Przyszła pora na długo
wyczekiwany wpis, czyli moją relację z
zabiegów z wykorzystaniem osocza bogatopłytkowego, którym poddawałam się w serii od połowy lutego do połowy czerwca w łódzkiej Dermoklinice.
W rzeczywistości będzie to jednak nie
tylko relacja z zabiegów. Wpis będzie bowiem wielopłaszczyznowy. Napiszę nie tylko o samym zabiegu, jego
przebiegu i efektach, ale również poświęcę trochę miejsca na „czynnik ludzki”, kwestię
bólu, ewentualne wahania i rozterki;) Słowem będzie to taki wpis, który ja
chciałabym przeczytać przed zabiegiem. A niestety nie znalazłam relacji, która
byłaby napisana na tyle szczegółowo jakbym chciała. Większość wpisów to
króciutkie relacje z zabiegów i bez zbędnego wysiłku mogłabym taką relację
napisać już w lutym, ale mam duszę idealistki i chciałam zrobić coś więcej;)
Dlatego czekałam na zakończenie serii zabiegów i mój wpis w dużej mierze będzie
miał charakter studium przypadku;) Oczywiście
mimo wielowątkowości wszystko to przedstawię w sposób przystępny, ponieważ wpis
na blogu to nie praca naukowa i jest to dość specyficzna forma przekazu. Będzie
więc rzetelnie, ale z zachowaniem pewnej dozy walorów rozrywkowych, czyli z
humorem i bez zbędnego nadęcia;) Dokładnie tak jak lubicie:) Muszę jednak
uprzedzić, że ze względu na kilka prywatnych dygresji i moją szczegółowość jest
to niemalże epopeja i końca nie widać;) Dlatego dla osób totalnie zamkniętych
na tego typu tematy, wpis ten może być ciężki do przejścia. Natomiast dla osób,
które to interesuje (a z maili od Was wnioskuję, że jest ich bardzo dużo)
będzie przydatny i powinien rozwiać wiele wątpliwości. Choć zaznaczam, że większość
oparta jest na moich subiektywnych doświadczeniach,
czyli z punktu widzenia pacjenta. W ewentualnych kwestiach nierozwikłanych
polecam udać się na konsultację dermatologiczną:)
Dlaczego
osocze bogatopłytkowe?
Pierwotnie wpis rozpoczynał
się od wyjaśnienia skąd wzięło się moje zainteresowanie medycyną estetyczną. Było to jednak tak zawiłe, że podjęłam decyzję
pt: „to się wytnie” i postanowiłam od razu przejść do rzeczy;) Moje pierwsze
skojarzenia dotyczące popularnego „wampirzego
liftingu” nie były pozytywne. Kiedy kilka lat temu usłyszałam o tej
metodzie, byłam wręcz całkowicie na nie! Odmładzanie za pomocą osocza
pozyskiwanego z własnej krwi? Czy już naprawdę nie ma lepszych metod? To się w
głowie nie mieści! Nie dość, że obrzydliwe to jeszcze wygląda na bardzo bolesne!
W owym czasie zaklasyfikowałam więc ten zabieg jako ekstrawagancki kaprys celebrytów i pustych lalek;) Stereotypowe
myślenie nie jest jednak moją domeną, ponieważ jestem bardzo otwarta na nowości:)
Dlatego kiedy temat osocza bogatopłytkowego zaczął powracać niczym bumerang,
coraz częściej pojawiając się w mediach (gdzie można było zobaczyć jak to
wszystko wygląda) – zaczęłam się tym interesować. Coraz bardziej. Im więcej wiedziałam
tym bardziej wydawało mi się to logiczne i przekonujące. Przestało być
obrzydliwe bo tak naprawdę czego tu się brzydzić skoro bez krwi organizm ludzki
nie mógłby funkcjonować? Przekonało mnie również szerokie zastosowanie osocza w
innych dziedzinach medycyny. Okazało się bowiem, że nie jest to jakiś „wymysł
szarlatana”, a metoda sprawdza się doskonale przy wielu typowo medycznych schorzeniach.
Właśnie dlatego jej dobroczynny wpływ
postanowiono wykorzystać także w medycynie estetycznej;) Dodatkowo zabieg
rekomendowany jest jako nieinwazyjny i odpowiedni dla osób praktycznie w każdym wieku, również (a nawet przede wszystkim) młodych. Największym
atutem jest jednak jego naturalność, a dokładnie biozgodność „materiału” i brak
ryzyka reakcji alergicznej:) Jaki z tego wniosek? Kiedy coś budzi w Tobie
zastrzeżenia, dowiedz się o tym więcej. Spróbuj zrozumieć i nie zamykaj się na
nowe doświadczenia. Dlatego czytajcie dalej;)
Z
jakimi problemami borykała się moja cera?
Teoretycznie z żadnymi. Moja
cera często jest komplementowana. Najczęściej pytają mnie jakiego podkładu
używam i niemal zawsze przecierają oczy ze zdumienia kiedy zgodnie z prawdą
odpowiadam, że makijaż mojej cery to w 99% przypadków jedynie puder plus
dodatki typu róż i rozświetlacz. Tradycyjnych podkładów używam niezwykle rzadko,
ponieważ nie lubię o czym doskonale wiecie;) Mimo, że jestem wobec siebie
bardzo krytyczna to rzeczywiście obiektywnie mogę stwierdzić, że moja cera
wygląda lepiej w porównaniu do większości rówieśniczek. Nie mam tutaj
oczywiście na myśli urody, ale skórę samą w sobie;) Nie posiadam przebarwień
ani większych problemów z cerą. Poza momentami w których coś mi wyskoczy i
postanowię to spektakularnie rozdrapać pogarszając sytuację, do czego mam
niestety niezwykły wręcz talent;). Pielęgnacja również jest u mnie prawidłowa. Jedyny
grzech, który mogę sobie zarzucić to intensywne opalanie w okresie letnim od
czasów wczesnej młodości. W tej kwestii opamiętałam się dopiero 1-2 lata temu,
więc z całą pewnością moja skóra zdążyła już nabyć pewne uszkodzenia za sprawą
negatywnego działania promieniowania UV. Wspomniałam jednak, że jestem wobec
siebie krytyczna i co za tym idzie dostrzegam pewne mankamenty, nad którymi
można troszkę popracować;) Skoro są możliwości to czemu nie? Do największych
„problemów” (w cudzysłowie, ponieważ nie jest to kwestia życia lub śmierci;)) zaliczyłam
bardzo wyraźne cienie pod oczami. Jeśli
zaś chodzi o pozostałą część twarzy to przede wszystkim moja skóra jest cienka i bardzo delikatna, odrobinę wiotka. Miejscowo zaczęły się
też u mnie pojawiać zmarszczki. Najmocniej
dostrzegałam te w obrębie czoła i pod oczami;) Jestem osobą szczupłą, więc
wszelkie drobne mankamenty są u mnie mocniej widoczne. Myślę, że tego typu
problem w dużej mierze rozwiązałoby kilka dodatkowych kg, ale niestety moja
skłonność do tycia jest na poziomie 0, a waga od lat stoi w miejscu;) Często
śmieję się ze znajomymi, że przydałby mi się przeszczep tłuszczu, ale nie ma
skąd pobrać, więc musiałby pochodzić od dawcy;) Chętnych jest co nie miara!
Szkoda, że tak się nie da;) Podsumowując moja cera miała się dobrze i nie byłam
przyparta do muru, ale czułam, że nie zaszkodzi jej jakiś mały dopalacz;)
Co
to jest osocze bogatopłytkowe
Osocze
bogatopłytkowe PRP (ang. Platelet
Rich Plasma) to inaczej autologiczny (czyli pochodzący od pacjenta) koncentrat
płytek krwi w niewielkiej objętości osocza. Aby go uzyskać, bezpośrednio przed
zabiegiem przy użyciu dedykowanego zestawu, do specjalnych probówek pobiera się
od pacjenta niewielką ilość krwi żylnej (najczęściej od 6 do 60 ml w zależności
od obszaru zastosowania). Następnie probówki umieszcza się w specjalnej wirówce
laboratoryjnej (najlepiej w pozycji horyzontalnej) oraz poddaje wirowaniu celem
oddzielenia leukocytów i erytrocytów od osocza zawierającego płytki krwi.
Proces wirowania trwa od kilku do kilkunastu minut zależnie od zastosowanej
wirówki. Po zakończeniu wirowania osocze pobierane jest do strzykawki i można
dodać do niego aktywator czynników wzrostu w postaci chlorku wapnia lecz nie
jest to konieczne. Czynniki wzrostu zawarte w osoczu bogatopłytkowym nie są
aktywne w nieskończoność, więc ważne jest żeby preparat został podany możliwie szybko
i sprawnie.
Dlaczego
to działa i w czym tkwi przewaga PRP nad innymi metodami?
Terapia PRP uznawana jest
za jeden z najbardziej skutecznych zabiegów regenerujących. W medycynie
estetycznej osocze jest stosowane od kilkunastu lat. Natomiast już wiele lat
wcześniej metoda ta była (i nadal jest) z powodzeniem stosowana w takich
dziedzinach medycyny jak ortopedia, stomatologia oraz chirurgia, a nawet
weterynaria. Bardzo często stosuje się ją u sportowców, którzy niestety są
narażeni na liczne kontuzje, a jednocześnie zależy im na szybkim powrocie do
formy. Skąd tak wysoka skuteczność
osocza bogatopłytkowego w procesie odmładzania i regeneracji skóry? Otóż
PRP bogate jest w tzw. czynniki wzrostu,
czyli substancje stymulujące procesy naprawcze. Pobudzają one fibroblasty do
produkcji kolagenu, poprawiają mikrokrążenie, a także wspomagają namnażanie i
dojrzewanie komórek naskórka oraz zwiększają napływ komórek macierzystych. Poza
cennymi płytkami krwi, osocze zawiera również m.in. kompleks witamin, sole
mineralne oraz hormony. PRP podaje się metodą iniekcji za pomocą cienkiej igły.
Podczas iniekcji nasz organizm dostaje fałszywy sygnał, że nastąpiło
uszkodzenie (nakłucie) i tym samym skóra zostaje pobudzona do rozpoczęcia
procesów naprawczych, dokładnie takich samych jak w przypadku powstawania ran
oraz ich gojenia. Wersja dla dzieci
brzmi: ojojoj ktoś skrzywdził człowieka, trzeba go ratować! Skóra nie wie,
że robimy to na własne życzenie. Wie jednak, że nastąpiło uszkodzenie i trzeba
się z nim jak najszybciej uporać;) Procesy gojenia mają wiele wspólnego z
procesami odmładzania i rewitalizacji, ponieważ w obu przypadkach kluczowe są
te same czynniki wzrostu. Już samo nakłuwanie skóry ma ogromne znaczenie w
procesie jej regeneracji i rewitalizacji. Po
co więc osocze? Czy nie lepiej podać np. syntetyczny koktajl witaminowy,
czyli zamiast mezoterapii osoczem bogatopłytkowym zastosować mezoterapię z
użyciem specjalnych leków lub koktajli albo skorzystać z dermarollera w
połączeniu z serum? Otóż wszystkie te
zabiegi z powodzeniem można stosować uzyskując satysfakcjonujące efekty. Szkopuł
jednak w tym, że żadne laboratorium nie jest w stanie stworzyć tak naturalnego,
w pełni biozgodnego i dobrze tolerowanego preparatu jakim jest osocze
bogatopłytkowe! Mimo ogromnego postępu technologicznego oraz rozwoju przemysłu kosmetycznego,
organizm ludzki nadal pozostaje niedoścignionym ideałem;) Osocze jest
preparatem krwiopochodnym uzyskanym od pacjenta i podanym specjalnie dla niego.
Jest to więc preparat „skrojony na miarę” indywidualnych potrzeb każdego z nas.
