowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy jedną parę skarpetek o pokaźnym, czyli tzw. uniwersalnym rozmiarze;) Skarpetki posiadają specjalny zgrzew chroniący zawartość więc żeby z nich skorzystać należy go po prostu rozdzielić. Nie wiem z jakiego dokładnie materiału były wykonane te skarpetki, ale kojarzyły mi się z czymś szpitalnym;) 
Skarpetki według mnie posiadają kwasowo-alkoholowy zapach, który przed użyciem jest bardzo delikatny, ale już po zdjęciu i nawet umyciu stóp bardziej intensywny. Utrzymuje się na stopach jeszcze po jakimś czasie po zdjęciu skarpetek i umyciu stópek. 
Jeśli chodzi o same skarpetki to jest to jeden z tych produktów, których raczej nie kupiłabym z własnej inicjatywy. Zawsze uważałam bowiem, że taki wynalazek nie jest mi potrzebny. Zwłaszcza, że nigdy nie miałam jakiegoś szczególnego problemu ze skórą stóp. Gdy jednak takie skarpetki do mnie dotarły uznałam, że mam dwa wyjścia: albo rzucę je gdzieś na dno szuflady albo użyję od razu żeby „mieć je z głowy”. Jak nietrudno się domyślić żeby mi nie zalegały postawiłam na tę drugą opcję. 
Producent zaleca żeby nałożyć skarpetki na umyte i osuszone stopy na czas 60-90 minut. Uznałam, że skoro moje stopy nie są problematyczne to wystarczy 60 max. 70 minut i tak też uczyniłam. Skarpetki nie są szczególnie komfortowe w noszeniu gdyż po pierwsze są wielkie (rozmiar uniwersalny zobowiązuje), a ja akurat mam drobne stópki, a po drugie podczas chodzenia wydają z siebie odgłosy chlupania;) Ślizgają się w klapkach więc lepiej nie biegać;) Po upływie ustalonego przeze mnie czasu opłukałam stopy wodą i lekko przemyłam mydłem gdyż zapach z "płynu skarpetkowego" nie był zbyt kuszący. 
Proces złuszczania miał pojawić się po 5-7dniach od użycia. Ja skarpetki zastosowałam dokładnie 31.10, a pierwsze symptomy łuszczenia zaobserwowałam 8 listopada. Podczas łuszczenia zaleca się smarowanie stóp odżywczymi kremami i tak też robiłam. Kiedy widziałam łuszczące się fragmenty skóry stóp dodatkowo wspomagałam ten proces skubiąc te skórki. Choć możliwe, że powinno się je zostawić same sobie. To jednak nie na moje nerwy;) Łuszczenie zakończyło się 15 listopada więc według mnie cały ten proces trwał długo. Stopy zyskały ładniejszy kolor, gładkość oraz miękkość. Wszak odsłoniły przede mną nową skórę. 
Jednak czy ten efekt był warty aż tak długiego czekania? Nie jestem co do tego przekonana, gdyż w moim odczuciu nie był on spektakularny. Podobne odczucia „dotykowe” zapewniały u mnie tradycyjne kremy i peelingi. Z tą jedynie różnicą, że tamte nie obdzierały mnie ze skóry;) Być może lepsze efekty można zaobserwować u osób, które mają naprawdę duże problemy ze skórą stóp i u których same kremy i peelingi to za mało. Dla mnie ten zabieg nie był szczególnie potrzebny, ale z przekory kupiłam jeszcze tego typu skarpetki Bielendy żeby mieć potem porównanie. Choć do tamtych niestety trzeba samodzielnie zaaplikować płyn. 


Lirene Rękawiczki Regenerujące dwustopniowy zabieg wygładzający



„Profesjonalny zabieg w dwóch krokach do samodzielnego wykonania w domu:
1. Intensywnie wygładzający peeling kwasowy typu gommage
2. Regenerująca maseczka w formie nasączonych rękawiczek
Unikalne połączenie wygładzająco-złuszczającego peelingu gommage do rąk z przywracającą miękkość, regenerującą maseczką w jednym rytuale pielęgnacyjnym”!



