czwartek, 27 lutego 2020

O!Figa Uwaga! Granat! Żel pod oczy - recenzja!

Kosmetyki O!Figa intrygowały mnie od dłuższego czasu. Na początek skusiłam się na skwalan i mimo, że się nie sprawdził to nadal miałam chęć na żel pod oczy Uwaga! Granat! Opisany był niczym ósmy cud świata i recepta na wszelkie pod-oczne zło, więc kusił mnie niesamowicie:) Pod koniec listopada dostałam go w prezencie i jeszcze tego samego dnia bez żadnej zwłoki pobiegłam z nim ochoczo do łazienki. No bo taki cud, że grzechem byłoby nie wypróbować go od razu;) Sama rozumiesz!

O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy blog

O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy


Żel pod oczy Uwaga Granat zawiera prawdziwą bombę składników, która ma mieć zbawienny wpływ na delikatną, starzejącą się skórę pod oczami. Obietnice to redukcja cieni i worków pod oczami, efekt liftingu, a nawet „naturalnego botoksu”. Do tego silne nawilżenie i wygładzenie.


Skład: Aqua, Daucus Carota Sativa Seed Oil, Opuntia Ficus Indica Seed Oil, Lactobacillus Ferment, Punica Granatum Seed Extract, Lactobacillus Ferment Lysate, Camellia Sinenesis Leaf Extract, Punica Granatum Extract, Sodium Hyaluronate, Benzyl Alcohol, Hyaluronic Acid, Yeast Extract, Caffeine, Leuconstoc/Radish Root Ferment Filtrate, Dehydroacetic Acid, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract
O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy opinie

Żel pod oczy Uwaga Granat marki O!Figa zapakowany został w 15ml buteleczkę z ciemnego szkła. Kosmetyk wydobywamy z buteleczki za pomocą pipety. U mnie działała ona sprawnie przez większość czasu. Dopiero gdy została dosłownie ostatnia kropla, trudno było nabrać zawartość;) Szata graficzna prezentuje się całkiem przyjemnie. Jedynie przy pierwszym otwarciu trochę zmarszczyła mi się etykieta (jest to widoczne w górnej części, gdy dobrze się przyjrzysz), a pod koniec lekko mi się rozkleiła z tyłu. Zdjęcia zrobiłam praktycznie 3 dni przed całkowitym zużyciem, czyli pod koniec stycznia. Uwaga granat wystarczył mi więc na 2 miesiące stosowania. 
O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy recenzja

Żel posiada delikatny naturalny, lekko korzenny zapach. Podobno jest on zasługą oleju z nasion marchwi. O!Figa powiada, że aż chce się go wypić! Cóż, ja jakoś nie miałam na niego smaka:D Dla mnie bez szału, ale był wyczuwalny jedynie podczas aplikacji i nie drażnił. Konsystencja żelu Uwaga granat to coś w rodzaju lekkiego serum. Potrafi trochę spływać podczas aplikacji (co widać na poniższym zdjęciu), więc lepiej się nie ociągać przy wklepywaniu;) 
O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy konsystencja

Serum ma dwufazową formułę i nie zawiera w swoim składzie emulgatora, więc przed użyciem należy mocno wstrząsnąć opakowaniem. Trochę upierdliwe, ale z drugiej strony to tylko chwila;) Żel przyjemnie się rozprowadza i całkiem szybko wchłania zostawiając po sobie… No właśnie, co? Jeśli czytałaś o moich najgorszych kosmetykach 2019 roku to zapewne już wiesz, że ooo… taką figę! Z makiem! Przez krótki czas po nałożeniu żel zapewnia lekkie wygładzenie, które szybko odchodzi w siną dal, pozostawiając po sobie jedynie przesuszoną i nieprzyjemnie napiętą skórę. Moja okolica pod oczami najgorzej wyglądała po zastosowaniu tego żelu na noc. Miałam wrażenie, że po przebudzeniu każda, nawet drobna linia była pogłębiona przez niedostatki nawilżenia i odżywienia. Już po pierwszym użyciu czułam, że romans z tym żelem nie przyniesie mi spełnienia, ale stosowałam dalej w nadziei na rozwój tej miłości z czasem;) Niestety małżeństwo z rozsądku rzadko wychodzi na dobre i tak było również tym razem;) Mijały dnie i noce, a ja nadal zamiast „naturalnego botoksu”, niesamowitej gładkości i nawilżenia, efektu liftingu i zmniejszenia cieni pod oczami widziałam tylko podkreślone zmarszczki;) Prawdę mówiąc czułam, że stosowanie żelu bez „domknięcia” go kremem może nie zdać u mnie egzaminu, ponieważ często takie produkty same w sobie zapewniają jedynie chwilowy efekt i warto dodatkowo zapewnić skórze ochronę przed ucieczką wilgoci. Ale producent rekomendował, że produkt jest taaaką petardą (nie bez powodu uwaga granat) iż nie potrzebuje już nic więcej;) Niestety Uwaga! Granat! przechrzciłam na Uwaga! Niewypał! Wszak nie zaoferował mi praktycznie żadnej pielęgnacji. Zużyłam go więc tylko dlatego, że zaczęłam stosować pod krem. Wtedy krem nie dopuszczał do wysuszenia skóry. I nie narzekałabym gdyby żel dodatkowo wspomagał działanie kremu, ale nic z tych rzeczy. Można więc powiedzieć, że stosowanie tego żelu było stratą czasu.

