niedziela, 28 marca 2021

Is Clinical Cooper Firming Mist - odświeżająca mgiełka do twarzy!

Mam taką dziwną przypadłość, że jak coś mi się podoba to często kupuję to komuś innemu:) Czasem mi to wystarcza, ale bywa, że jednak też muszę to mieć;) I tak było w przypadku Is Clinical Cooper Firming Mist, czyli odświeżającej, lekkiej mgiełki do twarzy.

Is Clinical Cooper Firming Mist blog

Is Clinical Cooper Firming Mist

Mgiełka przeznaczona jest do każdego rodzaju cery, również odwodnionej, z oznakami starzenia i po oparzeniach słonecznych wywołujących rumień.

Wśród składników aktywnych znajduje się:

💙Miedź PCA

💙Resweratrol

💙Wyciąg z nasion Cola Nitida

💙Wyciąg z Cupana Paullinia

💙Wyciąg z liści Ilex Paraguariensi

💙Biopeptyd Cu

Is Clinical Cooper Firming Mist recenzja

Mgiełka do twarzy Is Clinical opakowana została w bardzo ładny, błyszczący kartonik, który od razu połechtał me serce;) Sam produkt umieszczony został w pięknej niebieskiej butelce wykonanej z plastiku. Co ciekawe, całość skutecznie chronią dwie nakrętki. Z takim rozwiązaniem nie spotkałam się przy żadnym innym produkcie tego typu. Pojemność to 75ml, które należy zużyć w ciągu 9 miesięcy od otwarcia. Moja sztuka posiadała sprawnie działający atomizer, który nie wydawał z siebie może tak drobniutkiej mgiełki jak produkty koreańskie, ale zdecydowanie nie chlapał gdzie popadnie. Choć część dziewczyn na Instagramie donosiło mi, że zdarzały im się atomizery, które serwowały bardziej orzeźwiający prysznic niż mgiełkę. Możliwe więc, że były jakieś wadliwe partie. Ciężko mi to ocenić;)

Is Clinical mgiełka blog

Cooper Firming Mist zawiera bogactwo cennych dla skóry składników aktywnych, które wspomagają również działanie przeciwstarzeniowe i doskonale przygotowują ją na dalsze kroki w pielęgnacji. Mgiełka jest na tyle uniwersalna, że może być także stosowana w miejsce esencji albo toniku. To produkt idealny do stosowania nie tylko latem, ale i przez cały rok, ponieważ doskonale koi, regeneruje, odświeża i uzupełnia poziom nawilżenia skóry w ciągu dnia. Można po nią sięgać w każdej sytuacji, a jej subtelny i ulotny zapach uprzyjemnia aplikację i nie wywołuje u mnie bólów głowy, do których niestety mam skłonności. I choć to już kolejny produkt Is Clinical, o którym piszę na blogu, to właśnie on był tym pierwszym:) A pozytywne wrażenia zachęciły mnie do dalszego poznawania marki i tym sposobem w ciągu roku wypróbowałam ich już kilka:) Jeszcze żaden mnie nie zawiódł, więc polecam spojrzeć w kierunku kosmetyków Is Clinical.

Is Clinical mgiełka opinie

Miałaś okazję używać mgiełki do twarzy Is Clinical albo innych produktów marki?

Czytaj dalej »

środa, 24 marca 2021

Germaine de Capuccini Night High Recovery Cream - regenerujący krem na noc – hiszpańska pielęgnacja z Topestetic!

Germaine de Capuccini to dla mnie nie pierwszyzna, gdyż miałam już do czynienia z tą hiszpańską marką w zeszłym roku. Całkiem dobrze wspominałam pierwsze spotkanie z tymi kosmetykami, więc kilka miesięcy później pokusiłam się o wypróbowanie kolejnego produktu do pielęgnacji twarzy. Tym razem na Topestetic moją uwagę zwrócił regenerujący krem na noc Germaine de Capuccini Night High Recovery Cream, ponieważ w sezonie jesienno-zimowym tego typu produkty były u mnie szczególnie mile widziane. Czy i tym razem krem sprostał moim oczekiwaniom?

Germaine de Capuccini Night High Recovery Cream

Krem w swoim składzie zawiera nagradzany kompleks cynkowo-glicynowy, dzięki któremu skóra odzyskuje zdrowy wygląd podczas snu. Produkt posiada działanie odmładzające, rewitalizujące oraz naprawcze. Za sprawą zawartego w nim kompleksu RC-Advanced krem chroni komórki skóry. Zaś ekstrakt z algi Euglena gracilis wspomaga efekt odnowy skóry w trakcie snu. Dedykowany jest zwłaszcza cerze suchej, dojrzałej i potrzebującej odżywienia.

Regenerujący krem na noc Germaine de Capuccini Night High Recovery Cream otrzymujemy w dość ciężkim, eleganckim, ciemnym słoiczku o pojemności 50ml. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się fabryczne zabezpieczenie folią. Produkt należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. 

Sam krem posiada białą barwę i dość bogatą, ale aksamitną konsystencję. W moim odczuciu, z perspektywy cery mieszanej owa formuła nie jest ciężka w kontakcie ze skórą. Przyjemnie się rozprowadza i sprawnie się wchłania, nie pozostawiając po sobie ani tłustej ani błyszczącej powłoki. Po nałożeniu twarz ma naturalne, pół-satynowe wykończenie. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że mimo dość treściwej konsystencji krem dobrze współpracuje z moją skórą i jej nie obciąża. 