W przeciwieństwie do skarpetek rękawiczki regenerujące to produkt, który bardziej mnie ucieszył, ponieważ możliwość dodatkowego zadbania o dłonie jest zawsze na plus;) 
Zabieg na dłonie składa się z dwóch kroków. Pierwszym z nich jest peeling typu gommage, który dość słabo zapamiętałam gdyż po jego użyciu nic szczególnego nie zaobserwowałam. Z tego co pamiętam miał dość rzadką konsystencję. 
Drugim krokiem po wykonaniu peelingu i osuszeniu dłoni są rękawiczki, które podobnie jak skarpetki należy rozdzielić na zgrzewie, a następnie założyć, w tym przypadku na nasze rączki;) Rękawiczki, a raczej ich zawartość bardzo ładnie pachniała. Wydaje mi się, że jakby grejpfrutowo;) 
Rękawiczki należy pozostawić na dłoniach na 30 minut, a po zdjęciu pozostałość płynu wmasować w dłonie. Płyn z rękawiczek był z tych „mokrych” więc rzeczywiście po ich zdjęciu pozostało go jeszcze sporo. Po użyciu dłonie były gładkie, miękkie, nawilżone i jedwabiste w dotyku. Efekt utrzymał się do 24h. Jest to więc fajny gadżet do użycia raz jakiś czas albo jako kuracja uzupełniająca. Ze względu jednak na to, że rękawiczki są jednorazowego użytku ich zakup nie byłby zbyt opłacalny do częstego stosowania. W takim przypadku lepiej zainwestować nawet w jakiś drogi krem, który wystarczy na przynajmniej kilkanaście zastosowań. Jeśli jednak macie ochotę na domowe SPA to jak najbardziej takie rękawiczki mogą być miłą odmianą.


Korzystałyście ze skarpetek złuszczających lub rękawiczek regenerujących? Znacie te od Lirene? A może polecacie coś z tej kategorii?

Życzę Wam wspaniałego Sylwestra oraz Szczęśliwego Nowego Roku!:)
Czytaj dalej »

czwartek, 29 grudnia 2016

4 niebieskie produkty od Lirene, Bio Nawilżenie, Błękitna Alga oraz Płyn Dwufazowy

Cześć Dziewczyny!

Dziś przygotowałam dla Was cztery mini recenzje dotyczące produktów do pielęgnacji oraz oczyszczania twarzy z asortymentu marki Lirene. Miałam napisać o nich dużo wcześniej, ale niestety nie złożyło się więc postanowiłam połączyć wszystko w jednym wpisie, ponieważ produkty dawno już mam za sobą, a jednego z nich używała moja mama. Jakby nie patrzeć jest coś co łączy wszystkie te produkty. Niebieskie akcenty;) Czy jednak niebieskie było niebiańskie w działaniu?




Lirene Bio Nawilżenie Nawilżający żel micelarny z witaminą E


Nawilżający żel micelarny z linii Bio Nawilżenie otrzymujemy w opakowaniu typowym bardziej dla toników lub płynów micelarnych. Miałam wątpliwości czy opakowanie nie będzie mnie irytować, ale okazało się dość wygodne i funkcjonalne w użyciu. Nic się nie rozlewało, a pod koniec ustawiłam żel „na główce” dzięki czemu zawartość zużyłam do samego końca. Pojemność opakowania to 200ml i należy je zużyć w ciągu 9 miesięcy od otwarcia. Mnie oczywiście wystarczył na o wiele, wiele krócej, ale to standard;) Kosmetyk ma lekką żelową konsystencję z dodatkowymi witaminowymi kapsułkami, które rozpuszczają się podczas mycia. Produktu można używać na dwa sposoby: jako płyn micelarny nakładając na wacik lub jako żel do mycia twarzy w połączeniu z wodą;) Z tego pierwszego sposobu jakoś nigdy nie skorzystałam. Używałam go jako tradycyjnego żelu oczyszczającego. Warto też wspomnieć, że produkt posiada bardzo przyjemny zapach. Mnie on trochę przypominał serię Mauritius z linii SPA Resort Dr Irena Eris;) Jeśli chodzi o działanie nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń. Dobrze spełniał swe działanie oczyszczając, a jednocześnie nie podrażniając mojej cery. A dodatkowo proces oczyszczania uprzyjemniał mi jego zapach. Bardzo prawdopodobne, że kiedyś w przyszłości go kupię:)


