Dzisiaj coś dla
zwolenników naturalnych i bezpiecznych składów:) Takimi szczyci się koreańska
marka Purito:) W ich kosmetykach nie
znajdziemy żadnego składnika z listy 20 szkodliwych ani 26 substancji alergennych;)
Marka nie testuje również na zwierzętach, a ceny są stosunkowo przystępne;)
Kierując się pierwszymi pozytywnymi opiniami klientów na Jolse, w lutym wdrożyłam do swojej porannej i wieczornej pielęgnacji
łącznie 5 produktów Purito:) Mamy kwiecień, więc pora na ostateczny rekonesans:)
Jest coś do oczyszczania, coś z witaminą C, a także stale zyskująca
na popularności wąkrotka azjatycka;) Jak tego wszystkiego używałam i które kosmetyki wypadły najlepiej?
Purito Defence Barrier Ph Cleanser
Żel do oczyszczania twarzy
został umieszczony w prostej białej tubie o pojemności 150ml. Produkt jest
przezroczysty o rzadkiej, żelowej konsystencji. Ładnie się pieni zarówno przy
myciu ręcznym jak i w połączeniu ze szczoteczką do oczyszczania twarzy. Zapach
żelu nie należy do najprzyjemniejszych;) Według mnie jest to miks olejku
eukaliptusowego z nutą pasty do butów;) Pasta kiwi but ożywi:D Przyznaję, że
początkowo mnie od niego odrzucało, ale przywykłam i z każdym dniem czułam go
coraz mniej;) Na polskiej stronie Purito wyczytałam, że jest bezzapachowy, ale
absolutnie się z tym nie zgodzę. Może chodziło o brak sztucznych dodatków
zapachowych, bo sam produkt z pewnością pozbawiony woni nie jest;) Żel nie zawiera
alkoholu ani żadnych substancji drażniących. Ma on za zadanie dogłębnie
oczyszczać, nie naruszając przy tym naturalnej bariery ochronnej, a nawet
wspomagać regenerację skóry i hamować podrażnienia. Żel stosowałam zarówno rano
jak i wieczorem po demakijażu. Oczyszcza bardzo dobrze pozostawiając skórę
gładką i nienapiętą. Choć właściwości regenerujących w jego przypadku raczej
nie zaobserwowałam:)
Purito Centella Green Level Buffet Serum
Serum otrzymujemy w 60ml
buteleczce, która wizualnie bardzo przypomina kosmetyki Benton. Butelka została
wyposażona w sprawnie działającą pompkę. Produkt jest bezbarwny i posiada
konsystencję rozwodnionego żelu. Rozprowadza się bardzo dobrze. Zapach to w tym
przypadku połączenie lawendy ze świeżą nutką bergamotki. Określiłabym go jako
całkiem przyjemny, a przecież do fanek zapachu lawendy raczej się nie zaliczam:) Jest on wyczuwalny jedynie w trakcie aplikacji. Serum
Buffet stosowałam zawsze w pielęgnacji porannej. Najczęściej po uprzednim zastosowaniu
esencji Secret Key. Serum dobrze się wchłania i nie obciąża cery. Zawarta w
serum wąkrotka azjatycka łagodzi podrażnienia, zmniejsza przebarwienia,
stymuluje syntezę kolagenu i elastyny, a także regeneruje i wygładza
zmarszczki. W swoim przypadku zauważyłam przede wszystkim zmniejszenie
przetłuszczania się skóry i wygładzenie.
Purito Centella Green Level Recovery Cream
Krem został umieszczony w
miękkiej 50ml tubce ułatwiającej kontrolowanie zużycia produktu;) Szata
graficzna przypomina bardziej jakąś apteczną maść niż krem do pielęgnacji
twarzy;) Kosmetyk posiada białą barwę i dość lekką kremową konsystencję. Rozprowadza
się bardzo sprawnie. Choć lepiej nałożyć kilka mniejszych porcji niż jedną
dużą, ponieważ przy większej ilości potrafi lekko bielić podczas aplikacji.