Lekko obawiałam się jego zapachu. Zwłaszcza po tym jak przeczytałam jedną z opinii na Topestetic, wskazującą na to, że krem posiada zbyt intensywny, perfumowany zapach, który może przeszkadzać. Druga rzecz, że mój poprzedni krem z Gemaine de Cappucni miał bardzo świeżą, ale jak dla mnie zbyt długotrwałą woń. Jednak prawdę powiedziawszy intuicja podpowiadała mi, że z tym zapachem się dogadam;) Całe szczęście intuicja mnie nie zawiodła. Aromat kremu rzeczywiście przypomina perfumy. Choć nie przychodzi mi na myśl nic konkretnego. Najważniejsze jednak jest to, że z mojej skóry zapach ten szybko znika. Wyczuwam go max. kilka minut. Zaraz po nałożeniu Night High Recovery Cream cera zyskuje przyjemną miękkość i gładkość. Muszę jednak przyznać, że po pierwszych nocach z tym kremem nie zanosiło się na hit. Nawet tak się złożyło, że rano już po pierwszym zastosowaniu na mojej twarzy pojawiły się suche skórki. Cera zdecydowanie wymagała regeneracji. W miarę upływu czasu i regularnego stosowania, sytuacja uległa jednak poprawie. Skóra twarzy stała się wygładzona i odżywiona. Wszelkie suche skórki zniknęły, a ubytki nawilżenia zostały uzupełnione w połączeniu z serum. Zauważyłam też, że skóra jest nieco bardziej jędrna i elastyczna. Krem nie spowodował u mnie żadnych nieprzyjemnych niespodzianek w postaci wysypu lub podrażnień. 

Kosmetyki Germaine de Cappucini znajdziesz na Topestetic. Marka nie jest jeszcze zbyt powszechna w Polsce. Także gdybyś miała wątpliwości, który produkt będzie dla Ciebie najbardziej odpowiedni to bez obaw możesz skorzystać z bezpłatnej porady kosmetologa na stronie sklepu. Kosmetolog zbierze wywiad i podpowie strategię działania:) Wiem, że sporo osób z tego korzysta oraz ceni sobie tą możliwość.

Stosowałaś już może Night High Recovery Cream lub inne kosmetyki Germaine de Cappucini?

Czytaj dalej »

sobota, 20 marca 2021

Olivia Garden Finger Brush Combo Medium Pastel Blue – czy warto kupić słynną szczotkę do włosów?

To już nie pierwszy wpis dotyczący szczotki do włosów, który pojawia się na łamach mojego bloga:) Prawda jest taka, że po prostu… lubię się czesać! Zawsze lubiłam:) W liceum np. notorycznie się spóźniałam. Mimo, że miałam naprawdę blisko;) Po pierwsze, dlatego, że koleżanka przychodziła po mnie 3 minuty przed dzwonkiem i jeszcze wjeżdżała na górę, a po drugie przed wyjściem musiałam się jeszcze raz jak ja to mówię - „czesnąć” na drogę. Nie ma zmiłuj! Mania czesania pozostała mi do dziś, a nawet lekko ewoluowała, bo teraz nie mam już tylko jednej szczotki, a kilka;) W pielęgnacji nie lubię mieć otwartych zbyt wielu produktów. Najczęściej jest to krem na dzień, krem na noc, serum etc. Z reguły po jednej, góra dwie sztuki z danej kategorii. Dla odmiany w przypadku szczotek do włosów lubię mieć wybór. Co jakiś czas skuszę się na nowy egzemplarz:) Jeszcze przed jesienią zdecydowałam się na szczotkę do włosów Olivia Garden Finger Brush Combo Medium, która jest chyba najpopularniejszym modelem tej marki. Skusiłam się na tą z kolekcji pastelowej i postawiłam oczywiście na wersję niebieską - Pastel Blue. I to akurat na pewno nikogo nie zdziwi;) Jeśli chodzi o szczotki Olivia Garden to wcześniej moje szeregi zasilała już Supreme Combo Ceramic + Ion, więc byłam dobrej myśli, co do kolejnego nabytku;) Jak coś się sprawdzi to zawsze potem masz większe zaufanie do marki, czyż nie?;)

Olivia Garden Finger Brush Combo Medium Pastel Blue

Olivia Garden Finger Brush Combo Medium

Innowacyjna szczotka do włosów Olivia Garden delikatnie rozdziela pasma, jednocześnie chroniąc je przed uszkodzeniami, łamaniem i szarpaniem. Dodatkowo szczotka zapobiega puszeniu i elektryzowaniu się włosów. Jest odpowiednia do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Dokładnie rozczesuje zarówno krótkie jak i długie włosy. Szczotka posiada szeroki rozstaw zębów oraz unikalną budowę, co sprawia, że doskonale pielęgnuje nawet oporne na rozczesywanie włosy. Ceramiczne zaokrąglone końce masują skórę głowy, pobudzając krążenie. Natomiast delikatne włosie z dzika rozdziela pasma włosów w sposób delikatny i nie narażający ich na uszkodzenia.

