sobota, 30 września 2017

Wrześniowe tragedie i nowości!

Cześć Dziewczyny!
Jesień to dla mnie istna masakra. Oczywiście nie wspominając już o zimie bo jestem pewna, że którejś zimy w końcu nie przeżyję:P Na początku miesiąca jeszcze spotkało mnie nieszczęście polegające na tym, że część zdjęć, które przygotowałam na bloga uległo uszkodzeniu, a zaraz potem popsuł mi się pendrive, na którym je przechowywałam. Część udało się uratować, a część nie. Nie ukrywam, że z miejsca szlag mnie trafił... Jednak waleczny Skorpion Ewelina się nie poddaje. Wyprułam sobie żyły, ale tam gdzie tylko się dało zrobiłam zdjęcia jeszcze raz! Nawet gdy produktu zostało już tylko na spodzie:D Choć z moim aparatem, w przypadku wielu kosmetyków i tak się nie rozróżni czy opakowanie jest pełne czy puste:P Szczęście w nieszczęściu jest jednak takie, że wiele z tych zdjęć wyszło mi lepiej niż te, które zostały wykonane od nowości;) Do tego udało mi się nawet puścić tą obiecaną odrobinę lifestyle:P Niestety niektóre produkty były już całkowicie zużyte i wyrzucone, więc nie dało się nic zrobić. Jakby tego było mało, wczoraj wpłacałam pieniądze przy użyciu wpłatomatu i niestety bank gdzieś je "zgubił", gdyż nie trafiły na moje konto:/ Mam nadzieję, że bank uzna reklamację. Przejdźmy jednak do wrześniowych nowości.

Pierwszą nowością, która do mnie dotarła była niespodzianka od Nivea, czyli kosmetyki Nivea Urban Skin Detox. Przyznam szczerze, że nie miałam jeszcze okazji wdrożyć do swej pielęgnacji kremów, ponieważ aktualnie stosuję coś innego i jednocześnie nie mam pewności czy będą dla mnie odpowiednie. Ale z kolei maseczka poszła w ruch od razu i muszę przyznać, że jestem z niej naprawdę zadowolona:) Swym zapachem przypomina mi ona czasy nastoletnie, kiedy to lubiłam sięgać po serię Nivea Visage Young. To bardzo przyjemny produkt, a w dodatku wystarczy go nałożyć na 1 minutę, co jest niewątpliwym plusem. Używałyście tej serii? 

Zawitał też do mnie Birthday Box, który swą zawartością przypadł mi do gustu i zdecydowanie wywołał odrobinę radości w szary dzień. Nie na długo, ale zawsze lepsze to niż nic;) 
Dobrze znana i coraz lepiej dostępna Miya Cosmetics ze swoim myPOWERelixir, czyli produktem o niejednym zastosowaniu:) Opinia już niebawem.

Przypomniała sobie też o mnie marka Resibo. Postanowiłam wybrać krem pod oczy, który znałam już wcześniej, a po prostu nie było okazji żeby go opisać (a teraz uczynię to z pamięci;)) oraz dwie nowości – balsam do ust i specjalistyczny balsam wyszczuplający do ciała. Jeśli chodzi o balsam do ust to chyba „oczywista oczywistość”, że chciałam go wypróbować. Natomiast z balsamem wyszczuplającym na pewno macie zdziwko, co? Ano wcale nie wybrałam go po to żeby się wyszczuplać:) Po prostu jakiś czas temu odkryłam potencjał tego typu kosmetyków objawiający się przede wszystkim bardzo fajnym ujędrnieniem skóry, a tego nie zapewni zwykły balsam. Ot, co;)

Serum Nourish, którego używałam jakiś czas temu zachwyciło mnie solidnie. Dlatego też z rozkoszą wybrałam kolejne produkty z asortymentu tej marki. Postawiłam na Nourish 3D Kale Cleanse, czyli oczyszczającą emulsję z jarmużem, która zmienia kolor oraz Nourish Kale Biomimetic Anti-Ageing Eye Cream, czyli biomimetyczny przeciwstarzeniowy krem pod oczy. Nie zabrakło też kolorowego akcentu, którym tym razem jest bronzer Lily Lolo Honolulu. Na pewno niebawem porozmawiamy o tych produktach w osobnym wpisie;) 
Niespodzianka, czyli zestaw kosmetyków Curatio oraz witaminki;) To dość ciekawe produkty.