Natomiast w przypadku substancji syntetycznych nie ma możliwości idealnego
dopasowania do potrzeb cery, ponieważ każdy z nas jest inny. To trochę tak jak
z kremem marki X. U jednego sprawdzi się świetnie, a innego niestety uczuli. Tutaj
dobra wiadomość jest taka, że podanie osocza nie powoduje reakcji
alergicznych:) Warto również dodać, że cały ten proces związany z podaniem PRP
określany jest mianem Autologicznej
Odnowy Komórkowej (ACR Autologus Cellular Regeneration).
Wampirzy
lifting?
Przyjęło się, że zabieg z
użyciem osocza bogatopłytkowego potocznie zwie się wampirzym liftingiem. Geneza tej nazwy nie jest do końca znana, ale
często podaje się, że to za sprawą Kim Kardashian, która kilka lat temu
opublikowała w sieci zdjęcie swojej zakrwawionej twarzy;) Z mojego punktu
widzenia nazwa ta jest nieco chybiona, ponieważ efektem zabiegu jest bardziej
kondycjonowanie skóry niż stricte lifting. A wampirzy? Też niekoniecznie,
ponieważ wbrew temu co sądzą niektórzy, nie wstrzykuje się krwi, a osocze,
które z niej pochodzi;) Krew pojawia się w wyniku nakłuwania, co jest naturalną
reakcją. Jedyne co mi przychodzi do głowy na obronę tego terminu to fakt, że
bezpośrednio po zabiegu na twarzy pojawia się krew, czyli można by rzec, że
wygląda ona jak po spotkaniu z wampirem;) Ale wtedy każdy zabieg wykonany
techniką mezoterapii należałoby określić mianem wampirzego liftingu;) Dla mnie
o wiele ładniej brzmi osocze bogatopłytkowe, PRP, Autologiczna Odnowa Komórkowa,
koncentrat płytek czy nawet plazma;)
Wskazania
do terapii PRP
Zabieg z wykorzystaniem
PRP polecany jest zarówno dla kobiet jak i mężczyzn w każdym wieku. Oczywiście
owe „w każdym wieku” najczęściej interpretuje się jako dolną granicę 25+. Trudno
mi sobie bowiem wyobrazić 18-latkę, która już puka do drzwi gabinetu medycyny
estetycznej celem zastosowania np. prewencji przeciwzmarszczkowej;) Chociaż powody
wizyty tak młodej osoby mogą być oczywiście inne, np. blizny potrądzikowe.
Wtedy rzeczywiście dobrze zadziałać możliwie szybko wybierając np. laser,
ponieważ im później tym szanse na ich usunięcie maleją. Wracając jednak do osocza, do wskazań zabiegu należą: rewitalizacja
skóry w obrębie twarzy, okolic oczu, dekoltu oraz dłoni, oznaki starzenia się
skóry, skóra wrażliwa i alergiczna, łysienie typu męskiego, skóra wymagająca
stymulacji i odnowy, regeneracja po innych zabiegach (np. bezpośrednio po
zastosowaniu lasera frakcyjnego), delikatne blizny i przebawienia. Osocze
bogatopłytkowe jest idealne dla alergików oraz osób, które nie mogą lub nie
chcą korzystać z innych metod (np. z wypełniaczy), ponieważ obawiają się
uzyskania sztucznego efektu lub ryzyka alergii.
Przeciwwskazania
W porównaniu do innych
metod, przeciwwskazań do zastosowania PRP jest niewiele:) Należą do nich: ciąża
i okres laktacji, nowotwory, choroby krwi, choroby wirusowe (np. HIV, WZW B,
WZW C), zażywanie niektórych antykoagulantów (leki przeciwzakrzepowe) oraz
leków na bazie kwasu acetylosalicylowego (np. Aspiryna, Polopiryna – należy
odstawić na tydzień przed planowanym zabiegiem). Czasami podaje się również
choroby autoimmunologiczne. Jest to jednak przeciwwskazanie względne – decyzję
podejmuje lekarz w zależności od konkretnego przypadku (najczęściej po zapoznaniu się z wynikami badań). W wielu przypadkach
wykonanie zabiegu jest dopuszczalne. Do przeciwwskazań można też zaliczyć tzw.
nierealistyczne oczekiwania względem zabiegu, a także strach przed pobieraniem
krwi oraz iniekcjami. Leczenie tego typu fobii co prawda często polega na
zmierzeniu się z nią i jej okiełznaniu, ale lepiej zacząć od małych kroczków typu
podstawowe badania albo szczepionka niż rzucać się od razu na głęboką wodę,
taką jak wielokrotne nakłuwanie twarzy;) Jeśli ktoś ma tendencję do mdlenia
podczas pobierania krwi to też lepiej odpuścić.
Dermoklinika
i mój wywiad z wampirem;)
Wiemy już trochę o osoczu
bogatopłytkowym, mechanizmach jego działania, wskazaniach i przeciwwskazaniach
oraz o tym jak się na to wstępnie zapatrywałam. Pora więc o samym miejscu, w
którym dokonywano „rzezi” na mojej twarzy:) Dermoklinika to placówka, która mieści się w Łodzi przy ul. Kościuszki 93.
Dojazd jest więc bardzo dobry z większości rejonów Łodzi, a także spoza Łodzi z
uwagi na nieszczególnie dużą odległość od dworców i lokalizację praktycznie w
centrum miasta;) Dermoklinika działa już od ponad 5 lat oferując nie tylko
zabiegi z zakresu dermatologii
estetycznej, ale także dermatologii
klinicznej. Miejsce to nastawione jest więc nie tylko na upiększanie, ale
przede wszystkim na niesienie pomocy pacjentom w przypadku chorób skóry etc. Opiekę
nad pacjentami sprawują nie tylko lekarze dermatolodzy, ale także lekarze
innych specjalności oraz oczywiście panie pielęgniarki. Sama placówka jest niewielka i przytulna, a
gabinety dość dobrze wyposażone. Pacjenci zapisywani są na konkretną godzinę,
więc nie ma mojej „ulubionej” sytuacji pt: „Pan tu nie stał”;) Dla ludzi tak
niecierpliwych jak ja, jest to jeden z kluczowych czynników;)
Większość zabiegów wymaga
kwalifikacji medycznej i wcześniejszego przeprowadzenia wywiadu z pacjentem, a
także omówienia ewentualnych przeciwwskazań i możliwych powikłań. Moim lekarzem
została dr hab. n. med. Aleksandra
Lesiak – lekarz medycyny estetycznej,
pediatra, ale przede wszystkim jak
sama podkreśla - dermatolog. Mam duże doświadczenie z lekarzami różnych
specjalności i niestety tych „z powołania”, którzy naprawdę chcą pomóc
pacjentowi mogłabym policzyć na palcach jednej ręki;) Choć akurat z
dermatologami miałam wcześniej niewielką styczność, gdyż przez całe swoje ponad
30 letnie życie byłam u dr tej specjalności łącznie 3 razy. Dwa razy jako
nastolatka i raz parę lat temu. Ta wizyta sprzed paru lat rozłożyła mnie na
łopatki, ponieważ diagnoza brzmiała: „ja nie wiem co to jest, ale przepiszę
pani maść”;) Nie chowam jednak urazy, ponieważ owa recepturowa maść na „nie
wiadomo co” pomogła. Cud!;) Czy jednak mam zaufanie do lekarzy? Ze względu na
swoje ciężkie doświadczenia z kręgosłupem (ponieważ to właśnie przez
nieodpowiednie leczenie musiałam mieć operację i niestety skierowano mnie na
nią trochę zbyt późno) niestety nie do końca;) Staram się jednak postępować
zgodnie z zasadą: nie mierz wszystkich
jedną miarą. Ufaj, ale sprawdzaj, patrz na ręce, zorientuj się jakie lekarz
ma kompetencje, sprawdź opinie, obserwuj jakie ma podejście do Ciebie jako do
pacjenta. Nie jestem bowiem z tych osób, które boją się opowiedzieć o swoich wątpliwościach. Pamiętajcie, że to lekarz jest
dla Was, a nie na odwrót i dla każdego pacjenta jest ważny on sam, jego
oczekiwania i bezpieczeństwo. Od czego
więc zaczęłam? Po pierwsze sprawdziłam kompetencje pani dr, gdyż
nieodpowiednio wykwalifikowany lekarz z niewielkim doświadczeniem może
wyrządzić więcej szkody niż pożytku, a zabieg miał dotyczyć twarzy więc w razie
błędu w sztuce problem byłby naprawdę widoczny. W dobie internetu i mediów
społecznościowych szybko znalazłam niezbędne informacje odnośnie dr Aleksandry Lesiak,
a także opinie pacjentów. Oprócz praktyki lekarskiej pani dr stawia na ciągły
rozwój naukowy. Jest autorką wielu artykułów, członkiem Zarządu
Głównego Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego, członkiem European Society
for Dermatological Research oraz European Academy of Dermatology and
Venereology. Odbyła liczne staże zagraniczne w tym stypendium L’Oreal. Jest
ekspertem marki Garnier, została także laureatką konkursu Supertalenty w Medycynie;)
Musicie przyznać, że brzmi pokrzepiająco, prawda?;) Panią doktor od czasu do czasu można także zobaczyć w mediach, więc jest i sława;) Opinie pacjentów na
portalach, również te na FB były dobre, więc pod względem kompetencji i
zaangażowania nie miałam czego się obawiać. Oczywiście w teorii, ponieważ od
razu pojawił się głos: ale przecież zawsze coś może pójść nie tak i to akurat w
przypadku MOJEJ twarzy;) Należy mieć na uwadze, że absolutnie każdy zabieg, nawet ten mało inwazyjny
niesie za sobą jakieś ryzyko i trzeba się z tym liczyć. No risk, no fun;) W
przypadku dobrze przygotowanego specjalisty ryzyko to najczęściej jest
nieznaczne, ale nie można go w pełni wykluczyć. Rada ode mnie: zawsze sprawdzaj opinie pacjentów.
Jeśli większość jest negatywnych lub neutralnych masz 99% szansy, że są one
prawdziwe;) Zdarzało mi się udać do lekarza, który miał niezbyt pochlebne
opinie i naprawdę o prawdziwości tych opinii przekonywałam się zaraz po
przekroczeniu gabinetu;) Nie ma sensu tracić swego cennego czasu na kogoś kto
będzie wobec Ciebie obojętny;) Na co jeszcze zwrócić uwagę podczas wizyty u dr
medycyny estetycznej? Nie zabrzmi to dobrze, ale na jego wygląd. Nie chodzi tutaj oczywiście o ogólne walory urodowe,
ponieważ byłoby nietaktem to oceniać, ale jeśli lekarz ma usta jak pontony, a
jego twarz nie wyraża absolutnie żadnych emocji… możesz zacząć się bać, że
zrobi z Ciebie karykaturę człowieka i kolejnego klona;) Spójrzcie zresztą na
niektóre nasze rodzime celebrytki. Kto im to robi? Lekarze właśnie! Na
szczęście w Dermoklinice powiedziano mi, że u nich nie wyznaje się tego typu „kanonów
piękna”;) Oczywiście lekarze medycyny estetycznej sami korzystają z zabiegów i
nie ma w tym nic zdrożnego (jeśli zachowują umiar). W przeciwnym wypadku nie byłoby zaufania do takiego
specjalisty. Mnie by się to zaraz skojarzyło z bezzębnym stomatologiem;)
Zaufałabyś takiemu?:) To duże przejaskrawienie, ale myślę, że dobrze obrazuje
to co mam do przekazania. Dlaczego
najlepiej wybrać lekarza dermatologa? Zabiegi z zakresu medycyny
estetycznej zawsze powinien wykonywać lekarz (nie kosmetyczka!). Według
polskiego prawa lekarz medycyny estetycznej wcale nie musi być dermatologiem.
