Cześć Dziewczyny!
Czytaj dalej »
Pod
koniec października prezentowałam Wam nowości marki Lirene. Jeszcze tego samego dnia postanowiłam wypróbować skarpetki złuszczające, a dwa dni
później rękawiczki regenerujące.
Jakie były moje wrażenia odnośnie tych dwóch produktów?
Lirene Skarpetki
Złuszczające profesjonalny zabieg do domowego użytku
„Profesjonalny
zabieg do samodzielnego wykonania w domu, zapewniający efektywne usunięcie martwego naskórka
i intensywne wygładzenie skóry stóp. Maseczka w formie gotowych do
użycia, nasączonych skarpetek zawiera 7,5% kompleksu kwasów owocowych
(mlekowego i glikolowego), które efektywnie stymulują proces eksfoliacji
obumarłego naskórka, wspomagając odnowę skóry stóp. Intensywne działanie
złuszczające maseczki trwa 7 – 10 dni po zastosowaniu. Zawarty w maseczce
bogaty zestaw składników aktywnych pielęgnuje skórę w czasie i po
zakończeniu zabiegu. UREA nawilża i reguluje proces rogowacenia, wyciąg
z trawy azjatyckiej oraz olejek kokosowy regenerują i zmiękczają
stwardniałą skórę. Kwas salicylowy w połączeniu z ekstraktem z miodu
i afrykańskiego czerwonokrzewu (Rooibos) działają kojąco na świeżo
złuszczoną skórę”.
Skarpetki złuszczające Lirene umieszczone zostały w płaskim
papierowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy jedną parę skarpetek o pokaźnym,
czyli tzw. uniwersalnym rozmiarze;) Skarpetki posiadają specjalny zgrzew
chroniący zawartość więc żeby z nich skorzystać należy go po prostu rozdzielić.
Nie wiem z jakiego dokładnie materiału były wykonane te skarpetki, ale
kojarzyły mi się z czymś szpitalnym;)
Skarpetki według mnie posiadają kwasowo-alkoholowy zapach, który przed użyciem jest bardzo delikatny, ale już po zdjęciu i nawet umyciu stóp bardziej intensywny. Utrzymuje się na stopach jeszcze po jakimś czasie po zdjęciu skarpetek i umyciu stópek.
Jeśli chodzi o same skarpetki to jest to jeden z tych produktów, których raczej nie kupiłabym z własnej inicjatywy. Zawsze uważałam bowiem, że taki wynalazek nie jest mi potrzebny. Zwłaszcza, że nigdy nie miałam jakiegoś szczególnego problemu ze skórą stóp. Gdy jednak takie skarpetki do mnie dotarły uznałam, że mam dwa wyjścia: albo rzucę je gdzieś na dno szuflady albo użyję od razu żeby „mieć je z głowy”. Jak nietrudno się domyślić żeby mi nie zalegały postawiłam na tę drugą opcję.
Producent zaleca żeby nałożyć skarpetki na umyte i osuszone stopy na czas 60-90 minut. Uznałam, że skoro moje stopy nie są problematyczne to wystarczy 60 max. 70 minut i tak też uczyniłam. Skarpetki nie są szczególnie komfortowe w noszeniu gdyż po pierwsze są wielkie (rozmiar uniwersalny zobowiązuje), a ja akurat mam drobne stópki, a po drugie podczas chodzenia wydają z siebie odgłosy chlupania;) Ślizgają się w klapkach więc lepiej nie biegać;) Po upływie ustalonego przeze mnie czasu opłukałam stopy wodą i lekko przemyłam mydłem gdyż zapach z "płynu skarpetkowego" nie był zbyt kuszący.
Proces złuszczania miał pojawić się po 5-7dniach od użycia. Ja skarpetki zastosowałam dokładnie 31.10, a pierwsze symptomy łuszczenia zaobserwowałam 8 listopada. Podczas łuszczenia zaleca się smarowanie stóp odżywczymi kremami i tak też robiłam. Kiedy widziałam łuszczące się fragmenty skóry stóp dodatkowo wspomagałam ten proces skubiąc te skórki. Choć możliwe, że powinno się je zostawić same sobie. To jednak nie na moje nerwy;) Łuszczenie zakończyło się 15 listopada więc według mnie cały ten proces trwał długo. Stopy zyskały ładniejszy kolor, gładkość oraz miękkość. Wszak odsłoniły przede mną nową skórę.
