poniedziałek, 30 stycznia 2017

Bell Hypoallergenic pielęgnacja i makijaż ust

Cześć Dziewczyny!

Jak wiecie bardzo lubię produkty do ust. W szczególności te pielęgnacyjne, ale również i te makijażowe zaczęły u mnie odgrywać coraz większą rolę;) Przez ostatni rok moje zbiory w tej kategorii znacząco się rozrosły i zaczęłam korzystać z różnych formuł;) Cenię sobie kosmetyki hipoalergiczne, bezzapachowe i o bezpiecznych formułach więc byłam ciekawa jak się u mnie spiszą produkty marki Bell Hypoallergenic. Dziś zatem o czterech produktach do ust;)





Hypoalergiczny balsam regenerujący usta



„Balsam regenerujący błyskawicznie łagodzi podrażnienia na spierzchniętych, popękanych i podrażnionych ustach. Formuła zawiera kojący wyciąg z aloesu oraz filtr UVB, który chroni usta przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym. Nadaje ustom delikatny połysk sprawiając, że wyglądają one świeżo i zdrowo”.

Zaczynamy od balsamu do ust, ponieważ ze względu na to iż posiadam usta wrażliwe i skłonne do wysuszenia, tego typu produkty są dla mnie kluczowe. Nie ma dnia żebym choć kilka razy nie nałożyła na usta balsamu;) Po pierwsze muszę, a po drugie lubię. Balsamy do ust zapewniają mi bowiem swego rodzaju komfort;) Zużyłam chyba z milion balsamów, ale nie przypominam sobie żebym miała taki w formie wysuwanej kredki. Lubię ciekawe rozwiązania więc taka formuła nawet mnie ucieszyła;) Choć do wad mogłabym zaliczyć dłuższe niż standardowo opakowanie, a to dlatego, że zajmuje więcej miejsca w torebce. Dla większości będzie to jednak całkiem nieistotny szczegół;) Samo opakowanie jest porządne i dość odporne na upadki;) Z tego co pamiętam było też dodatkowo ofoliowane, co jest dość istotne biorąc pod uwagę „drogeryjne macantki”. Na pewno wiecie co mam na myśli;) Niestety nie wiem jaka jest gramatura, prawdopodobnie była na folii, którą od razu wyrzuciłam. Produkt ważny jest 12 miesięcy od momentu otwarcia. Sama „balsamiczna kredka” posiada jasnoróżowy kolor, ale nie barwi ust. Na ustach pozostawia subtelny połysk, a jej konsystencja jest leciutka więc najlepiej nałożyć parę warstw. Osobiście muszę czuć, że mam coś nałożone;) Jeśli chodzi o właściwości to jest całkiem nieźle gdyż po użyciu usta są nawilżone, miękkie, lekko błyszczące i wyglądają na zadbane. Jeśli zaś chodzi o momenty kryzysowe to wtedy balsam jest już ciut zbyt lekki. Balsam nie posiada zapachu więc przynajmniej jest pewność, że nie będzie drażnił;)


Hypoalergiczna pomadka do ust w kredce



„Aksamitnie kremowa konsystencja pomadki pokrywa usta jednolitym kolorem, bez ich sklejania. Gruba kredka, która nie wymaga temperowania umożliwia równomierną aplikację produktu. Nawilża, zmiękcza i wygładza delikatną skórę ust dzięki zawartości emolientów. Występuje w dwóch wersjach kolorystycznych: delikatnych -sotf oraz mocnych-intense”.

