wtorek, 31 października 2017

Achae kosmetyki naturalne

Cześć Dziewczyny!
Achae to ręcznie tworzone kosmetyki naturalne. W ofercie znajdziemy m.in. peelingi, masła i balsamy do ciała, a także produkty do ust. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o tym jak się u mnie sprawdziły ich produkty. A miałam do czynienia z peelingami do ciała, z peelingiem do ust oraz masłem lawendowym.




Achae zestaw mini peelingów


Zestawy mini peelingów występują w dwóch wariantach – po 3 saszetki lub po 6 saszetek, każda po 50g. Do mnie dotarły 4 saszetki, więc nieco przewrotnie;) Zapachy jakie miałam okazję wypróbować to Orange, Coconut, Green Tea i Vanilla


Peeling kawowo-kokosowy, wygładzający


Zaczęłam właśnie od niego, gdyż kusił mnie najmocniej. Jego zapach to połączenie kawy i kokosa. Według mnie przyjemny, ale czułam w nim niewiele kokosa. Bardziej kawę. Kokosowy Body Boom jest zdecydowanie mocniej kokosowy według mnie. Całkiem nieźle nawilża i wygładza.


Peeling kawowo-waniliowy, odżywiający


Nie należę do szczególnych fanek zapachu wanilii, ale w połączeniu z kawą wypada on naprawdę nieźle. Ma w sobie szczyptę słodyczy i ciepła:) Choć podobnie jak w przypadku wersji kokosowej, nie jest to woń mocna. Ja czułam ją jedynie w opakowaniu.


Solny peeling pomarańczowy, nawilżający


Solny peeling pomarańczowy w przeciwieństwie do dwóch powyżej nie zawiera w sobie kawy, a jego barwa jest jasno-pomarańczowa. Jest nieco delikatniejszy od poprzednich, ale działa równie skutecznie. Zapach ma boski, jak prawdziwa skórka pomarańczy:)


Cukrowy peeling z zieloną herbatą, zmiękczający


Ten peeling posiada zgniło-zieloną dość niespotykaną (jak na peeling) barwę. Pachnie przecudnie i mocno energetycznie! To mój zdecydowany faworyt! Zapach utrzymuje się na skórze jeszcze przez jakiś czas po użyciu. Jest świetny! 

Najbardziej przypadł mi do gustu peeling z zieloną herbatą, ponieważ pachnie cudnie, a do tego skutecznie złuszcza i nawilża będąc zarazem delikatnym dla skóry. Równie przyjemna jest także wersja pomarańczowa. Składy peelingów Achae są naturalne i krótkie, a działanie jest satysfakcjonujące, ponieważ po użyciu skóra jest miękka, gładka i dobrze nawilżona. Choć mimo wszystko w przypadku wersji kawowych to Body Boom w moim odczuciu są lepsze i mocniej pielęgnujące. Na minus są dla mnie mini saszetki, ponieważ są zdecydowanie mniej wygodne niż te duże i trudniej wydobyć z nich produkt. Poza tym miałam problemy z otwarciem każdej z nich. Nie wiem z czego to wynika, ale zamknięcie trzymało się bardzo mocno i z każdą saszetką musiałam siłować się dobre 5 minut. Czytałam też, że peelingi są wydajne, ale chyba żyjemy w jakimś innym świecie, ponieważ mnie jedna saszetka wystarczała na 2 użycia i to takie mocno naciągane dwa;)


Achae Miętowy peeling do ust


Miętowa wersja peelingu do ust na początku nie do końca mnie ucieszyła gdyż bliżej mi do limonkowej. Jednak przypomniałam sobie, że właściwie miałam na oku miętową pomadkę peelingującą Sylveco, więc postanowiłam dać mu szansę;) Szybko okazało się, że zapach jest całkiem przyjemny i odświeżający, ale jednocześnie nie nachalny. 
Konsystencja peelingu jest kremowo-maślana. Na początku powątpiewałam czy rzeczywiście uda mi się wykonać tym peeling ust, ponieważ bardziej przypomina mi balsam do ust aniżeli typowy peeling. Wnet jednak okazało się, że konsystencja to nie problem, a nawet ma swoje zalety. Idealnie nadaje się bowiem do delikatnej skóry ust, nie podrażniając, a jednocześnie robiąc co trzeba:) Po użyciu usta są spektakularnie wygładzone i jednocześnie lekko nawilżone bez nieprzyjemnej lepkiej warstewki. A jeśli nałożyć potem balsam do ust to już w ogóle bajka. Minusem może być słoiczkowa formuła oraz krótka data ważności (3 miesiące), jednak dla mnie akurat nie było to problemem:) Producent rekomenduje nawet codzienne stosowanie, więc jak najbardziej da się zużyć jeszcze szybciej niż w ciągu 3 miesięcy.