Zapach jest zdecydowanie delikatniejszy niż w przypadku serum, ale w podobnej nucie. Dość świeży. Co ciekawe, jeśli nie nałożyłam makijażu i po kilku godzinach lekko potarłam skórę, a następnie powąchałam palec, zwykle wyczuwałam taką lekko wapienną nutę;)
Produkt nie lepi się i nie odciąża skóry. Stanowi dobrą bazę pod makijaż, zwiększając jego trwałość, ponieważ w połączeniu z serum Buffet, na które go nakładałam zdecydowanie ogranicza wydzielanie sebum. Podobnie jak w przypadku serum, w składzie mamy wąkrotkę azjatycką (50% wyciągu z wąkrotki). Jest to krem regenerujący, wzmacniający barierę ochronną skóry, rozświetlający, nawilżający i wygładzający. Ponadto może wspomagać również gojenie się blizn i ran. Choć przyznam, że w tym przypadku nie wróżyłabym mu zbyt dużej skuteczności. Można go stosować zarówno do twarzy jak i ciała. Ale ja smarowałam nim jedynie tradycyjnie twarz, szyję i dekolt. Sporo tych obietnic i powiedziałabym, że spełnione zostały częściowo;) Nie odczuwałam przy nim jakiegoś szczególnego efektu regeneracji. Pewnie dlatego, że również nawilżenie było przeciętne. Krem nawilża, ale sam w sobie ani nawet w połączeniu z serum nie daje efektu fali nawilżenia. Na szczęście wszelkie niedostatki udało mi się uzupełnić stosując pod serum wspomnianą już esencję Secret Key, która w połączeniu z kremem i serum działa naprawdę w porządku. Sam duet Purito miał u mnie bardziej działanie regulujące niż kojąco-nawilżające. Mimo bardzo dobrego składu, jakiegoś składnika musiało mi tu zabraknąć:) Niemniej bardzo fajnie sprawdzał się pod makijaż. Krem przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, ale sugerowałabym raczej tłustą i mieszaną. Moja jest co prawda mieszana, ale lubi trochę więcej nawilżenia niż to serwowane przez sam wąkrotkowy duecik sam w sobie. Także stosowanie dodatkowo esencji jak najbardziej wskazane;)
Zapach jest zdecydowanie delikatniejszy niż w przypadku serum, ale w podobnej nucie. Dość świeży. Co ciekawe, jeśli nie nałożyłam makijażu i po kilku godzinach lekko potarłam skórę, a następnie powąchałam palec, zwykle wyczuwałam taką lekko wapienną nutę;)
Produkt nie lepi się i nie odciąża skóry. Stanowi dobrą bazę pod makijaż, zwiększając jego trwałość, ponieważ w połączeniu z serum Buffet, na które go nakładałam zdecydowanie ogranicza wydzielanie sebum. Podobnie jak w przypadku serum, w składzie mamy wąkrotkę azjatycką (50% wyciągu z wąkrotki). Jest to krem regenerujący, wzmacniający barierę ochronną skóry, rozświetlający, nawilżający i wygładzający. Ponadto może wspomagać również gojenie się blizn i ran. Choć przyznam, że w tym przypadku nie wróżyłabym mu zbyt dużej skuteczności. Można go stosować zarówno do twarzy jak i ciała. Ale ja smarowałam nim jedynie tradycyjnie twarz, szyję i dekolt. Sporo tych obietnic i powiedziałabym, że spełnione zostały częściowo;) Nie odczuwałam przy nim jakiegoś szczególnego efektu regeneracji. Pewnie dlatego, że również nawilżenie było przeciętne. Krem nawilża, ale sam w sobie ani nawet w połączeniu z serum nie daje efektu fali nawilżenia. Na szczęście wszelkie niedostatki udało mi się uzupełnić stosując pod serum wspomnianą już esencję Secret Key, która w połączeniu z kremem i serum działa naprawdę w porządku. Sam duet Purito miał u mnie bardziej działanie regulujące niż kojąco-nawilżające. Mimo bardzo dobrego składu, jakiegoś składnika musiało mi tu zabraknąć:) Niemniej bardzo fajnie sprawdzał się pod makijaż. Krem przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, ale sugerowałabym raczej tłustą i mieszaną. Moja jest co prawda mieszana, ale lubi trochę więcej nawilżenia niż to serwowane przez sam wąkrotkowy duecik sam w sobie. Także stosowanie dodatkowo esencji jak najbardziej wskazane;)
Purito Pure Vitamin C Serum
Serum z witaminą C
umieszczone zostało w ciemnej 60ml butelce, która ma za zadanie dobrze chronić
zawartość. Prawdopodobnie trafiło do mnie jednak nieco uszkodzone opakowanie,
gdyż serum ulewało mi się z buteleczki w sposób niekontrolowany. Nawet, gdy
stało tylko na półce. Próbowałam mocniej je dokręcić, ale nic to nie dało.