Jednak czy ten efekt był warty aż tak długiego czekania? Nie jestem co do tego przekonana, gdyż w moim odczuciu nie był on spektakularny. Podobne odczucia „dotykowe” zapewniały u mnie tradycyjne kremy i peelingi. Z tą jedynie różnicą, że tamte nie obdzierały mnie ze skóry;) Być może lepsze efekty można zaobserwować u osób, które mają naprawdę duże problemy ze skórą stóp i u których same kremy i peelingi to za mało. Dla mnie ten zabieg nie był szczególnie potrzebny, ale z przekory kupiłam jeszcze tego typu skarpetki Bielendy żeby mieć potem porównanie. Choć do tamtych niestety trzeba samodzielnie zaaplikować płyn.
Skarpetki według mnie posiadają kwasowo-alkoholowy zapach, który przed użyciem jest bardzo delikatny, ale już po zdjęciu i nawet umyciu stóp bardziej intensywny. Utrzymuje się na stopach jeszcze po jakimś czasie po zdjęciu skarpetek i umyciu stópek.
Jeśli chodzi o same skarpetki to jest to jeden z tych produktów, których raczej nie kupiłabym z własnej inicjatywy. Zawsze uważałam bowiem, że taki wynalazek nie jest mi potrzebny. Zwłaszcza, że nigdy nie miałam jakiegoś szczególnego problemu ze skórą stóp. Gdy jednak takie skarpetki do mnie dotarły uznałam, że mam dwa wyjścia: albo rzucę je gdzieś na dno szuflady albo użyję od razu żeby „mieć je z głowy”. Jak nietrudno się domyślić żeby mi nie zalegały postawiłam na tę drugą opcję.
Producent zaleca żeby nałożyć skarpetki na umyte i osuszone stopy na czas 60-90 minut. Uznałam, że skoro moje stopy nie są problematyczne to wystarczy 60 max. 70 minut i tak też uczyniłam. Skarpetki nie są szczególnie komfortowe w noszeniu gdyż po pierwsze są wielkie (rozmiar uniwersalny zobowiązuje), a ja akurat mam drobne stópki, a po drugie podczas chodzenia wydają z siebie odgłosy chlupania;) Ślizgają się w klapkach więc lepiej nie biegać;) Po upływie ustalonego przeze mnie czasu opłukałam stopy wodą i lekko przemyłam mydłem gdyż zapach z "płynu skarpetkowego" nie był zbyt kuszący.
Proces złuszczania miał pojawić się po 5-7dniach od użycia. Ja skarpetki zastosowałam dokładnie 31.10, a pierwsze symptomy łuszczenia zaobserwowałam 8 listopada. Podczas łuszczenia zaleca się smarowanie stóp odżywczymi kremami i tak też robiłam. Kiedy widziałam łuszczące się fragmenty skóry stóp dodatkowo wspomagałam ten proces skubiąc te skórki. Choć możliwe, że powinno się je zostawić same sobie. To jednak nie na moje nerwy;) Łuszczenie zakończyło się 15 listopada więc według mnie cały ten proces trwał długo. Stopy zyskały ładniejszy kolor, gładkość oraz miękkość. Wszak odsłoniły przede mną nową skórę.
Jednak czy ten efekt był warty aż tak długiego czekania? Nie jestem co do tego przekonana, gdyż w moim odczuciu nie był on spektakularny. Podobne odczucia „dotykowe” zapewniały u mnie tradycyjne kremy i peelingi. Z tą jedynie różnicą, że tamte nie obdzierały mnie ze skóry;) Być może lepsze efekty można zaobserwować u osób, które mają naprawdę duże problemy ze skórą stóp i u których same kremy i peelingi to za mało. Dla mnie ten zabieg nie był szczególnie potrzebny, ale z przekory kupiłam jeszcze tego typu skarpetki Bielendy żeby mieć potem porównanie. Choć do tamtych niestety trzeba samodzielnie zaaplikować płyn.