Dotarły też do mnie kosmetyki Vabun by Radosław Majdan. Nie wiedzieć czemu znów otrzymałam męskie żele pod prysznic, których na zdjęciu brak, ponieważ dałam dla chłopaka siostry;) Męskich produktów opisywać nie będę bo powiem szczerze, że aż takiej weny twórczej nie posiadam i wolę napisać o produktach damskich, w szczególności zaś o tych, których sama używałam. Mogę jednak nadmienić, że perfumy i żele Vabun w zeszłym roku podarowałam tacie i jest on z nich zadowolony. Subiektywnie również uważam, że męskie Vabun są całkiem przyjemne. Tym razem w przesyłce znalazłam również dwa flakony damskich zapachów, które poleca Małgorzata Rozenek-Majdan. Jest to Vabun For Lady N˚5 i Vabun For Lady N˚1. I tutaj niestety z przykrością muszę stwierdzić, że żaden z tych zapachów nie przypadł mi do gustu. Pokazałam je również mamie i siostrze i one także wypowiedziały się o nich negatywnie. Szkoda. Ale co zrobić, nosa nie oszukasz. Zapaszki trafiły więc do Aneczki bo ona uznała, że są spoko, a u mnie by się tylko marnowały...
Mam też produkty marki Achae i tutaj przyszły do mnie inne kosmetyki niż pierwotnie wybrałam;) Najgorszej z balsamem lawendowym ze względu na moje nieszczególne uwielbienie do tego zapachu, więc stosuję tylko na stopy:P
Nie zapomniało też o mnie Bell wysyłając kolejne nowości z mojej ulubionej serii Bell Hypoallergenic.Tym razem są to konturówki do ust, korektor, produkty do konturowania i eyelinery. 

Był też Shinybox i Czego pragną kobiety box.

Przejdźmy teraz do moich osobistych zakupów. Historia lubi się powtarzać i znowu pojawiłam się na promocji w Rossmannie. Jakby to zaśpiewał Rammstein – [Rossmann] Ohne dich kein nicht ich sein;) Już naprawdę nie wiedziałam co kupić, ale kupiłam;) Postawiłam na żel pod prysznic Nivea Orange, który znam od lat i jego zapach uważam za naprawdę piękny. Do koszyka wpadły też nowe olejki pod prysznic Bielenda oraz płyn do płukania jamy ustnej Listerine. Każdy produkt posiada pojemność 500ml i muszę przyznać, że byłam trochę niepocieszona, ponieważ po pierwsze preferuję mniejszą gramaturę, a po drugie było mi ciężko (na zakupy wybrałam się akurat do galerii wracając z kolejnego zabiegu depilacji laserowej). Ostatecznie stwierdziłam, że poniósł mnie melanż i jeden żel sprezentowałam siostrze;) Skusiłam się też na szczotkę do włosów Ewa Schmitt. Polecała ją Magda i akurat trafiłam na promocję;)

Na Instagramie wyczaiłam żelową pomadkę z kwiatkiem marki Sensique i postanowiłam ją nabyć. Była akurat promocja, więc okazja niczemu sobie. Ale jeśli mam być szczera to poza miłym dla oka wyglądem pomadka wypada słabo. 

To już chyba wszystkie moje wrześniowe nowości. Coś tam jeszcze leci i sobie doleci, ale to już będzie październik;)

Znacie coś z moich wrześniowych nowinek? Kto mnie pocieszy?:(
Czytaj dalej »

czwartek, 28 września 2017

Czego pragną kobiety box by drogerium.pl

Cześć Dziewczyny!
Czego pragną kobiety. Taką nazwę nosi box kosmetyczny sygnowany przez drogerium.pl. Jeśli chodzi o to czego pragną kobiety to kiedyś trafiłam na taki tekst: „Amerykańscy naukowcy odkryli czego pragnie kobieta, ale już zmieniła zdanie…”;) Przejdźmy zatem do zawartości boxa:)
zdjęcie ukazujące Czego pragną kobiety box

Box Czego pragną kobiety przywędrował do mnie w zgrabnym czarnym pudełku z tymże napisem;) Zawartość była dobrze zabezpieczona i dodatkowo przewiązana wstążką. Niebieską wstążką:) W przypadku tego boxa zawartość jest z góry znana, więc możemy ją ocenić i nie zamawiamy kota w worku. Co znalazło się w pudełku? 
zdjęcie ukazujące zawartość Czego pragną kobiety box
Wewnątrz znalazłam 4 kosmetyki oraz dwie saszetki Simplic. Łączna wartość zestawu wynosi 120zł, a box kosztuje 59zł.
zdjęcie produktów Regenerum

W zestawie pojawiły się dwa produkty Regenerum, czyli Regeneracyjne serum do twarzy oraz wszystkim chyba znane Regeneracyjne serum do paznokci. Jeśli chodzi o produkty Regenerum to pisałam o nich jakiś czas temu. Serum do paznokci używałam kilka lat temu i u mnie akurat niekoniecznie się sprawdziło, ale znam wiele osób, którym rzeczywiście pomogło. Natomiast serum do twarzy jest jednym z najnowszych produktów tej marki. Nie miałam jeszcze okazji go poznać. 
zdjęcie kosmetyków z drogerium.pl

Kolejnymi kosmetykami jest niemniej znane Intensywne serum rewitalizujące marki Bioliq, które miałam dawno temu i z w owym czasie wypadło u mnie całkiem nieźle. Ostatnim kosmetykiem jest płyn micelarny Redblocker. Jeśli chodzi o tą markę to miałam kiedyś ich krem, ale byłam akurat nieregularna w stosowaniu (było to coś na naczynka). Płyn micelarny to produkt codziennego użytku, więc jak najbardziej na plus.
zdjęcie sumplementu Simplic

Produktami poza-kosmetycznymi okazały się być saszetki z suplementem Simplic dedykowane osobom odchudzającym się, mające zmniejszać apetyt. Jedna jest o smaku waniliowo-śmietankowym, druga zaś ciasteczkowa;) Jak wiecie jestem osobą szczupłą i diety są mi obce. Zmniejszać apetyt też nie potrzebuję, ale moja mama od czasu do czasu lubi spróbować tego typu wynalazków. Saszetki powędrowały więc do niej. Ja nie wypiję bo jeszcze schudnę od tego 10 deko i będzie ryk:D


Czy warto zakupić taki box? Wszystko zależy od tego czy macie zapotrzebowanie na te konkretne produkty. Plusem jest to, że zawartość jest z góry znana.