Lirene Bio Nawilżenie Nawilżająco-matujący krem-mus z witaminą E na dzień i na noc - cera mieszana i tłusta



Krem otrzymujemy w niebieskim kartoniku, a wewnątrz otrzymujemy równie niebieski plastikowy słoiczek, który prezentuje się całkiem ładnie. Pojemność to standardowe 50ml, a zawartość należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Produkt posiada bardzo przyjemną konsystencję musu (niestety nie widać tego na zdjęciu), a dodatkowo również niebieskie kapsułki. 
Jego zapach jest bardzo subtelny, lekko morski. Jeśli chodzi o działanie to tutaj niestety wiele nie powiem gdyż się na nim zawiodłam i w efekcie szybko odstawiłam ten produkt. Moja cera jest mieszana, ale jednocześnie wrażliwa i być może właśnie dlatego ten krem nie przypadł mi do gustu. Rzeczywiście matuje, ale w moim przypadku słabo nawilżał i występowało u mnie uczucie ściągnięcia oraz suche skórki. Dlatego też krem oddałam siostrze. Co ciekawe jej nawet pasował. Do wyboru są jeszcze dwie inne wersje tych kremów. Osobiście tej wersji nie polecam, ale każdy jest inny i może akurat u kogoś się sprawdzi. Ja myślę, że bardziej do cery tłustej niż mieszanej.



Lirene Physio-Micelarny żel do oczyszczania twarzy z błękitną algą

Ten produkt otrzymujemy w wygodnym 200ml opakowaniu z pompką. Na jego zużycie mamy 9 miesięcy od momentu otwarcia.  Żel posiada delikatną i dość rzadką konsystencję oraz niezbyt przyjemny (jak dla mnie) zapach. To właśnie ten zapach (chyba alg?) powoduje, że nie wrócę do tego produktu w przeszłości. Sam żel podobnie jak ten z linii Bio Nawilżenie można stosować bez spłukiwania, czyli aplikując na wacik albo jako tradycyjny żel. Ja znowu stosowałam jako typowy żel, czyli do oczyszczania twarzy przy użyciu wody. W kwestii działania spotkałam się z różnymi opiniami. Jednych zachwycił, a innych podrażnił. Mnie natomiast ani nie zachwycił ani nie podrażnił. Oczyszcza dokładnie (ja używałam do samego mycia twarzy, a nie np. do demakijażu powiek), ale poza tym nie zauważyłam żadnych symptomów pielęgnacji. Jest to taki średniaczek;)


Lirene Dwufazowy płyn do demakijażu oczu wydłużający rzęsy


Ten produkt oddałam mamie. Miałam go używać sama, ale pochłonęła mnie rękawica do demakijażu więc kiedy pewnego razu mama zapytała czy przypadkiem nie mam dla niej jakiegoś płynu do demakijażu uznałam, że dam jej ten;) Produkt umieszczony został w dość zgrabnym 125ml opakowaniu z zamknięciem na zatrzask. Mama uznała jednak, że opakowanie jest wadą tego produktu gdyż jej zdaniem „ulewa się” podczas aplikacji na wacik. Gdzieś już się spotkałam z takim stwierdzeniem odnośnie tego produktu więc chyba rzeczywiście jest coś na rzeczy;) Jeśli chodzi o kosmetyki, które przekazuję mamie to… mama nigdy nie czyta ich etykiet. Chyba mi ufa:D Zawsze więc zarzucam jej tekstem typu „ten kosmetyk podobno ma… (i tu wymieniam w skrócie obietnice producenta). W przypadku tego płynu rzekłam, że ta dwufaza podobno ma wydłużać rzęsy, ale raczej na to nie licz;) Jeśli chodzi o działanie to mama jest alergikiem, ale nie zgłaszała żadnych podrażnień. Zmywała nim makijaż oczu, czyli głównie tusz i kredkę z dobrym skutkiem. Pewnego dnia rozbawiła mnie tekstem „ten płyn Lirene miał wydłużać rzęsy?”, na co ja „no tak teoretycznie”. Po czym mama odrzekła, że chyba nawet działa bo ma ostatnio jakieś wyraźniejsze i mocniejsze rzęsy;) Stwierdziłam, że jej nie wierzę, ale skoro ona tak czuje to może rzeczywiście coś jest na rzeczy;) 


