czwartek, 30 stycznia 2020

Nabla Alchemy i Absinthe – swatche

Masz jakiś ulubiony cień do powiek? Taki, który byś zachowała gdybyś mogła zostawić sobie tylko jeden? Moim absolutnie ulubionym cieniem jest Nabla Absinthe! A miesiąc temu kupiłam mu do towarzystwa kultowy już cień Nabla Alchemy. Od razu wpadłam na spontaniczny pomysł wykonania swatchy. Choć niestety okazało się, że wcale nie jest to takie proste, bo naprawdę trudno oddać ich wielowymiarowość i piękno na zdjęciach! Dla mnie okazało się to być wręcz niewykonalne, ale nie zostawiam z niczym, bo wkleję linki do krótkich filmików ze swatchami. Choć i one nie potrafią oddać ich uroku w pełni:D

Nabla Alchemy i Nabla Absinthe pigmenty

Nabla Alchemy


Nabla Alchemy
Nabla Alchemy pigment blog

Pięknie błyszczy, a jego kolor jest wielowymiarowy. To cień na bazie ciepłego burgundu, który zależnie od światła mieni się na fioletowo, zielono i niebiesko;) Bardzo trudno uchwycić go na zdjęciach, ale jest przepiękny i robi niesamowitą robotę. Wystarczy użyć tego jednego cienia, a wygląda jakby się człowiek naprawdę postarał:) 
Nabla Alchemy swatch  blog

Nabla Alchemy swatche

Zobacz film ze swatchem Nabla Alchemy TUTAJ


Nabla Absinthe


Nabla Absinthe

To mój niekwestionowany ulubieniec, który zawsze robi wokół siebie szał gdy się nim umaluję:D Mam go już od dawna i praktycznie zawsze jest – wow, Ewelina… Ty to masz talent do makijażu! A ja się zaraz wewnętrznie turlam ze śmiechu, bo to tylko jeden cień… Często na szybko nałożony palcem. Bardzo ładnie zgrywa się z moim typem cery, po prostu pasuje do mnie w 100%. Jest na brązowej bazie i mieni się na szmaragdowo oraz trochę fioletowo. Mega wielowymiarowy! Niestety nie udało mi się tego miarodajnie uchwycić. Widać jestem ułomna w robieniu zdjęć swatchy:P
Nabla Absinthe blog

Jest tylko jedna rzecz, której nie rozumiem. Mój cień to ten w czarnym opakowaniu, a obok również Absinthe kupiony na prezent i nieotwierany. Ten nowy wygląda jakoś dziwnie zgniło, ale mam nadzieję, że efekt będzie taki sam, bo osobie, która go dostanie zawsze podobał się na moich powiekach… A nie chcę macać, bo przecież nie dam używanego w prezencie;) 
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe
Nabla Alchemy, Nabla Absinthe


Zobacz film ze swatchem Nabla Absinthe TUTAJ


Cienie Nabla nakładam zawsze na Nyx Glitter Primer lub bazę Smashbox i wtedy trzymają się idealnie. Można je nakładać również na inne cienie, ale u mnie one same w sobie dają taki efekt, że nie czuję takiej potrzeby. Alchemy ma według mnie nieco inną konsystencję i trochę się osypuje podczas aplikacji. Absinthe nakłada się super. Oba można nałożyć na szybko nawet palcami. Wtedy najlepiej trzymają się powieki. 


Znasz pigmenty Nabla? Lubisz gdy jeden cień zapewnia wielowymiarowy efekt?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Ile wydaje na kosmetyki blogerka kosmetyczna edycja 2019!

Rok temu podczas odpoczynku z telefonem w ręku wpadłam pomysł żeby przejrzeć zestawienia nowości na blogu i policzyć ile wynosiły moje wydatki na kosmetyki przez cały rok. Zobacz: Ile wydaje blogerka urodowa na kosmetyki rocznie. W minionym już roku stwierdziłam, że to całkiem zabawne i postanowiłam sprawdzić co wyjdzie tym razem;) Dla odmiany zmieniłam jednak metodologię i co miesiąc zapisywałam w swoim pięknym plannerze co kupiłam oraz w jakiej cenie;) Można więc powiedzieć, że tym razem do głosu doszła pedantyczna część mojej osobowości;) Zresztą nie ma co ukrywać, wiele to ułatwiło:)

Ile wydaje blogerka kosmetyczna

Tegoroczny wpis będzie krótszy, ponieważ moje podejście się nie zmieniło. Ale chętnych poznać szczegóły odsyłam do zeszłorocznego wpisu, który został podlinkowany parę zdań wyżej:) W 2019 nadal kupowałam rozsądnie. Tak żeby nie dorobić się trudnych do ogarnięcia zapasów. Czasy gdy miałam po 90 kosmetyków na zapas minęły bezpowrotnie:) Dużo też ułatwiało mi to, że często fajne kosmetyki trafiały do mnie w ramach współprac, paczek PR lub prezentów, więc wiele wydatków odpadało. Co do kosmetycznych zachcianek to na pewno nie spełniałam ich wszystkich na raz, ale też nie można powiedzieć żebym sobie czegoś szczególnie odmawiała:) Ja często lubię sobie dozować przyjemności. Dzisiaj kupię to, jutro tamto;) Moje zakupy zależą przede wszystkim od tego, co mi wpadnie w oko i czy nie będzie musiało zbyt długo czekać aż po to sięgnę:) W ubiegłym roku bawiłam się też w wishlisty, które sukcesywnie realizowałam i było to dla mnie całkiem przyjemne doświadczenie;)


Ile wydałam na kosmetyki w 2019?