Znacie Czego pragną kobiety box? Co sądzicie o takim zestawie?

Czytaj dalej »

wtorek, 26 września 2017

Benton Aloe BHA Skin Toner

Cześć Dziewczyny!
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o marce Benton, nie doczytałam i myślałam, że chodzi o beton. Ale jak to betonem na twarz?;) Szybko jednak zorientowałam się, że firma Benton na mur beton jest coś warta i aż sama się nią zainteresowałam. Chwaliły ją nie tylko polskie i zagraniczne blogerki, ale także „zwykli” konsumenci. W sklepach internetowych czytałam opinie klientów brzmiące – z Bentona można brać wszystko w ciemno. Pomyślałam – dziwne to, naprawdę dziwne, ale w końcu postanowiłam spróbować i tak oto na początku lata zainwestowałam w pierwszy produkt tej marki, czyli Benton Aloe BHA Skin Toner. Miałam wątpliwości, ale chciałam przekonać się na własnej skórze czy rzeczywiście warto;)



Benton Aloe BHA Skin Toner



  „Bazą Aloe BHA Skin Toner jest sok z liści aloesu (58%), doskonały dla cery podrażnionej, wrażliwej i bardzo suchej. Aloes mineralizuje i wygładza naskórek, działa antyseptycznie i przeciwbakteryjnie, sprzyja niwelowaniu stanów zapalnych. Wzmacnia mechanizmy obronne skóry. Dodatek kwasu 2-hydroksybenzoesowego delikatnie złuszcza zrogowaciałe komórki, co sprzyja poprawie struktury i kolorytu skóry. Przeciwdziała tworzeniu się ognisk zapalnych poprzez swoje działanie antybakteryjne, stosowany regularnie oczyszcza pory, te z czasem stają się mniej widoczne. Preparaty z kwasem BHA polecane są dla cer skłonnych do zanieczyszczonych porów i trądziku. Ponieważ nie mają właściwości wysuszających wskazane są też dla cer dojrzałych i suchych. Do wszystkich typów skóry”.


Aloe BHA Skin Toner marki Benton otrzymujemy w białym kartonowym opakowaniu, którego na zdjęciach niestety u mnie brak;) Wewnątrz znajdziemy funkcjonalną i wygodną buteleczkę w kolorze butelkowej zieleni, która dodatkowo została wyposażona w pompkę. Co stanowi miłą odmianę dla naszych tradycyjnych toników. Pojemność wynosi 200ml, więc jest to standard. Produkt posiada lekką, ale taką nie do końca wodnistą konsystencję. Trochę bardziej jak leciutkie serum, jest delikatnie żelowy, ale lekki zarazem. Nie należy się tego obawiać, ponieważ wchłania się błyskawicznie i nie pozostawia po sobie lepkiej czy też błyszczącej warstwy. Dostrzegłam tylko jeden problem. A mianowicie przez tą nieco żelową konsystencję sporo produktu błyskawicznie wnika w wacik. Z tego co wiem wiele kobiet wklepuje toner palcami, ale muszę przyznać, że ja jestem dość mocno związana z wacikami:D Dlatego też raz używałam wacików, a raz dłoni, a czasami trochę na wacik i potem jeszcze odrobinę wklepywałam palcami. Dobra wiadomość jest taka, że toner nie pachnie niczym;) A ja wyjątkowo cenię sobie „zapach niczego”;) Ponoć wszystkie produkty Bentona są bezzapachowe. Choć podobno niektórzy wyczuwają w nich zapach grzybków;) Ciężko mi ocenić, ponieważ innych kosmetyków tej marki nie miałam. 


Do produktu podeszłam z lekką obawą, ponieważ był to dla mnie rejon zupełnie nieznany, a moja intuicja jeszcze nie zawsze działa w obrębie kosmetyków koreańskich (choć jakiś system już sobie wypracowałam;)). Przekonywało mnie jednak to, że toner miał być czymś na kształt „naszego” toniku, ale o bardziej intensywnym działaniu:) Toner wpisał się zarówno w moją poranną jak i wieczorną pielęgnację. Stosowałam go zaraz po oczyszczeniu twarzy, a następnie nakładałam serum i krem. Działanie tonera jest dość ciekawe, ponieważ ma on zarówno właściwości antybakteryjne, wygładzające jak i nawilżające. W składzie znajdziemy zarówno aloes znany ze swoich właściwości łagodzących jak i kwasy BHA, które posiadają m.in. funkcje oczyszczające. Kwasy BHA należą do tych łagodnych, stąd też producent rekomenduje stosowanie produktu w przypadku każdego rodzaju cery. Efekty jakie zauważyłam podczas używania tego kosmetyku to przede wszystkim napięcie i wygładzenie naskórka, a także właściwości kojące, które były odczuwalne zwłaszcza gdy cera miała gorszy dzień. Mam wrażenie, że pory rzeczywiście stały się mniej widoczne, a drobne stany zapalne szybciej się goją (oczywiście pod warunkiem, że ich nie drapię;)). Cieszę się, że zdecydowałam się na ten produkt. Jeśli chodzi o wady to na pewno można do nich zaliczyć cenę, ale na jej obronę mogę przytoczyć fakt, że np. Multi Essence z Bielendy wystarcza mi na 3-4 tygodnie stosowania, a po miesiącu używania Bentona mam jeszcze trochę mniej niż 2/3 buteleczki.