Pomadki do ust w formie kredek lubię, ponieważ często posiadają właściwości lekko nawilżające, łatwo się rozprowadzają oraz są wygodne w stosowaniu;) Dodatkowo są też wydajne. Pomadka ma identyczne opakowanie jak w przypadku balsamu, różni je jedynie sam kolor. Pomadka do ust w kredce występuje w kilku odcieniach. Do mnie trafił 02 i szczerze mówiąc nie wiem czy zdecydowałabym się na taki kolor z własnej inicjatywy. Jest on bowiem dla mnie nieco zbyt „różowiasty” i nakładany w większej ilości daje u mnie zbyt chłodny efekt. Przez co średnio koresponduje z moim typem urody. Na całe szczęście trafiła do mnie wersja soft więc kredkę dość łatwo okiełznać. Dzięki temu można sobie dopasować poziom intensywności koloru. Ja żeby zminimalizować nieco zbyt zimny podton nakładam cienką warstwę lub na balsam do ust. Wtedy uzyskuję delikatny kolor, który dobrze zgrywa się z twarzą i pozostałymi częściami makijażu. Odcień to rzecz bardzo indywidualna więc każdy musi dobrać sobie sam. Nie polecam sugerować się odcieniem na cudzych ustach gdyż ten sam nr pomadki może wyglądać zupełnie inaczej u kogoś innego. Jest to zależne chociażby od naturalnego koloru ust. Pomadka zapewnia naturalne wykończenie z leciutkim połyskiem. Nie wysusza ust, a nawet dość przyjemnie je zmiękcza.


Hypoalergiczna baza utrwalająca makijaż ust




„Produkt nałożony na usta przed wykonaniem makijażu wyrównuje ich koloryt. Kremowa struktura bazy sprawia, że jest niezwykle łatwa w aplikacji oraz idealnie się rozprowadza. Usta zyskują zdrowy wygląd, są nawilżone i wygładzone. Nałożone na bazę pomadka lub błyszczyk wyglądają perfekcyjnie przez wiele godzin”.

Baza pod makijaż ust to produkt, którego nigdy wcześniej nie miałam, ale przyznam, że byłam ciekawa czy i co może mi taki kosmetyk zaoferować? Bazę do ust otrzymujemy w czarnym opakowaniu i występuje ona w formie wysuwanego beżowego sztyftu. Sprawia on takie wrażenie jakbym nakładała na usta nie coś do ust, a bardziej coś w rodzaju korektora. Myślę, że taki produkt może być pomocny w przypadku kobiet, które posiadają niejednolity koloryt ust albo przebarwienia na wargach. Baza pozwoli wtedy lepiej przygotować usta na przyjęcie koloru i zminimalizować widoczność wszelkich plamek, nierówności tudzież prześwitów. Przyznam, że ja akurat jakich problemów nie mam. Mam jedynie ciemniejszą obwódkę wokół dolnej wargi i czasami pytają mnie czy używam konturówki, a to tylko moje usta;) Nie przeszkadza mi to jednak. Przynajmniej kontur ust nie rozmyje mi się na starość;) Niemniej bazę z ciekawości wypróbowałam. Jej aplikacja jest prosta choć sam kolor sprawia, że po nałożeniu usta prezentują się nieco dziwnie. Nie ma to jednak znaczenia gdyż na bazę i tak nakłada się kolejny produkt, np. szminkę lub błyszczyk. Rzeczywiście baza sprawia, że makijaż ust utrzymuje się dłużej, a dodatkowo usta są wygładzone. Choć muszę przyznać, że nie sięgam po nią często gdyż zwyczajnie zapominam;) Najczęściej odruchowo nakładam balsam do ust i na to pomadkę;) Jest to taki produkt ciekawostka;)


Hypoalergiczna matowa pomadka w płynie



„Najmodniejsze, superkryjące odcienie i trwały, matowy efekt już za pierwszym pociągnięciem. Płynna formuła pozwala na łatwą i precyzyjną aplikację. Pomadka nie przesusza ust i nie pozostawia nieestetycznych skórek. Usta pozostają wygładzone, miękkie i pełne intensywnego koloru przez cały dzień”.