Do plusów mogę zaliczyć jedynie to, że żel przyjemnie się rozprowadzał i można było go z łatwością wklepać zarówno palcami jak i przy użyciu Foreo Iris, a także to, że poza uczuciem wysuszenia i napięcia nie wystąpił u mnie żaden wysyp (a widziałam zdjęcia dziewczyn z kaszką pod oczami po zastosowaniu tego produktu). Okazuje się, że Uwaga Granat z O Figa zyskuje skrajne opinie! Od zachwytów po łatkę bubla. Po moich wcześniejszych narzekaniach napisało do mnie sporo dziewczyn, u których granacik również się nie sprawdził. Zdecydowanie klasyfikuję go po stronie kosmetycznych niewypałów! Szkoda, bo dużo chętniej napisałabym coś pozytywnego! 
O!Figa Uwaga! Granat! żel pod oczy czy warto


Miałaś okazję używać żelu pod oczy Uwaga Granat z O Figa? Jesteś po stronie zawiedzionych czy oczarowanych? A może znasz inne kosmetyki O! Figa?
Czytaj dalej »

poniedziałek, 24 lutego 2020

Dr. Jart+ Ceramidin Lipair – balsam do ust od doktorka, przy którym nawet NFZ wymięka!

Balsam do ust Dr. Jart+ Ceramidin Lipair intrygował mnie chyba ze 2 lata, ale długo spotkanie nie było nam pisane;) A to był wykupiony, a to postawiłam na typową koreańską maskę do ust i tak zleciało;) Nie miałam zresztą tego swojego słynnego przeczucia, że się sprawdzi, więc się nie spieszyłam. Jednak przed końcem roku przy okazji zakupów na prezent stwierdziłam, że dorzucę mały drobiazg dla siebie. Padło na nieszczęśnika od Dr. Jart+;)

Dr. Jart+ Ceramidin Lipair

Dr. Jart+ Ceramidin Lipair balsam do ust


Lipair jest głęboko nawilżającym balsamem do ust mającym zapewnić suchym i spierzchniętym ustom ochronę i nawilżenie. Pięć rodzajów ceramidu tworzy barierę dla wilgoci i zatrzymuje ją na długi czas.


Skład: Phytosteryl/Isostearyl/Cetyl/Stearyl/Behenyl Dimer Dilinoleate, Pentaerythrityl Tetraethylhexanoate, Diisostearyl Malate, Hydrogenated Polyisobutene, Ethylhexyl Stearate, Ceresin, Methyl Hydrogenated Rosinate, Tribehenin, Silica Dimethyl Silylate, Ceramide NP, Ceramide AP, Ceramide AS, Ceramide EOP, Ceramide NS, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil, Hippophae Rhamnoides (Sea Buckthorn) Oil, Pelargonium Graveolens (Geranium) Flower Oil, Salvia Officinalis (Sage) Oil, Pogostemon Cablin (Patchouli) Oil, Glycerin, Polymethylsilsesquioxane, VP/Hexadecene Copolymer, Ethylene/Propylene/Styrene Copolymer, Butylene/Ethylene/Styrene Copolymer, Water, Hydrogenated Lecithin, Stearic Acid, Propanediol, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Sodium Hyaluronate, Benzyl Glycol, Cholesterol, Phytosphingosine, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Ethylhexylglycerin, Hyaluronic Acid, Raspberry Ketone, Cetearyl Alcohol, Dehydroacetic Acid 
Dr. Jart+ Ceramidin Lipair blog

