czwartek, 29 czerwca 2017

Miasto Włosów! Kosmetyki Paul Mitchell oraz Joico;)

Cześć Dziewczyny!
Dawno nie było żadnego wpisu włosowego, a włosy coraz dłuższe;) Co za tym idzie, w najbliższej przyszłości możecie się spodziewać zarówno recenzji kosmetyków do włosów jak i sprzętów przeznaczonych do ich stylizacji:) Zaczniemy jednak bardziej tradycyjnie  – od pielęgnacji:) Jak wiecie jestem fanką profesjonalnych kosmetyków do pielęgnacji włosów, więc dziś na tapecie dwie marki. Pierwszą z nich jest Paul Mitchell i miałam z nią styczność dopiero pierwszy raz. Drugą zaś Joico, które już nie raz pojawiało się na łamach bloga;)


Paul Mitchell Tea Tree Lemon Sage Gift Set


Zestaw Paul Mitchell Tea Tree Lemon Sage zawiera Lemon Sage Thickening Shampoo, Lemon Sage Conditioner, Lemon Sage Thickening Spray. Całość występuje w opakowaniu nadającym się na prezent;) Wszystkie opakowania utrzymane zostały w barwach zieleni. Nawet trochę kojarzą się z kosmetykami eko, ale zdecydowanie takie nie są. Co akurat dla mnie jest zaletą, ponieważ moim włosom nieszczególnie służą eko produkty (z wyjątkiem olejków). 


Lemon Sage Thickening Shampoo



„Unikalna kompozycja składników chroni kolor włosów, jednocześnie pogrubiając ich strukturę i zwiększając objętość. Panthenol wzmacnia zniszczone włosy i zapobiega rozdwajaniu się końcówek. Wyjątkowa kompozycja olejku z drzewa herbacianego, mięty pieprzowej i lawendy zapewnia energetyzujące doznania aromatyczne. Stymuluje zmysły i pozostawia wrażenie głębokiego orzeźwienia Dzięki bogatej pianie delikatnie oczyszcza i pogrubia włosy. Unikatowa mieszanka pogrubiających składników z pantenolem chroni włosy farbowane, zwiększa ich objętość i zapobiega rozdwajaniu się końcówek. Wyciągi z cytryny i szałwii w połączeniu z olejkami z drzewa herbacianego, Lawendy i mięty pieprzowej zapewniają poczucie świeżości oraz wyrazisty zapach. ”.


Szampon umieszczony został w plastikowej butelce o pojemności 300ml. Opakowanie jest bardzo wygodne, więc dozowanie przebiega bez problemów. Sam produkt ma przejrzystą barwę i żelową konsystencję, za sprawą której dość ładnie się pieni. Zapach szamponu (jak i całej serii) jest bardzo przyjemny. Dla mnie jest to woń trawy cytrynowej, niezwykle świeża i przyjemna:) Zdecydowanie pozostawia po sobie uczucie orzeźwienia. Mimo zawartości SLS, (które akurat mnie w szamponach służy) szampon określiłabym jako delikatny i łagodny dla włosów. Nie plącze ich podczas mycia, a wręcz przeciwnie – pozostawia po sobie uczucie wygładzenia.  Dobrze oczyszcza, nie podrażnia ani nie niszczy włosów. Jestem z niego zadowolona:)


Lemon Sage Conditioner


„Wyjątkowo lekka odżywka rozplątująca i zwiększająca objętość włosów. Unikatowa mieszanka składników pogrubiających z pantenolem chroni włosy farbowane, zwiększa objętość i zapobiega elektryzowaniu się. Wyciąg z cytryny i szałwii w połączeniu z olejkami z drzewa herbacianego, lawendy i mięty pieprzowej zapewniają poczucie świeżości oraz wyrazisty zapach”.


Odżywka, podobnie jak szampon zamknięta została w 300ml butelce. W przeciwieństwie jednak do szamponu jej konsystencja ma postać lekkiego kremu i białą barwę. Produkt bardzo dobrze się rozprowadza i bez problemu spłukuje. Po użyciu włosy są świeże i gładkie. Ciężko powiedzieć czy chroni włosy farbowane, ponieważ dziwnym trafem od ponad roku ich nie farbowałam:) Z pewnością można jednak przyznać, że odżywka ułatwia rozczesywanie, nie obciąża i nie elektryzuje włosów. Jej zapach jest równie przyjemny i cytrusowy jak w przypadku szamponu. Zdecydowanie wpływa to na komfort stosowania. 

Lemon Sage Thickening Spray



„Perfekcyjny koktajl ultralekkich składników pogrubiających i czystych, elastycznych środków stylizujących zapewnia włosom dodatkową objętość z lekkim elastycznym utrwaleniem oraz niepowtarzalnym blaskiem”.


Spray umieszczony w zestawie występuje w wersji mini, czyli 75ml. Taka pojemność jest dla mnie optymalna, ponieważ nie zawsze sięgam po tego typu produkty;) Ciężko oczywiście ocenić czy pogrubia włosy. Jednakże jak cała seria, pachnie bardzo przyjemnie i jest komfortowy w użyciu. Dodaje włosom blasku i lekkości. Choć oczywiście nie jest to jakaś ogromna objętość, ponieważ moje włosy mają tendencję do przyklapnięcia. Zwłaszcza, ze względu na to, że lubię je „ugładzać”, czesząc naprawdę mocno i dokładnie;) Spray posiada również lekkie właściwości utrwalające, a jednocześnie nie skleja włosów.