Znacie linię Lirene Bio Nawilżenie albo dwa ostatnie produkty? Jakie były Wasze wrażenia względem nich? 

Ps. coś jestem zakręcona po tych Świętach. Dopiero wczoraj zauważyłam, że dodałam dwa razy to samo zdjęcie w poprzednim wpisie, ale już poprawiłam - KLIK;)
Czytaj dalej »

wtorek, 27 grudnia 2016

Manicure hybrydowy Indigo Nails: Saturn i Jupiter Effect oraz Mr. Black i Paris Blue

Cześć Dziewczyny!

Korzystając jeszcze z luźnej atmosfery chciałabym Wam pokazać mój świąteczny manicure hybrydowy;) Tym razem spod skrzydeł Indigo. A to dlatego, że ponad dwa tygodnie temu całkiem przypadkiem w sklepie Indigo Nails trafiłam na promocję 2+1, która wydała mi się warta uwagi;) Na zamówienie czekałam tydzień, ale na szczęście zdążyło do mnie dotrzeć przed świętami;) Indigo ma swoją siedzibę główną w Łodzi więc mogłam się wybrać na zakupy osobiście, ale akurat okoliczności nie bardzo mi sprzyjały więc wolałam zamówić przez internet.



Skusiłam się na bazę proteinową, removable top coat oraz lakiery hybrydowe: Mr. Black, Paris Blue by Natalia Siwiec oraz Saturn i Jupiter Effect, czyli lakiery, które nałożone na inny kolor mogą skutecznie odmienić nasz paznokciowy look;) Na podglądzie w sklepie internetowym zobaczyłam, że efekty najładniej prezentują się na czarnym lakierze więc mimo niemałej awersji do czerni specjalnie w tym celu zakupiłam Mr. Black;) 
Baza i lakiery kolorowe są według mnie bardzo gęste. Natomiast efekty są bardzo lekkie i nakłada się je naprawdę sprawnie. Na pewno są dużo wygodniejsze niż efekty w formie pyłków:) W swoim manicure na palec serdeczny nałożyłam Mr. Black oraz Saturn Effect, a na pozostałe paznokcie Mr. Black i Jupiter Effect. Paris Blue wypróbowałam na razie jedynie na wzorniku. Lakiery zostawiają bardzo lepką warstwę dyspersyjną więc musiałam bardzo dokładnie przetrzeć cleanerem.
Niestety ostatnio pozadzierałam sobie paznokcie więc mam teraz krótkie;) Jak widać manicure nie jest świąteczny w klasyczny sposób, ale czerwieni mam już dość, a renifery i inne bajery to już wyższa szkoła jazdy:) 

Znacie hybrydy Indigo? Co zmalowałyście na Święta?


Czytaj dalej »

piątek, 23 grudnia 2016

Mikołaj to Interendo!

Cześć Dziewczyny!

W nocy z niedzieli na poniedziałek miałam sen, w którym listonosz przyniósł mi paczkę. Dokładnie widziałam, że była zaadresowana do mnie;) Stwierdziłam, że już chyba marnie ze mną skoro nawet w snach odwiedzają mnie listonosze i kurierzy;) Ale… sen był proroczy gdyż tego samego dnia nawiedził mnie listonosz m.in. z niespodzianką od Interendo:* Jak to określiła Patrycja jest to spóźniony prezent urodzinowy, spóźniony mikołajkowy i… niespóźniony świąteczny:D



Jako że są święta pomyślałam, że nikomu nie będzie się chciało czytać recenzji więc uznałam, że podzielę się z Wami zawartością paczki od Interendo na łamach bloga;) Tak dla odmiany!