Jednak różnica między lekarzem dermatologiem, a lekarzem innej specjalności
przy tego typu zabiegach jest taka, że dermatolog posiada kompleksową wiedzę z
zakresu problemów skóry, diagnostyki etc. Co za tym idzie będzie miał szersze
spojrzenie na Twoją skórę. Mnie to osobiście przekonuje i nawet miałam okazję się o tym przekonać, ponieważ pomiędzy sesjami zabiegowymi parę razy zdarzyło mi się coś niefortunnie wycisnąć lub rozdrapać. Na tyle, że żaden ze znanych mi produktów nie pomagał. Wtedy też dostałam od dr Lesiak receptę na preparaty lecznicze. Jeden z nich został moim hitem:)
Osocze bogatopłytkowe u kosmetyczki lub kosmetologa? NIGDY!
Wiemy
już, że zabiegi z zakresu medycyny estetycznej takie jak np. osocze
bogatopłytkowe bezwzględnie powinien wykonywać lekarz. Jeśli już nawet nie
dermatolog to lekarz, po studiach podyplomowych. Coraz częściej jednak salony
kosmetyczne oferują pełen pakiet zabiegów medycyny estetycznej, kusząc przede
wszystkim konkurencyjnymi cenami. Poruszam tę kwestię, ponieważ w wielu mailach
od Was pojawiał się radosny komunikat pt: „fajnie, umówię się na taki zabieg u
kosmetyczki bo jest taniej:)”. Przyznam, że wprawiło mnie to w osłupienie,
ponieważ sądziłam, że to jasne jak słońce co może, a czego nie powinna
wykonywać kosmetyczka bądź kosmetolog. Zapytacie więc: skoro nie powinno się
wykonywać takich zabiegów w salonach kosmetycznych to dlaczego mają je w
ofercie? Wynika to z tego, że jak dotąd polskie prawo nie reguluje tych kwestii
i właśnie dlatego salony wykorzystują tę lukę w prawie (oby już niedługo). Ale
czy naprawdę chcesz ryzykować zdrowie tylko po to by trochę zaoszczędzić? Kosmetolog
jest osobą z wykształceniem wyższym (licencjat, magister lub studia
podyplomowe), często nawet uzyskanym na Uniwersytecie Medycznym, ale nie jest
lekarzem i nie posiada wystarczającego przygotowania. Rzetelny i doświadczony
kosmetolog zapytany o tego typu zabiegi, odeśle klientkę do lekarza. A
kosmetyczka? To najczęściej osoba po rozmaitych kursach np. stylizacji
paznokci. Czy naprawdę widzisz tu jakikolwiek związek z medycyną? Nie wyobrażam
sobie udziału kosmetyczki bądź kosmetologa przy czynnościach związanych z
pobieraniem krwi, jej odwirowaniem i podaniem w zmienionej już formie etc. Przy
tego typu czynnościach niezbędne jest przestrzeganie odpowiednich procedur,
które mogą zostać spełnione jedynie w ściśle określonych warunkach medycznych,
z udziałem lekarzy i pielęgniarek. Twoje ciało, Twój wybór. Jedna Ewelina
świata nie zmieni. Żeby tylko potem nie było płaczu, ponieważ konsekwencje mogą
być opłakane. Nie tylko pod względem estetycznym, ale przede wszystkim
medycznym. Wtedy i tak z oszczędności nici;)
Przebieg konsultacji dermatologicznej i moje
oczekiwania
Konsultacja
dermatologiczna przed ewentualnym zabiegiem jest bezbolesna, więc nie ma się
czego obawiać. Krew, pot i łzy będą później (albo i nie;)). Wizyta ma dość
standardowy charakter. Polega na zebraniu wywiadu od pacjenta odnośnie
problemu, z którym się zgłosił, jego oczekiwań, przebytych chorób, a także
ewentualnych przeciwwskazań medycznych. Dobry lekarz nie będzie narażał
pacjenta jeśli w jego przypadku zabieg obarczony jest dużym ryzykiem. Została
także obejrzana skóra mojej twarzy i oceniono ją jako ładną i w dobrej
kondycji. Nie mam bowiem przebarwień, trądziku czy innych większych problemów w
jej obrębie. Poza oczywiście drobnymi epizodami krostkowymi i cieniami pod
oczami bo przecież nikt nie ma cery idealnej;) Skóra mojej twarzy jest jednak
delikatna i wrażliwa. Jestem osobą szczupłą więc również niektóre linie są na
niej bardziej widoczne. Moje oczekiwania były dość realistyczne. Co nie
oznacza, że niskie;) Zależało mi na
zabiegu kondycjonującym, który wzmocni, zrewitalizuje i wygładzi skórę, ale nie
zrobi ze mnie nieruchomej kukiełki i nie zmieni rysów twarzy;) Chciałam również zadziałać prewencyjnie;)
Mam dobrą intuicję więc z góry wiedziałam co pani doktor może mi zaproponować.
Nie pomyliłam się, ponieważ dr Lesiak uznała, że na wypełniacze jest jeszcze za
wcześnie i zarekomendowała mi coś w
pełni naturalnego o maksymalnie niskim ryzyku, czyli osocze bogatopłytkowe potocznie zwane „wampirzym liftingiem”. Mezoterapia osoczem jest jednym z najmniej
inwazyjnych zabiegów więc jest idealna na „pierwszy raz z medycyną estetyczną”.
Dr Lesiak nie musiała mnie przekonywać ani namawiać, ponieważ sama obstawiałam
właśnie ten zabieg i interesował mnie on najbardziej. Od dawna miałam już
rozeznanie odnośnie mechanizmu działania i samego przebiegu zabiegu, więc nie
musiałam pytać o szczegóły. Zadałam jedynie kilka pytań kontrolnych
weryfikujących to czego dowiedziałam się wcześniej. Z tego co pamiętam pojawiło
się też jakieś dziwne pytanie z mojej strony, z którego potem sama się śmiałam,
ale podobno nie ma głupich pytań do lekarza;) Najistotniejszymi pytaniami były
oczywiście - kwestia bólu podczas
zabiegu, wygląd skóry bezpośrednio
po zabiegu, jak długo będą się
utrzymywać ślady po wkłuciach i ewentualne siniaki oraz czym pielęgnować skórę po zabiegu. Oczekiwałam
w pełni szczerej odpowiedzi,
ponieważ musiałam to sobie zwizualizować i wyobrazić ten ewentualnie najgorszy
i najbardziej drastyczny z możliwych scenariuszy;) Poza tym wolę najgorszą
prawdę aniżeli najsłodsze kłamstwo! Pani doktor odpowiedziała szczerze i bez
ogródek (co bardzo sobie cenię), że twarz przed zabiegiem będzie znieczulona
kremem Emla, ale zabieg polega na
nakłuwaniu skóry, więc mimo wszystko mogę odczuwać wkłucia porównywalne do
szczepionki. Odczucie bólu jest jednak czynnikiem mocno indywidualnym więc nie
może precyzyjnie określić jakie będę miała odczucia. Pomyślałam sobie, że jak
porównywalne do szczepionki to „pikuś”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę moje dużo
bardziej hardcorowe doświadczenia typu operacje kręgosłupa, ale z drugiej
strony „50 szczepionek w twarz” powodowało, że nastawiałam się na różne
scenariusze. Ślady po nakłuciach i ewentualne siniaki to też czynnik
indywidualny, ale najczęściej utrzymują się nie dłużej niż tydzień. Wszystko
już wiedziałam i pozostawało się umówić na pierwszy zabieg;)
Psychiczne przygotowanie do zabiegu
Zabiegu się nie bałam.
Wręcz przeciwnie byłam go niesamowicie ciekawa i towarzyszyło mi uczucie
ekscytacji;) Dużo bardziej stresowały mnie wszelkie egzaminy od gimnazjum aż po
studia niż perspektywa zabiegu;) Nie ukrywam, że chciałam zaznać trochę
adrenaliny. A że sporty ekstremalne są u mnie wykluczone to muszę sobie radzić na
inne sposoby i tak naprawdę wiele razy zdarzyło mi się zrobić coś tylko po to
żeby poczuć dreszczyk emocji;) Choć akurat w tym przypadku adrenalina nie była
oczywiście czynnikiem decydującym, a raczej pobocznym. Warto podkreślić, że zabiegi z zakresu medycyny estetycznej to nie są procedury ratujące zdrowie i życie pacjenta. Nie musimy tego robić i nikt nie może nas do
tego zmusić. Są niczym odpowiedź dla chętnych albo zadanie specjalne;) Wbrew
temu co głoszą media raczej nie sprawią, że nasze życie nagle odmieni się o
360˚;) Decyzja o podjęciu tego typu
działań powinna być w pełni świadoma, a tego typu zabiegi powinniśmy robić
tylko i wyłącznie dla siebie. Mnie bardzo pomagał fakt, że sama tego
chciałam, a to naprawdę duży komfort – chcieć,
a nie musieć;) O tym jak działa osocze bogatopłytkowe wiedziałam już
praktycznie wszystko, ale jako że jestem z pokolenia Dr Google, przeczesałam
jeszcze internet w poszukiwaniu dodatkowych informacji żeby się trochę
podręczyć;) Musicie bowiem wiedzieć, że jestem „typem myślicielki” i jak nikt
potrafię stwarzać sobie potencjalne problemy, a potem dzielić je na milion
małych kawałków analizując wszystko krok po kroku. Najbardziej zależało mi na
relacjach innych, jak oceniają ból oraz efekty. Zajrzałam nawet na YT gdzie
znalazłam filmik z serii „Piękno boli”, w którym dziennikarka jednego z portali
poddała się takiemu zabiegowi. Dziewczyna ta w skali 1-10 oceniła poziom bólu
na 6,5 mimo wcześniejszego znieczulenia. Film ten nakręcony został z
przymrużeniem oka i miał ukazać rzekomą grozę zabiegu;) Pacjentka po zabiegu miała
całe czerwone czoło żeby podkreślić krwawość procedury;) Udało mi się jednak
dotrzeć do wypowiedzi lekarza, który przeprowadzał ten zabieg i wyjaśnił on, że
dopasował się do formuły programu „wbijając się” nieco mocniej niż standardowo
dla uzyskania lepszych walorów wizualnych. Różnica tutaj polega na tym, że dziennikarki chciały pokazać grozę (mocno
zresztą naciąganą!), a ja chcę pokazać
prawdę:) A Ty co wolałabyś zobaczyć jako potencjalny pacjent: wyolbrzymioną
grozę czy prawdę? Trafiłam też na
wypowiedź jednej z naszych celebrytek brzmiącą:
nigdy więcej, ponieważ mimo, że są efekty to sam zabieg jest zbyt bolesny;) Zaskoczyło
mnie to, ponieważ wydaje się, że pani ta korzystała również z innych metod, które niekoniecznie
należały do bezbolesnych. Ale nie mnie to oceniać. Każdy ma prawo do wyrażania
swoich odczuć i poglądów, a ja nie zamierzam nikogo obrażać:) Celebryci nie
stanowią dla mnie jednak żadnego autorytetu, dlatego opinia była dla mnie po
prostu jedną z wielu:) Tak czy inaczej jeśli rozważacie tego typu zabieg to
mimo wszystko polecam obejrzeć większość dostępnych filmików i przeczytać jak
najwięcej na ten temat. Właśnie po to żeby spojrzeć na to z szerszej
perspektywy i przygotować się na różne scenariusze. Również po to żebyście nie
mogli sobie zarzucić niewiedzy. Ja osobiście wolę wiedzieć wszystko żeby móc
przygotować się na różne opcje niż nie wiedzieć i być potem niemiło zaskoczona,
że o czymś nie wiedziałam;)
Czarne
scenariusze
Jak już wspomniałam, do
zabiegu byłam pozytywnie nastawiona i chciałam go doświadczyć. Jest on uważany
za jeden z najbardziej bezpiecznych i nieinwazyjnych, ale jako że jestem
mistrzynią w stwarzaniu problemów i jednocześnie osobą która ma łeb na karku,
dopuszczałam niewielki procent potencjalnego ryzyka. Dodatkowo oliwy do ognia
dolewała moja mama, która niemal do końca myślała, że nie mówię poważnie o tym
zabiegu. Kiedy jednak się zorientowała, że to nie żart, rzekła: zobaczysz,
wszczepią ci jakąś bakterię i będziesz wyła albo zostaną ci ślady, a cera się
pogorszy;) Rzeczywiście ryzyko zainfekowania skóry teoretycznie istnieje,
ponieważ podczas zabiegu pojawia się krew. Jednak zabieg wykonany przez dobrze
wykwalifikowanego lekarza i w odpowiednich warunkach powoduje, że coś takiego nie ma prawa się wydarzyć. W tym
momencie przypomniała mi się moja rozmowa z anestezjologiem sprzed kilku lat,
podczas której poruszyłam temat tzw. świadomej narkozy. Odpowiedział on wtedy,
że jak najbardziej jest to możliwe, ale… nie w jego zespole;) Myślę, że to
dobrze obrazuje sedno sprawy. Pogorszenia cery trochę się obawiałam, ponieważ
nie życzyłam sobie żadnych zabiegów, które mogłyby spowodować np. wysyp
niedoskonałości = po pierwsze nie
szkodzić. Uspokojono mnie jednak, że takie ryzyko nie istnieje. A czy ślady
na pewno mi znikną zapytałam kilka razy:D Tak pro forma;) Pozostawał też
oczywiście problem bólu podczas zabiegu,
ale intuicja podpowiadała mi, że mało prawdopodobne aby był on dla mnie nie do
przejścia skoro miałam za sobą dużo gorsze doświadczenia. Na wszelki wypadek
wyobraziłam sobie jednak coś w rodzaju wbijania sztyletów w twarz, w razie
gdyby intuicja mnie zawiodła;) Wybaczcie mój czarny humor, musiałam;) Co
jeszcze wymyśliłam? Że być może mam jakąś ukrytą chorobę, o której jeszcze nie
wiem i zabieg spowoduje nieoczekiwane problemy;) Swego czasu byłam jednak dość
dobrze przebadana, więc tego typu ryzyko oceniłam na nie więcej niż 20%;)
Rzeczywiste
przygotowanie do zabiegu
Zabieg z osoczem
bogatopłytkowym nie wymaga specjalnego przygotowania w domu ani premedykacji.