Joico


Jak już wspominałam, marka Joico niejednokrotnie gościła na moim blogu. Tym razem zdecydowałam się jedynie na miniaturki, celem uzupełnienia pielęgnacji o nieco bardziej kondycjonujące składniki:) W tym celu sięgnęłam po najbardziej regenerującą, dobrze już znaną mi serię K-PAK.


Joico maska K-PAK Revitaluxe



„Zaawansowana technologia Joico® K-Pak® RevitaLuxe™, to połączenie ekskluzywnej formuły Quadramine Complex™ z nowoczesną technologią odbudowy włosów polegającą na odtworzeniu naturalnych procesów rekonstrukcji (bez stosowania składników pochodzenia zwierzęcego)
KERATIN PEPTIDE COMPLEX™ - Biotechnologia z zastosowaniem rewolucyjnych składników skutecznie regeneruje suche i zniszczone włosy”.


Maska Joico K-PAK Revitaluxe występuje w 3 pojemnościach. Ja wybrałam wersję mini o pojemności 50ml, która występuje w poręcznej tubce, ponieważ chciałam ją wykorzystać jedynie do uzupełnienia pielęgnacji:) Maska posiada kremową konsystencję i typowo fryzjerski zapach:) Z serią K-Pak jest tak, że niektóre produkty pachną bardziej fryzjerko, inne typowo świeżo, a niektóre nawet jakby bananowo;) Maskę tą z powodzeniem mogłabym nazwać kompresem. Moje włosy nie są teraz co prawda zniszczone i mimo, że długo ich nie podcinałam to fryzjerka, powiedziała mi, że nawet końcówki nie są postrzępione, ale lubię produkty, które pomagają mi je utrzymywać w dobrym stanie. Taka jest ta maska. Nie tylko utrzymuje włosy w dobrej kondycji, ale też jej działanie jest natychmiastowe, więc nie trzeba czekać na efekty. Włosy są jak po wizycie w dobrym salonie. Mocniejsze, zregenerowane, błyszczące. To produkt pozwalający na szybką regenerację. Bardzo przydatny gdy chcemy aby nasze włosy natychmiast wyglądały lepiej już po pierwszym użyciu:)


Joico K-PAK Color Therapy Restorative Styling Oil



“Chroni i wzmacnia kolor odbudowując przy tym uszkodzone włókna włosów. Wykorzystuje najbardziej innowacyjną technologię, QuadraBond Peptide Complex™, która intensywnie rekonstruuje zniszczone włosy. Sprawia, że stają się mocniejsze, przedłuża nawet dwukrotnie trwałość i nasycenie ich koloru. Aktywne składniki zawarte w kompleksie redukują łamliwość włosów  o 65%  już po pierwszym użyciu; koncentrują się na nadaniu, nawet najbardziej słabym, pozbawionym życia włosom, pożądanej tekstury, miękkości, jedwabistości i formy”.



Olejek występuje w dwóch pojemnościach. Ja podobnie jak w przypadku maski wybrałam wersję mini. Olejek występuje w niewielkim opakowaniu z dość wygodnym dozownikiem. Jego zapach jest świeży, typowo fryzjerski, a formuła oleista. Już niewielka ilość wystarcza na jednorazowe użycie. Dlatego mimo małej pojemności, produkt jest stosunkowo wydajny. Olejek bardzo ładnie uelastycznia i wygładza włosy, pomagając je ujarzmić i dodając blasku. Bardzo dobrze się u mnie spisał. Choć uważam, że jeszcze lepsze jest Joico Protect&Shine Serum – z uwagi na lżejszą konsystencję i piękny zapach. 


Wszystkie produkty zarówno w wersjach pełnowymiarowych jak i mini (przydatnych zwłaszcza na wakacjach) dostępne są w sklepie Miasto Włosów


Znacie kosmetyki Joico lub Paul Mitchell? A może podzielicie się jakimiś swoimi włosowymi odkryciami?
Czytaj dalej »

wtorek, 27 czerwca 2017

Czerwcowe nowości oraz moje zakupy skromne niczym św. Teresa z Kalkuty;)

Cześć Dziewczyny!

Czerwiec nie był niestety dla mnie najprzyjemniejszym miesiącem, chociażby z uwagi na operację mojego pieseła, która przysporzyła wszystkim sporo stresu. Na szczęście mój biały szatan szybko doszedł do siebie i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej;) Na razie jest na diecie papkowej oraz specjalistycznej karmie i chyba zaczęło go to już nudzić, ponieważ ostatnio gdy poszłam na chwilę do łazienki ukradł mi szynkę z kanapki:P Wyjątkowo chyba nie mam weny na górnolotne wstępy. Jestem totalnie rozmontowana, więc oto czerwcowe nowości. Nie wszystko jest po kolei, ale mniejsza o chronologię;)



Zacznę może od tego co przyszło jeszcze pod koniec maja, ale nie załapało się na wpis z majowymi nowościami.
Jest to niespodzianka od Bell zawierająca pomadki i konturówki do ust z linii Hypoallergenic oraz letnia kolekcja makijażowa Bell Magic Jungle, którą pokazałam TUTAJ. Większość pomadek z czarnego pudełka dałam siostrze i mówi, że są naprawdę świetne. Podobno wszystkie koleżanki pytają co to, więc można by rzec, że zrobiła reklamę w terenie;)