Także regularnie wokół zatyczki pojawiało się serum, które utleniało się i zasychało
zostawiając po sobie żółte ślady;) Niewątpliwie trochę produktu przez to
straciłam, a niestety nie miałam odpowiedniej buteleczki zastępczej. Dobrze, że pojemność jest i tak wyższa niż standardowo;) Warto się nawet podzielić tym serum, ponieważ zaleca się je zużyć jak najszybciej (najlepiej w ciągu 2 miesięcy od otwarcia). Co ciekawe dosłownie parę dni temu czytałam o problemach z buteleczką, a nawet z dozowaniem produktu na innym blogu, więc możliwe, że nie była to jednostkowa sytuacja, a wadliwa partia. Przy moim kłopotów z dozowaniem nie było, ale wyciekanie kosmetyku mnie irytowało.
Serum posiada lekką, lejącą się konsystencję. Bardzo dobrze się rozprowadza. Choć po aplikacji trochę się lepi i błyszczy. Dlatego najczęściej po zastosowaniu serum najpierw myłam zęby, a dopiero potem nakładałam krem z tej samej linii. Dzięki odczekaniu tych 3 minut lepiej udawało mi się je ogarnąć;) Zapach jest według mnie delikatny i nie powinien nikogo drażnić. Po kilku godzinach pojawia się jednak specyficzna woń typowa dla produktów z witaminą C. Dla niektórych jest ona nieprzyjemna. Ale ja akurat lubię ten swoisty zapach, więc nie było to dla mnie nic złego. Z kolei nad ranem zwykle wyczuwałam taką lekko ziemniaczaną nutę. Choć nie wiem czy zawdzięczałam ją bardziej serum czy kremowi, ponieważ stosowałam je w duecie;)
Serum z witaminą C stosowałam codziennie wieczorem, z przerwami na maskę całonocną Sulwhasoo, po którą sięgałam co parę dni;) W przeciwieństwie do serum Buffet, to z witaminą C używałam bez uprzedniego zastosowania esencji, ponieważ witamina C lepiej działa zastosowana bezpośrednio na skórę. Także wcześniej robiłam jedynie demakijaż, oczyszczałam cerę i serum nakładałam zaraz po przetarciu skóry tonikiem. Produkt stosowałam na twarz, szyję oraz dekolt i muszę przyznać, że ma on tendencję do brudzenia. Zwykle pojawiały się u mnie żółte ślady wokół dekoltu na bluzce od piżamy. Jeśli chodzi o działanie to przebarwień nie mam, więc ciężko mi się wypowiedzieć w tej kwestii, ale przyznam, że serum bardzo przypadło mi do gustu. Nie jest co prawda tak łatwo wchłaniające się jak serum Buffet, które stosowałam rano, ale za to efekty są bardziej intensywne. Przede wszystkim ładnie rozświetla i uelastycznia cerę, a także delikatnie ją rozjaśnia. Można je stosować również pod oczy wspomagając redukcję cieni pod oczami. Ale niestety mój system aplikacji kosmetyków, a dokładnie kolejność, powodował, że najczęściej o tym zapominałam i nakładałam pod oczy tylko krem.