Szczotka do włosów Olivia Garden Finger Brush Combo Medium z tego co pamiętam opakowana była jedynie w folijkę plus miała doczepione metki. Nie ma, więc co się rozwodzić nad pięknem opakowania;) Sama szczotka prezentuje się zaś całkiem zacnie. Kolekcja pastelowa zawiera 3 kolory – róż, zieleń i widoczny na zdjęciach niebieski. Naprawdę przyjemny dla oka błękitny odcień;) Miło gdy szczotka jest ładna, bo zawsze przyjemniej się czesze:D Ale równie dobrze można kupić tą z podstawowej kolekcji. Co pewnie będzie dla niektórych bardziej praktycznym wyborem. Sama szczotka jest porządnie wykonana. Choć słabym punktem okazała się „obrączka” umieszczona na końcu rączki. Już tego samego dnia, kiedy dotarła do mnie szczotka, udało mi się tą końcówkę ułamać;) Na zakończeniu rączki ukryty został wysuwany szpikulec, który można wykorzystać np. do zrobienia przedziałka. Pociągnęłam więc za końcówkę i połowa obręczy została mi w dłoni;) No cóż, mam ręce, które kaleczą;) Od razu doszłam do wniosku, że może zaszła jakaś pomyłka w opisie producenta i w tym modelu nie ma żadnego szpikulca;) Stwierdziłam, że i tak nie jest mi on do niczego potrzebny, więc mało ważne. Dopiero teraz pisząc ten tekst, wstałam od biurka i dla pewności pociągnęłam za końcówkę raz jeszcze... Wtedy moim oczom ukazał się szpikululec. Także kurtyna:D 

Olivia Garden Finger Brush Combo Medium

W kwestii działania szczotka Olivia Garden Finger Brush spełniła moje oczekiwania. Czesanie nią to przyjemność. Jest delikatna dla skóry głowy, a jednocześnie bardzo dobrze rozczesuje zarówno suche jak i mokre włosy. Nie ciągnie i nie szarpie moich długich włosów. Włosy się po niej nie elektryzują, nie łamią i nie wypadają nadmiernie. Myślę, że byłaby dobrym wyborem również dla dzieci, które stronią od czesania;) Minusem jest to, że szczotka szybko się zanieczyszcza. Nawet, jeśli leży w szufladzie. Łatwo przylega do niej kurz i inne zanieczyszczenia. Warto, więc wyposażyć się w popularny, specjalny przyrząd do czyszczenia szczotek i oczywiście pamiętać żeby myć ją regularnie. Po myciu nic złego się nie dzieje. Mam tą szczotkę od września i nadal jest w dobrym stanie. Jak najbardziej warto w nią zainwestować.

Olivia Garden Finger Brush Combo Medium blog

Jakich szczotek używasz? Miałaś szczotkę Olivia Garden Finger Brush?

Czytaj dalej »

wtorek, 16 marca 2021

Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque – maseczka do twarzy zapewniająca arktyczne doznania!

Zawsze stroniłam od kosmetyków zapewniających efekty termiczne. Zwłaszcza takich, od których „wiało chłodem”, ponieważ jestem osobą ciepłolubną:) Intensywnie rozgrzewające właściwie też potrafiły doprowadzić mnie do wścieklizny, czyli do poddania się i zmycia ich z siebie:D Dla mroźnej maseczki do twarzy Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque zrobiłam jednak wyjątek. Tym bardziej, że wcześniej o dziwo niesamowicie spodobał mi się ich preparat głęboko oczyszczający, który dodatkowo posiada lekkie właściwości rozgrzewające. Mowa oczywiście o Is Clinical Warming Honey Cleanser i tutaj odsyłam do recenzji:) Nie wspominając już o tym, że marka Is Clinical do tej pory nigdy mnie nie zawiodła. Dlatego grzechem byłoby nie spróbować także maseczki. Nawet, jeśli jest chłodząca:)

 

Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque - profesjonalna maska żelowa do użytku domowego

 

Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque opinie

Jest to lekka maska do twarzy o konsystencji żelu, która powstała z myślą o osobach potrzebujących silnego odżywienia, wzmocnienia, nawilżenia i ukojenia skóry. To produkt idealny do wykorzystania podczas domowego SPA. Maska w swoim składzie zawiera silne przeciwutleniacze pochodzenia roślinnego, czyli np. resweratrol, aloes, rozmaryn, wyciąg z zielonej herbaty, lukrecję, azjatykozyd czy też wyciąg z nasion winogrona.

Is Clinical maska chłodząca

Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque opakowana została w naprawdę duży, bo aż 120g słoiczek w moim ulubionym kolorze:) Bardzo lubię design kosmetyków Is Clinical, są totalnie w moim guście:) Maskę zaleca się zużyć w ciągu 9 miesięcy od otwarcia. Maseczka posiada żelową konsystencję, która bardzo sprawnie się rozprowadza nawet pod prysznicem. Jej zapach jest cytrusowy, ale nie jest to taka typowa, naturalna cytrynka. Bardziej coś w kierunku galaretki cytrynowej. Jest on dość ulotny, wyczuwalny jedynie podczas rozprowadzania po skórze.

Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque konsystencja

Chłodząca maska do twarzy Is Clinical to nie przelewki:) Kiedy w styczniu nałożyłam ją po raz pierwszy, miałam wątpliwości czy to wytrzymam. Wymroziła mnie za wszystkie czasy! Śmiałam się wtedy, że szczególnie modne w tym roku morsowanie, po zastosowaniu tej maski mogę uznać za zaliczone:D Nazwa jest naprawdę idealna, gdyż maska zapewnia prawdziwie arktyczne doznania:) Bezpośrednio po nałożeniu mam odczucie jakby mroźna świeżość tej maski oddziaływała wręcz na moje drogi oddechowe. Trochę jak po wzięciu do ust intensywnie miętowej pastylki. Bardzo nietypowe uczucie i tutaj miałam taką refleksję, że np. moja mama, która zmaga się z astmą, mogłaby po nałożeniu tej maski zareagować mocnym kaszlem. Także np. przy schorzeniach dróg oddechowych zastanawiałabym się czy sięgnięcie po nią będzie dobrym wyborem. Na pewno trzeba pilnować żeby nie zaaplikować maski zbyt blisko okolic oczu. Ja zawsze zachowuję „bezpieczną odległość”, ale mimo tego zaraz po aplikacji odruchowo mrużę oczy. Dodam też, że po nałożeniu odczuwalne jest też mrowienie skóry, ale to uczcie szybko przemija. Co ciekawe, mimo mini szoku termicznego nie poddałam się i nie pożałowałam, ponieważ efekt mnie zauroczył! Po zmyciu twarz była tak gładka, że nie mogłam przestać jej dotykać:) Od tej pory sięgam po nią regularnie. Po zastosowaniu twarz jest cudownie gładka, nawilżona i odżywiona. A do tego świeża i taka rześka, bo warto wspomnieć, że uczucie chłodu utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas po zmyciu. Kiedy po użyciu osuszam twarz ręcznikiem, mam takie wrażenie jakbym przykładała do niej zimny materiał:D Bardzo lubię ją stosować również po peelingu kwasowym, ponieważ skóra potrzebuje wtedy dodatkowej dawki pielęgnacji. Maskę wystarczy pozostawić na skórze na 5-10 minut lub nałożyć cienką warstwę na całą noc. Ale przyznam, że korzystam z tego pierwszego sposobu.W miarę stosowania zauważyłam też, że po zastosowaniu cienkiej warstwy odczucie chłodzenia jest mniej intensywne.

zabieg rozgrzewająco-chłodzący Warm Up, Cool Down

Gdy jeszcze miałam Warm Honey Cleanser, robiłam sobie domowe SPA, czyli zabieg rozgrzewająco-chłodzący Warm Up, Cool Down. Polega on na tym, że najpierw stosuje się głęboko oczyszczający i jednocześnie chroniący barierę hydrolipidową preparat Warm Honey Cleanser, który posiada odprężający, miodowy zapach i niespotykaną, wyjątkowo komfortową formułę. Podczas masażu stopniowo narasta uczucie rozgrzewania, ale nie jest ono intensywne. Dla lepszych efektów można pozostawić go na twarzy na kilka minut. Ja zazwyczaj stosowałam go podczas ciepłej kąpieli, zapewniając sobie jeszcze większy relaks:) Po zmyciu „miodku” do gry wkraczała bohaterka dzisiejszego wpisu, czyli Hydra-Intensive Cooling Masque. Przyznam, że uwielbiałam to połączenie:) Oczywiście nie trzeba koniecznie mieć miodowego cleanser’a żeby być zadowolonym z maseczki, ale należy pamiętać żeby dobrze oczyścić skórę przed użyciem. Tak by cera mogła w pełni skorzystać z jej dobrodziejstw:)

Co sądzisz o kosmetykach, które nie tylko pielęgnują, ale także serwują „efekt termiczny” w postaci chłodzenia lub rozgrzewania? Zdarza Ci się sięgać po takie? Znasz już kosmoceutyki Is Clinical?

Czytaj dalej »

piątek, 12 marca 2021

Bielenda Professional Acid Booster żelowy peeling z kwasami AHA i PHA 9% - drogeryjny hit?

Bielenda Professional Acid Booster żelowy peeling z kwasami AHA i PHA 9% to produkt w przypadku, którego 11 razy się zastanowiłam, zanim po raz pierwszy go użyłam:) Moja cera jest raczej delikatna i nie wszystko jej służy. Dlatego starannie dobieram kosmetyki i nie szaleję zbyt mocno ze złuszczaniem twarzy. Tym bardziej, że w tym roku po raz pierwszy sięgnęłam po retinol. Zatem musiałam przede wszystkim bardzo dbać o nawilżenie i regenerację skóry. Ciekawość jednak zwyciężyła, więc gdy już moja twarz oswoiła się z retinolem, wprowadziłam do swojej pielęgnacji dodatkowo peeling kwasowy.

Bielenda Professional Acid Booster żelowy peeling z kwasami AHA i PHA 9% blog

Peeling Acid Booster zawiera kompleks kwasów AHA (glikolowego, migdałowego, mlekowego) oraz kwas laktobionowy PHA. Można go stosować na twarz, szyję i dekolt, z pominięciem okolic oczu. Wystarczy zaaplikować go na oczyszczoną skórę na 10 minut, raz na 7-10 dni.

Peeling został zapakowany w kartonik, na którym znajdują się wszystkie istotne informacje wraz ze składem. Sam produkt został umieszczony w typowej dla marki Bielenda Professional plastikowej butelce, wyposażonej w wygodną pompkę. Pojemność produktu to 50ml, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. W moim odczuciu peeling jest wydajny, więc zrobiłam również próbkę koleżance.

Produkt ma postać bezbarwnego żelu, który bardzo sprawnie się rozprowadza. Po nałożeniu zastyga, zostawiając po sobie błyszczącą warstwę, która łatwo się zmywa. Po aplikacji może piec, ale szczęśliwie nigdy tego nie doświadczyłam:) Zapach jest delikatny i wyczuwalny tylko podczas rozprowadzania. Mnie akurat przypomina mokrą ścierkę;) Ale nie sugeruj się tym mocno, bo jak wiesz mój nos jest bardzo czuły i nierzadko dość nietypowo odbiera zapachy;) Po zmyciu moja cera nie jest zaczerwieniona ani podrażniona. Bez obaw, skóra nie schodzi płatami! Wymaga jednak nawilżenia. Dlatego po użyciu stosuję maseczkę albo od razu nakładam wieczorną pielęgnację. Nie jest to jednak żaden problem, ponieważ zawsze, po użyciu jakiegokolwiek peelingu do twarzy nakładam coś jeszcze.