Toner Benton dostępny jest np. na Jolse.


Znacie kosmetyki marki Benton? Co o nich sądzicie?

Czytaj dalej »

niedziela, 24 września 2017

Chocolissimo słodki prezent na Dzień Chłopaka!

Cześć Dziewczyny!
30 września wypada Dzień Chłopaka. Jeśli miałabym sięgnąć pamięcią to rzadko kupowałam prezenty z okazji tego święta. Jakoś tak się utarło, że to my – kobiety otrzymujemy więcej prezentów;) Mam wrażenie, że pod tym względem mężczyźni są po prostu mniej wymagający. Ilekroć zapytałam o prezent na dowolną okazję to albo nie otrzymywałam odpowiedzi albo odpowiedź brzmiała – Ty jesteś moim prezentem:D Jak więc widać, pomoc w tym zakresie ciężko uzyskać;) Pozostaje zdać się na siebie. Jednym z prezentów, które według mnie ucieszą (prawie) każdego, jest czekolada. Zdarzają się oczywiście wyjątki niegustujące w czekoladzie, ale mimo, że najczęściej kobiety dostają czekoladki, to faceci też często są łasuchami. Jedynie rzadziej się do tego przyznają;) W związku z tym marka Chocolissimo przygotowała prawdziwie męskie zestawy czekoladek, które zaskoczą niejednego małego i dużego... chłopaka;)
Pomysłów na czekoladowe prezenty z okazji Dnia Chłopaka, Chocolissimo ma całą masę. Ja pokażę Wam dziś 3 opcje. Muszę przyznać, że przesyłka była bardzo dobrze zabezpieczona. Zastanawiałam się czy czekoladki nie roztopią się lub nie uszkodzą w transporcie, ponieważ kiedyś zdarzyło mi się otrzymać hmm… roztopiony peeling, ale ku mojemu zadowoleniu wszystkie czekoladki dotarły w stanie idealnym. A nawet były lekko schłodzone! Dodatkowo na paczce było oznaczenie temperatury, dzięki któremu firma kurierska musiała ją przechowywać w odpowiednich warunkach. Na stronie sklepu mamy również informację, że w przypadku wysokich temperatur do przesyłek dodawane jest specjalne chłodziwo, które utrzymuje odpowiednią temperaturę w przesyłce. Choć akurat we wrześniu wysokie temperatury niestety już nam nie grożą;)


Chocolissimo skrzynka z narzędziami



Coś w sam raz dla inżynierów, majsterkowiczów i innych złotych rączek. Mam wrażenie, że tych ostatnich jest w dzisiejszych czasach już niestety coraz mniej, ale na pewno każda z nas zna kogoś takiego:)
zdjęcie przedstawiające skrzynkę z narzędziami Chocolissimo

Narzędzia zapakowane zostały w kartonową skrzynkę, a zawartość wygląda naprawdę imponująco i wiarygodnie:) Czekoladki zostały przygotowane z mlecznej i deserowej czekolady. Rzecz jasna skosztowałam. Musiałam sprawdzić „czy nie za słodkie” i czy smak nie budzi zastrzeżeń;) W mojej opinii (czekolado-holiczki) narzędzia są smaczne. Czekolada jest słodka, ale nie przesłodzona (nie ma nic gorszego niż czekolada z gatunku „sam cukier”;)). Zestaw narzędzi można również kupić w duecie z czekoladowym piwem;) Prawda, że pomysłowo?


Czekoladowy Smartphone


zdjęcie przedstawiające smartfona z czekolady

Smartfon to taki znak naszych czasów;) Będzie więc smacznym prezentem nie tylko dla chłopaka, ale także dla każdego miłośnika lub miłośniczki tegoż wynalazku. Mojej rodzinie np. od razu skojarzył się ze mną bo jakby nie patrzeć sporo korzystam z tego urządzenia;) Czekoladowy telefonik został przygotowany z belgijskiej mlecznej czekolady:)


Czekoladowy telegram Lucky Boy



Jeśli chodzi o czekoladowy telegram to można skorzystać z gotowych życzeń lub ułożyć swój własny tekst. 
zdjęcie przedstawiające czekoladowy telegram Chocolissimo
Telegram został wykonany z dwóch rodzajów czekolady – z białej i mlecznej. Kostki zawierające litery i znaki wykonuje się z czekolady mlecznej. Natomiast te, które mają pozostać puste, wykonane są z czekolady białej lub „dwukolorowej”;) Telegram smakuje identycznie jak narzędzia:) Tego typu prezent to coś dla romantyków;) 