Balsam do ust Dr. Jart+ Ceramidin Lipair został zapakowany w plastikowe i jak ja to mówię „trumienkowe” opakowanie;) Wewnątrz znajdziemy niczym niewyróżniającą się białą tubkę z żółtą nakrętką. Ten minimalizm jest typowy dla serii Ceramidin. Nakrętka ma okrągłe zakończenie, ale przy dobrych wiatrach tubkę można postawić w pionie;) Pojemność balsamu to 7g i według mnie zawartość znika w zastraszającym tempie;) Zdjęcia robiłam po tygodniu stosowania i może tego nie widać, ale ubyła już wtedy prawie połowa. Nie jestem największą fanką balsamów formie tubek, ale według mnie Lipair ma ładnie wyprofilowaną końcówkę, dzięki której aplikuje się go bardzo szybko, sprawnie i precyzyjnie. Nie bawiłam się w smarowanie palcem tylko bezpośrednio na usta;) 
Dr. Jart+ Ceramidin Lipair opinie

Konsystencja również jest bardzo fajna. Taka śliska i jednocześnie sprawiająca wrażenie odżywczej. Nie lepi się. Balsam nie barwi ust, ale zapewnia im bardzo ładny zdrowy połysk. Z powodzeniem sprawdzi się jako bezbarwny błyszczyk. Zapach jest typowy dla serii Ceramidin, czyli taki swoisty, ale niedrażniący. Delikatny, ale co jakiś czas czuć powiew tego zapachu;) Nie jest to woń, w której można się zakochać nosząc ją na wargach. Ot, do zaakceptowania. 
Dr. Jart+ Ceramidin Lipair recenzja

Po nałożeniu balsamu Dr. Jart+ Lipair usta wydają się „zaopiekowane” i odżywione. Czuć bardzo przyjemną gładkość. Wydawać by się mogło hit… Jednak balsam daje jedynie złudzenie pielęgnacji. Chroni tylko, gdy mamy go na ustach. W dodatku dość szybko z nich znika, pozostawiając po sobie usta, które wołają o nawilżenie. Jest to więc balsam do częstego stosowania. Tak częstego, że nawet ja - maniaczka smarowania ust wymiękłam. Ciągle mało i mało! Wystarczyły 2 godziny bez posmarowania i już czułam dyskomfort. Moje usta zaczynały pokrywać suche skórki i stawały się zaczerwienione. A tego Lipair zregenerować nie potrafił. Jaki więc może być balsam do ust? Dr. Jart+ Lipair zdecydowanie chu…steczkowy!:D Można go poużywać w ciągu dnia, zwłaszcza, że ładnie wygląda na ustach, ale trzeba mieć dodatkowo coś intensywnie regenerującego przynajmniej na noc. Ja po suchych skórkach, które mi zafundował po krótkim czasie „rozłąki” musiałam się poratować treściwym balsamem Nuxe Reve de Miel. A doktorka nie polecam;) Taki balsam do ust, który nie uchroni ust;) Także tym razem naprawdę Doktor Żaaart! A z pielęgnacji delikatnych ust żartować nie wypada!
Lipair dr jart


Miałaś okazję poznać balsam do ust Dr. Jart+ Ceramidin Lipair? Również się nie sprawdził czy może wypadł lepiej?
Czytaj dalej »

piątek, 21 lutego 2020

Hudsalva Vitamin E Swederm – najlepszy krem do rąk jaki znam!

Kilka lat temu, zanim jeszcze zaczęłam pisać bloga skusiłam się na silnie natłuszczającą maść Hudsalva. Pamiętam, że miałam polewkę z nazwy (kiedyś była bardziej rozbudowana), ale mina mi zrzedła kiedy przekonałam się jakie to dobre:) Od tej pory uratowałam nią niejedną parę dłoni z rodziny i ze znajomych, a niektórzy używają jej namiętnie po dziś dzień;) Na początku grudnia przypomniałam sobie o jej istnieniu, a że zima jest idealnym czasem na używanie tego kosmetyku to postanowiłam zamówić:) Okazało się, że w międzyczasie pojawiła się druga wersja czyli Hudsalva Vitamin E wzbogacona o delikatną kompozycję zapachową, różową barwę oraz dodatek witaminy E. Miałam wątpliwości czy nie lepiej zostać przy klasycznej wersji sensitive, ale w końcu ryzyko to moje drugie imię;)

Hudsalva Vitamin E

Hudsalva Vitamin E Swederm


Maść Hudsava przeznaczona jest do codziennej pielęgnacji suchej skóry w miejscach wymagających szczególnej troski, takich jak dłonie, stopy czy łokcie. Szczególnie polecana jest dla osób z problemem zaczerwienienia, zrogowaciałego naskórka i pęknięciami. Maść intensywnie chroni skórę przed przesuszeniem oraz niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi takimi jak zimno, wiatr i woda. W swoim składzie zawiera m.in. alantoinę, bisabol, glicerynę i lanolinę. 