Zaleca się jedynie dobrze nawodnić organizm w dniu zabiegu. Najlepiej wypić 1-2
litry wody. Jeśli Ci się to nie uda to przynajmniej wypij szklankę wody na
kilkanaście minut przed pobraniem krwi. Przed zabiegiem należy zmyć makijaż. Ja
zawsze przychodziłam na zabiegi już nie umalowana żeby nie tracić czasu, ale na
miejscu przemywałam twarz płynem żeby zetrzeć z siebie zanieczyszczenia nabyte m.in.
w MPK;) W Dermoklinice na 30-45min przed
zabiegiem otrzymujemy znieczulenie w postaci kremu Emla (znieczulenie jest już w cenie zabiegu). Pani smaruje nam
twarz kremem, a następnie nakłada na nią folię, dzięki której skóra się
nagrzewa, a krem ma szansę zadziałać szybciej i lepiej;) Gdy nasza twarz
posmarowana jest preparatem Emla, możemy odczuwać delikatne mrowienie. Jest to
naturalna reakcja i nie musimy się obawiać. Przyznam, że nie obiecywałam sobie
zbyt wiele po tym znieczuleniu, ponieważ jestem dość oporna nawet na opioidowe
leki przeciwbólowe (morfina, tramadol etc);) Perspektywa skutecznego
znieczulenia kremem wydawała mi się więc wręcz śmieszna i liczyłam się z tym,
że może kompletnie nie zadziałać. Mimo tego nie zniechęciło mnie to, ponieważ
uznałam, że przy tym co przeżyłam (m.in. 2 operacje kręgosłupa), tego typu ból
nie powinien zrobić na mnie wrażenia. Choć z drugiej strony nigdy wcześniej nie
miałam żadnych tego typu zabiegów na twarz i (jak ja to nazwałam) „50 igieł w
mojej twarzy” mimo wszystko wydawało mi się być czymś dość abstrakcyjnym;) W
domu śmiałam się, że gdybym miała jakieś doświadczenia z damskim bokserem to
może byłoby mi łatwiej to sobie wyobrazić, ale jakoś trafiałam na troskliwych:D Czy jednak mam wysoki próg bólu i niczego
się nie boję? Zaskoczę Was, ponieważ odpowiedź brzmi: nie. Mam niski próg
bólu. Jego odczuwanie zależne jest jednak u mnie w dużej mierze od nastawienia.
Kiedy decyduję się na coś świadomie, nie dlatego, że muszę, a dlatego, że chcę
(to ogromny komfort!) to moje nastawienie jest pozytywne i co za tym idzie
odczucie bólu niższe. Organizm ludzki jest bardzo złożony, większość procesów
rozpoczyna się w mózgu i nasze nastawienie ma ogromne znaczenie. Brzmi to
naiwnie, ale naprawdę w dużej mierze tak jest. Nie oznacza to jednak, że do
każdego zabiegu czy badania potrafię nastroić się pozytywnie. Parę lat temu
dostałam skierowanie na gastroskopię i kolonoskopię. Perspektywa wykonania tych
badań w stanie świadomości wywoływała we mnie poczucie paraliżującego wręcz
strachu. Badania te wykonałam, ale zapewniłam sobie tzw. krótkie znieczulenie
dożylne, co zresztą szczerze polecam jeśli nie czujecie się na siłach żeby
przejść tego typu badania „na żywca”;) Piszę
to właśnie dlatego, że jeśli rozważacie zabiegi medycyny estetycznej to bardzo ważne żeby ewentualna decyzja o ich
przeprowadzeniu była w pełni świadoma, dobrze przemyślana i przede wszystkim
Wasza. To naprawdę wiele ułatwia:)
Wracając do zabiegu, gdy już się znieczulamy, przychodzi pielęgniarka i pobiera
krew. Korzysta przy tym ze specjalnego zestawu przeznaczonego do PRP. Na rynku
dostępne są różne systemy, natomiast w Dermoklinice wykorzystuje się system
Autologic. Ilość krwi pobranej do zabiegu zależna jest od tego jak duże obszary
będą mu poddawane. W moim przypadku za każdym razem były to dwie probówki
dające łącznie 18ml krwi, czyli optymalnie do przygotowania preparatu na samą
twarz. Następnie pani umieszcza probówki z naszą krwią w specjalnej wirówce.
W
niektórych placówkach wirówki znajdują się w gabinetach, więc krew wiruje się
bezpośrednio przy pacjencie. Natomiast w Dermoklinice krew zabierana jest „na
górę”. Wiruje się tam przez 15 minut i pacjent widzi już tylko gotowy preparat;)
Osobiście wolałabym żeby krew wirowała się przy mnie, ponieważ chętnie bym to
zobaczyła. Podejrzewam jednak, że większość pacjentów dla swojego własnego
komfortu woli tego nie widzieć:) Niektórzy zapewne gotowi byliby uciec;) Po ok.
30-40min od nałożenia kremu znieczulającego jesteśmy w pełni przygotowani i
przechodzimy do gabinetu pani doktor celem wykonania zabiegu.
Osocze bogatopłytkowe gotowe do podania drogą iniekcji. |
Osocze
bogatopłytkowe – przebieg zabiegu
Opisując przebieg zabiegu
z wykorzystaniem osocza bogatopłytkowego odniosę się przede wszystkim do moich
wrażeń z pierwszego zabiegu. Była to wtedy dla mnie totalna nowość, więc byłam
maksymalnie skupiona:) Po przekroczeniu progu gabinetu zostałam poproszona o
podpisanie zgody na przeprowadzenie zabiegu. Jest to standardowa procedura
medyczna i podpisywałam tego typu zgody już parę razy przy okazji badań
diagnostycznych i operacji kręgosłupa, ale muszę przyznać, że w przypadku tego
zabiegu się tego nie spodziewałam:) Podpisujemy, że zostaliśmy poinformowani o
przebiegu zabiegu oraz możliwych powikłaniach, jesteśmy tego w pełni świadomi i
zabiegowi poddajemy się dobrowolnie.
Potem kładziemy się na leżance. Pani dr zdejmuje z twarzy folię i ściera krem znieczulający. Następnie twarz jest dezynfekowana i można już przystąpić do wykonania zabiegu. Osocze można podawać klasyczną techniką mezoterapii (meso) tudzież liniowo, wzdłuż zmarszczek lub fałdów skóry (voluma). U mnie zastosowano metodę mezoterapii. Przed zabiegiem wzięłam do ręki chusteczkę żeby ją ściskać w przypadku wystąpienia bólu. Chusteczka okazała się jednak zbędna;) Miałam jeszcze powiedzieć, że jeśli będzie bardzo bolało to będę przeklinać (udowodnione działanie przeciwbólowe;)). Ale nie zdążyłam gdyż pani dr zapytała czy jestem gotowa i sprawnie przystąpiła do przeprowadzenia zabiegu;) Wcześniej zapytałam jeszcze ile dokładnie będzie tych wkłuć (żebym sobie mogła policzyć ile jeszcze, prawie jak osioł ze Shreka pytający czy daleko jeszcze?;)) ale dr Lesiak odrzekła, że potem nie będzie już pani liczyć;) Co w wolnym tłumaczeniu oznaczało, że będzie tego tyle, że wszystkiego nie zliczę;) 1 wkłucie, 2, 10, 15… i nic! Gdzie jest ten ból? Andrzej Ból?:D Jedyne co czułam to delikatne „kujnięcia”. W skali 1-10? Dla mnie podczas pierwszego zabiegu naciągane 1! Byłam w szoku, że idzie tak sprawnie i gładko;) Zresztą chyba widać ten stoicki spokój, który maluje się na mej twarzy?;) Właściwie to z trudem opanowywałam śmiech:) Miejscami czułam jedynie, że po mojej twarzy płynęły strużki krwi. Krew była jednak na bieżąco wycierana, więc nie byłam „cała we krwi”;) Zabieg przebiegł szybko i sprawnie, zajmując mi ok. 15min, choć miałam wrażenie jakby trwał 5min. Nie miałam żadnych niepokojących dolegliwości i nie odczuwałam bólu, więc nie robiliśmy przerw. Uczucie lekkiego dyskomfortu pojawiło się u mnie jedynie podczas ukłucia w jednej okolicy sąsiadującej z nosem (po obu stronach). Nie był to jednak ból, gdyż owe uczucie dyskomfortu polegało po prostu na tym, że pojawiał się odruch bezwarunkowy w postaci wywołania łez;) Łzy po wkłuciu w tejże okolicy pojawiały się u mnie niemal za każdym razem. Mimo, że praktycznie nic nie czułam:) Uczucie, że kompletnie nie mogę nad tym zapanować było dla mnie lekko irytujące, ponieważ lubię mieć kontrolę nad wszystkim;) Dodam jeszcze, że zabieg rozpoczyna się od iniekcji czoła i następnie schodzi coraz niżej, aż do brody. Pani doktor uprzedziła, że najbardziej boli w okolicy ust, ale osobiście nie odczułam żadnej różnicy;) Sam zabieg wydaje się nieskomplikowany, gdyż polega na nakłuwaniu skóry. Jednak tak jak już wcześniej wspomniałam, ważne żeby wykonywał go dobrze przygotowany lekarz. Powtarzam to po raz kolejny, ponieważ często w mailach od Was pojawiały się pytania o możliwość przeprowadzenia takiego zabiegu u kosmetyczki z uwagi na niższą cenę – nie ryzykujcie.