Według mnie czekolada jest zawsze miłym upominkiem. Zwłaszcza taka oryginalna. Choć muszę przyznać, że jako czekolado-holiczka nie jestem zbyt obiektywna:) Jednak na pewno znacie taką prawidłowość, że często podświadomie wybieramy na prezent to, co sami lubimy;) Ja np. poza słodkościami często daję w prezencie kosmetyki i niejednokrotnie są to te, które sama miło wspominam!;) Choć akurat nie dotyczy to mężczyzn bo męskich nie używam:D Powiem szczerze, że wysłałam trochę zdjęć i czekoladki zrobiły prawdziwą furorę wśród znajomych;) Każdy pytał gdzie to można kupić. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że mało kto wcześniej słyszał o Chocolissimo.
zdjęcie przedstawiające czekoladki na dzień chłopaka


Co sądzicie o takich prezentach? Czy Wasi jak to piszą na wizażu (co zawsze mnie śmieszyło;)) – towarzysze życia (w skrócie TŻ) zasłużyli na coś słodkiego?
Czytaj dalej »

piątek, 22 września 2017

Shinybox Beauty School wrzesień 2017!

Cześć Dziewczyny!
We wrześniu Shinybox przygotował coś zarówno dla tych, którzy zaliczyli back to school jak i dla tych, którzy ten etap życia mają już za sobą bo przecież piękna można się „uczyć” bez względu na wiek:) Shinybox Beauty School wzięło sobie bowiem za „punkt honoru” odkrycie przed nami tajników urodowych;) A jak to wypadło w praktyce?

zdjęcie przedstawiające Shinybox wrzesień 2017 Beauty Schol

Wrześniowy Shinybox Beauty School przychodzi do nas w uroczym różowo-niebieskim, totalnie „dziewczyńskim” pudełeczku;) Nie jest to z pewnością szata graficzna skierowana do mrocznych niewiast, ale trudno się nie zgodzić, że prezentuje się naprawdę miło. Zresztą jeśli chodzi o kwestie „zewnętrza” to praktycznie zawsze jestem usatysfakcjonowana:)


Przejdźmy jednak do wnętrza. Shinybox w standardowej wersji gwarantował 8 produktów, z czego aż 4 do makijażu, 2 do pielęgnacji dłoni, 1 do włosów i 1 gadżet. Oczywiście żadnego nie zdołałam zdemaskować przed otrzymaniem przesyłki;) Muszę jednak przyznać, że mój kurier pocztowy się spisał, a dodatkowo wyręczył jeszcze kuriera UPS doręczając mi przesyłkę za niego;)
zdjęcie przedstawiające Shinybox wrzesień 2017

Jeśli chodzi o kolorówkę to umieszczanie jej w boxach bywa ryzykowne, ponieważ można trafić na wyjątkowo nie swój kolor. Ale nic nie jest przesądzone bo jest też szansa by znaleźć coś w sam raz dla siebie;) Forrest Gump powiedział, że życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz. Z Shinyboxem jest podobnie:) Co zatem mamy z kolorówki? Jest paletka do konturowania twarzy marki Smart Girls Get More, która sama w sobie prezentuje się nawet nieźle, ale mam wrażenie, że jej odcienie będą dla mnie zbyt zimne. Jeśli zaś chodzi o samą firmę to na pewno nie jest ona szczytem moich marzeń. Jakiś czas temu było o niej głośno na blogach, ale nigdy nie czułam się przekonana do tych kosmetyków. Do paznokci mamy lakier Delia Trend & Big Brush. W moim przypadku jest to miły dla oka morski odcień 184, ale niestety od dawna nie używam już zwykłych lakierów, więc na pewno nie skorzystam. Produktem, który wydaje się być całkiem funkcjonalny jest Shimmer Roll marki Bellapierre. Pierwszy raz słyszę o tej firmie, aczkolwiek pomysł zastosowaniem aplikatora typu roll on jest całkiem niegłupi. Według producenta, dzięki temu można go nakładać bezpośrednio na wybrany obszar twarzy. W zestawie znalazła się też utrwalająca baza pod cienie Cashmere i nawet bym się ucieszyła gdyby nie data ważności 01.2018r. Z kolorówki znalazłam też testowy cień do powiek marki Pierre Rene. Znów trafił mi się fiolet. 

Z pielęgnacji dłoni w boxie znalazłam 2ml aksamitną kurację do dłoni Biały Jeleń. Po takiej ilości raczej ciężko będzie ocenić działanie, ale zużyję może dzisiaj. Jest też odświeżające mydło do rąk antybakteryjne Cleanheands i paradoksalnie to właśnie mydło przyda mi się najbardziej z całego pudełka bo mydło schodzi u mnie jak woda. Jednak trudno skakać z radości ze względu na mydło… Do włosów znalazłam Novex Deep Moisture Hair Mask Argan Oil, czyli nawilżającą maskę do włosów z olejem arganowym. Jej pojemność wynosi 100ml, więc coś tam już można sprawdzić. Produkt jest mi jednak całkiem nieznany;) Mam teraz w zapasie sporo produktów do włosów, więc maskę chyba podaruję siostrze, która akurat ma mniej więcej takie włosy jak w opisie;)
zdjęcie przedstawiające Face Chart