Marce Pharmaceris spodobało się jedno z moich zdjęć na Instagramie i w ramach nagrody mogłam sobie wybrać kilka kosmetyków z oferty.  Z myślą o mojej mamie wybrałam dwa kremy z linii, W - czyli Intensywny krem wybielający przebarwienia na noc i Dermo-ochronny krem wybielający przebarwienia na dzień. A dla mnie… Z linii A Łagodząca pianka myjąca i Multilipidowy krem odżywczy do twarzy. Z linii T - Preparat Sebo-normalizujący. Zaś z linii S -Emulsja ochronna dla niemowląt i dzieci SPF 50 (taaak… naprawdę wybrałam sobie kosmetyk dla dzidziusiow i... jest świetny:D) oraz nieco przez pomyłkę pojawił się też u mnie krem do twarzy SPF 50 z tej samej linii;) 


Pozostając przy tym samym laboratorium, jest też nowość od Dr Irena Eris Detoksykująco-liftingująca kuracja przeciwzmarszczkowa z linii Institute Solutions, która była mi już wcześniej trochę znana;) Kuracja występuje w formie maseczek w bardzo wygodnej formie mini tubek. O produkcie możecie przeczytać tutaj, a moja opinia zapewne się pojawi:)

Promocja w Rossmannie? No oczywiście, że nie skorzystam... Taaa... Tym razem poczyniłam zamówienie online i wybrałam dobrze znaną mi maszynkę Gilette Venus oraz dedykowane jej ostrza. Nowością jest dla mnie za to Gilette Venus Breeze. Szczerze mówiąc finalnie miałam chęć przygarnąć jeszcze jeden pakiecik Gilette z maszynką Venus Swirl, korzystając z czyjejś karty:P Ale pomyślałam sobie: Oj Ewelina albo zmień dilera albo zacznij brać połowę:P Zresztą nadal jestem w trakcie depilacji laserowej pach i mam nadzieję, że uda mi się w końcu pozbyć dziadów (na razie jeszcze stawiają czynny opór:() Na szczęście na lipcowej promocji - KLIK, już chyba naprawdę nic nie kupię:)
Z moich zakupów jest jeszcze trochę nowości azjatyckich i azjatyckimi inspirowanych;) Była to spontaniczna okazja więc pokusiłam się na to i owo bez większej refleksji;) Są tutaj kosmetyki Bielendy takie jak maseczki Jelly Mask (które kupiłam z przekory po tym jak zobaczyłam kolejną #gównoburzę na jednej z grup:P Moją opinię można przeczytać na Instagramie), arbuzowy peeling do ciała Vegan Friendly (bo arbuzowy) oraz Multi Essence 4w1 do cery mieszanej (i tutaj nieco zabawnie, ponieważ kiedy marka je wysyłała do blogerów to akurat odmówiłam. Produkt zainteresował mnie dopiero później. Za mną się nie trafi. Niemniej ostatecznie bardzo fajny kosmetyk:)) Kiedy przy okazji recenzji płatków pod oczy Koelf pisałam, że już chyba do końca życia będę używać tego typu wynalazków, wcale nie kłamałam! Kolejnym krokiem było więc wypróbowanie Skin 79 Golden Snail Intensive Essence Gel Eye Patch (używam i są między nimi, a Koelf'em pewne różnice, o których kiedyś napiszę). Dorzuciłam też dwie maski w płachcie It's Skin i Holika Holika oraz Benton Aloe BHA Skin Toner po poradzie u Fancy bo miałam zawahanie:) Pomadka Bourjois i babeczka Bomb Cosmetics to prezent. 
Pamiętacie jak przy okazji recenzji białej serii Hada Labo Tokyo pisałam, że polubiłam te kosmetyki i byłabym skłonna wydać na nie swój własny pieniążek? Nie kłamałam. Nie wiedziałam tylko czy zrobię to zaraz teraz czy zaraz potem;) Jednak gdy jak zwykle całkiem przypadkiem... weszłam do Rossmanna "po nic", trwająca na te produkty promocja rozwiała moje wątpliwości i przygarnęłam od razu;) Skusiłam się na dwa produkty z Hada Labo Tokyo Red - 3D Lifting Mask Shape Memory Gel oraz maskę w płacie;) Muszę przyznać, że zostałam fanką tej marki:) Mam jeszcze chęć na krem-zabieg, ale chyba poczekam do następnej promocji ze względu na duże kremiste zapasy:/ Wypadało też spojrzeć co tam na ebay'u i tutaj znowu grzecznie - kontynuacja manii płatkowania, czyli Petitfee Black Pearl&Gold Hydrogel Eye Patch. Marka posiada w ofercie różne rodzaje płatków i na początek przygarnęłam te, kierując się ilością sprzedanych sztuk;) Kolejne zapewne będą te z czynnikiem wzrostu naskórka EGF.
Jest też kilka produktów od jednej z drogerii internetowych. Wybrałam te, które wydały mi się najbardziej przydatne i godne sprawdzenia, czyli krem pod oczy Nikel Nikelift (w opakowaniu którym się jaram:P), Etja Olej z pestek arbuza (który od dawna chciałam wypróbować), żel pod prysznic Nature Moi oraz Biopha krem do rąk;) Muszę przyznać, że intuicja mnie nie zawiodła i dobrze trafiłam:) Będzie też coś dla Was:) 
Jest też niespodzianka od Nivea, czyli nawilżający balsam do opalania Protect & Moisture SPF 30. Oj kurier InPost mocno mi podpadł zostawiając paczkę w sklepie, o którego istnieniu nie miałam pojęcia i trochę zbłądziłam podczas poszukiwań, ale uratowała mnie jakaś miła babcia:D Nie chowałabym urazy gdyby nie to, że byłam w domu i po otrzymaniu maila z linkiem do śledzenia przesyłki czekałam na lenia! O filtrach napiszę zbiorczo w formie przeglądu, tak dla odmiany;)