Lirene Rękawiczki
Regenerujące dwustopniowy zabieg wygładzający
„Profesjonalny zabieg w dwóch
krokach do samodzielnego wykonania w domu:
1. Intensywnie wygładzający peeling kwasowy typu gommage
2. Regenerująca maseczka w formie nasączonych rękawiczek
Unikalne połączenie wygładzająco-złuszczającego peelingu gommage do rąk z przywracającą miękkość, regenerującą maseczką w jednym rytuale pielęgnacyjnym”!
1. Intensywnie wygładzający peeling kwasowy typu gommage
2. Regenerująca maseczka w formie nasączonych rękawiczek
Unikalne połączenie wygładzająco-złuszczającego peelingu gommage do rąk z przywracającą miękkość, regenerującą maseczką w jednym rytuale pielęgnacyjnym”!
W przeciwieństwie do skarpetek rękawiczki
regenerujące to produkt, który bardziej mnie ucieszył, ponieważ możliwość
dodatkowego zadbania o dłonie jest zawsze na plus;)
Zabieg na dłonie składa się z dwóch kroków. Pierwszym z nich jest peeling typu gommage, który dość słabo zapamiętałam gdyż po jego użyciu nic szczególnego nie zaobserwowałam. Z tego co pamiętam miał dość rzadką konsystencję.
Drugim krokiem po wykonaniu peelingu i osuszeniu dłoni są rękawiczki, które podobnie jak skarpetki należy rozdzielić na zgrzewie, a następnie założyć, w tym przypadku na nasze rączki;) Rękawiczki, a raczej ich zawartość bardzo ładnie pachniała. Wydaje mi się, że jakby grejpfrutowo;)
Rękawiczki należy pozostawić na dłoniach na 30 minut, a po zdjęciu pozostałość płynu wmasować w dłonie. Płyn z rękawiczek był z tych „mokrych” więc rzeczywiście po ich zdjęciu pozostało go jeszcze sporo. Po użyciu dłonie były gładkie, miękkie, nawilżone i jedwabiste w dotyku. Efekt utrzymał się do 24h. Jest to więc fajny gadżet do użycia raz jakiś czas albo jako kuracja uzupełniająca. Ze względu jednak na to, że rękawiczki są jednorazowego użytku ich zakup nie byłby zbyt opłacalny do częstego stosowania. W takim przypadku lepiej zainwestować nawet w jakiś drogi krem, który wystarczy na przynajmniej kilkanaście zastosowań. Jeśli jednak macie ochotę na domowe SPA to jak najbardziej takie rękawiczki mogą być miłą odmianą.
Zabieg na dłonie składa się z dwóch kroków. Pierwszym z nich jest peeling typu gommage, który dość słabo zapamiętałam gdyż po jego użyciu nic szczególnego nie zaobserwowałam. Z tego co pamiętam miał dość rzadką konsystencję.
Drugim krokiem po wykonaniu peelingu i osuszeniu dłoni są rękawiczki, które podobnie jak skarpetki należy rozdzielić na zgrzewie, a następnie założyć, w tym przypadku na nasze rączki;) Rękawiczki, a raczej ich zawartość bardzo ładnie pachniała. Wydaje mi się, że jakby grejpfrutowo;)
Rękawiczki należy pozostawić na dłoniach na 30 minut, a po zdjęciu pozostałość płynu wmasować w dłonie. Płyn z rękawiczek był z tych „mokrych” więc rzeczywiście po ich zdjęciu pozostało go jeszcze sporo. Po użyciu dłonie były gładkie, miękkie, nawilżone i jedwabiste w dotyku. Efekt utrzymał się do 24h. Jest to więc fajny gadżet do użycia raz jakiś czas albo jako kuracja uzupełniająca. Ze względu jednak na to, że rękawiczki są jednorazowego użytku ich zakup nie byłby zbyt opłacalny do częstego stosowania. W takim przypadku lepiej zainwestować nawet w jakiś drogi krem, który wystarczy na przynajmniej kilkanaście zastosowań. Jeśli jednak macie ochotę na domowe SPA to jak najbardziej takie rękawiczki mogą być miłą odmianą.
Korzystałyście
ze skarpetek złuszczających lub rękawiczek regenerujących? Znacie te od Lirene?
A może polecacie coś z tej kategorii?
Życzę Wam wspaniałego Sylwestra oraz Szczęśliwego Nowego Roku!:)