W boxie znalazł się też Shinybox Face Chart, czyli taki szkic makijażu, z którego korzystają najczęściej makijażyści. Prezentuje się on fajnie, choć dla mnie jest to raczej zbędne, ponieważ maluję tylko siebie. Może się pobawię kiedyś jeśli będę się nudzić. Chociaż ja rzadko się nudzę;) Trochę kojarzy mi się to z kolorowankami dla dorosłych, które często maluje moja mama, a ja kupiłam raz i nie pomalowałam ani razu (nerwowe usposobienie:P). Był też oczywiście kolejny nr Shiny Mag, z którego można się m.in. dowiedzieć jak naprawić uszkodzony kosmetyk. Jest w nim również kod do Chocolissimo. Niestety Shiny Mag schował mi się gdzieś przed aparatem, ale ma ładną okładkę.
zdjęcie przedstawiające torbę Atmosphere

W moim wrześniowym Shiny skrywała się też torba Atmosphere. Do niedawna nie miałam ani jednej takiej, a teraz mam już dwie. Jest to dodatek dla Ambasadorek

Wrześniowy Shinybox Beauty School niestety wypadł w moich oczach słabo. Przydatne będzie dla mnie chyba tylko mydło, które jest po prostu produktem codziennej potrzeby. Poza tym dość ciekawy jest Shimmer Roll, a gdyby baza pod cienie miała dłuższą datę to byłabym zadowolona również z niej. Shiny tym razem się nie popisał, ale patrząc na zapowiedzi Inspired by, wydaje mi się, że w tym miesiącu fajnie się zapowiada zestaw Naturalnie Piękna.


Co sądzicie o wrześniowym Shinybox Beauty School? 

Wczorajszy wpis: Fajny olejek Alterra
Czytaj dalej »

czwartek, 21 września 2017

Alterra antycellulitowy olejek do ciała Grejpfrut i Brzoza BIO!

Cześć Dziewczyny!
Z olejkami do ciała marki Alterra nie miałam do czynienia już dawno. Miałam kiedyś wersję limetkową, ale nie byłam z niej szczególnie zadowolona. Jednak jakiś czas temu stare olejki Alterra zostały wycofane i zastąpione nowymi. Według mnie – lepszymi. W sierpniu trafił do mnie nowy antycellulitowy olejek do ciała Alterra Grejpfrut i Brzoza BIO, który mimo braku cellulitu, od razu mnie zainteresował. Głównie za sprawą grejpfruta bo jeśli chodzi o brzozę to kojarzy mi się ona z… Macierewiczem i Smoleńskiem rzecz jasna:P
„Wygładzający skórę antycellulitowy olejek do skóry Alterra został opracowany, aby zapobiegać widocznym objawom cellulitu. Skuteczna formuła pielęgnacyjna z naturalnymi ekstraktami z liści z brzozy BIO i alg z gatunku skrzydlicy jadalnej, jak również witalizującymi olejkami z limonki i grejpfruta szybko się wchłania i intensywnie nawilża skórę, która staje się jędrniejsza, elastyczniejsza i gładsza. Skuteczność potwierdzona w badaniu z udziałem 20 uczestniczek regularnie stosujących produkt przez 4 tygodnie. W udowodniony sposób wygładza i ujędrnia skórę. Wzmacnia ją i poprawia jej elastyczność. Kosmetyki naturalne Alterra z kompleksem olejów BIO. Wszystkie produkty marki Alterra opracowane są w oparciu o zasadę odpowiedzialnego obchodzenia się z naturą. Stosowanie produktów marki Alterra to decyzja na korzyść naturalnej formy pielęgnacji. Produkt godny zaufania: Nie zawiera syntetycznych barwników, aromatów i substancji konserwujących. Nie zawiera również silikonów, parafiny i innych produktów na bazie olejów mineralnych Produkt marki Alterra spełnia surowe kryteria wyznaczone przez organizację NaTrue: Posiada certyfikat kosmetyku naturalnego. Jest produkowany przede wszystkim z surowców roślinnych pochodzących z rolnictwa ekologicznego i dzikich zbiorów. Zawiera kompozycje zapachowe i ekstrakty z surowców naturalnych. Nie zawiera syntetycznych barwników ani substancji konserwujących. Nie zawiera również silikonów, parafiny i innych produktów na bazie olejów mineralnych. Jego tolerancja przez skórę została potwierdzona dermatologicznie”.