Styczeń – 135zł

Luty – 225zł

Marzec – 520zł

Kwiecień – 160zł

Maj – 125zł

Czerwiec – 800zł

Lipiec – 25zł

Sierpień – 125zł

Wrzesień – 55zł

Październik – 800zł

Listopad – 325zł

Grudzień – 580zł *


Łącznie – 3875zł


*Do grudniowych wydatków doliczyłam też 3 produkty, które zamówiłam w okresie między-świątecznym, ale doszły dopiero w styczniu, więc nie było ich w nowościach. Hajs jednak został wydany w grudniu, dlatego te wydatki weszły w skład zestawienia (ach, ta moja precyzja;)). Nie da się ukryć, że ja już coś robię to bardzo dokładnie:D 


W 2019 roku wydałam więcej czy mniej w porównaniu z 2018?


W 2019 wydałam więcej;) W 2018 łączna suma moich wydatków na kosmetyki wynosiła 2440zł, czyli w 2019 wydałam o 1435zł więcej. W dodatku nie miałam ani jednego miesiąca totalnie bez zakupów (choć w niektórych sumy były bardzo minimalne;)). A rok wcześniej miałam aż 3 miesiące z bilansem 0zł:) Myślę jednak, że nie ma nic zaskakującego w wyższych wydatkach. Po pierwsze wszystko drożeje, a po drugie ewidentnie więcej wpadło mi w oko i tym samym zrealizowałam większą ilość zachcianek;) 3875zł/12 = 333zł. Jak będzie w 2020? Tego nie wiem, ponieważ tradycyjnie nie mam żadnych sztywnych założeń, ale na pewno styczeń nie będzie bezowocny, bo coś tam kupiłam;) 


Liczyłaś kiedyś ile wydajesz na kosmetyki w ciągu roku?
Czytaj dalej »

piątek, 24 stycznia 2020

Sin Skin kolekcja Honey Bee!

Tuż przed końcem roku zawitała do mnie nowa kolekcja SIN SKIN HONEY BEE! Kreatorzy SIN SKIN inspirację do stworzenia nowej kolekcji zaczerpnęli ze światowych wybiegów mody:) Zwrócono szczególną uwagę na mocny akcent w makijażu oczu za sprawą głębokiej czerni, złociście rozświetloną cerę oraz błyszczące usta:) Pszczółki pasują do nowego trendu nie tylko za sprawą złoto-czarnego ubarwienia, ale stanowią również symbol silnych i zaradnych kobiet:) Stąd też Honey Bee! Ambitna i intrygująca, ale jednocześnie słodka jak miód i urocza jak pszczółka;) Taka jest kobieta Honey Bee;) Dziś mały przegląd makijażowych nowości Sin Skin:)

Sin Skin Honey Bee kolekcja

Kolekcja HONEY BEE marki SIN SKIN na jesień/zimę 2019-2020 pojawiła się w wybranych drogeriach Rossmann już we wrześniu. Muszę jednak przyznać, że zupełnie nie miałam pojęcia o jej istnieniu:) Przez ostatnie miesiące zaglądałam głównie do osiedlowych drogerii Rossmann, w których nie jest dostępna marka Sin Skin, więc to pewnie dlatego;) Ale dzięki temu miałam przesłodką niespodziankę kiedy te produkty do mnie trafiły:)
Sin Skin Honey Bee


SIN SKIN Spiekany rozświetlacz Queen Bee (84,99zł)


SIN SKIN Spiekany rozświetlacz Queen Bee


„Spiekany rozświetlacz, który wydobywa ze skóry magnetyzujący, ciepły blask. Kremowo-pudrowa formuła sprawia, że jest aksamitny w dotyku, łatwo się rozprowadza i stopniuje. Na wiele godzin pozostawia na skórze złocistą taflę połysku”.
SIN SKIN Spiekany rozświetlacz Queen Bee blog

Moje serce jest zawsze otwarte na piękne rozświetlacze, więc każdy wyjątkowy okaz przyjmę z otwartymi ramionami:) Rozświetlacz Queen Bee od razu przyciągnął mój wzrok za sprawą niespotykanego „pszczółkowego” tłoczenia:) A takie detale to coś co błyszczące tygryski lubią najbardziej:) Rozświetlacz ma ładny złocisty, ale jednocześnie naturalny, bardzo twarzowy odcień, który od razu przypadł mi do gustu. Prawdziwy klejnot wśród rozświetlaczy:) Z aplikacją nie mam żadnych problemów (do tej pory nakładałam pędzlem do rozświetlacza Jessup). Do trwałości również nie mam żadnych zarzutów. A glow jaki zapewnia Queen Bee należy do tych mocniejszych:) Dla mnie nieoczekiwany hit! Pomysłowy design i wysoka jakość kosmetyku to jest to co lubię. W kolekcji dostępny jest jeszcze rozświetlacz Ambrosia.