Potem kładziemy się na leżance. Pani dr zdejmuje z twarzy folię i ściera krem znieczulający. Następnie twarz jest dezynfekowana i można już przystąpić do wykonania zabiegu. Osocze można podawać klasyczną techniką mezoterapii (meso) tudzież liniowo, wzdłuż zmarszczek lub fałdów skóry (voluma). U mnie zastosowano metodę mezoterapii. Przed zabiegiem wzięłam do ręki chusteczkę żeby ją ściskać w przypadku wystąpienia bólu. Chusteczka okazała się jednak zbędna;) Miałam jeszcze powiedzieć, że jeśli będzie bardzo bolało to będę przeklinać (udowodnione działanie przeciwbólowe;)). Ale nie zdążyłam gdyż pani dr zapytała czy jestem gotowa i sprawnie przystąpiła do przeprowadzenia zabiegu;) Wcześniej zapytałam jeszcze ile dokładnie będzie tych wkłuć (żebym sobie mogła policzyć ile jeszcze, prawie jak osioł ze Shreka pytający czy daleko jeszcze?;)) ale dr Lesiak odrzekła, że potem nie będzie już pani liczyć;) Co w wolnym tłumaczeniu oznaczało, że będzie tego tyle, że wszystkiego nie zliczę;) 1 wkłucie, 2, 10, 15… i nic! Gdzie jest ten ból? Andrzej Ból?:D Jedyne co czułam to delikatne „kujnięcia”. W skali 1-10? Dla mnie podczas pierwszego zabiegu naciągane 1! Byłam w szoku, że idzie tak sprawnie i gładko;) Zresztą chyba widać ten stoicki spokój, który maluje się na mej twarzy?;) Właściwie to z trudem opanowywałam śmiech:) Miejscami czułam jedynie, że po mojej twarzy płynęły strużki krwi. Krew była jednak na bieżąco wycierana, więc nie byłam „cała we krwi”;) Zabieg przebiegł szybko i sprawnie, zajmując mi ok. 15min, choć miałam wrażenie jakby trwał 5min. Nie miałam żadnych niepokojących dolegliwości i nie odczuwałam bólu, więc nie robiliśmy przerw. Uczucie lekkiego dyskomfortu pojawiło się u mnie jedynie podczas ukłucia w jednej okolicy sąsiadującej z nosem (po obu stronach). Nie był to jednak ból, gdyż owe uczucie dyskomfortu polegało po prostu na tym, że pojawiał się odruch bezwarunkowy w postaci wywołania łez;) Łzy po wkłuciu w tejże okolicy pojawiały się u mnie niemal za każdym razem. Mimo, że praktycznie nic nie czułam:) Uczucie, że kompletnie nie mogę nad tym zapanować było dla mnie lekko irytujące, ponieważ lubię mieć kontrolę nad wszystkim;) Dodam jeszcze, że zabieg rozpoczyna się od iniekcji czoła i następnie schodzi coraz niżej, aż do brody. Pani doktor uprzedziła, że najbardziej boli w okolicy ust, ale osobiście nie odczułam żadnej różnicy;) Sam zabieg wydaje się nieskomplikowany, gdyż polega na nakłuwaniu skóry. Jednak tak jak już wcześniej wspomniałam, ważne żeby wykonywał go dobrze przygotowany lekarz. Powtarzam to po raz kolejny, ponieważ często w mailach od Was pojawiały się pytania o możliwość przeprowadzenia takiego zabiegu u kosmetyczki z uwagi na niższą cenę – nie ryzykujcie.
Cziuje
boli?;)
Kojarzycie scenę akupunktury z "Dnia Świra"? Fragment: „(…) Cziuje? No przecież igły to są!” (…) Cziuje boli? Jak
cholera. Boli cziuje”;) Śmiałam się, że +/- tak to może wyglądać. Jednak bezbolesność zabiegu
bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wspomniałam o naciąganym 1 w skali 1-10, ale
taki „ból” to nie ból. Użycie słowa ból w odniesieniu do tego zabiegu to w moim
odczuciu wręcz nadużycie:) Wiem co mówię, ponieważ często zmagam się z dokuczliwym
bólem, a leki przeciwbólowe są moimi dobrymi kompanami. Poddając się operacji kręgosłupa (z
konieczności) nie tylko doświadczyłam nie najszczęśliwszych chwil w życiu, ale
również widziałam dużo większe cierpienie innych, m.in. pacjentów po operacjach
przedłużania kończyn, które uważane, są za te absolutnie najbardziej bolesne na
świecie. Chcesz zobaczyć silny ból? Według mnie znajdziesz go np. na oddziałach
chirurgicznych, onkologicznych, ortopedycznych, a nie podczas zabiegu z PRP;) Czy
jednak mogę zagwarantować, że u każdego odczucie bólu podczas zabiegu będzie aż
tak minimalne jak u mnie? Chciałabym, ale niestety nie mogę, ponieważ w dużej
mierze w grę wchodzi tzw. czynnik indywidualny, na który może się składać próg
bólu, nastawienie, a także wcześniejsze doświadczenia, czyli skala
porównawcza;) Z całą pewnością nie będzie to jednak najgorszy ból jaki można
sobie wyobrazić:) A wyobrażałam sobie różne scenariusze (przezorny zawsze
ubezpieczony).
Po skończonym zabiegu
twarz jest wycierana z pozostałości krwi, która pojawiła się w wyniku nakłuć, a
następnie jest dezynfekowana. Wtedy też możemy przejrzeć się w lustrze by
zobaczyć jak wyglądamy. Dostałam radosny komunikat, że wcale nie wyglądam tak
strasznie i pamiętam, że odpowiedziałam: „No… nie jest źle… Albo jednak jest
(przyglądając się dokładniej;))”. Jakbym
określiła wygląd mojej skóry bezpośrednio po 1 zabiegu? Przypominało mi to
rozległy trądzik. Miałam delikatny obrzęk, podskórne wypukłości i mnóstwo
małych śladów po wkłuciach. Tak naprawdę moja twarz nigdy w życiu nie wyglądała
gorzej niż wtedy;) Ale po pierwsze widok ten był daleki od tego co swego czasu
zaprezentowała Kim Kardashian – na mojej twarzy nie było już ani śladu krwi. A
po drugie – nie zabrzmi to dobrze, ale z moich obserwacji wynika, że niektórzy
mają taką skórę na co dzień (trądzik). Nie było więc powodów do dramatyzowania.
Zwłaszcza, że wszystkie te ślady miały zejść +/- do tygodnia po zabiegu. Skąd więc tyle krwi na zdjęciu twarzy Kim
Kardashian? Po prostu krew została roztarta po jej twarzy dla wywołania
szumu medialnego;) Na jednym z blogów wyczytałam kiedyś, że dziewczyna wracała
z twarzą umazaną krwią i zastanawiałam się jak to możliwe skoro po zarówno w
trakcie nakłuwania jak i bezpośrednio po skóra jest wycierana? Być może
chodziło o to, że podobno niektórzy lekarze po skończonym zabiegu wklepują
pozostałości krwi w skórę;) Ma to rzekomo zapewniać dodatkowe efekty, ale
szczerze mówiąc nie chciałabym wracać do domu z krwią wtartą w twarz:) Gdy już
wiemy jak wyglądamy pani doktor nakłada na twarz krem i na to jeszcze maskę w
płacie. Następnie otrzymujemy zalecenia i przechodzimy do innego gabinetu gdzie
przez 30 minut relaksujemy się z ową maseczką na twarzy. Ja najchętniej od razu
bym wyszła, ponieważ jestem w gorącej wodzie kąpana, ale maska działa naprawdę
solidnie, silnie kojąc skórę, więc poświęciłam się dla dobra mej zmasakrowanej
po zabiegu twarzy;) A jak wyglądała moja twarz już po zdjęciu maski? Skóra była
złagodzona i dobrze nawilżona, ale wszelkie ślady i wypukłości nadal były
widoczne. Jednak czytajcie dalej bo wkrótce przyjdzie pora na przełom;)
Pielęgnacja
skóry po zabiegu z osoczem bogatopłytkowym
Żródło |
Pani doktor zaleciła żeby w dniu zabiegu nie myć już twarzy. Mamy więc dzień brudaska;) Przez pierwszych 7 dni po zabiegu poleca się stosować łagodne kosmetyki oczyszczające oraz kremy przyspieszające regenerację skóry. Najlepiej zatem sięgnąć po łagodne dla skóry i zarazem kojące dermokosmetyki. Moja seria zabiegów trwała łącznie kilka miesięcy, najczęściej w 2-4 tygodniowych odstępach. Zdążyłam więc wypróbować różne kosmetyki. Z kremów najlepiej sprawdziły się u mnie Bepanthen Sensiderm oraz La Roche Posay Ultra Nuit na noc. A po ostatnich dwóch zabiegach używałam po prostu tego co aktualnie miałam w użyciu, czyli kosmetyków Hada Labo Tokyo, które są bezzapachowe i świetnie nawilżają, więc spisały się idealnie. Zdarzało mi się też sięgać po Alantan Dermoline, który jest niedrogi lecz poczciwy;) Nieco gorzej za to wypadł u mnie dobrze znany Avene Cicalfate. Do oczyszczania twarzy największą łagodność wykazywały: Oleożel Dr Irena Eris, pianka z serii Aloe Holika Holika oraz żel Hada Labo Tokyo. U mnie regeneracja skóry przebiegała dość szybko i wcale nie musiałam jej łagodzić przez całe 7 dni. Najczęściej po 5 dniach mogłam już nakładać na twarz co tylko chciałam. Jedynie zawsze po zabiegu na 1-1,5 tygodnia odstawiałam soniczną szczoteczkę do mycia twarzy Foreo Luna. Ochrona przeciwsłoneczna po zabiegu nie jest bezwzględnie konieczna gdyż sam zabieg nie zwiększa ryzyka powstawania przebarwień. Warto jednak ją stosować. Dobre filtry posiada chociażby Pharmaceris, Vichy, LRP, a z drogeryjnych Lirene. Jeśli chcemy zrobić dla siebie jeszcze więcej to pomiędzy kolejnymi zabiegami możemy udać się do salonu kosmetycznego. Nieopodal Dermokliniki znajduje się M.A.J. Gabinety Urody;) Przed skorzystaniem z zabiegów najlepiej zasięgnąć porady dermatologa i kosmetologa, którzy podpowiedzą najlepsze rozwiązania dla naszej cery;) Żeby skorzystać z zabiegów typowo pielęgnacyjnych, wystarczy poczekać aż znikną nam wszystkie ślady zbrodni;) Ja wykonywałam zabieg z witaminą C oraz oxybrazję.
Czy
skóra po zabiegu boli? Czy można pokazać się ludziom?;)
Po pierwszym i drugim
zabiegu moja skóra przez pierwsze 24h była lekko tkliwa podczas mycia. Natomiast
po kolejnych uczucie to już nie występowało. Również wygląd skóry bezpośrednio
po zabiegu, po każdej kolejnej „sesji” był coraz mniej drastyczny:) Prawdę
mówiąc po pierwszym zabiegu specjalnie zaangażowałam tatę żeby mnie odwiózł, ponieważ nie wiedziałam jak dokładnie zareaguje moja skóra. A
po drugim zamówiłam sobie taksówkę. Po 3, 4, 5 i 6 skóra po zdjęciu maseczki
wyglądała już naprawdę znośnie i właściwie nie budziła większych zastrzeżeń
(poza całkowitym brakiem makijażu oczywiście;)). Dlatego też po kolejnych
zabiegach zakładałam okulary przeciwsłoneczne i radośnie wracałam tramwajem. Trzy
razy byłam nawet straszyć w galerii łódzkiej i nikt nie uciekł ani nie odmówił
mi obsługi w sklepach;)
Czy
każdy kolejny zabieg przebiega tak samo?
