wtorek, 29 października 2019

Październikowa drogeria z kropelką urodzinowej rozpusty;)

Nie wiem jak Wy, ale ja właściwie jestem już gotowa na koniec roku i czuję, że zbliża się on wielkimi krokami;) No, ale zostańmy jeszcze jedną nogą w pażdzierniku. Co nowego do mnie trafiło?

Może zacznę od tego, co sama sobie sprawiłam;) Ponad rok temu na mojej wishliście pojawiło się Foreo Iris. Nie była to żadna paląca potrzeba, ale w tym roku stwierdziłam, że nadal chcę to mieć i oto jest jako przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie;) Przy okazji zdecydowałam się też na żel pod prysznic The Body Shop Cactus Blossom, balsam Nuxe Reve de Miel w nowej formule, Konjac Aloe Vera z Yasumi oraz od dawna mi znaną kulkę Vichy i hennę Recectocil, która nie jest u mnie trwała, ale czasem mam ochotę użyć. Potem skusiłam się jeszcze na Skwalan marki O! Figa Sama słodycz, bo przypomniało mi się, że chciałam wypróbować:) Pod moim nosem rozgościł się też jakiś wyjątkowo perfidny syf;) Przypomniało mi się o plasterkach Isana, ale chyba już nie produkują, więc kupiłam Cettua. Zakupowo dość mocno zaszalałam w październiku, ale było bardzo różnorodnie. Nie tylko kategoria beauty;) No można powiedzieć, że urodziny świętowałam sobie cały miesiąc:P Mimo, że nadal przed;) 
Isana mus do rąk Isana Aloes i Jedwab
Potem jeszcze dokupiłam nowy krem do rąk Isana Aloes i Jedwab w wygodnym opakowaniu z pompką, więc doklejam;)
Shangpree kosmetyki

Więcej kosmetycznych zakupów nie pamiętam (może poza kilkoma mydłami, ale kupiłam +/- te same co ostatnio i pokazywałam kiedyś na Insta Story), więc pora przejść do pozostałych nowości. Zacznę może od tych koreańskich:) Tym razem postawiłam na Shangpree S-Energy Intensive Hydro Cream, czyli taki wielofunkcyjny krem do twarzy, który może służyć również jako krem do masażu, maska całonocna etc. Wpadło mi w oko opakowanie powiewające luksusem;) Plus intuicja mówiła mi, że będę zadowolona;) Do kompletu dobrałam krem pod oczy Shangpree Gold Solution Care i spoza ekipy na S Klavuu Nourishing Care Lip Sleeping Pack, czyli całonocną maskę do ust;) No nie powiem, wybrałam bardzo dobrze:) A więcej o tych kosmetykach w listopadzie.

Od Alkemie trafiła do mnie Wyciszająca nocna maska-krem Dream of Beauty, eko torba i dosłownie masa próbek. Maska w użyciu i myślę, że będzie jakaś opinia na blogu:)

Trafiły też do mnie pędzle i gąbeczka KillyS Tokyo Night inspirowane wachlarzem gejszy oraz nocnym życiem Tokyo:) Przyznam szczerze, że na mojej chciej-liście są tylko pędzle M Brush i jest niewielka szansa żebym kupiła jakieś inne z własnej inicjatywy (choć podoba mi się to i owo). Ale muszę przyznać, że są miękkie, mają fajne kształty i dobrze się sprawdzają:) 
Christian Laurent podkład

Przy okazji zawitały też do mnie nowe podkłady Christian Laurent, które w przeciwieństwie do limitowanych pędzelków są dostępne w Rossmannie na stałe.  
Skoro już mowa o podkładach to dotarły też do mnie nowe naturalne kremowe podkłady Lily Lolo, a ponadto znane mi już podkłady mineralne i puder Flawless Silk.

Niezłą zagwozdkę za to zgotowała mi Aneczka. Dostałam sms od DHL, że idzie do mnie przesyłka z Zabrza i myślę sobie… Zabrze? WTF?;) Od kogo niby? A to przedwczesny prezent urodzinowy prosto ze sklepu Ekozuzu. Nigdy bym się nie domyśliła. Mimo, że talent do przewidywania mam niemały:P Wewnątrz znalazłam kosmetyki do pielęgnacji twarzy włoskiej marki Bema, z którą nie miałam wcześniej do czynienia:) Jest krem do twarzy, krem pod oczy, peeling, tonik i emulsja oczyszczająca. Jest to jedna z ulubionych marek Ani. Mam nadzieję, że i mój ryjek to polubi;)