Serum posiada lekką, lejącą się konsystencję. Bardzo dobrze się rozprowadza. Choć po aplikacji trochę się lepi i błyszczy. Dlatego najczęściej po zastosowaniu serum najpierw myłam zęby, a dopiero potem nakładałam krem z tej samej linii. Dzięki odczekaniu tych 3 minut lepiej udawało mi się je ogarnąć;) Zapach jest według mnie delikatny i nie powinien nikogo drażnić. Po kilku godzinach pojawia się jednak specyficzna woń typowa dla produktów z witaminą C. Dla niektórych jest ona nieprzyjemna. Ale ja akurat lubię ten swoisty zapach, więc nie było to dla mnie nic złego. Z kolei nad ranem zwykle wyczuwałam taką lekko ziemniaczaną nutę. Choć nie wiem czy zawdzięczałam ją bardziej serum czy kremowi, ponieważ stosowałam je w duecie;)
Serum z witaminą C stosowałam codziennie wieczorem, z przerwami na maskę całonocną Sulwhasoo, po którą sięgałam co parę dni;) W przeciwieństwie do serum Buffet, to z witaminą C używałam bez uprzedniego zastosowania esencji, ponieważ witamina C lepiej działa zastosowana bezpośrednio na skórę. Także wcześniej robiłam jedynie demakijaż, oczyszczałam cerę i serum nakładałam zaraz po przetarciu skóry tonikiem. Produkt stosowałam na twarz, szyję oraz dekolt i muszę przyznać, że ma on tendencję do brudzenia. Zwykle pojawiały się u mnie żółte ślady wokół dekoltu na bluzce od piżamy. Jeśli chodzi o działanie to przebarwień nie mam, więc ciężko mi się wypowiedzieć w tej kwestii, ale przyznam, że serum bardzo przypadło mi do gustu. Nie jest co prawda tak łatwo wchłaniające się jak serum Buffet, które stosowałam rano, ale za to efekty są bardziej intensywne. Przede wszystkim ładnie rozświetla i uelastycznia cerę, a także delikatnie ją rozjaśnia. Można je stosować również pod oczy wspomagając redukcję cieni pod oczami. Ale niestety mój system aplikacji kosmetyków, a dokładnie kolejność, powodował, że najczęściej o tym zapominałam i nakładałam pod oczy tylko krem.
Purito Sea Buckthorn Vital 70 Cream
Krem zapakowany został w
miękką biało-pomarańczową tubkę o pojemności 50ml. Dokładnie w tym samym stylu,
co krem z wąkrotką;) Nic zwracającego uwagę, ale nie mogę powiedzieć żeby
opakowanie nie było wygodne;)
Produkt posiada dość lekką kremowo-żelową konsystencję, która sprawnie się rozprowadza i nie pozostawia po sobie tłustej ani lepkiej warstwy (nakładałam na wstępnie wchłonięte już serum). Jeśli trochę kremu zostanie na tubce to utlenia się pozostawiając po sobie ciemnopomarańczową plamę, ale to naturalne w przypadku produktów z witaminą C.
Ogromnym atutem tego kremu jest przepiękny, rokitnikowy zapach. Świeży, soczysty i totalnie optymistyczny. Coś wspaniałego:) Po prostu mniam! Zapach nie utrzymuje się zbyt długo na skórze, a w tym przypadku trochę szkoda:) Ale przynajmniej było miło podczas smarowania.
Krem w połączeniu z serum to moje ulubione produkty Purito. W przeciwieństwie do serii z wąkrotką, bardzo dobrze nawilżają twarz, szyję i dekolt. Cera staje się rozświetlona, delikatnie jaśniejsza, miękka i gładka. Po prostu promienna:) To bardzo uniwersalny duet, który powinien zrobić dobrą robotę przy większości typów cery:)
Produkt posiada dość lekką kremowo-żelową konsystencję, która sprawnie się rozprowadza i nie pozostawia po sobie tłustej ani lepkiej warstwy (nakładałam na wstępnie wchłonięte już serum). Jeśli trochę kremu zostanie na tubce to utlenia się pozostawiając po sobie ciemnopomarańczową plamę, ale to naturalne w przypadku produktów z witaminą C.
