Cześć
Dziewczyny!
Nie od dziś wiadomo, że mam
wymagające usta i zużywam dużo pomadek pielęgnacyjnych. Używałam już różnych od
tych typowo drogeryjnych z przeciętnym składem aż po te bardziej naturalne. Ze
względu na szybkość zużycia często nie jestem w stanie zrecenzować każdej
wykończonej przeze mnie pomadki. Wpadłam więc na pomysł żeby w tym wpisie
przedstawić Wam trzy pomadki bazujące na naturalnych składnikach. Czy naturalne
i droższe zawsze działa lepiej? Od razu zaznaczę, że nie używałam wszystkich na
raz jak niestety często myślicie;)
John Masters Organics balsam do ust
Opis producenta
Ten balsam jest najlepszą rzeczą
jaką mogą spotkać Twoje usta! Produkt ten idealnie wygładza, nawilża i odżywia
skórę ust pozostawiając niepowtarzalny smak i zapach, którego nie da się opisać.
Zrobiony z najlepszych organicznych składników balsam nie tylko chroni usta
przez szkodliwymi warunkami atmosferycznymi, ale także odmładza je w widoczny
sposób.
Olea Europaea
(Olive) Oil, Carthamus Tinctorius (Sunflower) Oil, Beeswax, Simmondsia
Chinensis (Jojoba) Oil, Linum Usitatissimum (Flax Seed) Oil, Borago Officinalis
(Borage) Oil, Rosa Mosqueta (Rosehip) Oil, Citrus Reticulata (Tangerine) Peel
Oil, Citrus Medica Limonium (Lemon) Peel Oil, Citrus Aurantifolia (Lime) Oil.
Moja opinia
Tego balsamu do ust używałam już
ponad rok temu. Skusił mnie opis producenta według którego ten balsam to
najlepsza rzecz jaka może spotkać moje usta. Och! Jakżeby się nie skusić? Cena
wynosząca 30zł/4g nie zachęcała, ale pomyślałam, że za taki super eko produkt
trzeba zapłacić więcej więc radośnie dodałam go do wirtualnego koszyka w
sklepie internetowym. Produkt umieszczony został w prostym wykręcanym
opakowaniu. Osobiście wolę sztyfty wysuwane, ale akurat każdy z dzisiejszych
bohaterów był wykręcany. Balsam pachniał bardzo przyjemnie cytrusowo. Nie była
to jednak żadna łazienkowa nuta tylko bardzo naturalna. Jego posmak też był całkiem przyjemny i
subtelny. Barwa sztyftu była żółta, a konsystencja śliska i delikatna. Jeśli
chodzi o właściwości to miałam wrażenie, że działał jak chciał. Raz usta były
przyjemnie gładkie, a raz sypały się z nich wiórki;) Zatem potrzeb moich
wymagających ust nie spełnił. Najgorsze było jednak to, że pomadka była bardzo
łamliwa. Łamała się i rozwarstwiała nieustannie i to jeszcze bardzo
nierównomiernie. Doprowadzało mnie to do szału. Zwłaszcza gdy chciałam z niej
skorzystać w miejscu publicznym i nagle odłamek pomadki przyklejał mi się do
ust albo smętnie opadał na podłogę. Naturalne pomadki nie posiadają jakiś
silnych utwardzaczy, ale bez przesady żeby produkt łamał się niemal przy każdym
użyciu. Opinie w internecie były pozytywne więc pomyślałam, że trafiłam na
felerny egzemplarz. Napisałam więc w tej sprawie do marki, ale w odpowiedzi
otrzymałam informację, że naturalne pomadki mogą się łamać;) Nigdy więcej jej
nie kupiłam. Zbyt wysoka cena jak na produkt, po którym poziom mojej irytacji
niebezpiecznie wzrastał;) Na plus zasługiwał tylko ładny zapach i delikatny połysk
na ustach. Zrobicie jak chcecie, ale ja odradzam.
Make Me Bio Kiss Me pomadka z masłem mango
Opis producenta
Pomadka KISS
ME
to bezzapachowy balsam do ust,
idealny dla osób z wrażliwą skórą. Doskonale chroni usta przed działaniem
czynników zewnętrznych, pierzchnięciem, pękaniem i przesuszeniem. Zawiera masło
mango i olej makadamia, które delikatnie natłuszczają
i nawilżają wymagającą skórę ust i chronią ją przed utratą wilgoci. Skwalen pochodzący z oliwy z oliwek zmiękcza skórę
i ją wygładza, a oleje ze słodkich migdałów i jojoba wykazują działanie
odżywcze i regeneracyjne.
Mango (Mangifera
Indica) seed butter, glycine, soy wax, golden jojoba (Simmondsia Chinensis)
seed oil, organic macadamia nut (Macadamia Ternifilia) oil, cold-pressed sweet
almond (Prunus Amygdalus Dulcis) oil, Brazilian palm (Copernicia Cerifera) wax,
olive squalene, vitamin E (Tocopherol).