Przyznam, że kiedy zobaczyłam ten produkt pomyślałam sobie: „Matowa pomadka? Ojej, dlaczego? :(”. Zawsze bowiem krytykowałam ten rodzaj makijażu, a dodatkowo większość tego typu produktów wysuszało moje wrażliwe usta. Z góry więc zaznaczyłam, że nie używam i nie chcę matowych pomadek. Jednak mimo tego jak widać jedna sztuka wpadła w moje ręce. Zniechęcona tym faktem stwierdziłam, że użyję i jeśli mnie wysuszy to będzie pierwszy i ostatni raz. Więcej szans nie będzie!;) I nałożyłam. Rzecz jasna na odrobinę balsamu gdyż nie wyobrażałam sobie inaczej. Po nałożeniu zabrałam się za generalne porządki więc przez kilka godzin nie robiłam nic z ustami. Po upływie tego czasu ze zdziwieniem uznałam, że pomadka nie wysuszyła moich ust. I co ciekawe to zainspirowało mnie do wypróbowania matowych pomadek innej marki;) A gdyby nie to doświadczenie to na pewno nie dałabym im szansy. Po tą pomadkę jednak szczególnie nie sięgam gdyż odcień 03 jest dla mnie zbyt „różowiasty”, a na ustach wygląda cukierkowo i chłodno. Bardziej niż pomadka w kredce choć na ręce odcienie wydają się być niemal bliźniacze. Pomadka jako jedyny produkt z tej serii ma nieco dziwny, jakby kwaśny zapach. Natomiast jej konsystencja jest płynna i szybko zastygająca. Wgryza się w usta i trwa na nich przez kilka godzin. Podsumowując kolor jest nie mój, ale przygoda z tym produktem uświadomiła mi, że da się znaleźć matowe pomadki, które nie wysuszają. Właśnie to jest dla mnie wartością dodaną w tym wypadku:) A może po prostu płynne formuły są łagodniejsze niż te w sztyfcie? 

Znacie produkty do ust marki Bell Hypoallergenic?


Czytaj dalej »

sobota, 28 stycznia 2017

Secretaddiction.pl – nowy wygląd, nowa jakość!:)

Cześć Dziewczyny!

Skromna ze mnie dziewczyna, ale lubię się chwalić blogowymi sprawami;) Ktoś wspomniał o moim blogu? Umieścił w rankingu? W jakiś sposób docenił? Pewnie, że pochwalę!:) A co?! Przecież trzeba pielęgnować pozytywne emocje:) Dziś blog przeszedł kompleksową metamorfozę i od teraz znajdziecie go pod adresem secretaddiction.pl.



Wczoraj:)


Długo zastanawiałam się czy zdobyć się na ten krok i zmienić oprawę wizualną oraz podpiąć bloga pod własną domenę. Stary szablon cały czas mi się podobał więc nie byłam przypięta do muru i nie czułam konieczności przeprowadzenia liftingu strony:) Jeszcze więcej wątpliwości miałam w kwestii przejścia na własną domenę secretaddiction.pl. Przez 3 lata blog dobrze prosperował pod nazwą secretaddiction86.blogspot.com i tak naprawdę nie czułam potrzeby żeby to zmieniać. Jedyne co mnie drażniło to „86”, ale tak to jest jak się wymyśla nazwę spontanicznie;) Z drugiej strony nie sądziłam, że blog okaże się być tak dobrym pomysłem i pewnie dlatego nie przemyślałam kwestii nazwy;) Wiele blogów, nawet tych mega popularnych nadal opiera się na blogspot.com i nie uważam żeby to był jakiś obciach, ponieważ według mnie o jakości strony świadczy przede wszystkim zawartość jej treści. W szczególności tekst. Niemniej zmiany zarówno te wizualne jak i techniczne co jakiś czas chodziły mi po głowie. Tylko nie mogłam się do nich zebrać, ponieważ jestem typem blogerki, której główna aktywność na blogu ogranicza się do pisania postów i robienia zdjęć;) Z reguły sama niczego nie zmieniam ani nie majstruję w kodzie strony w obawie, że blog mi się rozsypie;) Kieruję się zasadą „lepiej tego nie dotykaj”. Co prawda w szkole miałam 5 z informatyki, a na studiach zaliczałam ten przedmiot eksternistycznie, ale niestety nie było tam egzaminów z bloggera:D Zresztą w tych czasach i tak nie miałam nic wspólnego z blogowaniem, a same blogi pełniły wtedy głównie funkcje pamiętników;) Przez dłuższy czas byłam też w związku z informatykiem więc nie musiałam się martwić o sprawy komputerowe i co za tym idzie odpuściłam swój rozwój w tym zakresie:D Muszę przyznać, że lubię ryzyko i na ogół szybko podejmuję decyzję, ale nie w przypadku blogowych kombinacji, ponieważ blog to moje „dziecko” i zawsze boję się, że się wysypie i popsuje;) 
Dziś:)