SIN SKIN Błyszczyk do ust Honey Moon Love (54,99zł)


SIN SKIN Błyszczyk do ust Honey Moon Love

„Półtransparentny błyszczyk Honey Moon Love z mieniącymi się wielokolorowymi drobinkami o subtelnym różowym odcieniu podkreśla naturalny blask ust oraz sprawia, że stają się świetliste i optycznie wypełnione. Zawarte w formule ekstrakt z miodu oraz olejek winogronowy intensywnie nawilżają i odżywiają delikatną i skłonną do przesuszeń skórę ust nadając im aksamitną gładkość”.
SIN SKIN Błyszczyk do ust Honey Moon Love blog


Z błyszczykiem nie miałam już takiej miłości od pierwszego wejrzenia jak to miało miejsce w przypadku rozświetlacza. Entuzjazm zastępowało raczej coś w rodzaju – Boże, co to? Ale tandetna landryna! Jednak po przeczytaniu „półtransparentny” dałam mu szansę i również się nie zawiodłam! Błyszczyk przepięknie pachnie i nie należy do mocno kleistych. Wewnątrz zatopione zostały drobinki, które ładnie rozświetlają usta bez efektu taniości;) Jedna warstwa daje efekt pod tytułem – moje usta tylko, że lepsze, ponieważ ładnie je rozświetla i zostawia na nich mega subtelną poświatę koloru. Po nałożeniu drugiej warstwy zyskuję jeszcze więcej blasku i trochę więcej koloru, ale nadal efekt jest naturalny. Nie ma mowy o uzyskaniu tak wściekłego różu jak na opakowaniu (i całe szczęście!:)). W tej chwili to mój ulubieniec wśród błyszczyków:) 
SIN SKIN Błyszczyk do ust Honey Moon Love opinie


SIN SKIN Honey Bee Black Kajal (54,99zł) 

SIN SKIN Honey Bee Black Kajal


„Kredka do smoky eye: Intensywnie napigmentowana kredka, która w kilka sekund pozwala uzyskać efektowne smoky eye. Już od pierwszego pociągnięcia pozostawia na powiece głęboki, czarny kolor utrzymujący się do 10h. Można stosować na linię wodną. Formuła testowana dermatologicznie i oftalmologicznie”.


Nie wiem skąd wiedzieli, że nie mam ani jednej zdatnej do użycia czarnej kredki:) Czerń w makijażu oczu chyba nigdy nie wyjdzie z mody, a taka kredka typu kajal jest bardzo wygodna w użyciu. Dość miękka, więc łatwo można ją rozetrzeć i na szczęście wysuwana (mam kiepskie relacje z temperówkami:)).

SIN SKIN Rozświetlacz w płynie Yellow Gold 062 (74,99zł)


SIN SKIN Rozświetlacz w płynie Yellow Gold 062

„Rozświetlacz w płynnej formie dzięki zawartym w nim mikro pigmentom odbijającym światło, zapewnia długotrwały efekt blasku i rozświetlenia skóry twarzy lub ciała. Doskonale sie aplikuje i idealnie stapia z wcześniej wykonanym makijażem, nie tworząc smug. Połączony z innymi produktami w formie płynnej pozwala wydobyć z nich subtelny elekt rozświetlenia”.
SIN SKIN Rozświetlacz w płynie Yellow Gold 062 blog

Sin Skin zachęca do tworzenia makijaży w stylu Honey Bee nie tylko przy użyciu kosmetyków z nowej kolekcji, ale również tych, które dostępne są w regularnej sprzedaży:) Stąd też na koniec rodzynek w klasycznym czarnym kartoniku:) Rozświetlacz w płynie występuje w 3 odcieniach – 060 White Gold, 061 Pink Gold i 062 Yellow Gold:) Znów miałam szczęście, ponieważ trafił do mnie najodpowiedniejszy dla mnie złocisty odcień 062 Yellow Gold;) Bardzo nie lubię np. takich rozbielonych rozświetlaczy, ponieważ dają na mojej ciepłej cerze efekt mąki. Ale takie w żółtawej tonacji jak najbardziej;) Kosmetyk ma lekką formułę i jedna warstwa zapewnia naturalny elegancki blask w sam raz na co dzień. Jeśli zależy nam na nieco intensywniejszym blasku, musimy się trochę pobawić i delikatnie wklepywać palcem lub gąbeczką (rozcieranie powoduje, że glow jest bardzo subtelny, tak jakby pigment „zanikał”). Przyjemniaczek z niego, ale bardziej polubiłam Queen Bee, ponieważ pudrowe formuły są dla mnie szybsze i przystępniejsze w obsłudze.
Sin Skin Honey Bee swatche
Sin Skin Honey Bee swatche

Zrobiłam swatche, ale wyszły marnie i nawet w połowie nie oddają piękna tych kosmetyków. Polecam więc osobiste macanki jeśli akurat wstąpicie do Rossmanna, bo są naprawdę warte uwagi:) 


Słyszałaś o kolekcji Honey Bee marki Sin Skin? Co powiesz na taki „pszczółkowy” look okraszony blaskiem, złotem i czernią?
Czytaj dalej »

wtorek, 21 stycznia 2020

Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion - balsam do ciała z ceramidami!