Achae Lawendowe masło do ciała


Lawendowe masło do ciała niestety nie trafiło na dobrą osobę, gdyż zdecydowanie nie jestem fanką tego aromatu. Owszem, zdarzyło mi się nawet pochwalić lawendowy kosmetyk, ale tylko wtedy gdy jego „lawendowość” nie była dla mnie nazbyt dokuczliwa;) Tutaj niestety (a dla fanów lawendy stety) lawenda jest wyczuwalna naprawdę wyraźnie i jej woń pozostaje jeszcze przez dość długi czas na ubraniach. Dla mnie jest to nie do przyjęcia, więc niestety masło lądowało wyłącznie na stopach (a i tak woń była dla mnie bardziej wyczuwalna niż bym chciała. Po prostu zbyt wiele lawendy w lawendzie:D
Masło posiada twardą i zbitą konsystencję typową dla masła shea, które jest wysoko w składzie. Żeby go użyć, trzeba najpierw oderwać kawałek, a następnie rozgrzać w dłoni. Po chwili można już rozprowadzać po skórze, a masło zmienia się w odżywczy, tłustawy olejek. Dla wielu osób może to nie być akceptowalne. Mnie osobiście nie przeszkadzało, ale tak jak już wspomniałam nakładałam wyłącznie na stopy traktując właściwie jak niezmywalną maskę do stóp, ponieważ po aplikacji zakładałam bawełniane skarpetki. I tutaj jeśli chodzi o właściwości to nie mogę nic zarzucić, ponieważ masło wygładza, odżywia i nawilża stópki w sposób spektakularny i długotrwały. Aczkolwiek i tak warto stosować regularnie, ponieważ data ważności to również 3 miesiące (to komentarz do tych, którzy zużywają niczym żółwie bo raczej nie do mnie;)). Bardzo miłym i pozytywnym akcentem jest strojne opakowanie z muffinkami:) Chętnie wypróbowałabym inną wersję zapachową, ponieważ ta nie jest z mojej bajki. Niemniej fani lawendy powinni być w 7 niebie. Ja akurat skorzystałam z okazji, że na czas remontu wprowadziła się siostra i powiedziałam jej, że jeśli chce to może mnie odciążyć i używać tego masła. Jak się okazało jej ten zapach zupełnie nie wzruszył. Stwierdziła, że właściwości świetne, a nawet, że masło wyleczyło jej drobne krostki na dekolcie. Sprawdziłam zresztą, że masło zużyła do cna:)


Kosmetyki dostępne są w sklepie Achae


Znacie naturalne kosmetyki Achae? Co o nich sądzicie?

Czytaj dalej »

sobota, 28 października 2017

Lirene maseczki peel-off!

Cześć Dziewczyny!
Na początku października dotarło do mnie całe pudło nowych masek Lirene, a wśród nich te, które zainteresowały mnie najbardziej, czyli maski peel-off. Powiem szczerze, że nie jestem wielką fanką takich masek bo trzeba wsypać zawartość do pojemniczka, a potem jeszcze dodać wody i zamieszać (jej… straaaaszne!), ale wiem, że mogą działać fajnie i od początku mnie zainteresowały, więc od razu przeszłam do wypróbowania:) Jak się u mnie spisały?



Maseczki Lirene peel-off mają bardzo ładne, kolorowe opakowania. Nie jestem niestety szczególną fanką masek w saszetkach, ale w tym przypadku jest to nawet wygodne. Dlaczego? Otóż nie musimy odmierzać ilości, ponieważ saszetka zawiera optymalną porcję na jednorazowe użycie. Poza tym tył saszetki jest naznaczony w taki sposób, że wiemy do jakiego poziomu nalać wody do naszej wesołej mikstury. Ważne jest jednak żeby po rozmieszaniu z wodą od razu przystąpić do nakładania na twarz. W przeciwnym wypadku maska trochę już zgęstnieje i trudniej będzie nałożyć równomierną warstwę na twarz i na powierzchni powstaną grudy. Przytrafiło mi się to przy jednej z masek wtedy gdy robiłam zdjęcie na instastory;) Także… nie cudować tylko nakładać na facjatę od razu;) Maski nakładamy na twarz na 15-20min, a po tym czasie zdejmujemy zaczynając od dolnej części twarzy. Maska powinna zejść jednym gestem. Czy rzeczywiście tak jest? Tak, ale nie do końca. Każda z masek zeszła mi za jednym pociągnięciem, ale na twarzy zawsze zostawały takie drobne zaschnięte pola. Należy je zmyć przy użyciu ciepłej wody, ale nie idzie to aż tak sprawnie jakby się chciało. Dlatego warto posłużyć się gąbeczką do zmywania maseczek. Co oczywiście nie oznacza, że każdemu się to zdarzy. Ja nakładałam „na luziku”, więc bardzo możliwe, że gdzieniegdzie masa była rozłożona nierównomiernie i stąd ten kłopocik. Każdej z masek użyłam tylko raz, więc poniżej jedynie krótkie refleksje.


Lirene Spirulinowe nawilżenie, algowa maska nawilżająca



Od tej maski zaczęłam i spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Maska posiada specyficzny, dziwny zapach, wymieszany z nutką mięty. Ma szarawo-zielonkawy kolor. Po nałożeniu na twarz odczuwalne jest spektakularne chłodzenie. Byłam w lekkim szoku bo jeszcze żadna maska tak nie wymroziła mi twarzy:D Co gorsza uczucie to utrzymywało się jeszcze dobrą godzinę po zdjęciu maski. Taki efekt mógłby być idealny w tropikalnych klimatach, ale jak na nasze polskie warunki to chyba nawet latem byłaby dla mnie zbyt zimna:D Zamiast nawilżenia doświadczyłam raczej odświeżenia i silnego orzeźwienia, a cera wyglądała naprawdę świeżo. Ale ze względu na tak silne chłodzenie raczej do tej wersji nie wrócę. 