Ach, był też urodzinowy Shinybox gdyby ktoś nie widział;)

Możliwe, że jeszcze coś dotrze. Najwyżej dokleję albo zataję:D 
Jest i mała aktualizacja - Lirene Mineral Collection, czyli balsamy i olejek oraz Lirene Kids, czyli pianka SPF30 o zapachu gumy balonowej:)

Jak Wam mija czerwiec? Dużo nowości czy może kosmetyczna asceza?;) Znacie coś z moich nowości?
Czytaj dalej »

niedziela, 25 czerwca 2017

Farmona Dermiss kosmetyki do pielęgnacji ciała 1'2, 1'3 i 1'4

Cześć Dziewczyny!
O pielęgnacyjnym programie twarzy i ciała Farmona Dermiss usłyszałam kilka miesięcy temu, ale dopiero jakiś czas później miałam okazję sprawdzić działanie tych kosmetyków na sobie. Przyznam, że widując je na półkach drogerii nie czułam się szczególnie przekonana do ich przetestowania, a niesłusznie:) Dlaczego?


Farmona Dermiss


„Korzystając z naszego wieloletniego doświadczenia, zainspirowani rytualną azjatycką koncepcją pielęgnacji stworzyliśmy własny program prawidłowego dbania o piękno skóry. Nasza skóra posiada naturalne zdolności samo odżywiania i regeneracji, a zadaniem kosmetyków jest ją w nich wspierać. Dlatego tak ważny jest przemyślany system pielęgnacji, bazując na odpowiednich, następujących po sobie krokach i zasadzie layeringu zakładającej stosowanie od kilku do kilkunastu produktów nakładanych w odpowiedniej kolejności. Do codziennych rytuałów warto również włączyć zasady chronokosmetyki, czyli zsynchronizowania pielęgnacji z naturalnym rytmem organizmu, a wszystko to w celu zoptymalizowania efektów poszczególnych etapów. Nasz program pielęgnacji oparty został właśnie o te zasady”.

Z całej serii sprawdziłam trzy produkty przeznaczone do pielęgnacji ciała, czyli notabene to, czego zużywam najwięcej: Dermiss 1'2 Pure Exfoliate, Dermiss 1'3 Quick Hydration, Dermiss 1'4 Deep Revival


Farmona Dermis 1'2 Pure Exfoliate odżywczy peeling do ciała


„Po kąpieli czy prysznicu, Twoja skóra jest czysta i świeża, ale pamiętaj że regularnie potrzebuje ona intensywniejszego oczyszczenia. Stymulując proces złuszczania i regularnie usuwając martwe komórki naskórka, pozwalamy skórze zachować młody i piękny wygląd. Do intensywnego wygładzenia idealnie sprawdzi się odżywczy peeling do ciała, który łączy w sobie wysoką skuteczność działania z uczuciem przyjemności i relaksu”.

Odżywczy peeling do ciała Farmona Dermiss otrzymujemy w kartonowym opakowaniu, wewnątrz którego znajdziemy plastikowy słoiczek o pojemności 300g, czyli nieco więcej niż standardowe 200ml;) Zawartość należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Szata graficzna nie do końca do mnie przemawia i pewnie dlatego produkty te nigdy nie zachęcały mnie do zakupu. Ale przecież liczy się wnętrze, a ono jest w tym wypadku całkiem bogate;) Peeling posiada bowiem beżową barwę i odżywczą konsystencję, obfitującą w drobinki cukru. Jego zapach jest bardzo przyjemny i świeży. Rzekłabym, że ma w sobie coś wyjątkowego i czystego lecz trudno mi go porównać do czegoś konkretnego. Ze względu na swoją konsystencję peeling bardzo ładnie się nabiera na dłoń i sprawnie rozprowadza. Nic nie opada na dno wanny, więc na peelingowaniu korzysta tylko i wyłącznie nasze ciałko. Peeling dobrze radzi sobie ze złuszczaniem naskórka, a przy tym nie podrażnia skóry. Jest to bowiem typowy peeling pielęgnacyjny, czyli tak jak lubię! Po użyciu skóra jest gładka, miękka i przyjemnie nawilżona. Leniuszki mogą zrezygnować z balsamu, a balsamo-holicy tacy jak ja nałożą jeszcze balsam lub masełko (do czego zresztą zachęcam bo przecież chodzi tu o prawdziwy rytuał pielęgnacyjny;)). 