Zużywam sporo kosmetyków do nawilżania ciała, ale najczęściej sięgam po zachodnie albo rodzime marki. Jest wśród nich ogromny wybór i są dostępne od ręki:) Ale raz na jakiś czas mam chęć na coś innego, koreańskiego… i tak oto mój wybór padł na Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion, czyli intensywnie nawilżający lotion do ciała na bazie ceramidów:)

Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion blog

Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion


Balsam do ciała Dr.Jart+ Ceramidin w swoim składzie zawiera ceramidy, które zapobiegają utracie wilgoci oraz wzmacniają naturalną barierę ochronną skóry. Dodatkowo lotion posiada właściwości wygładzające.


Skład: Water/Eau, Glycerin, Cetyl Ethylhexanoate, Betaine, Cyclopentasiloxane, Butylene Glycol, Glycosyl Trehalose, Ethylhexyl Palmitate, Dimethicone, Polysorbate 60, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Cyclohexasiloxane, Sorbitan Stearate, Panthenol, Polyglyceryl-10 Oleate, Dimethicone/VinylDimethicone Crosspolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Dimethiconol, Tromethamine, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Tocopheryl Acetate, Ethylhexylglycerin, Caprylyl Glycol, Hydrogenated Lecithin, Xanthan Gum, Caprylic/Capric Triglyceride, Carbomer, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Alcohol, Coptis Japonica Root Extract, Disodium EDTA, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Extract, Ceramide NP, Pantolactone, Sodium Hyaluronate, Salvia Officinalis (Sage) Oil, Pogostemon Cablin Oil, Echinacea Purpurea Extract, Bletilla Striata Root Extract, Bacillus/Soybean Ferment Extract, Perilla Ocymoides Leaf Extract, 1,2-Hexanediol, Chamaecyparis Obtusa Water
Dr. Jart+ Ceramidin balsam do ciała opinie

Lotion do ciała Dr.Jart+ Ceramidin występuje w nieco nietypowym opakowaniu, które ja nazwałam „klocuszkiem”;) Wygląda trochę dziwnie, ale zawsze to jakaś odmiana. Jego pojemność to standardowe 250ml. Produkt był zapakowany w plastikowy kartonik i miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że okazał się on właściwie zestawem z miniaturą żelu pod prysznic z tej samej linii w prezencie. W sklepie Jolse, skąd pochodzi lotion nie było żadnej informacji, że będzie to taki zestawik z małym gratisem:) Sam lotion posiada sprawnie działającą pompkę, choć wolałabym żeby posiadała ona dodatkową zatyczkę. 
Dr. Jart+ Ceramidin Lotion do ciała

Lotion posiada białą barwę i lekką konsystencję. Podczas rozprowadzania potrafi się trochę mazać, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż błyskawicznie się wchłania. Nie pozostawia po sobie żadnej ciężkiej ani lepkiej warstwy, także spokojnie mogą po niego sięgnąć nawet osoby nieprzepadające za balsamowaniem:) Ja zresztą jesienią i zimą lubię takie szybko wchłaniające się kosmetyki do ciała, ponieważ jestem zmarzluchem i czym prędzej chcę wskoczyć w miękką „pidżamkę”;) Ale dla fanek innych formuł w serii Ceramidin jest również odżywcze masełko, (które pewnie w przyszłości wypróbuję) oraz olejek. Zapach lotionu jest z tych delikatnych i „niemrawych”. Nie zachwyca, ale też nie drażni i szybko znika, więc dla mnie w porządku. Jeśli znacie jakiś inny produkt z linii Ceramidin to zapachy są +/- podobne. Ale np. w porównaniu z kremem w sprayu, o którym niedawno pisałam, po bardziej dogłębnym niuchnięciu, można tutaj wyczuć więcej takiej medyczno-cytrusowej nutki;) Tak czy inaczej nie lękajcie się;) 
Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion opinie

W kwestii działania nie mam mu nic do zarzucenia. Nie dość, że szybko się wchłania i nie obciąża skóry to jeszcze działa niczym kojąco-nawilżający plaster do ciała:) Pięknie nawilża i wygładza. Co najważniejsze nie na 5 minut, a na dłużej, więc nawet przy suchej skórze mogłam użyć do drugi dzień nie odczuwając żadnego dyskomfortu i ściągnięcia na ciele. Jeśli ktoś lubi mieć 2w1 to z powodzeniem może posłużyć również jako krem do rąk:) 


Znasz kosmetyki do pielęgnacji ciała Dr. Jart+ Ceramidin? Jaki jest Twój ulubiony nawilżacz do ciała?:)
Czytaj dalej »

sobota, 18 stycznia 2020

Dr. Jart+ Ceramidin Cream Mist – poznajcie krem w sprayu!