Aneta też wyskoczyła z prezentem wcześniej:D Jest kolorowo i różnorodnie:) Dostałam piankę Alkemie Foam My God, która od dawna mnie intrygowała. Wymarzony lakier Neonail Divine Blue, maseczkę Dr. Jart+, kremy do rąk z Nutridome i Cien Food For Skin, żele pod prysznic Balea i Korres, masło i mydło OH! TOMI (jak to pachnie!), maseczkę do włosów Nutridome i puder Wibo #Mood, którego zakup rozkminiałam tak długo, że mi wykupili:D Był jeszcze srebrny kubek Home&You. Miałam już kiedyś taki złoty, ale mi potłukli;) 
Nuxe Reve de Miel
W jednym z ostatnich dni października dotarły też do mnie 3 kosmetyki Nuxe z linii Reve de Miel, która obchodzi swoje 25-lecie;) Niebawem napiszę dwa słowa o tej linii, ale nie będzie to jeszcze recenzja:) Na nią przyjdzie pora;)


I to chyba już wszystko. Jeśli o czymś zapomniałam to tradycyjnie kiedyś tam dokleję;) 

Pogodzona z jesienią mego życia, jeszcze raz dziękuję za prezenty😁😂

Jak tam Wasze nastroje i kosmetyczne nowości w październiku? Znacie coś z moich?
Czytaj dalej »

piątek, 25 października 2019

Halloween z Notino.pl!

Halloween 2019 zbliża się wielkimi krokami! Jestem ciekawa czy planujecie coś szczególnego na ten dzień? Jeśli tak to zapewne chodzi Wam po głowie jakaś odjechana mroczna stylizacja i oczywiście niebanalny przerażający makijaż:) Sama śmieję się, że u mnie wystarczy żebym oddała się zbyt długiemu spaniu… Wszak im dłużej śpię tym gorzej wyglądam i już mogę straszyć jako Zombie na Halloween (a najgorsze jest to, że uwielbiam spać;)). Dodatkowo jako zodiakalny Skorpion z 1 listopada nadrabiam mroczną duszą i perfidnym usposobieniem:D Pewnie nie każdy ma tak łatwo, więc tutaj z pomocą przychodzą kosmetyki:) Ostatnio spoglądałam, co ciekawego w tym zakresie przygotowało Notino.
Halloween Notino

Żeby stworzyć fajny makijaż potrzebujemy dobrych pędzli. U mnie tego pod dostatkiem, ale przyznaję, że już dawno wpadły mi w oko pędzle do makijażu Real Techniques PowderBleu Collection. Na pewno dobrze wiecie dlaczego:) Nie powinnam ich kupować, ale skłamałabym gdybym powiedziała że się nad tym nie zastanawiałam:) Dodatkowo zdradzę, że pierwszy mój pędzel był właśnie z RT i nadal często z niego korzystam:)  Dość regularnie chwalone są pędzle Sigma. Ja nie miałam okazji ich wypróbować, ale podoba mi się Sigma Beauty Travel Kit. Zestaw zawiera tubę, która z pewnością jest przydatna w utrzymaniu porządku i dobrze chroni przed kurzem oraz zniszczeniem w transporcie. 
Notino Halloween 2019


Jeśli odjechane, mroczne makijaże to najlepiej jakaś paletka składająca się z co najmniej kilku cieni. Wśród Halloween'owych kolorów króluje czerń, granat, bordo, fiolet, czerwień albo zgniła zieleń. Ale tak naprawdę nie ma ograniczeń, wszystko zależy od naszej koncepcji i kreatywności:) Ogranicza nas tylko wyobraźnia:) Paletki do makijażu to dosłownie temat rzeka. Można wybierać i przebierać godzinami.  Mój wzrok od razu przyciągnęła Yves Saint Laurent Couture Palette Black Opium Intense Night Edition. Ze znanych mi produktów na pewno warto rzucić okiem na Makeup Revolution Maxineczka Beauty Legacy. W tym zestawie znajdziemy nie tylko cienie, ale i rozświetlacz, róż oraz bronzer. Trzeba jedynie delikatnie obchodzić się z nią podczas transportu. Zdecydowanie polecam też niepozorną, ale świetną rzecz jaką jest NYX Glitter Primer. Wszelkie cienie trzymają się na niej idealnie, pozostając intensywne przez wiele godzin. Pełną recenzję znajdziecie na blogu. Pisałam już o niej w lipcu:)


Gdy już po imprezie przyjdzie nam zmywać te wszystkie straszne halloween'owe charakteryzacje z twarzy, musimy mieć kosmetyki, które rozprawią się z naszym makijażem szybko i bez nerwów;) Najlepiej postawić na dwuetapowe oczyszczanie. Mnie od dłuższego czasu ciekawi Nuxe olejek micelarny do demakijażu z płatkami róży, który powinien skutecznie usunąć makijaż twarzy i jednocześnie być łagodny dla skóry. Olejki potrafią zostawiać po sobie uczucie lekkiego zamglenia przed oczami, więc w przypadku oczu lepiej postawić na płyn dwufazowy (choć niektórzy wolą micelarny) lub ściereczki do demakijażu. Kiedyś został mi polecony dwufazowy płyn Mixa Optimal Tolerance. Kupiłam go mojej mamie, która jest alergikiem i na szczęście dobrze radzi sobie z demakijażem, nie wywołując przy tym reakcji niepożądanych. Na koniec dobrze jest jeszcze umyć twarz, najlepiej czymś łagodnym, jak np. kojący żel Bioderma Sensibio. Pamiętajcie, że dokładny i delikatny demakijaż skóry to podstawa zdrowej cery!