Procedura zabiegowa za
każdym razem jest identyczna. Jednak po każdym kolejnym zabiegu ślady są mniej
spektakularne i większość z nich znika szybciej niż za 1 i 2 razem, a skóra
przestaje reagować lekką tkliwością. Wszystko to dlatego, że skóra sukcesywnie się wzmacnia (a m.in właśnie o to chodzi w tym zabiegu). Zmienne może być też odczucie bólu w
trakcie zabiegu. Jedna z pań powiedziała mi, że niektóre pacjentki donoszą iż
czasami nic nie czują, a innym razem ból jest jakby większy. Może to być
związane z poszczególnymi fazami cyklu. Raz poddawałam się zabiegowi będąc w
trakcie okresu i muszę przyznać, że rzeczywiście jest coś na rzeczy, gdyż tego
dnia znieczuliłam się trochę słabiej i moje odczucia oscylowały już w granicach
2 (w skali 1-10). Ponadto moje nastawienie było mniej entuzjastyczne i
odczuwałam lekki niepokój. Miesiączka nie jest przeciwwskazaniem do wykonania
tego zabiegu, ale jeśli mam coś doradzić to w takim przypadku polecam przełożyć
wizytę.
Jak
długo utrzymują się ślady zbrodni i jak w razie potrzeby je zamaskować?
Ślady po niespełna dobie od 2 zabiegu. Twarz pokryta jedynie kremem. Widocznych jest kilka większych i kilka drobniejszych śladów (część to jedynie pieprzyki) oraz powoli tworzące się siniaczki. |
Pierwsze ślady w postaci
podskórnych wypukłości powinny zniknąć jeszcze tego samego dnia. Najczęściej
znikają w ciągu 1-2 godzin. Ewentualne siniaki powinny pojawić się bezpośrednio
po zabiegu lub jeszcze tego samego dnia. Co ciekawe u mnie najczęściej
pojawiały się po 4-5 dniach i trwały na twarzy do 8-9 dnia licząc od momentu
zabiegu. Same ślady po iniekcjach znikały stopniowo. Część z nich niemal od
razu, a reszta najczęściej do 5-6 dni. Całkowity czas, po którym nie było już
ani jednego śladu średnio wynosił 7 i nie przekraczał 9dni;) Najczęściej od 3
dnia na twarzy utrzymywało się jedynie parę tych najbardziej „upartych” kropek
plus ewentualne siniaki, których po pierwszych zabiegach było 8-10, a po
końcowych 2-3. Co miało oznaczać, że skóra się wzmacnia:) Kiedy zapytałam panią
doktor czy uda mi się zamaskować ślady zdrobni lekkim makijażem, odpowiedziała,
że niekoniecznie;) W praktyce jednak okazało się to być całkiem realne,
ponieważ najczęściej w razie potrzeby używałam pudru Givenchy Teint Couture oraz miejscowo korektora Catrice na lekko czerwone punkty (a czasami nawet samego
korektora miejscowo). Ten duet nie zapewniał pełnego krycia, ale twarz nie
budziła zastrzeżeń i naprawdę nikt się nie połapał, że w grę wchodziły igły;) A
w moje zabiegi nie wtajemniczałam nikogo oprócz 3 osób z rodziny (i oczywiście Czytelników bloga;)). Dla odmiany
kiedy spektakularnie rozdrapałam sobie krostkę, znajomi pytali kto mnie pobił
albo podrapał;) Jeśli kogoś by mocno martwił delikatny prześwit śladów pod
lekkim makijażem lub po prostu jego praca wymaga nienagannego wyglądu to myślę,
że ciężki kaliber w postaci podkładu Estee
Lauder Double Wear plus korektor,
powinny załatwić sprawę:) Osobiście jednak brzydzę się tym produktem i wolę
lekki prześwit niż efekt maski;) Natomiast dla miłośników naturalnych składów
pozostają sypkie podkłady mineralne, które są
szczególnie rekomendowane po zabiegach, ponieważ dzięki nim „skóra oddycha”. Jeśli
zamierzacie się poddać zabiegowi przed wielkim dniem typu ślub albo spotkanie
na szczycie to dla pewności najlepiej wykonać go minimum 2 tygodnie przed
planowanym wydarzeniem żeby mieć pewność, że wszelkie ślady zbrodni zdążą
zniknąć;)
Osocze bogatopłytkowe - ile zabiegów trzeba wykonać? Kiedy się pojawiają i jak długo utrzymują efekty?
Najczęściej „wampirzy
lifting” poleca się przeprowadzać w seriach. Z reguły seria obejmuje 4-6
zabiegów w 2-3 tygodniowych odstępach lub nieco dłuższych jeśli tak zaleci
lekarz albo gdy nie jesteśmy w stanie pojawiać się tak często. Ilość zabiegów
uwarunkowana jest różnymi czynnikami i jest dość indywidualna. Zależy ona nie
tylko od wieku i stanu cery pacjenta, ale także od jego oczekiwań oraz tego czy
były to jego pierwsze zabiegi czy może zabieg przypominający po kilku
miesiącach od zakończenia serii. Niektórych efekt usatysfakcjonuje szybciej, a
inni będą czekać na więcej:) Podobno najlepsze efekty uzyskuje się w okolicach
40 r.ż, gdyż osocze jest wtedy najbardziej bogate w czynniki wzrostu. Ja mam 30
(no prawie 31;)), więc póki co ciężko mi to potwierdzić;) W moim przypadku
przeprowadzono pełną serię, czyli 6 zabiegów w odstępach 2-5 tygodniowych. Często
można także zastosować terapie
skojarzone, czyli np. laser
frakcyjny plus osocze bogatopłytkowe. W takim przypadku zabieg jest
bardziej efektywny, a podanie osocza bezpośrednio po laserze powoduje, że
skraca się czas gojenia i rekonwalescencji po jego zastosowaniu (gdyż laser
jest już bardziej inwazyjny). Sama jednak nie łączyłam osocza z innymi zabiegami
medycyny estetycznej, więc na ten temat się nie wypowiem. Wspomniałam, że moje oczekiwania były realistyczne i
rzeczywiście nie liczyłam na wyprasowanie wszelkich linii, całkowite
zniwelowanie cieni pod oczami ani np. na uwypuklenie policzków, ponieważ osocze
nie jest wypełniaczem (pamiętajcie, że jest to metoda naturalna i nie zapewni
natychmiastowych efektów). Nie oznacza to jednak, że moje oczekiwania były
niskie;) Poddając się zabiegom chciałam uzyskać możliwie jak najlepsze rezultaty. Dodatkowo z racji tego, że na co dzień
recenzuję kosmetyki, starałam się rozgraniczyć efekty stosowania kosmetyków, od
tych które zapewniły mi zabiegi. W wolnym tłumaczeniu oznacza to, że nie usatysfakcjonowałby mnie efekt
porównywalny z tym jaki mogę osiągnąć stosując nawet najbardziej kompleksową
pielęgnację domową. Pozytywny efekt w przypadku zabiegu musiał więc
oznaczać coś więcej niż działanie
powierzchniowe jakie zapewniają kosmetyki. Myślę, że to logiczne, ponieważ
gdyby efekty miały być porównywalne to każdy wolałby zainwestować w pielęgnację
(nawet bardzo drogą) którą może stosować regularnie i samodzielnie niż poddawać
się zabiegom, nawet tym budzącym ciekawość;) Na co więc liczyłam i kiedy zauważyłam efekty? Po pierwszych 2-3
zabiegach efekty wydawały mi się powierzchniowe i przemijające – trochę jak po
często stosowanych maseczkach. Bardziej trwałe i satysfakcjonujące rezultaty,
czyli zauważalną zmianę w strukturze skóry zaczęłam dostrzegać od 4 zabiegu
wzwyż. Dlaczego efekty nie pojawiły się
szybciej? Prawdopodobnie dlatego, że moja cera była wyjściowo w dobrym stanie i
zwyczajnie ciężej było mi dostrzec poprawę. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że
łatwiej poczuć różnicę gdy skóra jest wyjściowo w gorszym stanie;) Wiedziałam,
że np. całkowite zniwelowanie cieni przy zastosowaniu samego osocza nie jest w
moim przypadku możliwe z uwagi na naprawdę spektakularne cienie. A ponadto
najczęściej nie miałam ostrzykiwanej tej bezpośredniej okolicy oczu, a bardziej
na granicy cieni i policzków;) W ocenie pani dermatolog poprawa w okolicach
oczu jest bardzo duża. Natomiast z mojej perspektywy pozytywna zmiana występuje,
gdyż cienie są jaśniejsze (zwłaszcza na granicy okolic oczu i policzków po
zewnętrznej stronie), ale nadal mogłabym je zaklasyfikować jako widoczne na pierwszym planie. Może
już nie tak bardzo mocno, ale średnio widoczne na pewno (głównie po wewnętrznej
stronie i bezpośrednio pod oczami). Myślę, że na cienie musiałabym jeszcze
zadziałać inną metodą, np. laserem frakcyjnym. Jeśli zaś chodzi o pozostałą
część twarzy, delikatne linie na czole zniknęły, a te wyraźniejsze stały się
trochę mniej widoczne. W obrębie tzw. lwiej zmarszczki nie ma szczególnej
poprawy, ponieważ bardzo długo miałam tam problematyczną krostkę i pomijaliśmy
to miejsce. Zniknęła mi za to pozioma zmarszczka nad ustami i większość
najdrobniejszych linii. Należy pamiętać, że osocze to nie remedium na wszelkie
bolączki skóry. Nie jest też botoksem więc nie usunie całkowicie wszelkich linii;)
Najlepsze rezultaty dostrzegam na poziomie poprawy struktury skóry. Nie jest
już tak bardzo cienka i delikatna, stała się wyraźnie mocniejsza i gładsza. Jej
koloryt jest ładniejszy, a cera bardziej promienna. Jest po prostu w lepszej
kondycji. Jeśli chodzi o kwestię nawilżenia to terapia PRP oczywiście nie
zastąpi odpowiednio dobranej pielęgnacji (nie jest tak, że możemy już nic nie
używać;)). Jednak dobrze zregenerowana i „pobudzona do działania” skóra
zdecydowanie lepiej przyswaja składniki pielęgnacyjne zawarte w kosmetykach. Dużym
plusem zabiegów jest także brak ryzyka wystąpienia sztucznego efektu,
nienaturalnego wyrazu twarzy etc. Osoby niewtajemniczone mogą zauważyć, że
nasza skóra stała się bardziej gładka i promienna, ale na pewno nie domyślą
się, że w grę wchodził „romans z igiełkami”;) Jeśli ktoś potrzebuje
mocniejszych efektów to tak jak wspomniałam zabieg z wykorzystaniem osocza
bogatopłytkowego jest bardzo elastyczny i można rozplanować sobie terapie
skojarzone w połączeniu np. z laserem frakcyjnym, a w najbardziej
newralgicznych miejscach zastosować, któryś z wypełniaczy. Wszystko zależy od
oczekiwań pacjenta. Jeśli oczywiście koszta nie stanowią problemu. Dla wielu
osób ogromnym plusem będzie naturalność metody. Ja osobiście jestem skłonna
spróbować również preparatów syntetycznych, ale w przypadku osocza dużym plusem
była dla mnie pełna biokompatybiloność oraz brak ryzyka uczulenia. Dlatego też
spróbowanie tego zabiegu było najlepszym wyborem na początek. Konfrontując to
wszystko ze wskazaniami sądzę, że efekty wypadły u mnie dość książkowo;) A jak
długo się utrzymają? Tego jeszcze nie wiem. Najczęściej podaje się 6-12
miesięcy, ale jest to kwestia indywidualna (u mnie minęły już niemal 3 miesiące od zakończenia serii). W razie potrzeby i chęci za parę
miesięcy można zrobić zabieg przypominający. Tak naprawdę nie ma żadnych
przeciwwskazań żeby tego typu zabiegi wykonywać regularnie, nawet co miesiąc. Ale
przecież we wszystkim warto zachować umiar:)
Koszt jednorazowego zabiegu zależny jest m.in od zastosowanego systemu oraz obszaru, który chcemy mu poddać.
Koszt jednorazowego zabiegu zależny jest m.in od zastosowanego systemu oraz obszaru, który chcemy mu poddać.