Nie należę do fanek kosmetyków w formie sprayu, wręcz lekko wzdrygam się na samą myśl o nich. Jednak gdy przeglądając nowości w sklepie Sephora trafiłam na Dr. Jart+ Ceramidin Cream Mist opisany jako krem w sprayu, poczułam się zaintrygowana;) Początkowo pomyślałam, że to nie ma sensu, bo pewnie kupię i będzie leżał, ale cały czas chodził mi po głowie, a potem jeszcze zachwalała go Interendo;) Koniec końców postanowiłam wypróbować. Choć przedtem zapytałam Patrycję czy aby nie śmierdzi, a potem jeszcze sprawdziłam to osobiście;) Finalnie w pierwszej połowie listopada kosmetyk był już u mnie i jeśli pamiętacie wpis na temat 8 najlepszych kosmetyków koreańskich 2019 to już wiecie, że "ryzyko" popłaciło;)

Dr. Jart+ Ceramidin Cream Mist krem w sprayu blog

Dr. Jart+ Ceramidin Cream Mist krem w sprayu


Jest to nawilżający krem w sprayu służący do rozpylania w ciągu dnia. W swoim składzie zawiera kompleks 5-Cera z pięcioma ceramidami. Pomaga zmniejszyć suchość skóry związaną z zimnym powietrzem lub intensywnym ciepłem.
Dr. Jart+ Ceramidin Mist recenzja

Krem w sprayu Dr. Jart+ Ceramidin występuje w formie plastikowego pojemnika, o typowej dla linii Ceramidin biało-żółtej szacie. Pojemność to aż 110ml, a kosmetyk należy do wydajnych (nawet dla takich „papraczy” jak ja). Po ponad 2 miesiącach stosowania na twarz i szyję (bez żałowania sobie) moje opakowanie jest zużyte do litery „n” w wyrazie Ceramidin:) Na zużycie mamy 12 miesięcy od otwarcia. Atomizer działa sprawnie, nie ma tendencji do strzelania i nadmiernego rozlewania produktu.
Dr. Jart+ Ceramidin Mist opinie

Zapach produktu jest delikatny z +/- charakterystyczną dla tej serii nutką. Nie jest to typowa lekka mgiełka, ponieważ formuła kosmetyku jest dwufazowa. Nazwałabym ją „mleczną mgiełką”, czyli taką bardziej „treściwą”. Nie mylić jednak z tłustą:) Po prostu jest bardziej odżywcza niż typowo wodne mgiełki. Przed użyciem należy oczywiście porządnie wstrząsnąć butelką, tak, aby obie fazy miały szansę się połączyć dla optymalnego efektu:) Ja pryskam twarz i szyję z bliska. Następnie delikatnie rozsmarowuję i wklepuję wodnisto-mleczną maź;) Inni pewnie robią to nieco inaczej, czyli spryskują z większej odległości uzyskując subtelniejszą mgiełkę. Ale cóż… Ja i te moje zwyczaje;) Po takiej aplikacji moja skóra promienieje naturalnym blaskiem. Rzekłabym, że jest to efekt glass skin;) Dodatkowo jest ukojona i miękka w dotyku bez efektu odciążenia. Zauważyłam też, że ładnie eliminuje problem lepkości jeśli np. nałożony przed nim kosmetyk ma tendencję do klejenia;) Produkt nie „zapycha” skóry. Ja go stosuję najczęściej po esencji, ponieważ tak sprawdza się u mnie najlepiej. Ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby każdy znalazł na niego swój sposób;)
krem w sprayu dr jart

Czy Dr. Jart+ Ceramidin Mist rzeczywiście można nazwać kremem w spray’u? I tak i nie! Zależy jak na to spojrzeć:) Jeśli rozpylać go parę razy w ciągu dnia (tak jak zaleca producent) to jak najbardziej! Ja jednak, na co dzień nie wyobrażam sobie takiego stosowania. Zwłaszcza, jeśli mam makijaż, bo nie jest to produkt, który można aplikować na makijaż:) Ale np. podczas wakacji takie regularne spryskiwanie twarzy mogłoby być całkiem niezłą opcją w niektórych przypadkach. Sama ograniczyłam się do stosowania rano i wieczorem, co zapewniło mi bardziej efekt odżywczej mgiełki niż kremu:) Nie ubolewam jednak, gdyż produkt świetnie wpisał się w moją wieloetapową pielęgnację. Całość wykańczałam kremem lub maską całonocną. Z przyjemnością wykorzystam całą butelczynę i muszę przyznać, że nieco łaskawszym okiem spojrzałam na mgiełki etc. Chodzi mi po głowie Shangpree Marine Hydrogel Mist (odkąd zobaczyłam w nowościach na Jolse) i LRP Toleriane Ulra 8:) A mgiełkę Dr. Jart+ zdecydowanie polecam! Jej cena regularna w Sephorze to 99zł, ale regularnie można liczyć na 20% zniżki przy okazji dni VIP. Stosunek ceny do jakości i pojemności sprawia, że naprawdę warto:) Jestem zadowolona, że wyszłam poza swoją strefę komfortu:D 


Co sądzisz kosmetykach w sprayu? Mogłabyś polubić krem w sprayu Dr. Jart+ Ceramidin Cream Mist? A może już go znasz?
Czytaj dalej »

środa, 15 stycznia 2020

Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca!

Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca, to kolejny produkt tej marki, którego recenzji wprost nie mogę sobie odmówić:) Polska firma Natural Secrets była jednym z moich kosmetycznych odkryć zeszłego roku:) Wypatrzyłam ją na Instagramie u Interendo i dość szybko zapragnęłam sprawdzić na sobie działanie kosmetyków z linii Premium. Pierwszym produktem, na który się zdecydowałam była właśnie tonizująca kuracja rozjaśniająca:)

Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca


Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca opinie

Tonizująca kuracja rozjaśniająca w swoim składzie zawiera wyjątkowe połączenie składników aktywnych z wyciągami roślinnymi, które wykazują silne właściwości wygładzające, przeciwzapalne i rozjaśniające. W składzie znajdziemy 10% stężenie kwasu laktobionowego, witaminę B3, wyciągi z różowego lotosu, wąkroty azjatyckiej oraz aloes. Produkt jest odpowiedni dla osób ze skórą wrażliwą, naczyniową oraz problematyczną, również z tendencją do powstawania zaskórników.