To jak? Cukierek albo psikus? Macie jakieś plany na Halloween? Postawicie na mroczny makijaż?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 21 października 2019

Frudia Blueberry Hydrating Honey Lip Balm – odżywczy balsam do ust!

Kiedy po raz pierwszy słyszę o nieznanej mi koreańskiej marce to w 99% przypadków w mojej głowie pojawia się komentarz pt.: „dziwna nazwa”;) Nie inaczej było z marką Frudia, o której usłyszałam jeszcze w zeszłym roku;) Kosmetyki mnie zainteresowały i w międzyczasie miałam okazję poznać kilka z nich. Do tej radosnej gromady należał m.in. Frudia Blueberry Hydrating Honey Lip Balm, który pewnego razu sprezentowała mi Interendo;) Zużyłam go już naprawdę dawno, ale z racji tego, że niebawem napiszę o masce całonocnej KLAVUU to postanowiłam nadrobić zaległości. Wszak każda pora jest dobra;)

Frudia Blueberry Hydrating Honey Lip Balm

 

Frudia balsam do ust

Balsam do ust Frudia zawiera w swoim składzie miód, ekstrakt z jagód oraz kolagen, który ma za zadanie dodać ustom sprężystości oraz objętości. 


Balsam Frudia został opakowany w uroczy słoiczek, przypominający ten od Kubusia Puchatka;) Przyznam, że bardzo mi się podoba i zdecydowanie wyróżnia się na tle innych balsamów:) Żółto-fioletowe opakowanie od razu przywodzi na myśl główne składniki, czyli miód i jagody;) Pojemność to 10ml, więc moim zdaniem w sam raz;) Do balsamu niedołączono niestety żadnej szpatułki, więc musimy skorzystać z innej, jeśli posiadamy lub radzić sobie palcami;) Ja miałam zaoszczędzone szpatułki z całonocnych masek Laneige. Słoiczek jest dość wąski, ale głęboki, więc grzebanie nim palcem przy dłuższych paznokciach jest średnio wygodne;) 
Frudia balsam do ust opinie

Balsam posiada półprzezroczystą, żelową, ale jednocześnie sprawiającą wrażenie treściwej konsystencję. Nie roztapia się pod wpływem temperatury. Ładnie się rozprowadza pozostawiając po sobie wyczuwalną, ale nielepką błyszczącą warstewkę. Po nałożeniu na usta wieczorem na pewno zostanie na nich aż do rana. Zapach balasamu do ust Frudia jest jagodowy. Przyjemny, ale według mnie z tych sztucznych;) 
Frudia Blueberry Hydrating Honey Lip Balm opinie

Przyznam, że początkowo Frudia Blueberry Hydrating Honey Lip Balm wydawał mi się nieco dziwny i czułam się nim trochę rozczarowana. Ale dość szybko doceniłam jego działanie. Ładnie odżywiał i nawilżał usta, a na dodatek rzeczywiście wydawały się być one bardziej sprężyste:) Dość szybko radził sobie także w przypadku większych przesuszeń. 


Plusem jest także to, że dzięki polskim dystrybutorom jest on dość dobrze dostępny w sklepach internetowych. Cena regularna balsamu to 25,99zł. 


Znacie balsam do ust Frudia lub inne kosmetyki tej marki?
Czytaj dalej »

czwartek, 17 października 2019

AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam nawilżający, czyli Chok Chok po polsku! Czy warto?

AA Oceanic znam od niepamiętnych czasów i z tego co widzę, również obecnie marka ładnie się rozwija podążając za trendami w kosmetyce:) Parę miesięcy temu spostrzegłam serię AA Hydro Sorbet Korea, która z miejsca mnie zaintrygowała. Potem wypadła mi z głowy, ale nadrobiłam zaległości, kupując dwa produkty. Jedynym z nich był AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok w jakże uroczej tubce;)

AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok opinie

AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok


Jest to balsam inspirowany koreańską pielęgnacją. Producent obiecuje lekką, a jednocześnie super nawilżającą formułę opartą na cenionych właściwościach wąkrotki azjatyckiej i kwasu hialuronowego. Po użyciu skóra powinna być promienna, sprężysta, witalna i długotrwale nawodniona.


Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isopropyl Palmitate, Isohexadecane, Polysorbate 80, Ethylhexylglycerin, Polysorbate 20, Sodium Hyaluronate, Xanthan Gum, Allantoin, Panthenol, Butylene Glycol, Centella Asiatica Leaf Extract, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Sodium Citrate, Citric Acid, Propylene Glycol, Camellia Sinensis Leaf Extract, Ubiquinone, Tocopheryl Acetate, Squalane, Rubus Idaeus Fruit Extract, Fragaria Ananassa Fruit Extract, Actinidia Chinensis Fruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract, Prunus Persica Fruit Extract, Carica Papaya Fruit Extract, Cucumis Sativus Fruit Extract, Potassium Sorbate, Parfum.

AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok blog

Balsam opakowany został według mnie w bardzo ładną tubkę, która aż woła żeby po nią sięgać:) No ślicznie wygląda na półce;) Tubka jest wygodna w użyciu. Podczas stosowania nic złego się nie dzieje, a na koniec bez problemu można ją rozciąć żeby zużyć resztki balsamu;) Pojemność to standardowe 200ml. 


AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok posiada kremowo-żelową konsystencję, która bardzo dobrze się rozprowadza. Podczas smarowania balsam staje się jakby mokry, powodując, że sam proces aplikacji przebiega niezwykle sprawnie i jednocześnie odczuwamy subtelne chłodzenie. Balsam posiada przyjemny, świeży zapach, który jest wyczuwalny jedynie podczas nakładania i bezpośrednio z tubki;) 
AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok

Kosmetyk bardzo szybko się wchłania, ale po wklepaniu skóra się lepi przez dobrych kilka minut. A dodam, że u mnie mało który produkt powoduje takie atrakcje. Przechodząc do działania, mam wrażenie, że prawie żadna z obietnic nie została spełniona. Balsam nawilża… trochę. Trochę nawilża, trochę wygładza i to byłoby na tyle. Prawdę mówiąc niektóre nawilżające żele pod prysznic zapewniały mi lepsze efekty niż ten balsam. Produkt nie pozostawia po sobie żadnej warstwy. Oczywiście plusem jest to, że nie ma tłustego filmu, ale efekt jest niemal taki jakby się nic nie nałożyło. Nie ma mowy o promienności, zwiększonej sprężystości i witalności. A już tym bardziej o długotrwałym nawodnieniu. Balsam szybko się kończy, ale gdybym go używała przez kilka miesięcy to sądzę, że nawet pogorszyłby stan mojej skóry. Nie ma co się oszukiwać, jego działanie jest po prostu mierne. Skóra mojego ciała ma co prawda tendencję do przesuszania, ale dzięki odpowiednio dobranym balsamom za zwyczaj jest w bardzo dobrym stanie. Ten produkt to jednak jakaś atrapa balsamu;) Plusem jest tylko ładne opakowanie, przyjemny i nienachlany zapach oraz lekka formuła. Jeśli jednak zależy Wam na porządnym nawilżeniu (a tego oczekiwałabym od nawilżacza do ciała) to nie polecam. Balsam nie jest drogi (15,99zł), ale w tej lub nawet niższej cenie można znaleźć dużo lepsze produkty. Wiem co mówię, bo balsamów używam bardzo regularnie i wręcz nałogowo;) Sama nie spodziewałam się po nim jakiegoś oceanu nawilżenia (zważywszy na formułę), ale nie sądziłam, że będzie aż tak słabo. 


Kto mógłby być z niego zadowolony? Według mnie może się sprawdzić u osób, które nie znoszą balsamowania i nie tolerują nawet minimalnej warstewki ochronnej, ale jednak chciałyby choć minimalnie zadbać o skórę ciała. To jest taki „balsam nie-balsam”, więc u takich osób może się sprawdzić na zasadzie lepsze to niż nic;) Pozostałym radzę zainwestować w coś lepszego. Róbta co chceta, ja nie polecam;)


Znacie AA Hydro Sorbet Korea hydro balsam Chok Chok? Jakie balsamy lubicie?
Czytaj dalej »

niedziela, 13 października 2019

Roller z kwarcu różowego do masażu twarzy – czy to działa?

Na początku roku zainwestowałam w roller z kwarcu różowego. Kupiłam go bez większej refleksji i nie miałam względem niego wygórowanych oczekiwań. Ot, przyjemny dla oka gadżecik, który jeśli się nie sprawdzi to przynajmniej będzie ładnie wyglądał na zdjęciach;)

Roller z kwarcu różowego

Roller z kwarcu różowego – gdzie kupić?


Większość dziewczyn kupuje swoje rollery/wałeczki z kwarcu lub jadeitu do masażu twarzy na Aliexpress, ponieważ tam jest najtaniej:) Są one też dostępne w polskich sklepach internetowych, niektórych sklepach stacjonarnych, a także na przeróżnych "targach beauty". Aktualnie wałek do masażu z kwarcu można kupić nawet w Rossmannie, co stanowi duże ułatwienie:) Ja nie chciałam czekać zbyt długo na przesyłkę, a stacjonarnie rollery były jeszcze wtedy rzadko spotykane, więc moja sztuka jest firmy BLEND IT. Była promocja 49,90zł z 69,90zł i pomyślałam, że to świetna okazja. A tymczasem owa promocja trwa po dziś dzień:D Warto dodać, że owy wałeczek zyskał nagrodę Glammies 2019.
Roller z kwarcu różowego czy warto, opinie

Ile kosztuje roller do masażu?