Z tego powodu zmian nie dokonałam sama. Co więcej nie zrobiłam przy nich praktycznie nic! Wszystkim zajęła się Kasia z Just Stay Classy. Kasia stworzyła również mój poprzedni szablon, z którego byłam zadowolona więc wiedziałam, że mogę jej zaufać i nawet nie brałam pod uwagę nikogo innego. Moja aktywność ograniczyła się więc jedynie do wykupienia domeny na ovh.pl oraz przedstawienia wizji zmian;) Ta wizja była nieco mglista, ponieważ wiedziałam jakie chcę mieć na stronie gadżety oraz marzyło mi się rozbudowane menu, ponieważ zrobiłam trochę bałaganu w etykietach;) Nie wiedziałam jednak do końca jak miałby wyglądać nagłówek i wszelkie kwestie graficzne. Uznałam tylko, że dalej musi być niebiesko i radośnie;) Żadnych ponurych klimatów ani nadmiernego minimalizmu;) Wszystko to dlatego, że przy poprzednim szablonie nie raz zdarzyło mi się przeczytać, że strona się wyróżnia, ma swój specyficzny charakter i od razu wiadomo, że to blog Eweliny. O to właśnie mi chodziło zarówno poprzednim razem jak i teraz. Nie chciałam stracić swojego „stylu”;) Początkowo miałam podesłać Kasi jakieś inspiracje, ale tak naprawdę nic takiego nie znalazłam więc mój przekaz był jedynie pisemny;) Mimo tego Kasia świetnie poradziła sobie z tą moją niejasną wizją zmian od strony graficznej, a ja od razu „klepnęłam” już ten pierwszy, wstępny projekt:) Musicie przyznać, że to niezły wyczyn trafić w gust kogoś kto nie do końca wie jak to sobie wyobraża?:) Ewelina ma bowiem niestety coś takiego, że brakuje jej wyobraźni wizualnej i graficznej. Jest w stanie powiedzieć czy się podoba dopiero jak zobaczy;) W tym przypadku zobaczyła i padła z zachwytu:) Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy ma inny gust, ale w końcu to mój blog. Poświęcam mu sporo czasu więc ważne żeby dobrze oddawał mój charakter. Nie zamierzam się bowiem dopasowywać do trendów. Blog musi być „z mojej bajki”;) Zmiany na moim blogu były dość czasochłonne, ponieważ przez 3 lata pisałam regularnie i znajduje się na nim mnóstwo różnorodnej treści, a rozbudowane menu przy takiej ilości wpisów to prawdziwa przeprawa, podobnie jak kontakt ze mną;) Wie o tym każdy kto wdawał się ze mną w dyskusję, ponieważ moje maile za zwyczaj są długie i szczegółowe. Potrzeba więc anielskiej cierpliwości;) 

Kategorie tak jak chciałam są rozbudowane, ale ze względu na to, że panował u mnie bałagan w etykietach nie wszystkie są zapełnione. To już sobie sama zrobię, ale jeszcze nie dziś, ponieważ jestem zbyt podjarana tymi zmianami;) Mogłam oczywiście zaetykietować posty od nowa, ale przy tylu wpisach i moim nerwowym usposobieniu to niezbyt kusząca wizja:) Ponadto niektóre zakładki są „przyszłościowe”, tzn. pojawią się w nich te posty, które kiełkują w mojej głowie;) Wszak przezorny zawsze ubezpieczony. Napotkałyśmy też na jeden problem, ponieważ ja przez cały czas zawsze pisałam najpierw w Wordzie i dopiero przeklejałam post do bloggera (teraz też to robię;)). Niestety nowy kod się z tego „nie ucieszył” i dodał kilka ciepłych słów od siebie na wstępie każdego wpisu:D Sama jestem sobie winna! Jako że na moim blogu jest ponad 600 wpisów, nie wiem czy moje nerwy wytrzymają modyfikację kodu każdego z nich. Dlatego póki co poprawionych jest tylko parę najnowszych;) Podobnie z rozmiarem zdjęć:) 


Wyszła epopeja więc komunikat dla nielubiących czytać brzmi: jestem bardzo zadowolona z nowego wyglądu bloga i polecam Kasię, która wszystko rzetelnie wykonała, wgrała i wyjaśniła jak krowie na granicy;)


Ps. jeśli macie mnie w swoich blogrollach to podmieńcie adres na http://www.secretaddiction.pl/, pięknie Was o to proszę:) 

Zapraszam też na FB oraz Instagram:) 


Dajcie znać czy podoba Wam się nowy wygląd bloga i jakie jest Wasze podejście do wszelkich blogowych motyfikacji? Często wprowadzacie zmiany na swoich blogach czy może podobnie jak ja podchodzicie do nich powoli i niepewnie?;)
Czytaj dalej »

czwartek, 26 stycznia 2017

Clarena Super Lift Eye Roll-On

Cześć Dziewczyny!