Moja opinia
Tę pomadkę również kupiłam w
sklepie internetowym. Miało to miejsce na samym początku września tego roku. Do
wyboru były trzy rodzaje, ja zdecydowałam się na wersję bezzapachową. Pomadka
umieszczona została w takim nietypowym kartoniku i przewiązana sznurkiem. Jej
opakowanie również było wykręcane. Napisy okazały się być słabej jakości, mocno
wyblakły mimo, że długo tego produktu nie męczyłam (z tego co pamiętam poniżej
2 tygodni). Możliwe, że posłużył by mi dłużej gdyby nie to, że również okazał
się złamasem;) Korzystanie z takiego balsamu jest naprawdę męczące więc również
był to mój pierwszy i ostatni egzemplarz. Efekty stosowania były przeciętne.
Niestety dobry skład nie szedł tutaj w parze z cudownym działaniem. Z
przykrością stwierdzam, że o wiele lepiej nawilża kokosowe masełko do ust
Nivea. W moim odczuciu wydatek rzędu 19zł/5g balsamu, który nie spełnia
oczekiwań mija się z celem. Producent deklaruje, że balsam jest bezzapachowy.
Ja jednak wyczuwałam w nim lekko cytrusową nutę. Podobną do tej z balsamu JMO
jednak o wiele subtelniejszą. O to akurat nie miałam pretensji gdyż zapach był całkiem
przyjemny i ulotny. Podobnie jak JMO balsam również miał żółtawą barwę, ale
nieco bardziej grudkową konsystencję.
Stenders kawowo - śmietankowy balsam do ust
Opis producenta
Ten ochronny balsam zapewni długotrwałe nawilżenie twoich ust. Wypełniony
naturalnym masłem shea i olejkiem kawowym sprawi, że poczujesz jak twoje usta
są kusząco miękkie i gładkie oraz pachnące intrygująco łagodną, kremową kawą.
Butyrospermum Parkii (Shea)
Butter, Beeswax Synthetic, Hydrogenated Polyisobutene, Cetearyl Alcohol, Decyl
Isostearate, Isostearyl Isostearate, Isoamyl Laurate, Coffea Arabica (Coffee)
Seed Oil, Parfum (Fragrance), Glyceryl Caprylate, Polyglyceryl-3 Ricinoleate,
Butyrospermum Parkii (Shea) Butter Unsaponifiables, Soybean Glycerides, PCA
Glyceryl Oleate, Glycerin, Aqua (Water), Lecithin, Ascorbyl Palmitate, BHT,
Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol, Citric Acid
Moja opina
Ten balsam kupiłam na początku października
gdy tylko dowiedziałam się, że Stenders wypuścił balsamy w sztyfcie. Wcześniej
miałam już kawowo-śmietankowe masło do ust w słoiczkowej formie więc kupiłam
bez wahania. Do wyboru były 4 rodzaje. Ja jednak zdecydowałam się na znany i
akceptowany już przeze mnie kawowo-śmietankowy zapaszek. Zapach jest identyczny
jak w przypadku masła. Jest przyjemny, kremowy, ale nie jest zbyt intensywny i
męczący. Dla mnie w sam raz. Kiedy odeszłam od kasy w sklepie Stenders trochę
pożałowałam, ponieważ przypomniałam sobie wcześniejsze przygody z wykręcanymi,
naturalnymi balsamami opisanymi wyżej. Bałam się, że znowu trafię na łamliwy
balsam. Na szczęście ten nie funduje takich atrakcji. Może dlatego, że jego
konsystencja jest inna niż w przypadku dwóch pozostałych. A może dlatego, że w przypadku tego balsamu skład jest jednak dłuższy i mniej naturalny w porównaniu z Make Me Bio i JMO. Ten balsam ma kremową barwę
i przyjemniejszą w odbiorze konsystencję bez mikro grudek, choć mógłby być nieco bardziej twardy (sądzę, że latem mógłby się jednak łamać). Na tej jednej
pomadce się nie przejechałam. Działa równie dobrze jak wersja w słoiczku, a
jest łatwiejsza w użyciu. Radzi sobie z moimi wymagającymi ustami nawilżając i
regenerując. Usta szybko stają się miękkie i gładkie. Nie mam zastrzeżeń co do działania.
Mam chęć jeszcze na wersję żurawinową,
ale nie jestem przekonana czy zapach będzie mi odpowiadał;) Oczywiście żeby nie
było tak miło za sztyft musimy zapłacić 19,99/4,8g. Na szczęście tym razem nie
były to pieniądze wyrzucone w błoto. Pomadkę należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od
momentu otwarcia, ale u mnie jeszcze żaden balsam tyle nie wytrzymał;)
Podsumowując w moim przypadku naturalne niestety nie zawsze oznacza lepsze.
Sięgacie
po naturalne pomadki do ust? Jakie macie o nich zdanie?