Skład: Aqua, Glycerin, Cetyl Alcohol, Isopropyl Myristate, Methoxy PEG-22/Dodecyl Glycol Copolymer, Polysorbate 80, Stearyl Alcohol, Dimethicone, Shea Butter Ethyl Esters, Steareth-21, Parfum, Tocopheryl Acetate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Dimethiconol, Phenoxyethanol, Bisabolol, Allantoin, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, CI 17200.
Hudsalva Vitamin E Swederm opinie

Hudsalva Vitamin E marki Swederm opakowana została w przezroczystą 100ml tubkę ze srebrnymi elementami. Obecnie design został lekko zmodyfikowany i w miejsce sreberka wskoczył delikatny róż;) 
Hudsalva Vitamin E Swederm konsystencja

Maść ma bardzo nietypową skoncentrowaną formułę. Jej barwa jest jasno-różowa i dodatkowo błyszczy na nieco inny odcień różu. Wygląda to trochę jak rozświetlacz w kremie z różową poświatą. Ale bez obaw – nie pozostawia na dłoniach żadnego koloru. Po rozsmarowaniu staje się przezroczysta. Hudsalva z witaminą E w przeciwieństwie do klasycznej wersji posiada delikatny zapach. Na początku wydawał mi się dziwny, ale widząc zbawienny wpływ na dłonie szybko do niego przywykłam i zaczął mi się kojarzyć z codziennym, bardzo przyjemnym rytuałem pielęgnacji dłoni. 
Hudsalva Vitamin E Swederm blog, recenzja

Przy zastosowaniu większej ilości krem bardzo przyjemnie się rozprowadza. Natomiast przy niewielkiej (jak zaleca producent) nieco bardziej tępo. Coś za coś, bo wtedy z kolei szybciutko się wchłania;) Ja jeśli chciałam go użyć w ciągu dnia, np. przy pracy przed komputerem, to nakładałam głównie na grzbiet dłoni i pocierałam oba grzbiety o siebie. Przy czym wnętrze dłoni jedynie lekko muskałam;) Przy takiej aplikacji można w spokoju zająć się swoimi sprawami. Krem pozostawia po sobie nieklejącą się, ale wyczuwalną ochronną warstewkę. Działa niczym plaster na dłonie albo niewidzialne rękawiczki. Świetnie też działa na skórki, jeśli akurat ich nie pominę;) To najlepszy krem do rąk jaki znam:) Można go również stosować na stopy albo inne suche miejsca w razie potrzeby. Ja co prawda nie mam popękanej i zaczerwienionej skóry ani też ekstremalnie suchej (wbrew temu jak czasem wychodzi na zdjęciach, ale to już wina aparatu w telefonie, który lubi dziwnie wyostrzyć tą strefę). Mam jedynie coś w rodzaju dziurek na skórze dłoni. Przyznam, że pytałam nawet kiedyś dermatologa czy to objaw jakiejś choroby albo „gorszy sort skóry”, ale w odpowiedzi usłyszałam, że jest to normalne i to po prostu mam taki typ skóry. Wracając do maści uważam, że warto mieć w zanadrzu taki regenerujący hit, który działa niczym plaster. Uwielbiam ją za silne nawilżenie, odżywienie i wygładzenie. Po jej zastosowaniu mogłabym gładzić dłonie bez końca;) A dodatkowo jak już wspomniałam we wstępie uratowałam nią niejedną parę cudzych dłoni. Czyli w wolnym tłumaczeniu widziałam cudowne przemiany z naprawdę podrażnionej, czerwonej, popękanej i po prostu szorstkiej skóry rąk;) Stąd też wniosek, że działa również w trudnych warunkach tak jak obiecuje Swederm:) Jednym zdaniem sztos nad sztosy!


Z dostępnością Hudsalvy jest średnio. Można ją zamówić na stronie Swederm lub w sklepach internetowych np. Minti Shop, Topestetic albo w niektórych aptekach internetowych i salonach kosmetycznych. 


Znasz maść Hudsalva Vitamin E lub klasyczną wersję? Jaki jest Twój numer 1 do pielęgnacji rąk?
Czytaj dalej »

wtorek, 18 lutego 2020

Resibo naturalny krem liftingujący – moja opinia!

W drugiej połowie listopada swoją premierę miał wyjątkowy produkt - Resibo naturalny krem liftingujący. Moja imienniczka Ewelina (założycielka marki) pragnęła stworzyć taki kosmetyk z dwóch powodów:) Sama jest po 30-stce i mimo, że przykłada dużą uwagę do pielęgnacji to zauważa już pewne zmiany w wyglądzie swojej skóry. Nic dziwnego, ponieważ zgodnie z badaniami już od 25 roku życia zaczyna spadać produkcja kolagenu i elastyny, czyli białek odpowiedzialnych za elastyczność, jędrność i dobry wygląd skóry. W wyniku tego skóra powoli traci sprężystość, a na twarzy zaczynają pojawiać się pierwsze zmarszczki. Drugi powód to oczywiście klientki poszukujące produktów liftingujących, ale z naturalnym składem:)

Resibo naturalny krem liftingujący blog

Resibo naturalny krem liftingujący - czy warto?