Pielęgnacja okolic oczu jest bardzo ważna. Dlatego też chętnie sięgam po kremy i sera pod oczy. W październiku trafiło do mnie serum pod oczy Clarena Super Lift Eye Roll-On i od razu wzięłam się wtedy za jego testowanie;) A co z tego wynikło?



„Intensywnie liftujące serum do pielęgnacji okolic oczu. Zawiera składnik aktywny o nazwie Liftonin®XPress, który wypełnia zmarszczki. Preparat zapewnia natychmiastowy i długotrwały efekt liftu. Doskonale sprawdza się jako baza pod makijaż. Opakowanie zostało wyposażone w roll-on, który zapewnia komfortowe użycie. Dodatkowo podczas aplikacji metalowa kulka przynosi ukojenie podrażnionej skórze”.

Serum pod oczy Clarena Super Lift Eye Roll-On otrzymujemy w kartonowym pudełku. Sam produkt występuje zaś w estetycznym białym opakowaniu wyposażonym w specjalny chłodzący, „kuleczkowy” aplikator. Produkt zaleca się zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia, czyli dość standardowo:) 

Serum pod oczy wdrożyłam do swej pielęgnacji w październiku i używałam go przez 2 miesiące, codziennie rano. A to dlatego, że na noc w owym czasie stosowałam serum Orphica, które producent zalecał używać właśnie na noc;) Początkowo byłam tym produktem oczarowana gdyż stosowanie było bardzo przyjemne i komfortowe. Serum ładnie się rozprowadzało i szybko wchłaniało nie pozostawiając po sobie tłustej ani lepkiej warstwy. Świetnie współpracowało również z moim korektorem MUFE. W dodatku zaraz po aplikacji skóra była bardzo gładka w dotyku i rzeczywiście sprawiała wrażenie jakby bardziej napiętej i zwartej. Słowem „wyliftingowanej” na tyle na ile mógł to uczynić kosmetyk, ponieważ należy pamiętać, że serum to nie skalpel:) Produktu używało mi się bardzo przyjemnie do czasu aż na przełomie listopada i grudnia się rozchorowałam i ni stąd, ni zowąd doznałam silnego przesuszenia w okolicy pod oczami. Mogło być ono spowodowane chorobą i częstym pocieraniem twarzy, warunkami atmosferycznymi albo było to jakieś podrażnienie. Ciężko stwierdzić, ale w tym momencie serum okazało się już być niewystarczające i musiałam wytoczyć cięższe działo w postaci kremu Norel, o którym mam nadzieję, że jeszcze napiszę. Jak więc oceniam serum Clarena? Mimo wszystko dobrze. Po prostu na zimę ma zbyt lekką, wodnistą konsystencję i nie radzi sobie z nawilżeniem okolic oczu;) Trzeba bowiem pamiętać, że tego typu sera nie są stricte nawilżające.


Znacie kosmetyki Clarena? Sięgacie po serum pod oczy czy bardziej stawiacie na kremy?
Czytaj dalej »

wtorek, 24 stycznia 2017

Shinybox styczeń 2017 Party Time

Cześć Dziewczyny!