Słyszałyście
o mezoterapii osoczem bogatopłytkowym? Korzystałyście już z drobnych zabiegów z
zakresu medycyny estetycznej? Podzielcie się swoimi doświadczeniami.
długi wpis , zostawię sobie na potem lekturę, ale po zdjęciach widzę, że wyszło świetnie
OdpowiedzUsuńDługi bo i temat złożony;)
Usuńprzeczytałam. Wcześniej słyszałam o tym zabiegu z różnych źródeł wiedzy. Ciekawie napisałaś, fragment o ośle ze Shreka zabawny
UsuńCieszę się;) starałam się nadać wpisowi możliwą ilość luzu;)
UsuńNie słyszałam wcześniej o takim zabiegu. Wydaje się być rewelacyjny, ale nie wiem czy sama bym się kiedykolwiek na niego zdecydowała :)
OdpowiedzUsuńWygląda nieszczególnie zachęcająco, ale to nic strasznego. Ten zabieg to pikuś;D
Usuńteż ostatnio miałam takiego wampirka na twarzy :D tylko zabieg inny, ale wizualnie w trakcie trwania to samo ;)
OdpowiedzUsuńA czytałam:) Powiedziano mi, że zabieg Filorga Hydra Booster godny polecenia:)
Usuńja też miałam Hydro Booster od Filorga - genialny zabieg ale nic nie przebije regularnie robionego wampirka <3 uwielbiam ten zabieg ponad wszystko!!!
UsuńJa się zastanawiałam, ale pani doktor powiedziała, że osocze lepsze:) Choć w przyszłości chętnie spróbowałabym innych tak dla porównania:)
UsuńOsocze lepsze bo naturalne
UsuńPróbowałaś obu metod?;)
Usuńbardzo ciekawy, fachowy i wyczerpujący temat wpis. moja przyjaciółka stawia pijawki. następnie one oddają krew i pacjent jeśli chce może skorzystać z maseczki wampirzej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Taki właśnie był mój pomysł na niego. Chciałam wyczerpać temat totalnie;)
UsuńO to też ciekawie. Chociaż chyba wolę skorzystać ze swojej krwi:D
Wielkie brawa za ten wyczerpujący temat wpis!
OdpowiedzUsuńDziękuje:* Mam nadzieję, że przyda się tym, którzy rozważają taki zabieg bo wiadomo - jest to temat nie dla każdego.
UsuńO mamuniu, pierwszy raz o tym czytam, ale chętnie poddałabym moją twarz takim eksperymentom :)
OdpowiedzUsuńNie taki znowu eksperyment bo metoda znana od lat:) Choć dla mnie był to pierwszy i jak dotąd jedyny kontakt z medycyną estetyczną;)
UsuńAle obszerny wpis! Wampirzy lifting znam tylko z przeczytania i ze słuchu - nigdy nie byłam na takim zabiegu. Tak jak piszesz, to jedna z najmniej inwazyjnych i niebezpiecznych opcji, ryzyko uczulenia, czy powikłań jest niewielkie, a efekty mogą być świetne. Dobrze, że wspomniałaś, że taki zabieg powinien wykonywać lekarz, a nie kosmetyczka - ona niestety nie zna przebiegu nerwu twarzowego i mogłaby go porazić, a nie każdy liczy się z takimi konsekwencjami :C
OdpowiedzUsuńDokładnie. Zabieg jest bardzo bezpieczny - pod warunkiem, że jest wykonywany przez doświadczony personel medyczny, a nie kosmetyczny. W innym przypadku konsekwencje mogą być opłakane niestety.
Usuńale dłuuugi tekst! miałam jeden zabieg osocza bogatopłytkowego, miałam powtórzyć, ale ciężko odłożyć kaskę, ale na pewno jezcze skorzystam, odczuwałam ból tylko w okolicy ust, a efekty były już po jednym zabiegu :)
OdpowiedzUsuńDługi bo nie tylko o przebiegu zabiegu:) Efekty mogą być też zależne od wykorzystanego systemu. Podobno przy niektórych systemach takich jak np system Angel można uzyskać więcej płytek krwi i tym samym wystarczający może być jeden zabieg. Nie mam jednak porównania innych systemów w praktyce;)
UsuńNapracowałaś się Ewelinko, żeby nam wszystko powiedzieć. Dzięki!
OdpowiedzUsuńJa też wyobrażałam sobie morze krwi. OKazuje się, że to mocno przesadzone "sensacje"
Chciałam przedstawić temat kompleksowo, stąd sporo takich pobocznych, ale godnych uwagi szczegółów;)
UsuńDokładnie, niektóre sensacje są mocno przesadzone i m.in dlatego chciałam ten wpis zrobić porządnie.
Powiem szczerze, że bała bym się tego zabiegu nieważne ile osób by mi powiedziało że to nie boli dla mnie było by to ogromnym dyskomfortem. Ale fajnie, że przedstawiłaś temat w tak profesjonalny sposób wiele osób pewnie znajdzie tutaj wiele cennych informacji
OdpowiedzUsuńWiesz to nie chodzi o to ile osób powie, że nie boli bo ludzie odczuwają różnie. Ważne żeby decyzja o ewentualnym zabiegu była świadoma. Jeśli nie ma się przekonania to lepiej sobie darować bo to nie jest coś co trzeba zrobić. Coś takiego nie odmieni życia ani nie spowoduje żadnej kolosalnej zmiany bo to nie jest zabieg zmieniający rysy twarzy. To jest zabieg wyłącznie dla tych, których to interesuje i mają ochotę spróbować:)
UsuńTutaj decyzji nie można podjąć jedynie na podstawie wpisu na blogu:)Ja np. zawsze słucham swojej intuicji, a dodatkowo staram się dowiedzieć jak najwięcej. Tak jak zresztą napisałam w jednym z akapitów:)
UsuńMuszę więcej poczytać o fizjologii działania osocza w skórze. Aczkolwiek igły napawają mnie przerażeniem. Już samo pobieranie krwi to dla mnie wyczyn.
OdpowiedzUsuńA to chyba zabieg nie dla Ciebie jak się boisz igieł:)
UsuńOjjj to nie dla mnie, na widok igły mdleję....
OdpowiedzUsuńO to zdecydowanie nie dla Ciebie:D
UsuńNigdy nie korzystałam z zabiegów medycyny estetycznej i póki co nie mam takich planów. Nie wykluczam jednak tego w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńP.S. Bardzo porządny, wyczerpujący temat wpis ;)
Ja też kiedyś nie wyobrażałam sobie skorzystać tak jak napisałam:D Ale jednak;) Dziękuję:)
UsuńSłodki jeżu! To naprawdę epopeja! Nie będę nawet udawać, że go całego przeczytałam, bo powiem szczerze, że akurat ten temat interesuje mnie średnio. ALE jeżeli ktoś będzie zainteresowany takim zabiegiem, to to jest cudowna skarbnica wiedzy bez uogólnień, tak po prostu po ludzku. Niemniej jednak przeleciałam wzrokiem po fragmentach i najbardziej spodobał mi się ten z Twoim początkowym myśleniem o zabiegu i tym, jak się do niego przekonywałaś :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, to jest taki temat, który nie do każdego trafi:)Ja też kiedyś nie sądziłam, że czegoś takiego spróbuję;)
UsuńA zdecydowałam się na tak szczegółową formę bo trudno mi było znaleźć właśnie coś takiego od strony ludzkiej:D
I bardzo dobrze :*
UsuńNie wiem czy bym się odważyła :( Panicznie boje się krwi choć wcześniej tak nie miałam, przy głupim rozcięciu palca mam uczucie,że zaraz zemdleje a to tylko malutka kropelka. :/
OdpowiedzUsuńTo raczej zabieg nie dla Ciebie bo byłby to niepotrzebny stres:)
UsuńJa nie miałam żadnego zabiegu z zakresu medycyny estetycznej, choć nie wykluczam w przyszłości;).
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojego mega wpisu:) Opisałaś milion scenariuszy i możliwości:)Brawo, bo super wyczerpująco i dokładnie. Może kiedyś jeszcze raz przeczytam, jeśli się zdecyduję na taką metodę.
Ja oprócz tego też żadnych innych nie miałam, ale ogólnie temat jest dla mnie interesujący.
Usuńojeju, aleś Ty odważna:D ja nie wiem czy skusiłabym się na taki zabieg
OdpowiedzUsuńOn tylko wygląda groźnie:D
UsuńZabieg raczej nie dla mnie, bo boję się igieł, ale kto wie, może kiedyś coś mi odwali i na takie coś się zdecyduje :D
OdpowiedzUsuńPostarałaś się z tym wpisem :)
No tutaj podstawowa kwestia żeby się nie bać igieł:D
UsuńDziękuje :)
Przeczytałam! i brakło mi kawki :) w kwestii rozdrapywania i roznoszenia krostek jak mi coś wyskoczy to bym mogła sobie z tobą piątaka przybić. Sama jako tako innych większych problemów ze skórą nie mam z wyjątkiem cieni pod oczami tak samo jak u ciebie, zmarszczki już doskwieram :P
OdpowiedzUsuńDuży plus za to że sprawdzasz opinie na temat lekarzy, wiele osób tego nie robi i później jest płacz bo Pani/Pan doktor zrobili mi "KUKU" albo lecą do kosmetyczek które są jedynie po kursach albo samouki bo taniej, tak samo jak z powiększaniem ust zamiast odpowiedniego produktu zwykły roztwór solny.. i potem powikłania. Sama przed jakimkolwiek zabiegiem wypytałabym wszystko aby mieć to podane na tacy - i + jakieś powikłania etc dosłownie wszystko ( musiałabym wypisać pytania bo skleroza by mi nie pozwoliła zapamiętać ) rozśmieszyło mnie "kuknięcia" chyba dobrze zapamiętałam :D w kwestii okresu wiadomo było że wtedy ból będzie bardziej wyczuwalny ale i tak jak dla ciebie na niskim poziomie. Moim zdaniem to jak z wyrywaniem zęba wszystko zależy od nastawienia ;) Ten uśmiech podczas nakłuwania jest uroczy :)
Coś miałam jeszcze napisać ale zapomniałam haha taki dług wpis ci wyszedł. Zresztą mój komentarz nie lepszy :P W trakcie czytania zapisywałam sobie pół słówka aby wiedzieć i mniej więcej pamiętać co ci chciałam napisać :D Tak się starałam! Mam nadzieję że chociaż część osób poświeci swój czas i doceni trud pracy jaki włożyłaś na stworzenie tego wpisu! Osobiście sama mogłabym się poddać takiemu zabiegowi ale dość kosztowne jest to na ten moment. Co do łez bo w trakcie pisania sobie przypomniałam jeszcze o tym to ja mam tak jak wyrywam brwi, nie boli mnie nic a jednak w niektórych miejscach mam tak że łezka sama poleci :) Myślę że wyczerpałaś na tyle temat że chyba nikt nie powinien mieć pytań w kwestii samego zabiegu, przygotowań, konsultacji, pielęgnacji w trakcie i po :)
Haha, ostrzegałam, że to będzie przeprawa:D Ja już się staram nic nie rozdrapywać, ale jak tak czasem coś zobaczę to kusi:O Trzeba sprawdzać opinie i miejsca bo w końcu chodzi nie tylko o naszą skórę, ale i zdrowie (w przypadku powikłań). A u kosmetyczki nie ma opowiednich warunków wystarczających do przygotowania preparatu, poza tym kosmetyczki nie posiadają wystarczającej wiedzy w tym zakresie. Dlatego dziwię się, że niektórzy ryzykują aż tak...
UsuńDokładnie, nastawienie ma znaczenie:) Choć akurat zęba nie miałam wyrywanego... jeszcze.
Dzięki za obszerny komentarz.
Wow, naprawdę szacun za tak dokładną recenzję i opis ;) Ja wcześniej tylko słyszałam o tym zabiegu, w sumie nie interesował mnie ten temat, ale wpis czytało mi się jak dobrą książkę :D
OdpowiedzUsuńDziękuje. Cieszę się, że wpis się podobał bo długo nad nim pracowałam. Chciałam napisać wyczerpująco, ale przystępnie - "po ludzku" i mam nadzieję, że się udało.