Lirene Detoks i Rozświetlenie, glinkowa maska głęboko oczyszczająca



Ta wersja posiada delikatny glinkowy zapach i na szczęście nie daje żadnych efektów termicznych. Co ciekawe po jej użyciu uzyskałam większe nawilżenie niż po wersji nawilżającej. Choć jednocześnie skóra wymagała oczywiście nałożenia kremu. Dodatkowo pory wydały się nieco węższe i skóra była ładnie zmatowiona.


Lirene Olejkowe super odżywienie, regenerująca maska z olejkiem rozmarynowym




Ta wersja miała ciemnozieloną barwę i od początku miałam przeczucie, że tkwi w niej największy potencjał. I rzeczywiście. Maska regenerująca fajnie odżywiła, wygładziła i nawilżyła mi cerę. A efekt zdawał się utrzymywać nieco dłużej niż w przypadku pozostałych wersji. Zapach wersji zielonej jest jakby lekko ziołowy.


Lirene Ekspresowy lifting, napinająca maska z 24k złotem i perłą


Maska żółta miała być taka najbardziej luksusowa i rzeczywiście wskazywał na to nawet jej zapach, który określiłabym mianem eleganckiego:) Dodatkowo żółty kolor wyglądał naprawę pozytywnie. Ładnie nawilżyła i odświeżyła twarz, zauważyłam subtelne napięcie. Być może przy dłuższym stosowaniu przyniosłaby fajne efekty w tym zakresie. Dodatkowo przy tej wersji zrobiłam sobie małe domowe SPA, nakładając wcześniej Lirene oczyszczający zabieg z kwasami, czyli peeling enzymatyczny z papainą. A po zdjęciu maski algowej wykorzystałam dwuetapowy zabieg Lirene pt. Hialuronowy zabieg wypełniająco-liftingujący. To była całkiem fajna konfiguracja. Na minus było jedynie to, że nie przypadł mi do gustu zapach tego ostatniego zabiegu (zbyt intensywny i długotrwały).


Lirene Witaminowy koktajl dla skóry, rewitalizująca maska z witaminą C


Ostatnia z masek to coś sweet, czyli maska o różowej barwie i subtelnie owocowo-pudrowym zapachu. Po użyciu tego wariantu moja cera była ładnie rozświetlona, a jej koloryt wydawał się wyrównany. Dodatkowo zauważyłam przyjemne wygładzenie. 


Tak przedstawiają się moje wrażenia z zastosowania masek peel-off marki Lirene. Pomijając mroźną wersję nawilżającą i drobne trudności ze zmyciem resztek masek, jestem na tak.  

Co sądzicie o maskach peel-off? Używaliście tych nowych z Lirene?
Czytaj dalej »

czwartek, 26 października 2017

For Your Beauty szampon do mycia pędzli!

Cześć Dziewczyny!
Mimo, że zawsze myłam pędzle mydłem w płynie lub ewentualnie „normalnym” szamponem to szampon do mycia pędzli marki For Your Beauty zainteresował mnie już dobry rok temu. Miało to miejsce podczas przeglądania Instagrama, ale niestety w owym czasie produkt ten nie był jeszcze dostępny w Polsce. Gdy już się pojawił, nie spieszyłam się z zakupem, ale ostatecznie sam wpadł w moje ręce i postanowiłam dać Wam znać jak się spisuje.

„Zachowaj swoje ulubione pędzle kosmetyczne w doskonałej kondycji! Wraz z upływem czasu na włoskach pędzla odkładają się pozostałości po makijażu, cząsteczki skóry i brudu, jak również bakterie. Regularne czyszczenie nie tylko przedłuża żywotność, ale dba o higienę podczas wykonywania makijażu. Efektem stosowania jest zadbany i pachnący pędzel kosmetyczny. Szampon do pędzli for your Beauty został wyprodukowany specjalnie do stosowania przy włosiu syntetycznym, jak i naturalnym oraz przy aplikatorach cieni do powiek. Szampon pozwala również na łatwe czyszczenie gąbek do makijażu.Tolerancja skórna potwierdzona badaniami dermatologicznymi. Nie zawiera silikonów”.



Szampon do mycia pędzli For Your Beauty otrzymujemy w kartonowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy zgrabną buteleczkę o różowej zawartości. Produkt posiada pojemność 100ml, czyli zdecydowanie mniej niż np. szampony do włosów;) Czy to mało czy to dużo? To pewnie zależy od tego ile mamy pędzli i jak często je kąpiemy. Przyznam, że ja nakładam za pomocą pędzli jedynie typowo pudrowe formuły, więc nie muszę myć każdego od razu po użyciu. Również pędzli nie posiadam jakoś nadmiernie dużo. Rzekłabym, że tak w sam raz jak na użytek własny;) Wszak maluję tylko facjatę własną, więc nie muszę mieć miliona zestawów. No nie jestem pędzlo-maniakiem;) Szampon posiada żelową konsystencję i przyjemny delikatnie perfumowany zapach. Używam go oczywiście w połączeniu z płytką do mycia pędzli For Your Beauty. Nadmienię, że po ponad roku używania płytka nadal doskonale spełnia swe zadanie i w ogóle się nie zniszczyła. Odkąd ją posiadam, ani razu nie umyłam pędzli ręcznie;) Cóż mogę powiedzieć o szamponie do mycia pędzli? Pieni się on bardzo ładnie i wszelkie pozostałości pudru, różu, bronzera w połączeniu z płytką zmywa bez problemów. Czy poradziłby sobie z domyciem płynnego podkładu z pędzla? Tego nie wiem, ponieważ nie lubię podkładów, a jak już zdarzy mi się użyć to na pewno nie nakładam pędzlem;) Zauważyłam, że szampon nie niszczy pędzlowych włosków, a nawet po umyciu zdają się być one bardziej miękkie i błyszczące. Czy taki szampon jest niezbędny? Nie, ponieważ spokojnie można umyć pędzle mydłem w płynie. Ale tak czy inaczej jestem zadowolona i myślę, że spokojnie mogę polecić. Ciekawość została zaspokojona;)


Czym myjecie pędzle? Znacie szampon For Your Beauty?
Czytaj dalej »

wtorek, 24 października 2017

Kup Misia 2017 akcja fundacji TVN Nie jesteś sam!