Naturalny krem liftingujący Resibo został opakowany w dobrze znany tekturowy pojemnik, ale największą niespodzianką było to, co znalazłam w środku. Zupełnie nowe opakowanie. Wcześniej były to plastikowe pojemniki z pompką lub tubki, a teraz elegancki słoiczek z mrożonego szkła i ze złoto-różową etykietą:) Nowa odsłona bardziej do mnie trafia, ponieważ jest taka radosna;) Sam słoiczek ma standardową pojemność 50ml. 
Resibo naturalny krem liftingujący opinie

Krem liftingujący Resibo posiada jasną barwę i wydawać by się mogło lekką, pozornie nawet trochę lejącą konsystencję, ale w kontakcie ze skórą okazuje się dość bogaty;) Polecam nakładać go stopniowo, dokładając porcję. Rozprowadza się sprawnie, ale potrzebuje chwili na wchłonięcie. Warto więc na koniec docisnąć twarz dłońmi dla lepszej absorpcji. Krem pozostawia po sobie delikatną, nietłustą powłoczkę oraz subtelny połysk. Mimo tego dobrze sprawdza się pod makijaż, szczególnie mineralny. Choć ja stosowałam go głównie na noc:) Warto również wypróbować w połączeniu z serum normalizującym. Sam w sobie najlepiej sprawdzi się w przypadku cery suchej i mieszanej. Zapach kremu jest bardzo przyjemny, lekko słodki. Utrzymuje się na skórze przez jakiś czas.

Teoretycznie jest to produkt dla osób 30+, ale trzeba patrzeć przede wszystkim na potrzeby skóry, a nie na przedział wiekowy;) Śmieszy mnie gdy ktoś mówi, że ma np. 29 lat więc jeszcze za wcześnie;) Kremy przeciwzmarszczkowe jak sama nazwa wskazuje, stosuje się przede wszystkim zapobiegawczo;) A pewnych procesów, które zaszły już w skórze nie da się odwrócić za pomocą kosmetyków.  Można jednak opóźnić pojawienie się dalszych negatywnych zmian poprzez stymulację komórek skóry do produkcji kolagenu i elastyny;) Moja cera jest ogólnie w dobrej kondycji. Często widzę dużo młodsze osoby z przebarwieniami, trądzikiem albo silnym zaczerwienieniem. U mnie tego nie ma, nie muszę ukrywać się pod toną podkładu. Jedynie czasem pojawi się jakiś incydent (mam jakąś niebezpieczną pasję do pocierania skóry:P). Jednak jak każdy mam jakieś „ale”. Takie jak cienie pod oczami i delikatna, cienka skóra twarzy. Niedobór tkanki tłuszczowej, który u mnie występuje też ma swój wpływ na różne procesy, nie wspominając już o skłonności do strojenia min;) Nie jestem jedną z tych osób, których twarz nie wyraża żadnych emocji:D Przyznam więc, że koncepcja naturalnego kremu liftingującego Resibo od razu do mnie przemówiła;) Może nie ma u mnie wielkiego problemu, bo w wieku 33 lat nadal muszę pokazywać dowód przy zakupie alkoholu i uwaga... kuponu lub zdrapki Lotto:D Ale prewencja to dobra droga, więc wolałam sięgnąć po ten krem teraz, a nie za 20 lat:D Liftingujący krem Resibo bardzo dobrze się sprawdza jako ostatni etap pielęgnacji (zwłaszcza wieczornej) twarzy i szyi. Ciężko oczywiście jasno ocenić na ile pobudza naturalne procesy zachodzące w skórze, bo ktoś musiałby dokładnie przebadać moją skórę przed i po. Ale na pewno bardzo dobrze odżywia i nawilża. Skóra staje się też bardziej sprężysta i gładka. Mimo bogatej formuły krem nie przyczynia się do nadprodukcji sebum. Co ciekawe krem liftingujący Resibo należy do wydajnych. Zrobiłam z niego dwie odlewki dla innych osób, a i tak wystarczył mi na prawie 3 miesiące głównie nocnego stosowania. Podczas gdy często kremy wystarczają mi na 1-1,5 miesiąca "samotnego" używania;)


Znasz kosmetyki Resibo? Jaki krem stosujesz?
Czytaj dalej »

piątek, 14 lutego 2020

Foreo Luna Go – soniczna szczoteczka do oczyszczania twarzy w kompaktowym rozmiarze!