Na początku stycznia ku mojemu zaskoczeniu dostałam zaproszenie do grona Ambasadorek Shinybox i tym samym możliwość poddawaniu ocenie boxów począwszy od Shinybox Party Time. Jak zapewne wiecie, swego czasu kupowałam całkiem sporo boxów kosmetycznych lecz z moim zadowoleniem bywało różnie. Czasem zdarzało się, że znajdywałam w boxie „produkt gwiazdę”, który był na tyle dobry, że rekompensował resztę zawartości nawet jeśli była nie do końca trafiona. Bywało jednak też tak, że do gustu przypadła mi tylko połowa produktów albo nawet mniej. Istna ruletka;) Dlaczego więc zgodziłam się publikować na łamach swojego bloga wpisy dotyczące Shinybox i InspiredBy? Po pierwsze dlatego, że wpisy te mają zawierać moje w pełni subiektywne opinie i spostrzeżenia (prawdę mówiąc nie raz zastanawiałam się czy opinie Ambasadorek są szczere czy naciągane?), a po drugie z maili wywnioskowałam, że ekipa pracuje nad zmianami i ma być sporo ciekawych inicjatyw. Interesują mnie więc przede wszystkim modyfikacje. Zmiany zdecydowanie są potrzebne, ponieważ rynek boxów kosmetycznych jest przesycony i czas najwyższy żeby zadbać o zadowolenie klienta. Będę więc bacznie obserwować czy i jak sytuacja będzie się rozwijać;) Póki co przychodzę do Was z przeglądem styczniowego pudełka Shinybox Party Time. Jak zapewne wiecie jakiś czas temu skusiłam się na edycję listopadową, która średnio przypadła mi do gustu, a grudniową odpuściłam. Jak zatem wypada Shinybox styczeń 2017?



Pierwszą rzeczą, na którą zwracam uwagę jest oczywiście szata graficzna pudełka. Tym razem jest to iście karnawałowe pudełko Party Time. Jego barwy mi się podobają więc wizualnie do mnie trafia. Plusem jest to, że pudełko możemy otworzyć bez zdejmowania jego pokrywy. Natomiast do minusów można zaliczyć jakość wykonania – dawniej pudełka były sztywne i wytrzymałe, ale o tym wspominałam już jakiś czas temu. Niemniej i tak je wykorzystam, ponieważ pudełka zawsze się przydają. Albo do przechowywania różności albo w przypadku wysyłek paczek;)

A co w środku?



Podążając za motywem przewodnim Shinybox Party Time nie spodziewałam się kosmetyków codziennego użytku, a raczej w dużej mierze takich imprezowych, mających pomoc osiągnąć określony – karnawałowy efekt. Słowem blink blink i zabawa do białego rana;) Spoglądałam oczywiście na facebook’owe podpowiedzi, ale nie pomogło mi to w utworzeniu klarownej wizji tego co dokładnie znajdę w środku;) Wiedziałam jednak, że na pewno w pudełku znajdzie się kosmetyk rosyjskiej marki. Szczerze mówiąc to wywołało u mnie pierwszy smuteczek gdyż w odróżnieniu od wielu innych blogerek nie pałam miłością do kosmetyków rodem od naszych sąsiadów;) Swego czasu gdy w blogosferze panowała moda na kosmetyki rosyjskie wypróbowałam to i owo, ale nic mnie nie porwało. Szczęśliwie jednak moja siostra lubi te kosmetyki więc od razu jej napisałam, że chyba będę miała coś dla niej. Na co rzekła: spoko, nie zmarnuje się;) A cóż to za kosmetyk? Ku mojemu zaskoczeniu cień do powiek marki Faberlic. Nic z rosyjskiej pielęgnacji więc mogę nawet wykorzystać osobiście:) Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tą firmą, ale wyczytałam, że Faberlic jest jedynym na świecie producentem kosmetyków tlenowych;) Z kolorówki mamy również modelujący żel do brwi Bell, emulsję rozświetlającą Joko Glow Primer oraz rzęsy i klej Neicha;) Jest też kosmetyczna niespodzianka od Cuccio Naturale – w moim przypadku jaskrawo-pomarańczowy lakier do paznokci. Z pielęgnacji natomiast krem pod oczy l’Orient, Schwarzkopt Gliss Kur Fiber Therapy, czyli eliksir w olejku oraz 1 z 3 produktów – w moim przypadku Farmona Zimowy krem do twarzy -20 Protect.  W pudełku znalazła się również pasta do zębów Blanx Anty-Osad. Nie jestem zwolenniczką dodawania past do zębów do boxów, ale w przypadku Blanx mogę przymknąć na to oko bo sama nie raz kupuję. Choć niestety jest to jedynie miniatura 15ml, czyli opakowanie typowo na wyjazd albo na przetestowanie. 


Jak oceniam zawartość?