Zobacz też: KUP MISIA 2018
Cześć Dziewczyny!
Jak co roku spieszę z informacją, że już 2 grudnia 2017r rusza kolejna, 12 już edycja akcji Kup Misia organizowana przez fundację TVN Nie jesteś sam.

Kup Misia 2017!


zdjęcie ukazujące akcję Kup Misia 2017
Jak co roku w sprzedaży będą 4 misie. Tym razem będzie Emma, Asia, Tymek i Lui. Misie dostępne będą na Allegro oraz w drogeriach Rossmann. Od lat cena jednego misia wynosi 50zł i w takiej kwocie misie możemy zamówić na Allegro. Natomiast w drogerii Rossmann dostępne są zestawy z dodatkowym brelokiem w cenie 75zł. Pierwsze zdjęcia pojawiły się już na Instagramie. Jak widać akcję popierają m.in. Katarzyna Kolenda-Zaleska, Agnieszka Dygant, Maja Ostaszewska i Monika Olejnik.
zdjęcie misiów z akcji Kup Misia 2017
Zaedytuję wpis gdy będzie więcej informacji:) Niemniej cel zawsze jest szlachetny, więc warto pomagać! 
 
Fot. magazyn Skarb

W najnowszym numerze magazynu Skarb pojawiło się więcej na temat tegorocznej akcji kup misia. W tym roku misie w Rossmannie będą kosztować 75zł i dodatkowo do każdego będzie dołączona miniatura tej samej maskotki, którą można wykorzystać jako breloczek. Na Allegro natomiast dostępne są misie bez miniaturek w cenie 50zł.
Fot. magazyn Skarb


Podobają Wam się tegoroczne misie z akcji Kup Misia 2017? 


Czytaj dalej »

niedziela, 22 października 2017

Hada Labo Tokyo 3D Lifting Mask!

Cześć Dziewczyny!
Jak już wspominałam wiosną - kosmetyki Hada Labo Tokyo dostępne w Rossmannie przypadły mi do gustu:) Na tyle, że po wypróbowaniu linii white zapragnęłam więcej;) Szybko więc padło na największe dziwadełko, czyli Hada Labo Tokyo 3D Lifting Mask. Cóż to takiego i po co to komu?;)

zdjęcie przedstawiające Hada Labo Tokyo 3D Lifting Mask

Hada Labo Tokyo 3D Lifting Mask


„3D maska liftingująca na twarz i szyję. Niezwykła, żelowa maska typu „shape-memory”. Formuje na skórze liftingującą siateczkę 3D, która napina skórę i unosi owal twarzy. Dzięki Super Hyaluronic Acid™ głęboko nawilża i zamyka w skórze wysokie zasoby wilgoci. Pozostawia skórę wypełnioną i wygładzoną. Produkt polecany także dla cery wrażliwej.”

Liftingującą maskę Hada Labo Tokyo z serii Red otrzymujemy w czerwonym kartonowym opakowaniu, którego niestety na zdjęciach brak, ponieważ były one jednymi z tych, które uległy uszkodzeniu. We wrześniu kończąc maskę postanowiłam mimo wszystko zrobić zdjęcia jeszcze raz, gdyż zamierzałam ją opisać i tak też powstały owe jesienne foteczki;) Wracając do opakowania muszę przyznać, że słoiczek podoba mi się o wiele bardziej niż te z linii white, ponieważ ma piękny nasycony kolor! Pojemność maski wynosi 50ml i należy ją zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Maska jest niemalże bezzapachowa. No powiedzmy, że jest to taki zapach bezpłciowy, który ani nie zachwyca ani też nikomu nie wadzi;) 

Jej konsystencja jest całkiem śmieszna. To taka zwarta, nieco trzęsąca się galareta, ale nie trzęsie się sama z siebie. Wręcz przeciwnie – jest bardzo grzeczna, ponieważ jej struktura jest samo-wygładzająca się. Oznacza to, że nie ważne ile w niej grzebiemy paluchami – ona i tak będzie wyglądała na nietkniętą;) 
A jak używać tego wynalazku? Producent zaleca nakładać maseczkę na oczyszczoną skórę twarzy i szyi. Po 15 minutach można wklepać nadmiar. Nie trzeba jej jednak zmywać, można pozostawić na całą noc zamiast kremu. Ja najczęściej stosowałam ją jako maskę całonocną już zamiast kremu (ale często na serum), ale zdarzało mi się też użyć jako maskę zmywalną np. pod prysznicem. Z tym, że ze względu na galaretowatą konsystencję nakładanie pod prysznicem jest odrobinę utrudnione, ponieważ część wpada do wanny;) Za to przy stosowaniu zamiast kremu, problemów z aplikacją nie ma. Nie ucieszą się jednak ci który nie lubią kosmetyków pozostawiających coś w rodzaju warstewki, ponieważ ta maska jest niestety nieco lepka po nałożeniu. Uczucie to mija po jakimś czasie zależnie od zaaplikowanej ilości. Jeśli chodzi o działanie to maska ta jak praktycznie każdy kosmetyk Hada Labo bardzo przyjemnie nawilża i wygładza. Z wielkim liftingiem bym tutaj nie przesadzała, ale rzeczywiście po nałożeniu wyczuwalne jest coś w rodzaju lekkiego napięcia i "wypełnienia" skóry. Ja to uczucie bardzo polubiłam:)