Ogromnym atutem tego kremu jest przepiękny, rokitnikowy zapach. Świeży, soczysty i totalnie optymistyczny. Coś wspaniałego:) Po prostu mniam! Zapach nie utrzymuje się zbyt długo na skórze, a w tym przypadku trochę szkoda:) Ale przynajmniej było miło podczas smarowania.
Krem w połączeniu z serum to moje ulubione produkty Purito. W przeciwieństwie do serii z wąkrotką, bardzo dobrze nawilżają twarz, szyję i dekolt. Cera staje się rozświetlona, delikatnie jaśniejsza, miękka i gładka. Po prostu promienna:) To bardzo uniwersalny duet, który powinien zrobić dobrą robotę przy większości typów cery:)
Od góry: Purito Centella krem, Purito Pure Vit C serum, Purito Sea Buckthorn Vital 70 krem. Dół: Purito Centella serum i Defence Barrier Cleanser. |
Kosmetyki
Purito są dostępne w Polsce. Ale jak to zwykle bywa, dużo taniej można
je zamówić bezpośrednio z Korei, czyli np. na Jolse. Tym bardziej, że regularnie można trafić na dodatkowe promocje. Często pytacie mnie o czas oczekiwania na przesyłkę i tu warto wspomnieć, że przy odpowiedniej wartości zamówienia paczka dociera do Polski nawet w 3 dni.
Znacie kosmetyki Purito? Lubicie kosmetyki z wąkrotką azjatycką lub z witaminą C?
Znacie kosmetyki Purito? Lubicie kosmetyki z wąkrotką azjatycką lub z witaminą C?
Moja cera lubi produkty z witaminą C. Tej marki nie kojarzę, ale może wypróbuję jakiś ich kosmetyk.
OdpowiedzUsuńMoja też:)
UsuńJa myślałam, że miałam pecha, a tu jednak jakaś większa wadliwa partia. Właśnie chętnie bym go do czegoś przelała, ale nie miałam szczególnie do czego no i też trochę mi się nie chciało kombinować :D
OdpowiedzUsuńJa kocham wąkrotkę, moj rumień ładnie się po niej uspokaja ;) chociaż na kryzysowe sytuacje nadal mam inny hit. To serum będę testowała, zobaczymy jak poradzi sobie z buraczkiem :)
OdpowiedzUsuńJa ogólnie lubię wąkotkę, ale tutaj pewne niedostatki nawilżenia:) Wit C się fajniej sprawdziło:) Pamiętam - to Angel Recipe:) Może sobie nawet je kiedyś kupię z ciekawości:)
UsuńNie wiem czy Cię usatysfakcjonuje jak nie zależy Ci na wybieleniu, rozjaśnieniu i złagodzeniu rumienia :) a swoją drogą teraz 13zl taniej można je nabyć 😁 ja wzięłam sobie i mamie 😉
UsuńNo pamiętam Twoją recenzję i ono generalnie niekoniecznie dla mnie, ale może kiedyś kupię z ciekawości. Mnie najbardziej rozjaśnia kwas glikolowy:D Albo może mamie sprezentuję na przebarwienia, bo ma takie dwie plamki.
UsuńTrochę mnie tylko tam zniechęca droga przesyłka, bo 32zł bodajże.