Skład: Aloe barbadensis (Aloe vera) Leaf Juice, Aqua, Nulembo Nucifera (Pink Lotus) Water, Lactobionic Acid, Propanediol, Sodium Hyaluronate, Centella Asiatica Extract, D-Panthenol, Bambusa Arundinacea Stem Extract, Niacinamide, Lactobacillus Ferment, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Dehydroacetic Acid, Benzyl AlcoholSodium Lactate


Podobnie jak Esencja Aloesowa, tonizująca kuracja rozjaśniająca zapakowana została w elegancki granatowy woreczek (zamawiałam ze strony producenta i w ogóle całość była pięknie opakowana). Pompka była umieszczona osobno i byłam tak leniwa, że zainstalowałam ją dopiero po 3 tygodniach stosowania;) Wcześniej wylewałam produkt na wacik. Szklana butelka zawiera 100ml kosmetyku. Kuracja posiada lekką konsystencję przypominającą delikatnie zagęszczoną wodę. Mocno kojarzy mi się z wieloma koreańskimi tonikami lub lekkimi esencjami. Również biorąc pod uwagę skład (probiotyki, wąkrota azjatycka, aloes, niacynamid, kwas hialuronowy etc). Choć nie zawsze zwracam na to uwagę to moim zdaniem naprawdę bardzo dobry. Prawdziwa perełka na polskim rynku! Tonizująca kuracja rozjaśniająca posiada dość neutralny i szybko ulatniający się zapach, który mnie się kojarzy z medyczną skutecznością;)
Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca blog

Żeby zauważyć korzystny wpływ na skórę, producent zaleca stosowanie minimum 3 razy w tygodniu. Ja patrząc na skład stwierdziłam, że kuracja nie powinna zrobić mi krzywdy, więc od razu wdrożyłam stosowanie 2 razy dziennie;) Zresztą już po pierwszym użyciu nie mogłam się powstrzymać żeby nie używać codziennie. Warto też dodać, że zawarty w kuracji kwas laktobionowy należący do grupy polihydroksykwasów PHA jest kwasem nowej generacji, pozbawionym właściwości drażniących. Może być więc stosowany nawet w przypadku cery suchej, wrażliwej, naczynkowej, z AZS i przy trądziku różowatym. Kwas laktobionowy posiada właściwości antyoksydacyjne i przeciwzapalne. Wzmacnia barierę ochronną skóry, przyspiesza proces gojenia się ran, złuszcza powierzchowne warstwy komórek warstwy rogowej. Ponadto posiada właściwości nawilżające i rozjaśniające, a także wspomaga odnowę komórkową stymulując fibroblasty do produkcji włókien kolagenowych i elastyny. Idealnie sprawdzi się w prewencji przeciwzmarszczkowej, a także na skórze zniszczonej słońcem. Można go stosować nawet po podrażniających peelingach.


Produkt bardzo przyjemnie się rozprowadza i od razu czuć wygładzenie, zwłaszcza na nosie;) Można go stosować, jako tonik, ale w mojej pielęgnacji składającej się z kilku kroków, nałożenie na niego kolejnych kosmetyków powodowało, że po kilku minutach mi się rolowały, więc stosowałam ją bardziej jako esencję, czyli już po lekkim, wodnistym toniku. Wtedy wszystko łączyło się ze sobą idealnie:) Poza tym jak już wcześniej wspominałam, zarówno kuracja jak i esencja aloesowa nie nadawały się u mnie na skórę szyi, ponieważ powodowały swędzenie. Po kilku dniach stosowania kuracji zaczęłam na nią nakładać również wspomnianą esencję aloesową. Takie połączenie oczywiście nie jest konieczne, ale u mnie dobrze się sprawdzało. Po nałożeniu produkt przez chwilę pozostawia lepką warstwę, o czym wspomina również producent. Jest to spowodowane wysokim stężeniem składników aktywnych. Uczucie lepkości jednak szybko mija. U mnie w takich sytuacjach prawie zawsze pomaga przyciśnięcie twarzy obiema dłońmi;) To takie drobne wady, o których muszę wspomnieć. Reszta to już same zalety;) Przynajmniej z mojej perspektywy;)
Natural Secrets Tonizująca kuracja rozjaśniająca recenzja