UsuńA na książkę też miałabym niejeden materiał :D
O zabiegu dowiedziałam się od Ciebie, bo nie interesowałam się specjalnie medycyną estetyczną. Post długi i wymagający skupienia, więc dobrze, że postanowiłam go zostawić na później. Niektóre pojęcia niespecjalnie mi się podobają (skojarzenia z biomateriałami :<), a co do wirowania krwi - nic ciekawego, serio :D miałam na zajęciach, zdecydowanie fajniejszym etapem było zliczanie erytrocytów. :P
OdpowiedzUsuńW ogóle ta opcja wydaje mi się bardzo przyjazna - w końcu wszczepiamy własne komórki, więc produkt jest biozgodny, więc nie jest ani toksyczny, ani niebezpieczny. Ale mnie wizja wkłuwania igły w skórę twarzy przeraża... ;)
PS. też mam niestety problem z kręgosłupem... a przez leki jeszcze i z żołądkiem (jakby lekarz mi nie mogła po prostu dać skierowania na rehabilitację...)
Tak, wpis gigant. Samą mnie to trochę śmieszy, ale akurat miałam nadmiar weny:D Zresztą nie na takie teksty mnie stać:D Tylko na blogu trzeba trochę nagiąć formułę żeby nie było zbyt ciężko i oficjalnie. Stąd różne poboczne wstawki i uproszczenia;D Ja zresztą uwielbiam dziwne porównania;)
UsuńOpcja jest jak najbardziej Ok. Bardzo bezpieczna choć i tak zawsze trzeba liczyć się z ewentualnymi powikłaniami.
Ja też nie do końca mogłam sobie wyobrazić te igły w twarzy, więc wyobrażałam sobie różne rzeczy. Nawet te czysto abstrakcyjne. Wizualizacja to jest to. A okazało się, że zabieg to "pikuś". Mogłabym robić codziennie i nie zrobiłoby to na mnie wrażenia:P Jedynie wygląda nienajszcześliwiej, ale też z każdym kolejnym zabiegiem ślady znikają coraz szybciej.
U mnie to rehabilitanci najczęściej nie widzą co ze mną zrobić:D Na tyle problematyczna sprawa, że sami się boją:P Ale jeśli problem nie jest bardzo skomplikowany to powinni dać Ci skierowanie i rehabilitacja mogłaby być skuteczna. Ja się leków nabrałam tyle, że nie wiem czy mam jeszcze wątrobę :D
Dobrze, że miałaś, jeden duży wpis w jednym, kto będzie potrzebował informacji, znajdzie wszystko u Ciebie! Ja niektóre słowa znam ze studiów, więc kojarzyłam, ale mimo wszystko biomateriały i implanty tak bardzo, hahah :D
UsuńMi lekarz powiedziała, że przez leki na ból kręgosłupa, końcówka przełyku mi się nie domyka i mogę nabawić się refluksu :/ więc nie dość, że już ciężarów na siłowni nie wezmę na plecy, to i mogę nie odczuwać przyjemności z jedzenia :D A wystarczyło kilka masaży u fizjoterapeutki, bo głowa mnie bolała przez napięte mięśnie przy górnym odcinku kręgosłupa...
Mam nadzieję Heheh.
UsuńAno właśnie ja już mam refluks. Ale nabawiłam się go po tym jak chciałam na siłę przytyć przy użyciu pewnego leku:O I teraz już kilka lat biorę polprazol.
No może by wystarczyło w Twoim przypadku. Tylko znając życie na NFZ zapisy za kilka miesięcy :O
Brałam polprazol, ale w moim przypadku nie dawał rezultatu. Przez niego źle się czułam i nie spałam... dopiero po wizycie u gastrologa, na którą musiałam poczekać, dostałam lepsze leki, które mam brać doraźnie jak tylko poczuję się źle... no i mam jeść małe porcje w odstępach co najmniej 3 h, więc moja sylwetka tylko na tym korzysta ;p
UsuńJa byłam kiedyś na gastroskopii i kolonoskopii:O To potwierdziło tylko refluks i jakąś nadżerkę w przełyku, którą podobno nie ma co się przejmować. Ale jakoś nie brzmi zbyt pozytywnie:P Haha to dobrze, że jakaś korzyść chociaż:D Ja to chyba już nigdy nie zdołam przytyć:D
UsuńA ja bym chętnie Ci oddała trochę ;p
UsuńKolonoskopii na szczęście nie miałam, ale gastroskopię niemiło wspominam, brr;p
Ja bym chętnie przyjęła nawet 10kg;D
UsuńJa oba badania zrobiłam w krótkim znieczuleniu dożylnym bo stwierdziłam, że to przekracza moją granicę tolerancji:D
A ja 10 kg chcę oddać, haha :D
UsuńMi tylko gardło pielęgniarka znieczuliła, ale generalnie najgorsze badanie, jakie miałam, bleh;p
Jakby tak było można to każdy by się wymienił czym trzeba i życie byłoby piękniejsze haha.
UsuńNo właśnie wyobrażam sobie. Ale odważna jesteś bo ja stwierdziłam, że nie dam rady :O
Ja o innej opcji nawet nie wiedziałam, także wiesz ;p
UsuńTo niedobrze;D teoretycznie na NFZ nie ma takiej możliwości, ale jak lekarz da na skierowaniu odpowiednią adnotację to wtedy jest szansa na przeprowadzenie w znieczuleniu. Choć ostateczną decyzję podejmuje gastroenterolog.
UsuńNigdy w życiu! nigdy bo ja mam paniczny strach przed igłą a poza tym ja myślałam że to kosmetyczka robi a tu dermatolog, dobrze wiedzieć choć ... wołami mnie nie zaciągną ;D
OdpowiedzUsuńLekarz:) Broń Boże kosmetyczka!:D A dermatolog najlepiej bo ma najbardziej kompleksową wiedzę z zakresu skóry etc.
UsuńJak się boisz igieł to nie ma szans. Zbyt duże obciążenie dla psychiki;)
Psychicznie mnie to zrujnuje ;D jak byłam dzieckiem to mnie trzy pielęgniarki do szczepienia trzymały a co dopiero tu .. wojsko?:D
UsuńTo tak jakby 50 szczepionek więc wojsko by się przydało:D
UsuńPamiętam jak za czasów szkolnych miała być szczepionka przeciwko gruźlicy. Wszystkie dzieci się nakręcały, że takie bolesne i strasznie się zestresowałam:D Przez to po fakcie gdy emocje już opadły, zrobiło mi się niedobrze i prawie zemdlałam:P Nigdy nie udało mi się tak naprawdę zemdleć, ale nienawidzę tego uczucia, że chyba zaraz zemdleję:D
Nie wygląda zachęcająco :O. Fajny post, widać, że się napracowałaś ;D
OdpowiedzUsuńyollowe.blogspot.com
To jakby nie patrzeć procedura medyczna, więc ciężko żeby wyglądało zachęcająco ;D
UsuńJa na razie mam tak dość lekarzy jakichkolwiek specjalności, że nawet o tym nie myślę :D Wystarcza mi kolejny aktualny maraton xD A o zabiegach oczywiście słyszałam, ale nie miałam okazji ;)
OdpowiedzUsuńHaha a jaki maratonik tym razem? Ja idę w tym tygodniu do neurologa i już jestem chora na samą myśl.
UsuńJa byłam wczoraj i idę za 2 tygodnie :P A potem badaniaaaaaa xD
UsuńAha, super:P
UsuńCiekawe jak długo będą efekty. Napiszesz o tym?
OdpowiedzUsuńW osobnym wpisie to już raczej nie;) Nie są to inwazyjne zabiegi, więc efekty powinny po prostu stopniowo zanikać;)
UsuńPrzeczytałam i powiem, że jestem pod wrażeniem. Dziękuję, że o tym napisałaś, wcześniej o takim zabiegu nie wiele wiedziałam, może gdzieś tam coś już słyszałam, ale mało bo nie zagłębiałam się w to aż tak ;) to chyba najdłuższy wpis jaki czytałam na blogu :P
OdpowiedzUsuńNo trochę popłynęłam;)
UsuńŚwietny wpis! Dla każdego, kto chciałby ale się boi ;)
OdpowiedzUsuńPlanuję poddać się serii tych zabiegów za kilka lat.
OdpowiedzUsuńPóki co dam radę jeszcze pochodzić z taką twarzą, jaką mam teraz ;D.
Post napisany jak zwykle z humorystycznym zacięciem, czyli tak jak lubię;).
Haha, twarzy to ten zabieg i tak nie odmieni. Nie ta kategoria zabiegu :D
UsuńWiem, wiem ;).
UsuńMoja skóra jest na szczęście w takim stanie, że nie mam powodów do narzekań. Zobaczymy jak długo utrzyma się ten stan;).
Ja do narzekań powodów też szczególnych nie miałam, ale temat mnie interesował i ciekawość została zaspokojona;)
UsuńSzczerze to chyba szybciej bym na taki zabieg poszła, niż do dentysty, ale ja z krwią jestem oswojona - mam w domu takiego zbrodniarza co w szpitalu ludzi kłuje i wyrzutów sumienia nie ma :D Na pewno u mnie póki co na takie rzeczy za wcześnie, ale już mogę zacząć zbierać na taki zabieg :)
OdpowiedzUsuńHaha coś w tym jest bo wizyty u dentysty takie mało komfortowe:P
Usuńja tu książkę chce do końca doczytać, a tu Twój post jak książka gruby;D ale jestem zaintrygowana i najpierw bałam się, że będzie bolało, bo też mam bardzo niski próg bólu i tak miałam obawy, a potem byłam ciekawa jak ta skóra wygląda po zabiegu, no i na tym zdjęciu praktycznie nic nie widać, że jesteś po zabiegu! Z chęcią sama bym poszła i zobaczyła co u mnie by zdziałało, ale muszę to przemyśleć :D a i widzę foto z banku zdjęć :D dziękuje!
OdpowiedzUsuńHaha ja myślę, że kiedyś sama książkę napiszę;D
UsuńNo właśnie ja się tak zastanawiałam czy będzie bolało czy nie bo jak człowiek nie miał to ciężko z góry stwierdzić;) I z jednej strony wydawało mi się, że niepowinno to zrobić na mnie wrażenia, a z drugiej to jednak igły... w twarzy, co jakby nie patrzeć jest nieco abstrakcyjne:D Ale okazało się, że luzik:D No najpierw ślady są bardziej widoczne, a jak się robi kolejne to znikają coraz szybciej;)
Po zabiegu widać coś takiego "ala trądzik", ale to znika do kilku dni, a z każdym kolejnym zabiegiem śladów jest coraz mniej;)
Tak, takie rzeczy trzeba dobrze przemyśleć :) Mnie to już dawno interesowało, więc za bardzo nie trzeba mnie było namawiać.
Ano, nigdy bym nie pomyślała, że banki zdjęć mi się przydadzą, a jednak :D Miałam trochę za mało fotek jak na tą objętość wpisu;D
Dzień Świra uwielbiam prawie cały znam na pamięć chyba tyle razy go oglądałam co do zabiegu... mam fobie na krew....
OdpowiedzUsuńTeksty idealnie się sprawdzają w życiu codziennym:D
UsuńNo jak się boisz krwi to nie dla Ciebie:)
ja mam fobie na samą myśl czy temat nie czuję się dobrze
UsuńTo lepiej nie myśleć albo zmierzyć się z fobią, ale to już raczej małymi kroczkami;)
UsuńO kurka wodna, wiele czytałam na temat tych zabiegów, podobno po wampirze, jak nowonarodzona skóra jest, ekstra relacja, jak kiedyś się zdecyduję wrócę do Twego wpisu :*
OdpowiedzUsuńZabieg wart uwagi, to na pewno tylko trzeba wiedzieć co może, a czego nie może zapewnić i skonfrontować ze swoimi oczekiwaniami.
Usuń