Ceny wahają się od ok. 20 do ponad 100zł zależnie od miejsca zakupu.

Wałek z kwarcu różowego do masażu twarzy – jakie korzyści zapewnia?


Masaż wałeczkiem z kwarcu różowego lub jadeitu według producentów zapewnia szereg korzyści. Chłód wydzielany przez wałek zwiększa krążenie krwi, zmniejsza opuchliznę i cienie pod oczami, zamyka pory  i rozluźnia mięśnie, zmniejszając tym samym widoczność drobnych zmarszczek. Ma on działanie nie tylko upiększające, ale także relaksacyjne. 
Wałek do masażu z kwarcu różowego blog

Roller z kwarcu różowego – jak używać?


Nie jest to skomplikowane. Masujemy kolejno poszczególne partie twarzy – czoło, nos, policzki, okolice ust, podbródek i szyję. W sieci znajdziemy sporo grafik lub filmików instruktażowych, które w prosty sposób wszystko wyjaśniają. Ważne żeby nie rollować skóry dociskając zbyt mocno. Masaż wykonuje się na oczyszczonej skórze twarzy. Można na nią nałożyć np. serum lub maskę w płachcie. Dla zintensyfikowania efektu chłodzenia, przed użyciem warto schłodzić roller w lodówce (tylko nie w zamrażarce!).

Lepszy roller z kwarcu czy z jadeitu?


Znalazłam informację, że zarówno roller z kwarcu jak i jadeitu mają podobne właściwości, więc tak naprawdę możemy się kierować tym, który bardziej nam się podoba wizualnie:) Dla mnie ten z kwarcu jest ładniejszy;)
Roller do masażu czy działa


Roller z kwarcu różowego – czy to naprawdę działa?


Moim zdaniem średnio na jeża, gdyż nie zauważyłam jakichś spektakularnych efektów:) Nie można mu jednak odmówić walorów relaksacyjnych. Masowanie twarzy chłodnym kwarcem jest naprawdę przyjemne i odprężające. Obojętnie czy robimy to rano czy wieczorem. Masaż wzmaga także wchłanianie się produktów takich jak krem czy serum. Zmniejszenia widoczności cieni nie zaobserwowałam. Choć po użyciu twarz wygląda na bardziej wypoczętą. Mocno polemizowałabym ze stwierdzeniem, że taki masaż rollerem może się równać z masażem twarzy podczas przeprowadzania rytuału pielęgnacyjnego w gabinecie kosmetycznym. Dłonie doświadczonej kosmetolog robią to po prostu bardziej efektywnie i jest o wiele przyjemniej:) Niemniej, kto by miał czas żeby codziennie poddawać się zabiegom i masażom w gabinetach. Dlatego mimo wszystko jest to całkiem niezła i niedroga alternatywa, po którą możemy sięgać w zaciszu własnej łazienki nawet dwa razy dziennie;) Sama zakupu nie żałuję;) 

Jak czyścić roller do masażu? 

 

Wystarczy woda z mydłem lub mokra szmatka. Producent radzi by nie zalewać metalowych elementów. Ja jednak bezpardonowo opłukuję roller pod kranem i nadal wygląda jak nowy.


Próbowałyście już masażu wałeczkiem z różowego kwarcu lub jadeitu?
Czytaj dalej »

środa, 9 października 2019

Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion szczotka do włosów z włosiem z dzika – czy warto?

Na początku roku miałam jakiś nagły zryw w kierunku testowania szczotek do włosów, które mogłyby okiełznać moje niesforne kudełki;) Najpierw zamówiłam słynną szczotkę Abody prosto z Chin, ale że cierpliwość nie jest moją mocną stroną to zanim zdążyła do mnie dotrzeć, już kupiłam dwie inne w normalnym sklepie z szybką dostawą:D Zdecydowałam się wtedy m.in. na szczotkę do włosów Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion. Czy jest warta uwagi?

Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion


Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion


Jest to profesjonalna szczotka z włosiem z dzika, której antystatyczne jonizowane kolce zakończone delikatnymi końcami bez problemu rozplątowują włosy. Szczotka przeznaczona jest do układania i prostowania włosów. Zapewnia im połysk i gładkość. Jonizowana miękka poduszka i korpus z powłoką ceramiczną gwarantują łagodność dla włosów i skóry głowy oraz idealne efekty stylizacji.