Na początku wylewałam produkt na wacik, a gdy już założyłam pompkę, przeszłam do wylewania kosmetyku w zgłębienie dłoni, a właściwie to po prostu na palce;) Pierwsze efekty zaobserwowałam już po pierwszym użyciu, a należało do nich zauważalne wygładzenie nosa. Poza tym produkt wprowadziłam do swojej pielęgnacji w trudnym momencie, czyli po odstawieniu skwalanu O! Figa, który zafundował mi brzydko wyglądającą skórę na policzkach. Problem został szybko zażegnany i myślę, że kuracja zdecydowanie miała w tym swój udział. Nie mam bowiem skłonności do powstawania niedoskonałości, ale jak już coś takiego mi się przytrafi to niekiedy ciężko mi opanować sytuację. Zwłaszcza, że mam wówczas brzydkie ciągoty do „dłubania w skórze”. Nie ocenię wpływu kuracji na przebarwienia, ponieważ takowych nie posiadam i nie w tym celu ją kupiłam. Sądzę jednak, że produkt może zapewnić poprawę w przypadku świeżych drobnych przebarwień, np. posłonecznych. Wątpię żeby przyniósł efekty przy większych problemach z przebarwieniami, ponieważ w takich przypadkach potrzebne są już intensywniejsze kuracje, a najlepiej bardziej inwazyjne zabiegi. U siebie ze względu na brak przebarwień oczekiwałam bardziej efektu rozświetlenia oraz wygładzenia i zdecydowanie go otrzymałam;) Dodatkowo kuracja fajnie koi i nawilża, ale jest to oczywiście takie wstępne nawilżenie, które trzeba czymś domknąć (czyli np. serum, kremem etc). W wieloetapowej pielęgnacji sprawdza się znakomicie. Cera po prostu zyskuje na "jakości":) Najlepiej użyć samemu żeby to poczuć, bo naprawdę warto:) Przy regularnym stosowaniu skóra staje się jaśniejsza, ale nie przesadnie blada:) Linia Premium marki Natural Secrets powinna być zdecydowanie bardziej popularna i mam nadzieję, że wkrótce tak się stanie:)



Znasz już Tonizującą kurację rozjaśniającą Natural Secrets lub inne produkty tej marki?  
Czytaj dalej »

niedziela, 12 stycznia 2020

Listopadowo - grudniowa drogeria!

Wydawało mi się, że w październiku czyniąc sobie kilka przed-urodzinowych prezentów zaspokoiłam się zakupowo na tyle, że w listopadzie na nic już nie spojrzę;) Złudne me nadzieje, bo już na początku miesiąca zaczęłam czuć zakupowego bluesa;) Moje palce jakoś tak bezwiednie zaczęły stukać na stronach sklepów internetowych, a nogi wyciągały mnie w kierunku stacjonarnej siedziby szatana, czyli galerii handlowych;) Z kosmetyków kupiłam jednak głównie to, co już wcześniej wpadło mi w oko lub było na mojej wishliście i zaprzątało mi głowę:) A grudzień z kolei pędził jak szalony:)

listopadowe nowości kosmetyczne

Pierwszą rzeczą, którą zamówiłam i na której zakup byłam zdecydowana już od jakiegoś czasu, była Tonizująca kuracja rozjaśniająca Natural Secrets. Od razu poszła w ruch, a jej recenzja jest już prawie gotowa:) W sklepie internetowym Hebe wpadła mi oko Naturalna pianka do mycia ciała i rąk marki LaQ. Kupiłam więc jedną dla siebie i drugą na prezent;) Mogłam od razu udać się do drogerii stacjonarnej, ale przeczuwałam, że na miejscu tych pianek nie będzie i tak też było;) Teoretycznie jest to produkt dla dzieci, ale kto by się tym przejmował;) Zresztą i tak już zużyłam;) Dla maski do włosów Botanicals Lavender Soothing Therapy kupiłam gazetkę kobietkę, czyli magazyn Elle;) 
Miniso płatki kosmetyczne

Te niechlujnie rzucone opakowania powyżej to płatki kosmetyczne;) Za zwyczaj nie pokazuję tak oczywistych i potrzebnych, choć pierdołowatych rzeczy jak waciki, ale z tymi wiąże się wielomiesięczna historia, która na pewno Was urzeknie, gdy już (być może) opowiem ją w osobnym wpisie:P Jak już znajdę te idealne, bo to jeszcze jednak nie do końca te. Owe płatki pochodzą ze sklepu Miniso, którego wydawało mi się, że nie znam. A jednak doszłam do wniosku, że byłam w nim już wcześniej ze 3 razy;) Tak to jest jak nie patrzysz gdzie wchodzisz:D 
krem w spray’u Dr. Jart+ Ceramidin
Neonail 2+2 zakupy