Farmona Dermiss 1'3 Quick Hydration nawilżający balsam do ciała


„Po porannym prysznicu, nie zapominaj o tym, aby przygotować swoją skórę na cały dzień. W ciągu dnia, skóra narażona jest na szereg niekorzystnych czynników: promieniowanie UV, zmiany temperatury, wiatr, zanieczyszczenia powietrza czy przebywanie w klimatyzowanym pomieszczeniu – wszystko to prowadzi do jej przesuszenia i negatywnie wpływa na jej wygląd i kondycję. Jeżeli Twoje ciało potrzebuje szybkiego i skutecznego nawilżenia, to nasz preparat idealnie odpowiada na jej potrzeby. Połączenie delikatnej emulsji i formuły spray & go ułatwia aplikację, pozostawia skórę miękką i jedwabiście gładką, bez uczucia tłustości i lepkości”.

Kolejnym krokiem jest nawilżający balsam do ciała mający znaleźć swe zastosowanie w pielęgnacji dziennej. Balsam opakowany został w pudełko, wewnątrz którego znajdziemy bardzo poręczny i wygodny pojemniczek wyposażony w atomizer. Balsam posiada bowiem formę spray’u. Właśnie po to by poranna pielęgnacja przebiegała szybko i sprawnie. W przypadku balsamu w spray’u zapach jest już bardziej intensywny. Powiedziałabym, że najintensywniejszy ze wszystkich trzech produktów, które dzisiaj prezentuję. Z tego powodu przypadł mi do gustu nieco mniej niż jego koledzy. Jeśli zaś chodzi o komfort stosowania to rzeczywiście jest on bardzo duży, ponieważ balsam natychmiast wnika w skórę pozostawiając na niej jedynie jedwabisty nawilżający film ochronny, powodujący że staje się ona miękka i gładka, a jednocześnie natychmiast można się ubrać. Produkt idealny dla osób, które w pielęgnacji cenią sobie lekkie, nieobciążające konsystencje. Mnie bardziej przypadło do gustu odżywcze masełko. Dlatego balsam podarowałam siostrze, z myślą o tym, że przyda jej się po siłowni:)


Farmona Dermiss 1'4 Deep Revival regenerujące masło do ciała

„Noc jest idealnym momentem na regenerację. Pomiędzy godziną 2:00 a 3:00 odnawiają się włókna lastylowe, odbudowuje się naskórek, a także wyrównuje się poziom wody w organizmie. Wiedząc jakiej pielęgnacji potrzebuje Twoja skóra, stworzyliśmy produkt, o koncentrowanej dawce składników odżywczych, który idealnie odpowiada na jej potrzeby”.

Regenerujące masło do ciała Farmona Dermiss otworzyłam trochę od niechcenia w momencie gdy zużyłam kolejne masło tudzież balsam do ciała (sama już nie wiem, ponieważ zużywam hektolitry takich produktów) i muszę przyznać, że od razu mnie zachwyciło:) Po pierwsze puszysta, odżywcza i zarazem bardzo plastyczna konsystencja, która nawilża i regeneruje naprawdę solidnie oraz długotrwale. Po drugie zapach – delikatny lecz bardzo przyjemny i wyjątkowy:) Masło jest produktem typowo odżywczym więc potrzebuje chwili na wchłonięcie, ale odwdzięcza nam się dogłębnie nawilżoną i miękką skórą. Produkt ten kojarzy mi się z czymś więcej niż kosmetykiem drogeryjnym, ponieważ swoim działaniem dorównuje dermokosmetykom dostępnym w aptekach. Jeśli lubicie solidne odżywienie, szczerze polecam:) Z kwestii technicznych, podobnie jak w przypadku peelingu mamy tutaj kartonik oraz plastikowy pojemniczek, który należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Pojemność wynosi 275ml.


Kosmetyki Farmona Dermiss dostępne są w drogeriach oraz w sklepie producenta.


Znacie linię Farmona Dermiss?
Czytaj dalej »

czwartek, 22 czerwca 2017

Shinybox 5th anniversary Celebration Time wersja XXL, czerwiec 2017!

Cześć Dziewczyny!
Kilka lat temu kiedy pierwsze kroki stawiały te najbardziej komercyjne dziś boxy kosmetyczne, wiele osób zastanawiało się czy taki biznes ma sens i jak długo przetrwa? W tym miesiącu świętujemy 5 lat istnienia Shinybox, więc już wiemy, że owy pomysł na pudełka niespodzianki wcale nie był chybiony i mimo, że zawartość nie zawsze jest perfekcyjna to nieustannie jest na nie popyt i zdarza się, że pudełko zostaje wyprzedane jeszcze przed pierwszą wysyłką albo niedługo po niej:) W tym miesiącu kurier Poczty Polskiej wywiązał się ze swego zadania bezbłędnie i swoje czerwcowe pudełko Shinybox 5th anniversary Celebration Time otrzymałam już dzisiaj rano. To był jeden z niewielu przypadków gdy zawartość poznałam zaglądając do własnego pudełka, a nie szukając zdjęć produktów na FB opublikowanych przez klientów:) Co zatem skrywa się w jubileuszowym wydaniu Shinybox?


W tym miesiącu można by rzec, że „zależnie od zasług” ekipa Shiny zaserwowała 3 rodzaje pudełek: Standard (9 produktów + 2 upominki), XXL (10 produktów + 2 upominki) oraz VIP (13 produktów + 2 upominki). Myślałam, że jako Ambasadorka „jestę Vipę”, ale jednak jestem XXL (też miło;)). Pudełko jest naprawdę XXL. Dużo większe niż standardowe. Szata graficzna jest przyjemna dla oka, z sugestywną piątką symbolizującą jubileusz Shinybox. A co z zawartością?