Srebrna szczotka marki Olivia Garden ma według mnie dość przyjemny wygląd. Nie jest ciężka, a jej kształt jest dla mnie wygodny. Jakość wykonania jest bardzo dobra, ponieważ po wielu miesiącach wygląda prawie jak nowa. Moja wersja została wyposażona w „igiełki”, które nie są ani zbyt ostre ani za tępe. Są więc wyczuwalne, ale nie drapią skóry. W przeciwieństwie do wspomnianej we wstępie szczotki Abody, która jest niesamowicie drapiąca. Dodatkowo wyposażona została we włosie dzika. Pierwszy raz miałam szczotkę z włosiem z dzika i muszę przyznać, że na początku jej zapach był dość intensywny. Przypominał mi woń wnętrza sklepu obuwniczego;) Słabej klasy sklepu żeby było jasne;) Po jakimś czasie stało się to jednak dla mnie niemal niewyczuwalne;) Ze względu na połączenie materiałów szczotkę nieco trudno dokładnie wyczyścić, więc warto mieć przyrząd do czyszczenia szczotek, o którym kiedyś wspominałam. Dobrze też trzymać ją w zamkniętym miejscu, np. w szufladzie, żeby tak się nie kurzyła;) Ale to tak naprawdę dotyczy każdej szczotki:)
szczotka z włosiem z dzika

Szczotka przyjemnie masuje skórę głowy. Jak już wspomniałam, nie jest ostra, więc nie należy obawiać się podrażnień. Czesze jednak szybko i skutecznie, bez problemu radząc sobie z rozplątywaniem włosów. Moje włosy mają niestety dużą tendencję do plątania. Wyjdę z domu uczesana, a wracam już potargana i niejednokrotnie z drobnymi kołtunami;) A na moim osiedlu ciągle wieje, więc wiecie;) Dodatkowym atutem jest to, że po uczesaniu włosy są przyjemnie gładkie i bardziej błyszczące. Czuć, że naprawdę dba o włosy. Jeśli chodzi o właściwości prostujące to moich całkowicie nie wyprostuje, ponieważ mają one sporą tendencję do kręcenia. Nie było to jednak dla mnie istotne, gdyż w razie potrzeby mam prostownicę i prostującą szczotkę na baterie;) Minusem jest to, że podczas jej stosowania włosy szybciej się przetłuszczają, ale podobno w przypadku szczotek z włosiem z dzika jest to zupełnie normalne;) Ja tej szczotki używam zamiennie z innymi, bo tak jak wspomniałam mam ich na stanie parę sztuk;)
Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion blog

Według mnie szczotka Olivia Garden Supreme Combo Ceramic + Ion jest warta swojej ceny, a chińska inspiracja, która miała być równie dobra, nawet obok niej nie stała. Jest tak ostra, że naprawdę nie wiem, co mogłabym nią czesać. Nie nadaje się nawet dla psa. Dobrze więc zrobiłam kupując Olivię. Możliwe, że skuszę się jeszcze na słynną Fingerbrush. 


Znacie szczotki do włosów Olivia Garden?
Czytaj dalej »

niedziela, 6 października 2019

Nuxe Insta - Masque – 2 minutowe maseczki do twarzy!

Staram się regularnie sięgać po maseczki do twarzy i na ogół nie mam problemu z ich formułami. Jestem w stanie użyć wszystkiego, co ma potencjał, od masek w płachcie, kremowych, żelowych, peel-off po glinki. Jednak część z nich wymaga specjalnego przygotowania lub np. poświęcenia 20min (tak jak np. w przypadku masek w płachcie), więc na niektóre maski muszę mieć „ten dzień”;) Tym bardziej, że nie lubię siedzieć z maseczką i nic nie robić. Dlatego najchętniej sięgam po ekspresowe maseczki w słoiczkach, które mogę sprawnie zastosować nawet pod prysznicem. Takie są właśnie nowe maseczki Nuxe Insta-Masque! Nakładamy je na 2 minuty, a tyle czasu znajdzie każda z nas, bez żadnych wymówek:) Nawet nie próbujcie mi wmówić, że nie:D

Nuxe Insta – Masque - dla kogo?


Nuxe Insta-Masque

Nowe maseczki Nuxe zostały stworzone z myślą o współczesnych kobietach, które prowadzą aktywny tryb życia, ale jednocześnie chcą by ich skóra była piękna i zadbana. Głównym składnikiem maseczek jest woda różana, która posiada właściwości kojące, zmiękczające oraz tonizujące.


W skład serii Nuxe Insta-Masque wchodzą 3 maseczki:


Złuszczająca maska ujednolicająca (różowa).

Detoksykująca maska rozświetlająca (czarna).