Znacie maskę 3D z Hada Labo?
Czytaj dalej »

sobota, 21 października 2017

Chocolissimo na Halloween, czyli cukierek albo psikus!

Cześć Dziewczyny!
Pamiętacie słodkie upominki na Dzień Chłopaka? Na Chocolissimo okazji do zajadania się czekoladą i innymi słodkościami jest bez liku! I tak oto niedługo Halloween! Z czym mi się kojarzy ten dzień? Powiem szczerze, że głównie z amerykańskimi filmami;) Samej niezbyt często zdarzało mi się oddawać tego typu rozrywkom, ale muszę kiedyś w końcu nadrobić:D Zwłaszcza, że dzień później wypadają moje urodziny i nie raz już słyszałam, że przecież możesz sobie zrobić w Halloween. No jakoś do tej pory rzadko korzystałam z tego myku bo jestem z tych co lubią mieć niektóre sprawy jak w zegarku i wymagam urodzin w dniu urodzin! Nie ważne, że cmentarz. Nie ma to tamto:D Przejdźmy jednak do słodkości. Czym można zaskoczyć znajomych w Halloween? Pokażę Wam 3 pomysły.




Czekoladowe oczy na Halloween


Czarne opakowanie przewiązane pomarańczową wstążką z nietoperzami wyglądało intrygująco. 
Nie miałam pojęcia co znajduje się w środku, a tam... gałki oczne:D Trzeba przyznać, że wpadają w oko:D


Czekoladowa dynia – mleczna


Wesoła, tłuściutka dynia bo przecież nie ma Halloween bez dyni! Przyznam, że nawet ja miałam świecznik w kształcie dyni, ale akurat niedawno robiąc porządki, wyrzuciłam. Taka czekoladowa trafia do mnie zdecydowanie bardziej bo nie zajmuje miejsca (no chyba, że w brzuchu;)).

Halloween doubles z pralinkami


Cukierek albo psikus! Zestaw najbardziej wyszukany i fajnie pomyślany. Wszak bombonierka została podzielona na dwie osobno zamykane części, z której jedna zawiera 8 ręcznie wykonanych pralinek, a druga 12 okrągłych czekoladek z różnymi dodatkami:) 


Te i jeszcze więcej Halloweenowych inspiracji znajdziecie na Chocolissimo. Mnie szczególnie wpadła w oko czekoladowa pajęczyna i zestaw lizaków;) Przyznam, że jestem fanką tych czekoladek i wprawiłam nimi w zachwyt już niejedną osobę, a moja siostra znowu stwierdziła, że zamawia;)


Co sądzicie o Halloween? Jesteście za czy przeciw?
Czytaj dalej »

piątek, 20 października 2017

Resibo – kojący balsam do ust, krem pod oczy oraz specjalistyczny wyszczuplający balsam do ciała!

Cześć Dziewczyny!
Kosmetyki marki Resibo mieliście już okazję widywać na moim blogu, gdyż nie tylko recenzowałam olejek do demakijażu jak i odżywczy krem do twarzy, ale także pojawiały się one w moich ulubieńcach;) Po dłuższej przerwie miałam okazję wypróbować kolejne produkty tej marki. Tym razem zdecydowałam się na dwie nowości, czyli balsam do ust i specjalistyczny wyszczuplający balsam do ciała oraz produkt, który już wcześniej znałam, ale nigdy wcześniej nie udało mi się poświęcić dla niego osobnego wpisu, czyli krem pod oczy

zdjęcie przedstawiające kosmetyki Resibo



Resibo kojący balsam do ust Perfector 3 w 1


„Chroni i odżywia skórę ust. Zwiększa ich objętość. Uwydatnia naturalną czerwień”.


Zaczniemy od kojącego balsamu do ust bo przecież w moim przypadku nie mogło być inaczej! Balsam opakowany został w poręczną tubkę o pojemności 10ml z typową dla Resibo szatą graficzną nawiązującą do natury. Tubka wyposażona została w ścięty aplikator, który ułatwia nakładanie produktu. Jest to dość istotne, ponieważ spotkałam się kiedyś z balsamem do ust Kiehl’s który nie miał ściętego aplikatora i stosowanie produktu było naprawdę uciążliwe. Na opakowaniu nie ma podanej daty ważności od momentu otwarcia, więc jak sądzę obowiązuje data ważności;) Balsamy w tubkach są nieco wydajniejsze niż sztyfty, więc również jest to istotna informacja. Choć akurat ja balsamy do ust na ogół zużywam szybko. Jeśli chodzi o tubkę to przyznam, że preferuję sztyfty, ale prawda jest taka, że wiele dobrych balsamów występuje właśnie w w formie tubek, więc nie przejęłam się tym zanadto. 
zdjęcie przedstawiające kojący balsam do ust Resibo