Jeśli nadal zastanawiasz się nad urodowymi gadżetami od marki Foreo to muszę przyznać, że nie należą one do najtańszych, ale na korzyść zdecydowanie przemawia ich długowieczność i bezawaryjność:) Moja pierwsza szczoteczka Foreo Luna Mini ma już przeszło 5 lat i nigdy nie żałowałam jej zakupu;) Do tego stopnia, że na początku grudnia zdecydowałam się na kolejną. Tym razem totalnie kompaktową szczoteczkę Foreo Luna Go, która „uśmiechała się” do mnie już od jakiegoś czasu:)

Foreo Luna Go szczoteczka podróżna

FOREO LUNA GO


Soniczna szczoteczka do oczyszczania twarzy Luna Go dzięki swojemu kompaktowemu rozmiarowi jest idealna w podróży oraz dla osób prowadzących aktywny tryb życia. Urządzenie wykorzystuje technologię pulsacji T-Sonic (8000 pulsacji na minutę) zapewniając dogłębne i zarazem łagodne oczyszczanie. Dodatkowo została wyposażona w tryb Anti-Aging służący do masażu obszarów podatnych na zmarszczki. 

Foreo Luna Go – kompaktowy rozmiar, ta sama skuteczność


Luna go opinie

Luna Go zapakowana została w plastikowe opakowanie, wewnątrz którego znajduje się szary woreczek podróżny oraz ładowarka (tradycyjnie jest to kabel USB). Jedno ładowanie wystarcza na 30 zastosowań, czyli dużo mniej niż w przypadku Luny Mini, ale w końcu z założenia jest to kompaktowa wersja podróżna:) Ładowanie z tego, co pamiętam trwa godzinę i muszę przyznać, że za pierwszym razem nie obyło się bez problemów. Po 2 godzinach ładowanie nadal nie było zakończone. Okazało się jednak, że to wina mojego HUB’a usb. Połączyłam więc kabelek z ładowarką od Iphone i naładowałam ją w sposób tradycyjny już bez żadnych problemów;) 
Foreo Luna Go blog

Szczoteczka Foreo Luna Go występuje w 4 wersjach. Każda z nich dedykowana jest innemu typowi cery i rozróżnimy je po kolorach;) Fioletowa do skóry wrażliwej, różowa do skóry normalnej, niebieska do skóry mieszanej i morska do skóry tłustej. Cena regularna Luny Go to obecnie 449zł, ale zdarzają się promocje. Ta wersja szczoteczki jest leciutka i maleńka – wielkości płatka kosmetycznego:) Ja bardzo lubię takie kompaktowe rozwiązania, ale muszę przyznać, że przesiadka z Luny Mini na Lunę Go była dla mnie zauważalna;) Z uwagi na ten absolutnie mini-mini rozmiar trzyma ją się inaczej niż większe wersje, w których mamy więcej miejsca na dłoń;) Początkowo miałam wrażenie, że cała szczoteczka wibruje mi wręcz w ręce:D Trzeba więc znaleźć taki sposób trzymania żeby było wygodnie nią operować:) 
Foreo Luna Go cera normalna

Szczoteczka jest oczywiście całkowicie wodoodporna, więc można jej używać nawet pod prysznicem. Jak przystało na Foreo, została wykonana z silikonu klasy medycznej, który jest odporny na gromadzenie bakterii. Bardzo sobię cenię jakość tych urządzeń. Zwłaszcza, że nawet po kilku latach wyglądają jak nowe:) Mam nieco pedantyczne podejście do aspektów wizualnych i zwracam na to uwagę;) Gdy wydaję parę setek na urządzenie to oczekuję nie tylko satysfakcji z użytkowania, ale także tego, że nie będzie podatne na zniszczenia. Ma po prostu wyglądać ładnie;) Po co właściwie była mi Luna Go skoro mam kilkuletnią, ale wciąż sprawną i wyglądającą jak nowa Lunę Mini? Dobre pytanie! Jest to wersja kompaktowa mająca sprawdzić się przede wszystkim w podróży, a ja wielką podróżniczką nie jestem:) Ale po pierwsze mam nie(stety) słabość do Foreo, a po drugie Luna Go ma coś czego nie ma Luna Mini:) Kilka lat temu gdy Foreo wprowadziło swoje flagowe produkty – Lunę i Lunę Mini, podobała mi się funkcja masażu, w którą została wyposażona duża Luna. Zdecydowałam się jednak wtedy na tą mniejszą (Lunę Mini), ponieważ zależało mi na niewielkim, poręcznym urządzeniu:) Kiedy zaś pojawiła się Luna Go w jeszcze bardziej kompaktowym rozmiarze i funkcją masażu wiedziałam, że to jest właśnie mój ideał. Trochę się opierałam ze względu na to, że jedną Lunę już miałam, ale ostatecznie uległam pokusie;) Zresztą Foreo ma w sobie coś takiego, że chciałabym złapać je wszystkie jak Pokemony;) 
Foreo Luna Go tryb anti aging