Nie przepadam za kosmetykami w formie spray’u, ale że nie należę do klasycznych, normalnych jednostek to nie przeszkadzało mi to żeby zapragnąć… kremu w spray’u;) I tak do wirtualnego koszyka wpadł mi krem w spray’u Dr. Jart+ Ceramidin. Markę zresztą bardzo lubię;) Ceny tego produktu w sklepach koreańskich wcale nie były korzystniejsze, więc zakup poczyniłam w Sephorze. Cóż... wygodnie i z nutką prestiżu:D W NeoNail była promocja 2+2, a że mają świetne odcienie niebieskiego to skusiłam się na zakupy;) Starannie wyselekcjonowałam odcienie stawiając na - Twinkling, Blue Cream Jelly, Fashion Mania oraz Moving River;) Moje paznokcie za zwyczaj można obczaić na Instagramie jakby ktoś miał potrzebę;) Lubię męczyć ludzi, więc czasami dodaję tą samą stylizację w różnych ujęciach:P 
Skusiłam się też na parę duperelków, czyli nowe małe kremiki do rąk z Eveline i Bielendy, balsam Eos, (który okazał się być dla mnie za mało nawilżający nawet do stosowania w ciągu dnia, ale plus za fajne uczucie orzeźwienia) i maski do ust Eveline, ponieważ zyskały moją sympatię po wcześniejszym wypróbowaniu (o czym niżej). Dotarło do mnie też parę pierdół z Aliexpress, czyli niebieski lakier hybrydowy Rosalind, jakiś czarny żel Venalisa z drobinkami i pyłek, a także piękne niebieskie kryształki do zdobień, które się nie załapały na fotkę;) 
Na początku grudnia w ramach świątecznego prezentu od siebie dla siebie jako niepoprawna Foreo-holiczka sprawiłam sobie Foreo Lunę Go. Tym razem padło na róż;) Kupiłam sobie również znaną mi już wcześniej Silnie natłuszczającą maść Hudsalva Vitamin E Swederm.
Eveline Cosmetics nowości listopad
Przechodząc już do innych rzeczy, na początku listopada trafiła do mnie paczka z nowościami od Eveline Cosmetics. Proponowano mi lakiery hybrydowe z nowej kolekcji, ale że nie były to do końca moje odcienie, a ja dość mocno selekcjonuję tego typu działania to ostatecznie padło na inny typ nowości;) Jako ten najbardziej interesujący kosmetyk wskazałam Egyptian Miracle:) W przesyłce znalazłam też kilka innych kosmetyków, tj. maseczki w płachcie Magic Mask, intensywnie nawilżającą żelową maseczkę do ust S.O.S Expert, błyszczyk OH! My Lips Lip Maximizer Chili, mgiełkę do twarzy Aqua Miracle, profesjonalny płyn micelarny Face med+, ultraodżywczy krem do twarzy Bio Vegan oraz skoncentrowaną odżywkę do paznokci 8w1 Total Action, którą dałam mamie, bo przy hybrydach nie mam jak wypróbować;)
Trafiła też do mnie Esencja aloesowa Natural Secrets, która również zaraz poszła w ruch i miała tu już swoje 5 minut;) 
Z nowości koreańskich miałam tym razem Dr. Jart+ Ceramidin Body Lotion, Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid, Purito Galacto Niacin 97 Power Essence i All Day Glow Calming Balance Ampoule.  Na pewno niebawem pojawią się wpisy każdego z nich;)
Nowy produkt Resibo, który miał swoją premierę pod koniec listopada również do mnie zawitał. A jest nim Resibo Naturalny krem liftingujący. W przesyłce znalazłam także pięknie pachnący Mood Spray, list od właścicielki, kolorowankę i garść informacji.

Przyszedł też do mnie urodzinowo-świąteczny prezent od Ines Beauty zawierający jej firmowy niebieski notesik, czyli Beauty Flower Of Life, AA Hydro Sorbet żelowy krem na noc, Benefit High Brow, peeling do skóry głowy, pomadkę Barbie Power i maseczkę w płachcie marki Sephora, a także Tonizujący żel do mycia twarzy Bandi EcoFriendly Care

Od Rudej dostałam serum pod oczy O Figa Uwaga granat, zestaw kosmetyków Yumi i "stworka" z Etude House;) Gwoździem programu była jednak niebieska lama, która jest długopisem:) 
Od Anetki na Mikołaja dostałam przepiękny prezent z dozą niebieskiego:) W jego skład wchodził zestaw Laneige, zestaw Dr. Jart+ Ceramidin, zestaw Pai, Samarite Divine Elixir, Phlov by Anna Lewandowska mgiełka do twarzy, miniatura Gucci, maseczki Niuqi i idealna dla mnie bransoletka Lilou z księżycem:)

Od Nuxe dotarła do mnie paczka relaksacyjna na jesienne wieczory. Macie już gotowe recenzje peelingu i olejku, bo tak się składa, że już kiedyś je miałam;) 
Drugim prezentem od Nuxe był zestaw świąteczny składający się z 4 produktów:) Również każdy znałam już wcześniej:) Taki ze mnie znawca;)
Rossmann nowości
Świąteczna niespodzianka od Rossmanna zawierała całą masę ciekawostek głównie marek własnych, a także coś słodkiego;) Większość pokazałam TUTAJ.
Interendo w dużej mierze wydała się już wcześniej co będzie moim prezentem, a było nim od dawna chciane przeze mnie Foreo UFO, perfumy YSL Black Opium Intense i różowiutka lodówka na kosmetyki Coldy Mini. W paczce znalazłam też zestaw kandyjskich maseczek do ust Bite Agave Lip Mask, kulę do kąpieli, maskę do stóp, a także peelingi do twarzy i ciała w formie innowacyjnej gąbeczki. Patrycja trafiła z paczką w samą Wigilię, więc był to taki najprawdziwszy Mikołaj:D Całość pokazywałam już zresztą na Insta Story. Na pewno będzie wpis na temat Ufo i Coldy, bo już mam silną wizję:P Kula Organique Mango była z kolei od siostry:)
Sin Skin Honey Bee
Kiedy myślałam, że to już koniec, dotarła do mnie przed-sylwestrowa niespodzianka z kosmetykami Sin Skin z kolekcji Honey Bee:) Pokażę je jeszcze w tym miesiącu:)

Tyle na dziś! Kto dotrwał do końca i jeszcze nie "odzobaczył"?


Czytaj dalej »