Pozytywnie zaskoczył mnie cień Faberlic, ponieważ już obawiałam się, że będzie to coś z Bania Agafii (uff!). Nawet kolor okazał się być przyzwoity;) Ku mojemu zaskoczeniu ucieszyły mnie też rzęski i klej. Nigdy bowiem takich produktów nie używałam więc może czas spróbować? Nie wiem tylko czy mi się uda osiągnąć satysfakcjonujący efekt:D Jest ryzyko, że poniosę klęskę;) Rozświetlacze bardzo lubię, ale akurat wolę takie w pudrze niż w formie emulsji. Właściwie jest to rozświetlacz/baza 2w1, a ja mam trzy bazy Bielendy więc Joko przejmie siostra. Zwłaszcza, że ma krótką datę ważności - 06/17. Niemniej odcień 203 jest całkiem ładny, ponieważ nie jest blady, a taki złocisto-brzoskwiniowy;) Produkty do brwi są u mnie mile widziane, ponieważ brwi mam marne. Trafił mi się żel nr 01, który wydaje się być przyzwoity. Choć finalnie może być zbyt jasny gdyż ja najczęściej sięgam po odcienie typu medium. Lakier to nie moja bajka. Po pierwsze ze względu na kolor (ostatni raz miałam taki na koloniach w podstawówce), a po drugie całkowicie przeszłam już na hybrydy więc żaden zwykły lakier mnie nie grzeje;) 
Produkty do włosów lubię więc na plus, ale wolałabym kosmetyk w bardziej tradycyjnej formie aniżeli w sprayu, ponieważ takie czasem obciążają moje włosy. Dlatego ciężko mi z góry przewidzieć czy będę zadowolona. Wypróbuję i jeśli nie dojdziemy do porozumienia to oddam go siostrze, która ma suche włosy i mało co potrafi je obciążyć;) Krem pod oczy l’Orient to najdroższy produkt z pudełka. Mam w zapasie jeszcze dwa tego typu produkty, ale posiada on długą datę ważności (2019) więc nie powinien się zmarnować. Marka sama w sobie nie jest mi znana, ale jest dostępna w sklepach mydlarnia u Franciszka (myślałam, że w Łodzi ich nie ma, a jednak są) oraz w mydlarni online;) Ciekawa jestem jaki poziom reprezentuje marka l'Orient, ponieważ nic mi ona nie mówi. Znacie kosmetyki tej firmy?  Zimowy krem do twarzy Farmona to produkt zupełnie nie dla mnie, ponieważ nienawidzę zimy i co za tym idzie wszelkie zimowe eskapady są mi obce;) W dodatku jego data ważności to 05/17. Dam go więc siostrze, która wspominała, że w lutym wybiera się w góry;)


Party Time?



Wygląda na to, że imprezowo jest... (choć problemem mogą być odcienie produktów jeśli źle trafimy). Mamy tutaj bowiem rozświetlacz, który uszlachetni nasze lico. Cień do powiek, żel do brwi i rzęsy, czyli produkty, które wydobędą głębię z naszego spojrzenia;) O ile oczywiście zechcemy z nich skorzystać, ponieważ wiele kobiet nie używa sztucznych rzęs i żelu do brwi nawet od święta. Ja akurat chętnie spróbuję z tymi rzęsami. Według mnie to właśnie te rzęsy są najbardziej karnawałowe;) Paznokcie może przyozdobić lakier do paznokci Cuccio. Choć akurat w przypadku mojego jaskrawo-pomarańczowego odcienia, jest to dość wątpliwa ozdoba. Może na bal maskowy? Blasku i powabu naszym włosom może dodać produkt Gliss Kur, a okolice oczu po gorącej nocy ukoi krem pod oczy l’Orient;) Możemy też zaryzykować stwierdzenie, że o nasze ząbki po spożyciu trunków zadba pasta Blanx:D  Jedynie zimowy krem do twarzy nie pasuje do tematyki. Chyba żeby go podciągnąć pod zimowe imprezy w plenerze? Brakuje mi jakiejś "super marki" makijażowej, np. fajnej miniatury kosmetyku z wyższej półki;) Minusem są krótkie daty ważności kremu i rozświetlacza.


Co sądzicie o zawartości styczniowego Shinybox Party Time? Jest Party Time czy nie ma?  
Wczorajszy wpis: Bell
Czytaj dalej »