Jak już wspomniałam ta wersja sonicznej szczoteczki do twarzy występuje w 4 opcjach do wyboru (różnią się kolorami oraz grubością i układem wypustek). Jestem posiadaczką cery mieszanej, ale jest ona jednocześnie delikatna, więc preferuję łagodniejsze traktowanie;) Pierwszą moją myślą była więc opcja do cery wrażliwej, ale że niekoniecznie jestem team fiolet to wybrałam różową do cery normalnej;) Owszem, nie jestem fanką różu, ale jak już wiesz, różowe urządzenia o dziwo lubię;) Moja szczoteczka ma grubsze wypustki u góry oraz cieńsze i delikatniejsze niżej. Żeby użyć szczoteczki wystarczy zwilżyć twarz i nałożyć na nią produkt oczyszczający (żel lub piankę), a następnie włączyć urządzenie i przystąpić do oczyszczania;) W tej wersji włącznik mamy z tyłu, co jest nieco mniej wygodne, ale przy takim rozmiarze pewnie było to jedyną opcją. Efekty zastosowania są równie dobre jak przy użyciu większej „siostry”. Twarz jest dogłębnie oczyszczona, jedwabiście gładka, ale bez podrażnień. Aktualnie używam jej zależnie od potrzeb skóry, czyli niekoniecznie codziennie. Odpuszczam użycie części oczyszczającej, jeśli np. po umyciu twarzy planuję nałożyć kosmetyk na bazie kwasów. Najwięcej radości przyniosła mi oczywiście strona masująca, ponieważ jakość oczyszczania jaką można uzyskać przy użyciu Foreo była mi już dobrze znana, ale z funkcją masażu anti-aging tej marki nie miałam wcześniej do czynienia (pomijając oczywiście Foreo Iris). Masaż jest ultra przyjemny. Zwłaszcza jeśli wykonujemy go po nałożeniu kosmetyków o dobrym poślizgu:) Ułatwia on wchłanianie kosmetyków, wspomaga wygładzenie skóry i jest bardzo relaksujący. Dzięki odpowiednio wyprofilowanemu kształtowi szczoteczki możemy pomasować nawet niewielkie obszary takie jak skóra pod oczami czy trudno dostępne miejsca na twarzy;) Można powiedzieć, że Foreo Luna Go sprawdza się u mnie nawet lepiej niż Luna Mini. Właśnie ze względu na większą funkcjonalność.
Foreo Luna Go rozmiar


Znasz szczoteczkę Foreo Luna Go lub inne wersje? A może dopiero zamierzasz którąś wypróbować?
Czytaj dalej »

wtorek, 11 lutego 2020

Purito Galacto Niacin 97 Power Essence - Galactomyces i niacynamid w pielęgnacji cery!

W zeszłym roku przez jakiś czas moja pielęgnacja opierała się na kilku kosmetykach Purito. Potem długo nie miałam nic nowego z tej marki, ale pod koniec listopada zdecydowałam się na odżywczą esencję na bazie witaminy B3 - Purito Galacto Niacin 97 Power Essence. Interendo wspominała, że kosmetyk ten stanowi naprawdę fajną alternatywę dla słynnego Holy Snails Shark Sauce (w stężeniu 5%, bo jest też drugi rekinek o podwójnym – 10% stężeniu niacynamidu), a przy tym jest tańszy, lepiej dostępny i co ważne ma większą pojemność:) Mimo, że nie mam przebarwień to zarówno mój organizm jak i cera lubią witaminy z grupy B, więc przyznaję, że oba kosmetyki mocno mnie zainteresowały. Na początek jednak postawiłam na Galacto od Purito:)

Purito Galacto Niacin 97 Power Essence

Purito Galacto Niacin 97 Power Essence


Odżywcza esencja na bazie niacyny ogranicza wydzielanie sebum, rozświetla skórę i spowalnia procesy starzenia i wspomaga nawilżenie. Nadaje się również do cery tłustej. W swoim składzie zawiera aż 92% filtratu z grzybów Galactomyces i 5% niacynamidu, który odpowiada za rozświetlenie skóry. Dodatkowo zawiera allantoinę o działaniu kojącym i nawilżającą argininę. Kosmetyk jak i przeprowadzone na nim badania są rewelacyjnie opisane na polskiej stronie Purito, więc zachęcam do zapoznania się z informacjami, jeśli rozważacie jego zakup! Skład Purito Galacto jest godny pochwały:)