Oczyszczająca maska wygładzająca (zielona).
Nuxe Insta-Masque blog

Każda maseczka została zapakowana w kartonowe opakowanie. W środku znajdziemy plastikowy słoiczek o standardowej pojemności 50ml. Opakowanie należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Słoiczki wizualnie mi się podobają. Miałam tylko problem z foliami zabezpieczającymi, ponieważ naprawdę ciężko było je usunąć i przy czarnej już trochę wymiękłam, zostawiając kawałek sreberka;) Świstak zbyt mocno zawijał;)




W składzie maseczki znajdziemy w 100% naturalne złuszczające drobinki z orzechów makadamia. Są one jednak na tyle delikatne, że nadają się dla każdego typu skóry. Maska zawiera również olejek makadamia, który poprawia nawilżenie skóry i wzmacnia jej naturalną barierę ochronną. Maska ma zapewnić przede wszystkim wygładzenie i ujednolicenie kolorytu.
Nuxe Insta-Masque Złuszczająca maska ujednolicająca

Maska została opakowana w różowy słoiczek, wewnątrz którego znajdziemy dość nietypową konsystencję. Ja nazwałam ją galaretowatym żelem z cukrem;) Co ciekawe, pod wpływem masażu zmienia się ona w jedwabisty olejek, co powoduje, że staje się ona wyjątkowo przyjemnym rytuałem dla skóry:) Jest równie przyjemnie jak podczas demakijażu dobrym olejkiem z emulgatorem;) Dla mnie jest to najbardziej relaksująca wersja Insta-Masque i jednocześnie najpiękniej pachnąca. Trudno mi określić jej zapach, ale powiedzmy, że taki miodowo-kwiatowy. Subtelny, ale bardzo ładny i jednocześnie otulający. Podczas masażu złuszczające drobinki w moim odczuciu są dość dobrze wyczuwalne, ale nie podrażniają skóry i nie powodują jej zaczerwienienia. Pewnie dlatego, że mimo, iż jest to maseczka złuszczająca to jednocześnie mamy tutaj tą nietypową, bardzo komfortową formułę, która zapewnia dodatkowe działanie kojąco-nawilżające. Po użyciu skóra jest przyjemnie gładka i zrelaksowana, a wszystko to w zaledwie 2 minuty:) 


Nuxe Insta – Masque detoksykująca maska rozświetlająca


Ekspresowo detoksykująca czarna Insta-Maque w swoim składzie zawiera węgiel drzewny, który szybko usuwa zanieczyszczenia z powierzchni skóry. Już po 2 minutach skóra staje się promienna, rozświetlona i pełna blasku.
Nuxe Insta – Masque maseczki opinie

Czarne opakowanie skrywa w sobie czarną niczym smoła i pięknie błyszczącą 2-minutową maseczkę. Konsystencja jest gładka i kremowa, w trakcie zmywania zmienia się w mleczko, dzięki czemu nie nastręcza problemów;) Zmywa się ją równie ekspresowo jak nakłada. Przynajmniej w moim przypadku, bo jak wspomniałam – tego typu maseczki stosuję zawsze pod prysznicem żeby nie tracić czasu:) Maseczka detoksykująca również posiada przyjemny zapach. Według Nuxe są to nuty drzewne w towarzystwie cedru i bergamotki. Marka rekomenduje, że zapach przypadnie do gustu również panom i muszę się z tym zgodzić. Woń jest świeża i naturalna, bez żadnych drażniących nut. Bardzo polubiłam tą wersję. Po użyciu skóra jest przyjemnie gładka, promienna, czysta i taka świeża:) 


Nuxe Insta – Masque oczyszczająca maska wygładzająca


Zielona Insta-Masque w swoim składzie zawiera glinkę białą. Jest więc wersją szczególnie polecaną do cery wrażliwej. Kaolin pochłania nadmiar sebum, matuje skórę oraz oczyszcza pory.
Nuxe Insta – Masque konsystencje masek

Ostatnia wersja zawiera lekką, kremową maskę o jasnej barwie. Zapach zielonej maski jest w moim odczuciu już taki bardziej zwyczajny, neutralny. Producent opisuje go jako połączenie figi i ylang-ylang, ale ja bardziej wyczuwam naturalną, delikatną woń glinki. Ta wersja jest najdelikatniejsza, a jednocześnie skutecznie wygładza, oczyszcza skórę i lekko matuje. Spłukuje się najszybciej ze wszystkich 3 wersji, ponieważ jej konsystencja jest najlżejsza.

Osobiście najbardziej polubiłam wersję czarną i różową. Ale warto wspomnieć, że z powodzeniem możemy zastosować multi-masking, nakładając każdą maseczkę na wybraną partię twarzy. Czyli np. zieloną na czoło i nos, a czarną na policzki i brodę etc. Spróbujcie i sprawdźcie jak odpowiada Wam najbardziej:)


Znacie już nowe Insta-Masque od Nuxe? Lubicie takie ekspresowe maseczki do twarzy czy raczej dłuższe rytuały pielęgnacyjne?
Czytaj dalej »

czwartek, 3 października 2019

Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX 2019 - odnowiona wersja słynnej esencji!