Konsystencja balsamu jest dość gęsta i odżywcza, dzięki czemu balsam jest wyczuwalny na ustach i mamy pewność, że naprawdę czegoś użyliśmy;) Wiem, że niektórzy wolą szybko wchłaniające się balsamy, Ala akurat ja lubię czuć tą balsamiczną kołderkę na ustach;) Oczywiście pod warunkiem, że nie zakleja mi ust:) Producent deklaruje, że balsam pachnie słodyczą stewii  połączoną ze świeżym aromatem mango. Nie mam pewności co do mango, ponieważ mocno się wczuwałam i nie do końca czuję mango. Mogę jednak rzec, że w mojej ocenie balsam pachnie przyjemnie. Nie jest ani przesłodzony ani zbyt cierpki. Zdecydowanie wyczuwalna jest roślinna świeżość z delikatnymi cytrusowymi nutami. 

Mamy też dość ciekawą informację, że balsam uwydatnia czerwień ust. To nie do końca udało mi się zweryfikować gdyż na noc nakładam całonocną maskę do ust, która działa trochę na zasadzie peelingu enzymatycznego i może po prostu nieco rozjaśniać usta. Wychodziłoby więc, że oba te produkty mają względem siebie działanie antagonistyczne. Choć co do właściwości rozjaśniających tego drugiego pewności w praktyce też nie mam. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że po użyciu balsamu Resibo usta prezentują się ładnie:) A kojący balsam do ust Resibo w przeciwieństwie do (maski, którą trzymam w łazience) mogę mieć zawsze przy sobie czy to w torebce czy na biurku;) Wracając do walorów kojącego balsamu Resibo, muszę przyznać, że zaczęłam go używać od razu gdy tylko wyjęłam z paczuszki;) Co jak co, ale na użycie balsamu do ust czekać nie lubię. Już po pierwszej aplikacji poczułam ukojenie i nawilżenie oraz tą wspomnianą przyjemną, ochronną warstewkę;) Co prawda dzięki stosowaniu całonocnej maski do ust, moje usta nie są już tak niesamowicie wymagające jak wcześniej, ale nadal muszę dbać o nie regularnie. Pomijając już to, że po prostu lubię smarować usta;) Balsam dość długo utrzymuje się na ustach, nawet u takiej osoby jak ja (która lubi „ciamkać” wargami;)). Co tu dużo mówić, przypadł mi do gustu od razu i tak już pozostało. Dla niektórych zniechęcająca może być cena (39zł), ale jak wiecie na balsamach do ust nie oszczędzam. Poza tym i tak wychodzi taniej niż Clarins i MAC, które również są bardzo dobre lecz składy mają gorsze (co dla niektórych może być istotne).


Resibo specjalistyczny balsam wyszczuplający



„Specjalistyczny balsam o działaniu antycellulitowym, wyszczuplającym i wysmuklającym sylwetkę. Intensywnie nawilża, silnie odżywia, regeneruje i chroni”.

zdjęcie przedstawiające specjalistyczny balsam wyszczuplający Resibo

Przeskoczymy teraz do ciałka, a potem wrócimy do twarzy;) Specjalistyczny balsam wyszczuplający marki Resibo otrzymujemy w 200ml tubce o minimalistycznej szacie graficznej:) Balsam posiada jasną barwę oraz lekką, kremową konsystencję, dzięki której gładko sunie po ciele. Jego zapach jest świeży, nieco słodki i delikatnie cytrusowy:) Przypomina mi zapach balsamu hipoalergicznego z dawnego Pat&Rub, ale ten jest dużo delikatniejszy.
Producent poleca ten balsam nie tylko osobom, które się odchudzają i walczą z takimi mankamentami skóry jak cellulit i rozstępy, ale także tym, którzy chcą takim problemom zapobiegać, a dodatkowo pragną zadbać o jędrność swojej skóry. Jak wiecie jestem osobą perfidnie szczupłą i na moje szczęście nie mam ani rozstępów ani cellulitu. Balsam ten chciałam jednak wypróbować ze względu na to, że (jak już kiedyś wspominałam) kilka miesięcy temu dostrzegłam potencjał w takich produktach. Po prostu żaden „zwykły balsam”  nie wygładzi i nie ujędrni skóry aż tak bardzo jak te które mają w nazwie wyszczuplający bądź antycellulitowy. Poza tym chyba każdy zdaje sobie sprawę, że np. żaden balsam wyszczuplający nie zrobi z nagle kobiety z nadwagą modelki;) Do tego niezbędna jest odpowiednia dieta i ćwiczenia. Aczkolwiek w tym temacie nic nie poradzę gdyż nigdy nie byłam na diecie (chyba, że na wysoko-kalorycznej:D). U takich osób balsamy mogą pełnić po prostu rolę wspomagaczy:) A u mnie? U mnie ulubiony efekt super gładkiej, sprężystej i bardziej jędrnej skóry brzucha i pośladków:) Dodatkowo odżywienie i nawilżenie. Do swojego balsamu, marka Resibo dodaje niewielką broszurkę z opisem mechanizmu działania balsamu oraz informacją pt. pielęgnacja to nie wszystko, zawierającą 10 pomocnych porad dotyczących m.in. zdrowego snu, jedzenia i picia.