Antycellulitowy olejek do ciała Alterra Grejpfrut i Brzoza BIO otrzymujemy w kartonowym opakowaniu o wdzięcznej szacie graficznej, która trafia w mój kolorowy gust;) Wewnątrz znajdziemy szklaną butelkę o pojemności 100ml. Nie mogłam dopatrzeć się informacji ile mamy czasu na zużycie produktu ani daty ważności, ale ja zużywam szybko, więc w istocie jest to dla mnie mało ważne;) Pompkę można po użyciu przekręcić, ale nie posiada ona żadnego dodatkowego zabezpieczenia w postaci korka.  
Sam olejek ma żółtawą barwę i oleistą konsystencję. Nie jest ona jednak szczególnie tłusta. Według mnie wchłania się bardzo ładnie. Jeśli chodzi o zapach to gdy po raz pierwszy użyłam olejku, w ogóle nie mogłam go wyczuć. Chyba miałam jakąś czasową zapachową znieczulicę, ponieważ zaczęłam czuć woń olejku dopiero po paru użyciach. Nie jest to typowy zapach grejpfruta, ale jest bardzo przyjemny. Taki radosny. Pozytywnie wpływający na nastrój:) 
Jeśli chodzi o grejpfrutowy olejek Alterra to na pewno warto zwrócić uwagę na skład produktu, który jak to w przypadku Alterry bywa wypada naprawdę dobrze w stosunku do ceny. Dla mnie nie jest to super kluczowe, ale zawsze lepiej gdy jest całkiem niezły, a nie zły;) Jeśli chodzi o właściwości antycellulitowe to się nie wypowiem gdyż cellulitu nadal nie nabyłam (jejeje!). Jednak odkąd na początku roku odkryłam ciekawe właściwości serum z Bielendy, po prostu przekonałam się do tego typu produktów i co jakiś czas wdrażam je do swojej pielęgnacji;) A cóż to za efekty? Proszę Państwa, przede wszystkim super gładka i napięta… dupeczka!;) Najczęściej traktowałam olejkiem brzuch i pośladki, a gdy miałam ochotę to też całe nogi. Olejek bardzo fajnie ujędrnia, wygładza, zmiękcza i nawilża ciałko. Byłam w szoku! Miałam wręcz ochotę kupić na zapas, gdyż w sierpniu miała miejsce promocja w Rossmannie na kosmetyki do pielęgnacji ciała, ale… na stronie drogerii zauważyłam, że wchodzą jeszcze dwie inne wersje – Alterra Piwonia bio i migdały bio oraz Alterra Rokitnik bio Amarantus bio, więc pomyślałam, że może któryś z nich będzie jeszcze lepszy i z trudem się opanowałam:) Wygląda na to, że Alterra zmienia się na plus bo przypominam, że stara wersja Limetka mnie nie zachwyciła, podobnie jak olejek do włosów z pestek moreli.  Co jednak z tymi osobami, które rzeczywiście borykają się z cellulitem? Czy olejek pomoże? Skoro nigdy nie miałam z tym problemów to naprawdę ciężko mi ocenić, ale powiem szczerze, że akurat w ten aspekt powątpiewam. Mimo wszystko poleciłabym każdemu ze względu na przyjemny zapach oraz właściwości ujędrniająco-zmiękczające. To dobry produkt w dobrej cenie. Dla mnie zachwyt:) Z tego co wiem niektórzy stosują olejki do ciała Alterra również do olejowania włosów. Ten sposób polecała jakiś czas temu Kosmetyczna Hedonistka. Sama nie próbowałam, ale myślę, że spokojnie można zaryzykować:)

Znacie olejki Alterra w nowych odsłonach?
Czytaj dalej »

wtorek, 19 września 2017

L’Oreal Czysta Glinka maska detoksykująco – rozświetlająca do twarzy!

Cześć Dziewczyny!
Kilka miesięcy temu marka L’Oreal Paris wypuściła ciekawą serię nowości przeznaczonych do pielęgnacji twarzy. Wśród nich znalazły się między innymi trzy rodzaje masek Czysta Glinka. Ja po przetestowaniu próbek, które zrobiły na mnie dobre pierwsze wrażenie, postanowiłam skusić się na tę najbardziej czarną wersję, czyli detoksykująco – rozświetlającą:) Jeśli jesteście ciekawe czy pozytywne wrażenia trwały dłużej niż tyle co przetestowane próbki to zapraszam na recenzję pełnowymiarowej maski.
Zdjęcie maski detoksykująco - rozświetlającej L'Oreal Czysta Glinka

L’Oreal Czysta Glinka maska detoksykująco – rozświetlająca



Czarna wersja maski zawiera w swoim składzie 3 rodzaje glinek: kaolin, montmorylonit oraz ghassoul. Mają one za zadanie absorbować nadmiar sebum, zredukować niedoskonałości oraz rozświetlić i rozjaśnić skórę. Maska została wzbogacona również o węgiel aby przywrócić skórze blask i oczyścić ją z toksyn.

Maskę otrzymujemy w kartonowym opakowaniu, które z tego co pamiętam było jeszcze dodatkowo zafoliowane. Wewnątrz znajdziemy wygodny choć minimalistyczny słoiczek o standardowej pojemności 50ml, którą wypadałoby zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Po otwarciu maski naszym oczom ukazuje się dodatkowa osłonka, więc zawartość jest naprawdę dobrze chroniona. Choć z uwagi na to, że jest to glinka, resztki maski mogą delikatnie zasychać na obrzeżach opakowania. Tak to już jest z glinkami. Według producenta maska wystarcza na 10 zastosowań. W mojej ocenie wydajność jest zależna od ilości jaką nakładamy na twarz, ale z całą pewnością jest to nie mniej niż owe 10 użyć:) U mnie było to bodajże 13 zastosowań. 