Pierwszymi produktami, które były reklamowane jako gwarantowane, czyli mające znaleźć się w każdym pudełku są dwa kosmetyki Kueshi: tonik i balsam do ciała i rąk. Kueshi Rewitalizujący tonik do twarzy ma za zadanie nawilżyć i zrównoważyć skórę zapewniając jej wrażenie miękkości i świeżości. Jest produktem idealnym do cery wrażliwej. Obecnie używam Multi Essence 4w1 z Bielendy i jestem bardzo zadowolona, ale myślę, że z tonikiem Kueshi również mamy szansę się polubić. Zwłaszcza, że producent deklaruje jego łagodność. Drugim produktem jest Kueshi Kremowy balsam do ciała i rąk. Ten produkt również mnie ucieszył, ponieważ jestem w stanie wetrzeć w siebie każdą ilość balsamu do ciała, a ten jest dodatkowo do rąk, więc i one będą mogły na tym skorzystać. Ma on za zadanie pozostawiać skórę miękką, gładką i cudownie pachnącą;) Jedyny zgrzyt mam w kwestii opakowania, ponieważ na karcie produktów widnieje butelka z wygodną pompką, a w rzeczywistości opakowanie jest tej pompki pozbawione. Zważywszy na dużą pojemność (500ml), może być trochę niewygodnie. Kolejnym produktem jest kosmetyk Evree z linii Pure Neroli. Można było trafić na 1 z 4. Ja trafiłam na Normalizujący krem do twarzy, więc całkiem nieźle. Choć tak jak już wspominałam kremów do twarzy mam stanowczo za dużo w zapasie. Dlatego jeszcze nie wiem jak to z nami będzie. Krem przeznaczony jest do cery tłustej z niedoskonałościami, czyli niekoniecznie mojej, ale też nie do końca nie mojej:D Ładnie pachnie – wyczuwam już przez zamknięte opakowanie. Zamiast Evree można było też trafić na wodę z kwiatów róży Remedium Natura. Kolejnym produktem jest kosmetyk do pielęgnacji dłoni spod szyldu Mincer Pharma. W moim pudełku znalazłam Vitamins Philosophy N˚ 1026. Jest to Wzmacniające serum do dłoni i paznokci. Jak najbardziej się przypada, ponieważ produktów do dłoni nie mam w zapasie w nadmiarze. Oby serum działało naprawdę intensywnie:) Marka jest na ogół chwalona. Dobrze wspominam ich maseczkę do twarzy, więc liczę na to;) 
Z produktów do włosów mamy Schwarzkopf Micelarna odżywka z linii profesjonalnej. Mam wersję Repair Rescue o pojemności 50ml. Jest to zatem produkt, który może się przydać na wyjazdach. Z kosmetyków typu travel size, mamy również Kneipp Olejek do kąpieli tajemnica piękna. Ma on wystarczyć na 1-2 użycia. Swego czasu miałam olejki Kneipp i byłam z nich zadowolona. Choć akurat tej wersji nie próbowałam;) Mamy też pełnowymiarowe produkty w saszetkach: SheFoot Sól do kąpieli stóp z minerałami z morza martwego oraz Efektima Mineral SPA peeling+maska+krem myjący do twarzy. Sól do stóp oddam mamie, ponieważ ja niezbyt często sięgam po takie produkty, a dla niej są pomocne. Kiedyś podarowałam jej kulki Delia Good Foot z innego pudełka Shiny i bardzo sobie chwaliła, więc może sól też jej przypadnie do gustu. Ma ona skutecznie zmiękczać naskórek;) Jeśli chodzi o maskę 3w1 Efektimy to wiecie, że z reguły nie jestem zwolenniczką masek w saszetkach (chyba, że coś mnie zainteresuje tak jak ostatnio np. Bielenda Jelly Mask). Pomyślę czy użyję. W boxie znalazł się też jeden produkt z kolorówki (klasyczna kredka do ust lub automatyczna kredka do ust). Mnie trafiła się klasyczna kredka do ust Smart Girls Get More w odcieniu 01 Nude Pink. Kilka miesięcy temu marka ta była dość mocno obecna w blogosferze, ale przyznam, że nigdy nie czułam się do niej przekonana. Nie podoba mi się, że kredkę trzeba temperować. W przypadku kredek do powiek jest to dla mnie jeszcze do przyjęcia, ale do ust wolę te automatyczne. Myślę, że przejmie ją siostra. W mojej wersji XXL pojawiły się też dwa upominki: próbka Nivelazione Intensynie regenerująca kuracja do S.O.S do Stóp oraz Trind odżywka do paznokci. Odżywek do paznokci z reguły nie używam, a kurację może wetrę w stopy. W pudełku znalazłam jeszcze zabawną podwójną saszetkę Farmona Tutti Frutti składającą się z szamponu i olejku do kąpieli. Owy produkt opatrzony jest napisem: Nie żałuj na festiwalu. Serce szybciej załomoce gdy poczujesz łowoce!;) Tego produktu nie ma na karcie i początkowo sądziłam, że jest to dodatek dla Ambasadorek, ale jedna z Was napisała w komentarzu, że jest to normalna próbka dla każdego oprócz wersji standard;)
Produktem absolutnie nie dla mnie jest Hello Slim dwuetapowy program Teatox. Zestaw składa się z dwóch kroków: Hello Slim Good Morning oraz Hello Slim Good Night. Mamy więc detoksykujące herbatki na dzień dobry i na dobranoc. Przy moich 40kg żywej wagi jakikolwiek produkt spożywczy z napisem „slim” nie jest mile widziany (czekam aż zaczną dodawać jakieś hmm plus size?). Ale obserwując poczynania znajomych i części rodziny, w kwestii zdrowego odżywiania i dbania o linię, sądzę, że niejedna kobieta mimo wszystko ucieszy się z takiego zestawu. Zwłaszcza, że jest on dość drogi (97zł). Ja od razu wiedziałam, że to nie dla mnie, więc wysłałam zdjęcia składów mojej siostrze, która ćwiczy i dba o zdrowy styl życia. Odrzekła, że składy są dobre i chętnie przejmie owe herbatki, które stanowiłyby dla mnie zbędny balast:) Cieszę się zatem, że siostra będzie mogła wypróbować coś co być może okaże się dla niej całkiem niezłe;) 
Oprócz tego w boxie pojawiło się trochę kuponów rabatowych. Tym razem do Hello Slim i Neauty Minerals. Całkiem ciekawe produkty można było otrzymać będąc VIP’em – Rss Professional Cosmetics Beauty Cleaner, czyli produkt do mycia gąbek i pędzli do makijażu oraz zestaw Dove Ritual SPA. 