Resibo krem pod oczy



„Poprawia mikrokrążenie, redukuje cienie i obrzęki, wygładza zmarszczki”.

zdjęcie tuby Resibo

Krem pod oczy marki Resibo to produkt, który miałam już wcześniej, ale jedynie w formie saszetek. Ilość saszetek jaką zużyłam równała się pełnowymiarowemu produktowi, ale nie chciałam dodawać zdjęć próbek;) To też postanowiłam opisać swoje wcześniejsze wrażenia dopiero gdy stałam się w posiadaniu pełnowymiarowego opakowania. Zaczynając od walorów zewnętrznych mamy tutaj słynną tekturową tubę, którą jedni się zachwycają, a inni drwią:) Według mnie to miły akcent. A mini tubka od kremu pod oczy prezentuje się wyjątkowo przyjemnie. Aczkolwiek nigdy nie miałam pomysłu cóż z tymi tubkami potem zrobić (rady typu tuba na pędzle mnie nie przekonywały). Chyba jednak jestem za mało kreatywna;) Przechodząc jednak do kremu, pełnowymiarowa wersja została umieszczona w wygodnym opakowaniu wyposażonym w pompkę. Pojemność jest standardowa i wynosi 15ml. 
zdjęcie przedstawiające krem pod oczy Resibo
Krem posiada jasną barwę oraz odżywczą lecz nie ciężką konsystencję (spokojnie można używać pod makijaż). Zapach kremu jest bardzo przyjemny i delikatny. Ciężko mi określić jaka to konkretnie woń, ale jak dla mnie jedna z ładniejszych zapachów Resibo. 
Krem pod oczy Resibo rozprowadza się bardzo dobrze i dość szybko wchłania pozostawiając po sobie delikatny film ochronny. Dzięki odżywczej, ale jednocześnie lekkiej konsystencji można go stosować zarówno na dzień jak i na noc. Choć słyszałam, że dla niektórych na noc jest nieco zbyt lekki. Krem przede wszystkim dobrze nawilża, odżywia i wygładza skórę. Przynosi jej uczucie komfortu i ukojenie. Nie powoduje też łzawienia. Jest to kosmetyk w sam raz do stosowania na co dzień. Nawet gdy się spieszymy.


Kosmetyki dostępne są w sklepie Resibo


Znacie produkty Resibo? Co sądzicie o tych trzech?
Czytaj dalej »

środa, 18 października 2017

Liqpharm serum LIQ CC Rich – hit czy kit?

Cześć Dziewczyny!
Już od wielu miesięcy czytam pieśni pochwalne odnośnie kosmetyków polskiej marki Liqpharm. Przyznam, że dość szybko się na nie złapałam!:) W pewnym momencie jednak co jakiś czas zaczęłam otrzymywać na blogu komentarze od osób, które założyły konto tylko po to żeby pochwalić serum Liq CC… Z miejsca wydało mi się to podejrzane bo skoro takie dobre i samo się broni to po co nasyłają ludzi żeby wypisywali takie komentarze na blogach?;) No, ale mimo wszystko popularność serum Liq CC nie malała i cały czas pojawiały się pozytywne wpisy na blogach, więc pomyślałam OK. może to był przypadek i ich produkty tak czy inaczej są takie rewelacyjne jak mówią:) Zaczęłam więc poważnie rozważać zakup i wtedy to zupełnie nieoczekiwanie, serum wygrała dla mnie Aneta.  Ucieszyłam się bardzo i jako że serum posiadało dość krótką datę ważności, to nie zwlekałam z jego otwarciem. Wczoraj produkt dobił dna, więc pomyślałam, że opowiem Wam o moich wrażeniach. A te mogą Was zaskoczyć.

zdjęcie przedstawiające kosmetyk Liqpharm

Liqpharm serum LIQ CC Rich


Serum z witaminą C marki Liqpharm występuje w dwóch wersjach: light oraz rich. Mam cerę mieszaną, więc bardziej odpowiednie powinno być dla mnie light, choć muszę przyznać, że po zużyciu próbki light nie zauważyłam szczególnej różnicy. Jest jedynie ciut lżejsze i tyle. Serum otrzymujmy w kartonowym różowym opakowaniu, które zachowałam do samego końca, gdyż przez niedawne problemy ze zdjęciami trochę dmuchałam na zimne;) Samo serum umieszczone zostało w ciemnej buteleczce z aplikatorem w postaci pipety. Pojemność produktu to 30ml, a na zużycie mamy 3 miesiące od momentu otwarcia (starcza zdecydowanie na krócej). Buteleczka jest porządnie wykonana i nic złego się z nią nie dzieje. To co widzicie na zdjęciach to już zużyte opakowanie serum:) Jedyny minus jaki dostrzegam to fakt, że ciężko ocenić poziom zużycia. Nie widać nawet gdy uniesiemy butelkę pod światło. Pozostaje jedynie lekko zajrzeć do środka. Ja zauważyłam, że serum się kończy dopiero w momencie gdy pipeta zaczęła nieco gorzej nabierać produkt.
zdjęcie przedstawiające serum z witaminą C Liqpharm


Jeśli chodzi o konsystencję to w moim odczuciu jest to coś w rodzaju lekkiego nietłustego olejku. Nie jest to serum wodne, ale też nie przypomina typowego olejku. Kolor serum z tego co zrozumiałam może się zmieniać i gdy produkt jest świeżo wyprodukowany, może mieć barwę niemal przezroczystą. Natomiast moje serum jak już wspominałam miało nieco krótką już datę ważności (01/2018) i było już mocno żółte od samego początku, czyli od otwarcia. Serum według mnie praktycznie nie posiada zapachu. Choć parę godzin od aplikacji zaczyna się wydzielać na skórze taki nieco specyficzny delikatny, apteczny zapaszek. Mnie on zupełnie nie przeszkadzał. 