Bielenda Professional Acid Booster żelowy peeling z kwasami AHA i PHA 9% recenzja

Efekty stosowania żelowego peelingu to odświeżona, wygładzona oraz bardzo przyjemna w dotyku cera, która dodatkowo jest rozświetlona i jaśniejsza:) Pełen pakiet korzyści:) Dodatkowo jestem szczególnie miło zaskoczona brakiem działań niepożądanych, takich jak zaczerwienienie czy podrażnienie. Jak już wspominałam, producent poleca go aplikować na 10 minut raz na 7-10 dni i początkowo myślałam, że przy mojej skórze będę stosować rzadziej, czyli np. raz albo dwa razy w miesiącu. A okazuje się, że mogę po niego sięgać bez przeszkód raz w tygodniu:) Nic złego się nie dzieje.

Podobno biorąc pod uwagę rezultaty, z powodzeniem może zastąpić „krwawy peeling” The Ordinary. Ale akurat nie mam porównania, bo jakoś nigdy mnie nie przekonywał do zakupu. Bałam się, że będzie dla mnie zbyt mocny. Poza tym obecnie z powodu marnej dostępności, jego zdobycie graniczy z cudem. Dlatego jeśli szukasz peelingu kwasowego to na pewno warto postawić na polską alternatywę:)

Kosmetyki Bielenda Professional z linii Acid Booster znajdziesz wyłącznie w drogeriach Rossmann. Ich ceny są przystępne, a dodatkowo zawsze warto polować na promocje:)

Jestem ciekawa czy miałaś już okazję poznać Booster żelowy peeling z kwasami AHA i PHA 9% albo inne kosmetyki Bielenda Professional z tych, które dostępne są w Rossmannie? Sięgasz po peelingi kwasowe czy preferujesz inne formy złuszczania martwego naskórka?;)

Czytaj dalej »

poniedziałek, 8 marca 2021

Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum – odżywcze serum do włosów na noc!

W pielęgnacji włosów najczęściej stawiam na produkty, które zapewniają szybkie i satysfakcjonujące efekty. A tego najprędzej można oczekiwać po markach profesjonalnych. Takich, które można spotkać na półkach dobrych salonów fryzjerskich lub w sklepach online zaopatrzonych w bardzo różnorodny asortyment. Moim małym konikiem jest m.in. Kerastase. Większość produktów tej marki świetnie się u mnie sprawdza, więc z chęcią sięgam po nowości:) Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum zostało, co prawda wypuszczone już jakiś czas temu, ale do mnie trafiło w ramach wymarzonego prezentu gwiazdkowego jeszcze w listopadzie ubiegłego roku. Produkt sam w sobie od dawna mnie intrygował, więc od razu wzięłam się za stosowanie;) Dodatkowo w moim zestawie prezentowym był jeszcze olejek, o którym pisałam kilka lat temu.

Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum recenzja

Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum

Serum wchodzi w skład serii Nutritive, która dedykowana jest włosom suchym. Ma ono za zadanie głęboko regenerować i odżywiać włosy, podczas gdy śpimy. Łączy ono w sobie odżywczą moc maski oraz przyjemność stosowania za sprawą tego, że jest to produkt bez spłukiwania. Do składników aktywnych należy kompleks pięciu witamin, który pozwala na stopniowe przenikanie składników odżywczych, a także domknięcie łusek włosa. Z kolei wyciąg z korzenia irysa uzupełnia stracone za dnia składniki odżywcze, tworzy barierę ochronną na powierzchni włosów oraz zapewnia im odżywienie. Zawarta w serum witamina B5 utrzymuje optymalny poziom nawilżenia włosa, głęboko odżywia, przyspiesza regenerację oraz opóźnia procesy starzenia się włosów.

Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum opakowane zostało w bardzo ładną butelkę stylizowaną na ombre. Ewidentnie w moim stylu. Samo opakowanie jest szklane i dość ciężkie. Jego pojemność to 90ml, PAO to z kolei 12 miesięcy. Elegancka butelka została wyposażona w sprawnie działającą pompkę, która precyzyjnie dozuje produkt i nie strzela na boki;) Jak większość kosmetyków Kerastase, serum jest bardzo wydajne. Na jedno użycie wystarczą 1-2 pompki produktu. Wydajność rekompensuje więc jego cenę.

Odżywcze serum do włosów na noc marki Kerastase posiada formułę lekkiego kremu. Może nawet krem-żelu. Bardzo rzadko sięgam po takie konsystencje kosmetyków bez spłukiwania, ale tym razem nie mogłam się oprzeć. Zapach serum jest luksusowy i jednocześnie fryzjerski. Pachnie bosko, ale ciężko mi go zestawić z czymś konkretnym:) Jednocześnie jego woń nie jest długo wyczuwalna. Gdy stosowałam go w połączeniu z kosmetykami Kerastase Genesis to właśnie ich woń „przebijała” się nawet przez serum. 

Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum blog

Jak stosować nocne serum do włosów Kerastase z linii Nutritive? Bardzo prosto! Wystarczy nałożyć 1-2 pompki serum przed snem. Można je aplikować na suche lub jeszcze lekko wilgotne po umyciu włosy. Ja najczęściej stosuję na umyte i osuszone ręcznikiem włosy, od linii ucha aż po końce. Jeśli pasma wymagają wysuszenia lub ułożenia to serum zdecydowanie ułatwia stylizację. Łatwiej wtedy ujarzmić niesforne włosy;) Dobra wiadomość jest taka, że serum nie wymaga spłukiwania, więc rano nie trzeba się niczym martwić;) Staram się je stosować po każdym myciu, czyli z reguły, co drugi dzień. Nie zauważyłam żeby serum obciążało włosy. Niekiedy wręcz miałam wrażenie, że pozostają dłużej świeże. Błyskawicznie się wchłania. Rano włosy dobrze się rozczesują, są miękkie i gładkie oraz zdecydowanie lepiej nawilżone. Zwłaszcza końcówki. Bardzo polubiłam to nocne serum do włosów!:)

Miałaś już okazję poznać Kerastase Nutritive 8H Magic Night Serum lub inne kosmetyki z linii Nutritive? Stosujesz takie produkty do włosów bez spłukiwania?

Czytaj dalej »

czwartek, 4 marca 2021

Styczniowo-lutowe nowości kosmetyczne!

Przez pierwsze dwa miesiące 2021 co prawda nic nie kupiłam, ale mimo wszystko mam do pokazania kilka styczniowo-lutowych nowości kosmetycznych:) Trochę się rozpisałam, więc nie przedłużając - zapraszam do oglądania i poczytania:)

 

When maski w płachcie recenzja

Zacznę od maseczek w płachcie marki When. Do ich wyprodukowania wykorzystano ekologiczną oraz biodegradowalną kokosową biocelulozę i ultra-miękką bawełnę. Ciekawostką jest to, że arkusz biocelulozowy może pomieścić 100 razy więcej płynu niż sam waży. A zatem jest to 10 razy więcej niż w przypadku zwykłych tkanin. W styczniu wypróbowałam 3 rodzaje masek When.

When Travelmate - biocelulozowa naprawczo-regenerująca maska w płachcie nasączona została intensywnie nawilżającym serum z wodą rumiankową, ekstraktami z arniki, krwawnika i piołunu. Jest ona polecana w okresie wakacyjnym w ramach pielęgnacji po ekspozycji na słońce, wiatr i klimatyzację. Ja jednak sięgnęłam po nią nazajutrz po nocy z retinolem. Ładnie ukoiła i nawilżyła twarz:)

When Present Perfect - liftingująca maska polecana do cery dojrzałej, o działaniu ujędrniającym i antyoksydacyjnym. W składzie znajduje się adenozyna, hydrolizowany kolagen oraz ekstrakt z mango i zielonej herbaty. Poszła u mnie na pierwszy ogień i również zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Po użyciu cera była miękka, gładka, dobrze nawilżona, odświeżona i rozświetlona. Taki wręcz efekt bankietowy, ale przecież w domu też można wyglądać ładnie;)

When Youth Recharger for Neck - maska na szyję z koloidalną platyną, ekstraktem perłowym i enzymatycznym kolagenem. To była dla mnie totalna nowość, gdyż nigdy wcześniej nie miałam maseczki w płachcie do stosowania na szyję;) Budziła, więc we mnie mieszane uczucia przed użyciem. Obawiałam się, że wszystko będzie ociekało esencją i trochę nie wiedziałam jak się do niej zabrać;) Ale była całkiem ładnie dopasowana (płachty do twarzy są dla mnie np. zawsze za duże, bo mam drobną twarz). Materiał bardzo przyjemny, esencji w sam raz, więc nic się nie wylewało poza maskę. Lekko się zsuwała jedynie przy pochylaniu głowy. Szyja była po niej bardzo przyjemna. Taka gładka i elastyczna w dotyku oraz ładnie nawilżona.

Dużą zaletą tych masek są ultra-delikatne zapachy oraz to, że nie pozostawiają lepkiej warstwy. Po każdej wklepałam już tylko odrobinę kremu do twarzy. Skóra ładnie go przyjęła (po niektórych maskach krem mi się roluje) i efekt pielęgnacyjny był naprawdę dogłębny:) Muszę się także zgodzić z tym, że tkaniny są miękkie i przyjemne w dotyku. Maski When dostępne są w Hebe.

Pozostając w temacie kosmetyków koreańskich, można powiedzieć, że ponownie skusiłam się na dwa produkty Dr. Jart+ z linii Ceramidin, czyli Dr. Jart+ Ceramidin Liquid oraz Dr. Jart+ Ceramidin Liquid. Wszak miałam już okazję poznać je wcześniej na podstawie miniaturek. I mimo, że ich zapach nie należy do moich ulubionych to nie można im odmówić skutecznego działania w zakresie wspomagania odbudowy bariery hydrolipidowej, co jest szczególnie przydatne podczas stosowania retinoidów i kwasów. Płatki pod oczy Shangpree możesz kojarzyć zarówno z mojego Instagrama, jak i z wpisu z najlepszymi kosmetykami 2020 roku. Tym razem skusiłam się na wersję zieloną, czyli Shangpree Marine Energy Eye Mask, którą również miałam okazję poznać już wcześniej za sprawą pojedynczych opakowań:) 

Zobacz wpisy: 