Jak oceniam zawartość urodzinowego Shinybox w wersji XXL? Nieszczególnie mnie cieszą produkty w saszetkach, kredka do ust i odżywka do paznokci, a detoksik jest zupełnie nie dla mnie. Natomiast podoba mi się Kueshi, Mincer oraz Evree. Myślę, że każdy wybierze z tego boxa coś dla siebie, ale takiej pełnej satysfakcji tutaj nie ma. Mimo wszystko zakup boxa jest jak najbardziej opłacany:) Zwłaszcza jeśli ktoś ma chęć na herbatki, które są dość drogie. Na pewno nie można zarzucić temu zestawowi braku różnorodności;)


Czerwcowe pudełko w ramach subskrypcji zostało już wyprzedane. Można jedynie zamawiać jako pojedynczy box lub pakiet. 


Co sądzicie o urodzinowym Shinyboxie? Otwieracie już szampana czy może zawartość Was zawiodła?

Czytaj dalej »

środa, 21 czerwca 2017

Lily Lolo rozświetlacz Champagne Illuminator i stożkowy pędzel do konturowania Tapered Contour Brush

Cześć Dziewczyny!
Przetestowałam już kilka rozświetlaczy Lily Lolo: Bronzed Illuminator, Sculpt & Glow Contour Duo, Coralista, ale ten najsłynniejszy – Champagne Illuminator bardzo długo budził we mnie wątpliwości. Bardzo długo byłam przekonana, że nie jest to rozświetlacz dla mnie, ponieważ zapewne będzie za jasny i zbyt chłodny. Jednak po wcześniejszych doświadczeniach z rozświetlaczami tej marki, postanowiłam dać mu szansę i sprawdzić czy do siebie pasujemy;) Przy okazji wypróbowałam również nowy pędzelek do konturowania Tapered Contour Brush, co do którego dla odmiany nie miałam żadnych wątpliwości:)


Lily Lolo Champagne Illuminator


„Prasowany rozświetlacz Lily Lolo Champagne Illuminator to ultra lekki, przepięknie odbijający światło kosmetyk, który może być nałożony na szczyty kości policzkowych, ramiona i dekolt. Za jego pomocą Twoja skóra będzie pięknie rozświetlona, a Ty stworzysz look idealny”.


Champagne Illuminator tradycyjnie opakowany został w biały kartonik, wewnątrz którego znajdziemy płaską, okrągłą puderniczkę wyposażoną w lusterko.  Prezentuje się on identycznie jak Bronzed Illuminator, różni je jedynie odcień zawartości;) Gramatura wynosi 9g i teoretycznie należałoby ją upłynnić w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Dla mnie jako dla osoby, która posiada niejeden rozświetlacz, a w dodatku maluje tylko siebie, jest to nierealne. Ale wiem, że dla niektórych wykonalne:) 