Mimo, że jest to maska glinkowa to posiada ona przyjemną niemalże kremową konsystencję, która jest zdecydowanie lżejsza niż tradycyjne glinki w proszku, które trzeba najpierw rozrobić. Posiada ona gładką strukturę bez grudek. To zapewne za sprawą dodatków w składzie, ale jeśli mam być szczera, mnie to zupełnie nie przeszkadza. Wpływa za to na komfort użytkowania:) Nawet zmywanie jest łatwiejsze, ponieważ maska nie zasycha aż tak mocno, dzięki czemu można ją usunąć nawet bez użycia specjalnej gąbeczki. Ja zmywałam, jak to często u mnie bywa – będąc pod prysznicem bo najszybciej;) Zapach również pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ jest po prostu przyjemny. Często glinki pachną błotkiem, a tutaj zapach jest zdecydowanie miły dla nosa:)

Producent zaleca stosować maskę 2-3 razy w tygodniu, pozostawiając na skórze na 5-10 minut. Moja cera jest wrażliwa, więc najczęściej nakładałam na 5 min, co było dla mnie optymalnym czasem. L’Oreal Czysta Glinka maska detoksykująco– rozświetlająca przede wszystkim dobrze oczyszcza skórę absorbując nadmiar sebum, dzięki czemu po użyciu jest ona matowa, lekko rozjaśniona i jednocześnie odświeżona. Maska nie podrażnia skóry, zapewnia nawet delikatne nawilżenie. Przyjemnie wygładza cerę i może być również pomocna w przypadku drobnych stanów zapalnych, ponieważ lekko je wycisza. Muszę przyznać, że ten glinkowy wytwór L’Oreal pozytywnie mnie zaskoczył:) Oczywiście fanki 100% eko mogą mieć na ten temat inne zdanie, ale moje znacie;) Zresztą nie tylko moje, ponieważ maski z tej linii cieszą się dobrą sławą w sieci.


Znacie maski do twarzy L’Oreal z serii Czysta Glinka? Jak się u Was sprawdziły?
Czytaj dalej »

niedziela, 17 września 2017

Dove Nourishing Secrets Restoring Ritual balsam do ciała kokos

Cześć Dziewczyny!

Balsamy do ciała przelewają się u mnie strumieniami. Nie lubię jednak non stop używać tego samego, więc najczęściej po zużyciu poszukuję jakiegoś nowego. Takiego, którego wcześniej nie miałam;) Nie ograniczam się również do jednej półki cenowej. Próbuję zarówno droższych jak i tańszych balsamów, maseł lub olejków;) Jakiś czas temu postanowiłam spróbować nowego balsamu Dove. W ofercie jest kilka wersji zapachowych, a ja zdecydowałam się na kokos. Muszę przyznać, że naprawdę bardzo dawno nie miałam żadnego balsamu Dove, więc tym bardziej byłam ciekawa jak się sprawdzi.


Zdjęcie kokosowego balsamu do ciała Dove Nourishing Secrets Restoring Ritual
Według producenta Dove Nourishing Secrets to wyjątkowa linia produktów inspirowanych rytuałami piękna czerpanych wprost z natury. Te sekretne rytuały wykorzystywane są przez kobiety na całym świecie i dzięki Dove możemy je poznać;) Wersja Restoring Ritual o zapachu kokosa wzbogacona jest o olejek kokosowy i mleczko migdałowe.  Ma ona za zadanie długotrwale nawilżyć skórę, otulić ją egzotycznym zapachem kokosa oraz pozostawić jedwabiście miękką i gładką;) 

Balsam Dove Nourishing Secrets Restoring Ritual zapakowany został w wąską lecz wysoką białą butelkę o pojemności 400ml. Balsam nie zawiera pompki, ale wydobywanie go z opakowania nie stwarza problemów. Kosmetyk posiada jasną barwę i bardzo przyjemny słodki, kokosowy zapach, który nie jest na szczęście przesadnie słodki:) Utrzymuje się on na skórze przez parę godzin. 
Konsystencja balsamu jest pośrednia (ani tłusta i lepka ani przesadnie wodnista) więc rozprowadza się go bardzo dobrze i sprawnie. Produkt nie zostawia po sobie tłustej warstwy i szybko się wchłania. Chyba, że nałożymy go więcej, wtedy oczywiście musimy poczekać chwilę dłużej aż wsiąknie w skórę. Ja właśnie lubię taką nieco grubszą kołderkę balsamu;) Jak już wspominałam, całe wieki nie miałam żadnego kosmetyku nawilżającego Dove. Z tej marki sięgałam raczej po słynne kostki myjące, które jak dla mnie są jednymi z najlepszych mydeł drogeryjnych oraz po piankę do mycia ciała, która jakiś czas temu została wprowadzona również do Polski. Nie wiedziałam zatem czego mam się spodziewać po balsamie i czy będę z niego zadowolona. Choć oczywiście na to liczyłam bo przecież po to się używa:) Balsam Dove okazał się być fajnym produktem. Przypadł mi do gustu nie tylko jego kokosowy zapach, ale także przyjemna formuła i nawilżenie. Dobrze wywiązywał się on ze zmiękczenia i wygładzenia skóry, a nawilżenie nawet w przypadku mojej suchej skóry było na optymalnym poziomie. Myślę, że warto zwrócić na niego uwagę. Tym bardziej, że cena w stosunku do pojemności jest bardzo na plus. 


Znacie nową linię balsamów Dove? Zdarza Wam się sięgać po produkty tej marki?
Czytaj dalej »