Raz na jakiś czas pokazuję nowe albo bardziej egzotyczne koreańskie marki, ale firma Missha jest zapewne znana wszystkim, którzy choć troszkę siedzą w temacie #kbeauty;) Jakiś czas temu zainteresowała mnie seria Artemisia, ale pomyślałam, że to może później i postawiłam na nową esencję Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX. Jest to odnowiona wersja, wydana w 2019 roku;) Do pozostałych nie mam niestety porównania, ale napiszę, jakie są moje odczucia względem tej nowej:) Nie wiem jak Wam, ale mnie ona ostatnio wyskakuje niemal z lodówki, tzn. głównie, jako reklamy sklepów na Insta i FB;) Wszędzie jest zachwalana, więc wychodzi na to, że dokonałam dobrego wyboru;)

Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX

Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX



Esencja zawiera aż 95% sfermentowanych drożdży. Pomagają one nawilżyć, zregenerować, a także ukoić zniszczoną skórę. Esencja ma również działanie ujędrniające i rozjaśniające. Dzięki zastosowaniu podwójnej fermentacji działa intensywniej, a składniki lepiej się wchłaniają. Kosmetyk poprawia kondycję skóry, wygładza, rozświetla, a nawet łagodzi objawy trądziku. Dodatkowo w składzie znajdziemy również Liściokwiat oraz ekstrakt z ryżu, niacynamid i ceramidy. Esencja ma również zapobiegać powstawaniu zmarszczek mimicznych i kontrolować nadmierne wydzielanie sebum.


Skład: Yeast Ferment Extract, 1,2-Hexanediol, Nicotinamide, Bifidus Ferment Filtrate, Oryza Sativa Extract, Pearl powder, Aqua, Diethoxyethyl succinate, Propanediol, Sodium PCA, Ethylhexylglycerin, Adenosine, Polyquaternium-51, Butylene Glycol, Vinegar, Glycerol, Ceramide 3, Cholesterol, Hydrogenated lecithin, Xantham Gum

Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX nowa wersja

Esencję otrzymujemy w kartonowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy 150ml butelkę z mrożonego szkła, której otwór jest bardzo dokładnie zabezpieczony. Ja musiałam go „odbezpieczyć” nożyczkami, bo było mi szkoda paznokci. Butelka należy do tych eleganckich, ale średnio ją lubię, ponieważ jest ciężka i przez to nieporęczna;) Wolałabym też dozowanie za pomocą pompki, ale w sumie już się przyzwyczaiłam do tego wylewania przez otwór. W tym przypadku na szczęście nie jest on przesadnie wąski, więc można dość sprawnie wylać odpowiednią ilość na dłoń lub wacik. Poza tym ciężko ją się fotografuje, a jak jakieś opakowanie bardziej mi się podoba to zawsze robię więcej zdjęć;) Butelka ładna, ale niekoniecznie do pokazywania na zdjęciach;) 


Konsystencja esencji to typowa woda, choć w kontakcie ze skórą sprawia wrażenie takiej nieco odżywczej, (jeśli w ogóle można tak powiedzieć o wodzie;)). Esencja jest bezwonna, co stanowi mój ulubiony zapach. Oczywiście lubię też te aromatyczne, ale bezwonność za zwyczaj jest dla mnie pełną gwarancją delikatności i komfortu stosowania. Wiem jednak, że dla niektórych brak zapachu jest dużą wadą. 
Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX nowa wersja opinie, blog


Nową esencję Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX wdrożyłam do swojej wieczornej pielęgnacji. Choć czasem zdarzało mi się jej używać zamiennie rano, ponieważ miałam jeszcze drugą, polską esencję. Nigdy nie stosowałam jej solo, gdyż uważam, że takie stosowanie na dłuższą metę jest mało efektywne. Zawsze więc w pielęgnacji wieloetapowej, po uprzednim dokładnym demakijażu i oczyszczeniu cery. Na początku najpierw używałam toniku, a następnie esencję aplikowałam palcami. Zauważyłam jednak, że używana zamiast toniku i nakładana wacikiem sprawdza się u mnie nawet lepiej. Choć nie wiem, z czego to wynika;) Esencja rzeczywiście jest ultra-delikatna, wręcz kojąca. Nie wysusza, nie podrażnia. Na pewno nie obciąża cery i nie zapycha. Delikatnie rozświetla, wstępnie nawilża oraz wygładza, dobrze przygotowując i ułatwiając aplikację serum i kremu, a także wspomagając ich działanie. Bardzo przypomina mi esencję Secret Key, którą stosowałam na początku roku. Nie jestem jedynie przekonana do jej ceny, tzn. cena na Jolse jest w porządku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tą promocyjną (a o promocje tam nietrudno). Ale taka cena jak w naszych sklepach to już według mnie lekka przesada. 


Znacie nową esencję Missha? Stosujecie ten krok w swojej codziennej pielęgnacji?
Czytaj dalej »