Rozświetlacz posiada przyjemną pudrową konsystencję, nie pyli i nie osypuje się nadmiernie. Jego pigmentacja na dłoni wydaje się intensywna. Natomiast w rzeczywistości jest to subtelny i elegancki rozświetlacz odpowiedni do codziennego stosowania:) Drobinki zawarte w rozświetlaczu są niemalże niezauważalne, więc nie musimy się obawiać efektu dyskotekowej kuli:) Jeśli chodzi o mnie to lubię zarówno mocniejsze rozświetlenie, jak i to subtelniejsze. Tutaj zdecydowanie mamy do czynienia ze skutecznym lecz dyskretnym upiększaniem naszej cery:) Z trwałością nie ma problemów. Na mojej mieszanej cerze rozświetlacz utrzymuje się przez większość dnia. Wydajność jest bardzo wysoka, jak na kolorówkę przystało;) Jak już wspomniałam we wstępie, długo obawiałam się odcienia. Uwielbiam rozświetlacze, ale miewałam już mało udane  przygody z dość osobliwymi reprezentantami tego gatunku, które wyglądały na mojej średniej karnacji wręcz tragicznie, nadając jej odcień… mąki (wcale nie żartuję). Właśnie tego się obawiałam w tym przypadku:) Jednak gdy tylko rozpakowałam przesyłkę, od razu odetchnęłam z ulgą, gdyż rozświetlacz wcale nie wyglądał na „nieprzyzwoicie jasny”;) Jego odcień jest całkiem normalny, szampański jak jego nazwa wskazuje i wcale nie typowo chłody. Powiedziałabym raczej, że neutralny. Rzeczywiście można by się pokusić o stwierdzenie, że będzie pasował do większości karnacji. Uff;) Champagne Illuminator sprawdza się zarówno na szczytach kości policzkowych, pod łukiem brwiowym, w kącikach oczu, jako subtelny cień do powiek, a także nad ustami:) Większych wad nie odnotowałam. Dla niektórych wadą może być nieco specyficzny zapach kosmetyków mineralnych, ale ja już jestem do niego przyzwyczajona. Można by też oczywiście dyskutować nad ceną lecz jako że nie jest to najdroższy rozświetlacz z mojej kolekcji – uważam, że jest ona do przełknięcia;)


Lily Lolo Tapered Contour Brush


„Idealny pędzel do podkreślania rysów twarzy. Tapered Contour Brush to wielofunkcyjny pędzel, który ma lekko spiczaste włosie idealne sprawdzające się przy aplikacji rozświetlaczy i pudrów bronzujących”.


Stożkowy pędzel do konturowania oznaczony jest jako nowość w ofercie marki, więc tym bardziej mnie zainteresował;) Wytypowałam go do przetestowania z myślą o rozświetlaczach oraz ewentualnie różach i bronzerach;)  Design Tapered Contour Brush jest typowy dla pędzli tej marki. Mamy tutaj dość ciemne włosie oraz białą rączkę z logo marki. Ten konkretny model jest dość smukły i cienki (długość wynosi ok. 177ml), więc na szczęście udało mi się go zmieścić do mojej pędzlowej kosmetyczki z przeznaczeniem do częstego stosowania;) Włosie jest przyjemne oraz delikatne w dotyku, co nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, ponieważ miałam już pędzle tej marki. Czyści się go łatwo, zwłaszcza za pomocą płytki do mycia pędzli. Nie zauważyłam tendencji do gubienia włosków. Czy spełnia swe zadanie? Oczywiście. Najbardziej lubię go używać do nakładania rozświetlaczy. Dzięki temu, że pędzel posiada niewielkich rozmiarów „główkę” oraz lekko spiczaście ścięte włosie, jest on bardzo precyzyjny i pozwala na aplikację produktu nawet w niewielkich ilościach. Dokładnie tam gdzie sobie życzysz;) Dobrze sprawdza się również do aplikacji różów i bronzerów. Zwłaszcza gdy chcemy je nałożyć subtelnie, a nie niczym „rosyjska laleczka”;) Nie lubię zbyt przerysowanych, teatralnych makijaży, więc ten pędzel bardzo do mnie trafia ze swym zastosowaniem;) Pozwala na subtelne uwydatnienie tego co chcemy podkreślić. Jeśli chcemy mniej subtelnie to oczywiście możemy nałożyć więcej produktu;) W obu przypadkach polecam.


Kosmetyki Lily Lolo znajdziecie w Costasy


Znacie Champagne Illuminator lub Tapered Contour Brush z Lily Lolo? Jak wrażenia?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Oświadczenie w sprawie fałszywych maili – nie daj się oszukać


Drodzy,
Wczoraj dowiedziałam się, że ktoś się pode mnie podszywa, oferując firmom współpracę polegającą na przetestowaniu produktów i późniejszym ich opisaniu na łamach mojego bloga! Kłamstwo ma krótkie nogi, ponieważ maile zostały rozesłane wczoraj i jeszcze tego samego dnia, dzięki jednej z Was otrzymałam sygnał, że mają miejsce próby oszustwa i wyłudzenia pod przykrywką mojej osoby! Dziś dostałam kolejne sygnały (screen poniżej), zatem nie jest to jednorazowy incydent, a próba masowego oszustwa bazującego na moim miejscu w sieci. 
Apeluję więc o czujność. Dodałam stosowną adnotację we wszystkich zakładkach na blogu i to samo polecam innym blogerom, ponieważ tego typu próby podszywania się mogą dotyczyć każdego. Bądźcie czujni. Nie pozwólmy żeby ktoś żerował na naszej pracy. Do każdej współpracy podchodzę z pełnym profesjonalizmem i nie zgadzam się na jakiekolwiek przejawy oszustwa i wyłudzenia. 

Podszywanie się pod innych jest w Polsce przestępstwem, za które grozi do 3 lat pozbawienia wolności.

Art.190a Kodeks karny

„§ 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto, podszywając się
pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w §
1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w §
1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego.”


Dziękuję za uwagę oraz za czujność osób, które mnie poinformowały o zaistniałej sytuacji. 

I zapraszam na dzisiejszą recenzję maseczki Skinfood

Czytaj dalej »