Dobre początki



Pierwsze wrażenia dotyczące serum były bardzo pozytywne. Miałam wręcz wrażenie, że działa natychmiast! Pojawiło się uczucie odżywienia, rozświetlenia, skóra była rozpromieniona, a jej koloryt taki równomierny!


Nie tak słodkie jak myślisz


zdjęcie przedstawiające Liqpharm serum Liq CC Rich

Serum używałam więc regularnie dwa razy dziennie, zarówno na dzień jak i na noc. Ładnie współpracowało z kremem i z makijażem. Jednak do czasu… W pewnym momencie moja mieszana cera, która lubi się zaświecić, stała się sucha i bez wyrazu. Wchłaniała hektolitry kremów, a potem znów była sucha, szorstka i napięta. Zupełnie jak nie moja twarz! Musiałam zacząć ją ratować przy użyciu serum Miya (o czym wspominałam w recenzji). Dopiero w połączeniu z nim (bo sam krem to jeszcze było za mało) moja cera odzyskała komfort i przestała być nadwrażliwa. Muszę przyznać, że byłam naprawdę zaskoczona, ponieważ zużyłam mnóstwo kosmetyków typu serum, a takie z witaminą C również nie było dla mnie nowością i moja cera zawsze świetnie na nie reagowała, a tu klopsik… To naprawdę pierwsze serum, które spowodowało u mnie takie nieprzyjemności. Jestem tym bardziej zaskoczona, gdyż zdarzało mi się używać produktów z dużo gorszym składem i było w porządku. A tutaj dobry skład, bez niczego zbędnego, a jednak wystąpiło podrażnienie. Aż trudno mi sobie wyobrazić osobę z cerą suchą, stosującą na co dzień to serum. Nie oznacza to jednak, że serum jest złe. Na swój sposób jest dobre, ale nadaje się bardziej jako kuracja z przerwami niż produkt stosowany na co dzień. A ja jak już używam to wolę coś co nadaje się do codziennego stosowania. 
Zastanawiam się co mogło spowodować u mnie taką reakcję i naprawdę nie wiem. Być może to dlatego, że serum miało już tylko kilkumiesięczną datę ważności. Może takie świeżo wyprodukowane sprawdziłoby się lepiej? Z drugiej strony jeśli produkt był dobrze przechowywany i według daty ważności nadal zdatny do użycia to nie powinno być problemów. Przeszło mi przez myśl, że serum było już wcześniej otwierane, ale skoro przyszło bezpośrednio od producenta, to jednak mało prawdopodobne. Czuję się zawiedziona i nie piszę tego złośliwie bo przecież wiecie jak cenię sobie polskie marki! Co więcej moim blogu ukazują się przede wszystkim recenzje tych produktów, które się u mnie sprawdziły i pod którymi "mogę się podpisać". Z przyjemnością poleciłabym również to serum, ale niestety tutaj coś nie zagrało:(


Znacie kosmetyki Liqpharm? Co sądzicie o serum Liq CC? 

Czytaj dalej »

wtorek, 17 października 2017

Promocja w Rossmannie Black Friday 1+1 na perfumy i zestawy świąteczne, listopad 2017!

Cześć Dziewczyny!
Kończy się promocja w Rossmannie na kosmetyki do makijażu, ale już w listopadzie nowa okazja! Tym razem chodzą słuchy, że w dniach 24, 25, 26 i 27 listopada będzie promocja 1+1 na perfumy oraz zestawy świąteczne.

zdjęcie informujące o promocji w Rossmannie 1+1 na perfumy i zestawy świąteczne

Black Friday w Rossmannie



1+1 na perfumy oraz zestawy świąteczne

Promocja ma obowiązywać w dniach 24-26 listopada. Podobno tylko online, ale to się jeszcze okaże zapewne dzień przed startem promocji gdy Rossmann poda oficjalny regulamin promocji (regulamin jest już dostępny na stronie Rossmanna). 


Czy skorzystam z promocji?


Niestety jestem w gorącej wodzie kąpana i większość prezentów już kupiłam, ale pobuszuję i popatrzę;) Być może trafi się coś ciekawego. Co do perfum to chyba nie, ponieważ mam sporo flakonów i raczej nie zdarza mi się kupować dwóch na raz. Ale również popatrzę czy aby na pewno?;) 


Poniżej kilka moich recenzji perfum gdyby ktoś potrzebował. Aczkolwiek nie wiem czy wszystkie są dostępne w Rossmannie, ponieważ chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się kupić tam perfum. Jeśli chodzi o perfumy to na pewno najlepszy wybór jest w tym największym Rossmannie, czyli w łódzkiej Manufakturze.












Zobacz też:


Według mnie to całkiem niezła opcja przed świętami gdyby nie to, że już większość prezentów mam, ale zawsze można kupić coś dla siebie;) 


Co sądzicie o promocji w Rossmannie 1+1 na perfumy oraz świąteczne zestawy kosmetyków? Podoba Wam się taka promocja? 

 Zobacz też: Miya mySUPERskin
Czytaj dalej »