Dr. Jart+ Ceramidin

Shangpree Marine Energy Eye Mask

Sensum Mare Algomask

Długo nęciła mnie marka Sensum Mare, ale dostałam cynk, że niektóre ich kosmetyki mają intensywne zapachy. A za tym nie przepadam;) Wstrzymałam się, więc z wypróbowaniem kilku produktów na raz i całkiem zachowawczo postawiłam na całonocną maskę do twarzy Sensum Mare Algomask. To był dobry wybór, ponieważ w przypadku jej zapachu intuicja mnie nie zawiodła:) Dlatego mogłam się cieszyć zarówno delikatną, relaksującą wonią, jak i satysfakcjonującym działaniem w zakresie pielęgnacji twarzy:) Uroczy łabędź w koronie, który spoczywa obok zacnej maseczki to oczywiście mini tusz do rzęs Too Faced Better Than Sex. Dostałam go od Anetki na dobry początek roku:D Wszak przyszedł do mnie wraz z moim ulubionym kalendarzem na biurko, który u mnie był niedostępny. A koleżanka ma akurat talent do zdobywania tego, co nieosiągalne:D 

Po latach ponownie spotkałam się też z pudełkiem Birthday Box Premium, którego zawartość była bardzo różnorodna. Od akcesoriów i gadżetów, po kosmetyki:) Jak już ustaliliśmy, świętować można cały rok. Nawet gdy do urodzin daleko:D

Hydropeptide maski

Skoro już mowa o prezentach to tak, tak… Także w styczniu do mojej windy (gdzie kurier ma zwyczaj zostawiać paczki), przykicał zajączek z wielkanocnym prezentem od Interendo;) Miały być dwie maseczki, ale niesforny zwierzak przytargał sztuk 5. Cóż, od przybytku masek głowa nie boli:D Owe maseczki to 4 warianty z HydroPeptide, które mocno mnie intrygowały:) Idąc od góry – Balancing Mask, Rejuvenating Mask, Radiance Mask i Miracle Mask. Są na tyle fajnie pomyślane, że można sobie z nimi zrobić multimasking;) Ucieszyła mnie też potężna maseczka Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque, ponieważ to zdecydowanie marka, która w zeszłym roku zawróciła mi w głowie:) Jest to profesjonalna żelowa maseczka do użytku domowego, która ma za zadanie odżywiać, koić oraz intensywnie nawilżać skórę. Można ją stosować zarówno, jako maskę zmywalną jak i całonocną. Był też koreański rodzynek pod postacią Cell Fusion C Moisture Gel Oint, czyli nawilżającego żelu do twarzy, który ma przywrócić równowagę cery tłustej. 

Nie wiem czy słyszałaś już o Nuxe Super Serum [10]? Jeśli nie to spieszę z wyjaśnieniem, że jest to nowy, uniwersalny koncentrat przeciwstarzeniowy, który został stworzony przy wykorzystaniu rewolucyjnej "zielonej technologii". Jest to całkowicie naturalny proces, który eliminuje konieczność użycia silikonów. Mikrokapsułki z olejami roślinnymi zostały zawieszone na bazie naturalnego kwasu hialuronowego. Formuła Super Serum [10] zawiera starannie wyselekcjonowane składniki pochodzenia naturalnego. Dodatkowo jego zapach został zamknięty w samym sercu mikrokapsułek, dzięki czemu zyskuje na intensywności w kontakcie ze skórą. Nutę głowy stanowią zielone liście galbanowca i mięty. Następnie do głosu dochodzą nuty serca, czyli limonka, róża i fiołek. Nuta bazy to otulający sok roślinny i piżmo. Dzięki serum, skóra ma funkcjonować jak o 10 lat młodsza, co brzmi oczywiście najbardziej intrygująco;)
 

Moon Mood to marka zatrzymania i refleksji:) Idea Moon Mood powstała przy blasku księżyca na plaży w Międzyzdrojach;) To marka stworzona przez kobiety, która zachęca żeby każdego dnia znaleźć czas na bycie tu i teraz oraz docenić ten moment tylko dla siebie. Kiedyś bym z tego kpiła, ale jeszcze na długo przed pandemią dostrzegłam, że potrzebuję bardzo dużo przestrzeni życiowej i czasu, kiedy nie ma mnie dla nikogo;)

Dla mnie mimo pandemii dni mijają jak szalone, ale zawsze znajdę chwilę na wieczorną pielęgnację ciała, w której ostatnio towarzyszyły mi kosmetyki Moon Mood. Produkty mają przyjemne, łatwo rozprowadzające się formuły. Wszystkie łączy zapach, który jest świeży, elegancki i w moim odczuciu trochę mydlany. Ale to takie luksusowe mydełko:D Woń jest czysta i relaksująca. Każdy produkt pachnie nieco inaczej, ale łączy je jedna nuta. Całość dobrze się uzupełnia. Dawno nie spotkałam się z takim zapachem i gdybym powąchała w sklepie to pewnie odłożyłabym na półkę, kwitując, że to nie moje klimaty. Ale używając Moon Mood poczułam się tak „na bogato”;) Mają w sobie jakiś magnetyzm;) Peeling do ciała ma złotą barwę i formułę cukrowej pasty, która jest zwarta i się nie kruszy. Złuszcza skutecznie, ale bez podrażnień. Dobrze odżywia skórę i pozostawia na niej pojedyncze drobinki złota oraz warstewkę ochronną. Kremowa konsystencja żelu pod prysznic była dla mnie miłą odmianą. Przyjemnie się rozprowadza, nie wysusza skóry, a nawet wspomaga jej nawilżenie. Balsam do ciała ma lekką, łatwo wchłaniającą się formułę, ale solidnie nawilża moją suchą skórę. Ja mam osobiste kryterium zwane „efektem zjeżdżalni”. Co znaczy tyle, że po dobrej pielęgnacji zwłaszcza pośladki mają być tak gładkie, że można się na nich ślizgać. Musiałam to w końcu wyznać (test zaliczony:D). Cały zestaw jest idealny na prezent i ja na pewno taki upominek komuś sprawię:)