UsuńPowiem Ci ze z tym serum i jego opakowaniem coś jest - do mnie tez przyszło wylane ,
OdpowiedzUsuńAno widzisz. Ja byłam wielce zdziwiona, a tu jednak większa wadliwa partia z tymi opakowaniami. Swoją drogą w Buffet tego problemu nie ma🤷🏽♀️
UsuńTo chyba wąkrotka nie wąkotka - przynajmniej tak mi się kojarzy, specem nie jestem :D I przyznam, że marka jak i jej produkty póki co jakoś szczególnie mnie nie kuszą ;)
OdpowiedzUsuńTak:D Ja pitolę:D Uroki pisania w wordzie:D 10 razy czytałam przed opublikowaniem i nie zauważyłam:D Tel też mi tak zaczął pisać haha
UsuńBo nasz mózg wszystko upraszcza i widzi słowa tak jak chcemy je widzieć :D
UsuńNo dokładnie:D Zresztą ostatnio nie wiem jak żyję:D
Usuńjasne, że znam, miałam krem pod oczy z wąkrotką azjatycką, pisałam u siebie na blogu, miałam też próbeczki z serum z witaminą C i muszę powiedzieć, że byłam nim zachwycona :)
OdpowiedzUsuńNo to super:)Ja byłam ciekawa tego kremu pod oczy, ale w końcu się nie zdecydowałam:)
UsuńNie znam marki 😉
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłości będzie okazja:D
UsuńTeż właśnie używam z przyjemnością serum z olejkiem lawendowym, tyle że ja zawsze lubiłam ten zapach ;)
OdpowiedzUsuńJa z kolei nigdy, ale w ostatnich miesiącach miałam już tyle kosmetyków z tą nutą zapachową, że przestały na mnie robić złe wrażenie :D
UsuńSerum kusi :)
OdpowiedzUsuńKtóre?:D
UsuńPierwszy raz widzę tę markę, nie kojarzę jej... to serum z witaminą C brzmi ciekawie, chociaż szkoda z tym wadliwym opakowaniem. Ale to może tylko taka jedna partia była;)
OdpowiedzUsuńNo tak myślę, że był to jakiś wypadek przy pracy, bo serum z centellą nie miało tych problemów :)
UsuńJestem bardzo ciekawa jak pachnie ten krem z vit. C:). Tak czy inaczej spodobał mi się ten krem i mogłabym go chętnie używać ze względu na dodatek vit. C:).
OdpowiedzUsuńŚlicznie pachnie:) Jest szansa żeby Ci się spodobał:)
UsuńJa się bardzo staram, ze względu na moje konsumenckie zachowania, zostać po polskiej pielęgnacyjnej stronie mocy (:
OdpowiedzUsuńAle wiem, że u wielu osób azjatycka pielęgnacja może się sprawdzić :)
Ja lubię polskie, ale lubię też zagraniczne marki:) Nie chcę się ograniczać:) Z azjatyckimi tak jak i x innymi - różnie bywa:) Nie wszystko jest idealne.
UsuńTo pierwsze serum z wielką chęcią bym poznała :).
OdpowiedzUsuńA drugie lepsze:D
UsuńZapach pasty do butów nie, lawenda nie, ja i zużycie serum w dwa miechy? Też nie, z wąkrotką (wątróbką!) :D miałam peeling dr G i był świetny! a zapachu rokitnikia chyba nie kojarze ;)
OdpowiedzUsuńTy zawsze na nie:D Mnie lawenda chyba przestała już wzruszać :D
UsuńW wersji Purito, przypomina mi świeżo obieraną skórkę pomarańczy;)
Moja cera dobrze reaguje na produkty z witaminą C :)
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, bo większość cer ją lubi:)
UsuńNie mogłam się skupić na recenzji przez to urocze kryształowe zwierzątko. :D Zdradzisz gdzie kupiłaś?
OdpowiedzUsuńHehe, dostałam od siostry:) Kupiła go w TK MAXX przed świętami;)
UsuńOj a liczyłam, że był w czymś popularniejszym. Poszukam na allegro :D
UsuńNo może będzie coś podobnego. To jest ogólnie bombka choinkowa :D
UsuńSłyszałam o marce, ale mimo mojej miłości do k-beauty nie mam nic od niej :O
OdpowiedzUsuńA to nie wiedziałam, że pałasz miłością do k-beauty, bo w sumie rzadko o tym u Ciebie:) Co do marki, nie pali się. Może jeszcze nadrobisz. Jedne produkty są lepsze, inne gorsze.
Usuńwooow! bardz ciekawe te produkty i sama marka;)!
OdpowiedzUsuńNie znam w ogóle tych kosmetyków ale chyba najbardziej zaciekawiło mnie serum Centella Green. Chętnie sięgnęłabym po ten kosmetyk.
OdpowiedzUsuńNie znam kosmetyków, ale ten renifer jest uroczy!
OdpowiedzUsuń