Kto jak kto, ale Patka naprawdę potrafi mnie zaskoczyć. Nie dość, że kompletnie niczego się nie spodziewałam to i zawartość była bardzo oryginalna i wyszukana:)

Pierwsze co zwróciło moją uwagę to kolorowe przysmaki;) Są cukierki w opakowaniu z myszką Mickey, żelki i jakieś danie – nie do końca wiem co to jest więc czekam na podpowiedź:D Na razie zjadłam tylko żelki;)

Dalej mamy oczywiście kosmetyki. Moją uwagę najbardziej przykuły limitowane kosmetyki It’s Skin Sesame Street:) Jest Macaron Lip Balm o zapachu zielonego jabłuszka oraz krem do rąk o zapachu truskawek:) Oba kosmetyki mają urocze opakowania, a Ewelina bardzo lubi takie zdziecinniałe akcenty;) Jeśli chcecie przeczytać więcej o limitce to pisała o nich niedawno Interendo – klik. Powiem szczerze, że przypadły mi do gustu te produkty i od razu chciałam zrobić napad na ebay w celu zakupu jeszcze pozostałych wersji kremów do rąk – zwłaszcza czekoladowej!!! Ale na Ebay mają akurat w tym przypadku mniej korzystne ceny niż w koreadepart gdzie kupowała Interendo. Problem w tym, że ebay ogarniam, a z zagranicznymi sklepami jeszcze nie próbowałam więc wolałabym ebay:P

Od razu zaintrygował mnie też Essence gel Rouge  Maquillage, ponieważ znam już bazę pod makijaż z tej serii i jest naprawdę fajna. To mazidełko do ust też przypadło mi do gustu gdyż ma bajeranckie opakowanie i ładny kolor z połyskiem. Dokładnie taki jak lubię, czyli z czerwonym tonem, ale jednocześnie dający nieprzerysowany efekt – coś w rodzaju soczystych ust:) Jedyną wadą jest nieco dziwny zapach aplikatora. Poza tym świetny produkt:)

Było też peptydowe serum do twarzy Mizon Peptide 500 Ampoule. Sera do twarzy bardzo lubię więc na pewno się nie zmarnuje. Pamiętam, że czytałam o nim kiedyś u Iwonyklik.  


Kosmetykiem, którego chyba nigdy wcześniej nigdzie nie widziałam jest The Saem Jeju Horse Oil, czyli jakiś nawilżający krem do ciała o żelowej formule. Jeszcze go nie próbowałam:) 

Interendo dziękuję i na razie nie zdradzę jakie są moje plany:) 

Jeśli jeszcze jakimś cudem nie znacie to zapraszam Was na bloga Interendo. Na pewno nie raz znajdziecie tam zaskakujące i oryginalne treści (mnie zajęło trochę czasu zanim przywykłam do prezentowanej tam formuły wypowiedzi, ale teraz czuję się tam jak w domu:D) Interendo ma też kanał na YT:)


Na koniec chciałabym Wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku! Nie jestem ekspertem od życzeń więc prosto i tradycyjnie;) Jak pewnie niektórzy z Was wiedzą (choć nie zabrzmi to dobrze i nie bierzcie ze mnie przykładu) - nie jestem szczególną fanką świąt. Lubię okres przedświąteczny, ale gdy już przyjdzie co do czego tylko czekam aż będzie „święta, święta i po świętach”;) Niemniej chciałabym wszystkim nowym i "starym" Czytelnikom serdecznie podziękować za kolejny rok z Secretaddiction86! Za wszystkie wiadomości, komentarze, ciepłe słowa, pozytywny odbiór bloga i mnóstwo przejawów sympatii:) Nawet nie wiecie jak wiele mi to daje:)

Czytaj dalej »