Wygładzająca maska do stóp ma fajną pojemność - 150ml, a dla mnie to istotne, bo szybko zużywam produkty do pielęgnacji ciała. Najlepiej działa po uprzednim użyciu peelingu. Ja nakładam grubszą warstwę i zakładam swoje specjalne bawełniane skarpetki;) Maska szybko się wchłania i dobrze nawilża stopy. Dodatkowo 10% zawartość mocznika ułatwia złuszczanie naskórka, dzięki czemu przy regularnym stosowaniu stopy stają się coraz gładsze.

Regenerujący krem do rąk poleciłabym bardziej osobom, które lubią kremować dłonie w ciągu dnia;) Sama zwykle smaruję tylko wieczorem, po prostu nie mam takiego nawyku. Jeśli jednak masz odwrotnie to A to ten krem błyskawicznie się wchłania, więc spokojnie nada się np. do „przerzucania” dokumentów, ponieważ ich nie utłuści. Podobnie z obsługą urządzeń. W dodatku poręczne 30ml opakowanie z wygodną pompką jest idealne do postawienia na biurku, żeby mieć je zawsze w zasięgu wzroku?? Dla mnie jednak akurat krem do rąk ma zbyt długotrwały zapach. Dlatego po zastosowaniu na noc nie mogę zasnąć;) Czuję go nawet po kilkukrotnym umyciu rąk, więc w kwestii pielęgnacji dłoni pozostaję przy moim ulubieńcu. Ale wielu długo wyczuwalny zapach kremu do rąk będzie dodatkowym atutem i elementem relaksu. Wszystko zależy od oczekiwań:) Mój nos rządzi się swoimi prawami. 

Skoro już jesteśmy przy czerni to Ruda podesłała mi dwa egzemplarze M Brush (07 i 12). Tym samym moja kolekcja liczy już 11 sztuk i do kupienia pozostało tylko kilka;) Widoczne na zdjęciu kosmetyki to zaś kontynuacja mojej przygody z Creamy w postaci Olejku do demakijażu i mycia twarzy Moringa Pure. A z nieznanych mi wcześniej marek mam Serum dla koneserów marki Asoa i Organiczny sok aloesowy MyCeutic, o których opowiem w zbiorczym wpisie:) 

W miejsce kremu na noc wskoczył u mnie Germaine de Cappucini Night High Recovery Cream, czyli regenerujący krem na noc, który w swoim składzie zawiera nagradzany kompleks cynkowo-glicynowy. Działa on naprawczo, odmładzająco i regenerująco.

Manaslu Outdoor

Poszukiwania idealnego SPF nadal w toku;) Nie da się ukryć, że to kategoria, w której mocno wydziwiam. Tym razem wypróbowałam filtry Manaslu Outdoor;) Marka oferuje dwie wersje kremów i przyznam, że obie wizualnie kojarzą mi się z kremami dla mężczyzn. Ale w rzeczywistości „nie mają płci”;)

City Outfoor SPF 30 to „krem miejski”, który nie tylko zabezpiecza przed promieniowaniem UVA i UVB, ale także działa antysmogowo, ponieważ zastosowano w nim naturalny biopolimer chroniący skórę przed wchłanianiem cząsteczek PM 2,5 oraz PM 10. W swoim składzie posiada filtry chemiczne. Krem jest w miarę lekki, sprawnie się rozprowadza i nie bieli. Jego zapach to w moim odczuciu połączenie DKNY Be Delicious i skórzanych nut;) Ładny, ale ja jestem poszukiwaczką filtrów bez zapachu;) Tutaj zapach nie jest jednak męczący. Czuję go do godziny, potem znika bezpowrotnie. Sam krem potrzebuje trochę czasu na wchłonięcie i pozostawia po sobie nieco błyszczącą warstwę. Na pewno nie jest to krem matujący. Nadaje się pod makijaż, ale twarz szybciej się wyświeca. Muszę jednak przyznać, że sam w sobie dobrze pielęgnuje. 

Extreme Outdoor SPF 50 to już cięższy kaliber. Dla mnie zbyt bogaty. Poleciłabym go osobom aktywnym, uprawiającym sporty, pracującym w trudnych warunkach lub po prostu wyjątkowo wrażliwym na słońce i jednocześnie potrzebującym silnego odżywienia. Odłożyłam go dla mojego taty, który jest akurat takim wrażliwcem. Ja karnację mam „po mamie”, a on jest zupełnie inny;) Często wraca z czerwoną skórą nawet po koszeniu trawy w lecie. Mimo stosowania najwyższego faktora;) A ja np. nie mam skłonności do poparzeń etc. Inny fototyp skóry.

I to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o nowości z dwóch miesięcy. Zapraszam też na mój Instagram.


Znasz któreś z moich styczniowo-lutowych nowości? Czy pierwsze dwa miesiące roku obfitowały u Ciebie w jakieś fajne, nowe kosmetyki?

Czytaj dalej »