Skład: Galactomyces Ferment Filtrate (92%), Niacinamide (5%), 1,2-Hexanediol, Viscum Album (Mistletoe) Leaf Extract, Bifida Ferment Lysate, Lactobacillus Ferment, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Arginine, Allantoin, Adenosine, Dipotassium Glycyrrhizate, Disodium EDTA
Purito Galacto Niacin 97 Power Essence opinie

Purito Galacto Niacin 97 Power Essence występuje w dość zwyczajnej plastikowej butelce wyposażonej w pompkę. Pojemność to 60ml, czyli zdecydowanie więcej niż przeciętne serum, ale mniej niż większość wodnych esencji. Na zużycie produktu mamy 12 miesięcy od otwarcia, ale na tak długo oczywiście nie wystarczy:) Pompka działa sprawnie i w przeciwieństwie do serum z witaminą C tej marki opakowanie jest szczelne i nic nie przecieka. 
Purito Galacto Niacin 97 Power Essence blog

Ogromny plus za brak zapachu:) Wprawdzie od czasu do czasu kupuję jakiś kosmetyk głównie dla zapachu, ale najbardziej cenię sobie te bezzapachowe lub o delikatnej, naturalnej woni. Nieco gorzej sprawa ma się w przypadku konsystencji. Jest ona płynna, ale przypomina coś w rodzaju oleju w wodzie. Za zwyczaj takie formuły mi nie przeszkadzają, ale ta esencja Purito ma w sobie coś takiego, co działa mi na nerwy. Gładko się rozprowadza i szybko wchłania, ale zdarza się, że zostawia u mnie na skórze śladowe ilości jakiegoś niewidocznego, ale wyczuwalnego pod palcami mikro-pyłku, który potem muszę pozbierać z twarzy. Inaczej mnie irytuje;) Według producenta esencja może zastąpić toner, ale z tym się nie zgodzę. Czuję zdecydowanie większy komfort, gdy nakładam po toniku. Poza tym nie mam zastrzeżeń, esencja dobrze się łączy z innymi produktami i nie odciąża skóry. Purito Galacto zapewnia skórze wstępne nawilżenie, wygładza i rozświetla. Dzięki niej skóra staje się trochę jaśniejsza, tzn. jej koloryt jest taki bardziej wyrównany. Zauważyłam również ograniczenie wydzielania sebum oraz to, że wspomaga proces gojenia skóry, gdy pojawi mi się jakaś krostka, którą raczę rozdrapać;) Muszę jednak zaznaczyć, że jest to produkt, który wymaga cierpliwości w stosowaniu. Pierwsze efekty nie pojawiają się tak szybko jak np. po kuracji Natural Secrets. 
Purito Galacto Niacin 97 Power Essence gdzie kupić


Esencja dostępna jest na Jolse.


Znasz już Galacto Niacin 97 Power Essence albo inne kosmetyki Purito?
Czytaj dalej »

sobota, 8 lutego 2020

All Day Glow Calming Balance Ampoule – świeże ukojenie cery!

Gdy poznaję nową koreańską markę kosmetyków to za zwyczaj moja pierwsza myśl brzmi: dziwna nazwa;) Ale nie tym razem! Wszak ALL DAY GLOW wygląda całkiem swojsko, sensownie i kusząco:) Miałam co prawda lekkie zawahanie z uwagi na to, że kosmetyki tej firmy nie były mi wcześniej znane, ale ostatecznie All Day Glow Calming Balance Ampoule, czyli kojąca ampułka do pielęgnacji twarzy wydała mi się dobrym rozwiązaniem na tą polską łagodną, ale wciąż jednak zimę;) Czy okazała się przydatna?

All Day Glow Calming Balance Ampoule Jolse

ALL DAY GLOW Calming Balance Ampoule


All Day Glow Calming Balance Ampoule blog
Ampułka łączy w sobie świeżość esencji z wilgocią olejku. W jej składzie znajduje się m.in. 5 ceramidów, cholesterol, kwas tłuszczowy, panthenol, allantoina, kwas hialuronowy i rumianek. Dzięki temu połączeniu składników uzyskujemy świeżą, gładką i elastyczną skórę. Kosmetyk przywraca cerze równowagę wilgoci.
All Day Glow Calming Balance Ampoule opinie

Łagodząca ampułka do twarzy marki All Day Glow opakowana została w minimalistyczną, ale naprawdę wygodną i cieszącą oko plastikową buteleczkę. Może tego nie widać, ale jest naprawdę ładna;) Opakowanie zostało wyposażone w sprawnie działającą pipetę. Pojemność to 30ml.  
All Day Glow Calming Balance Ampoule recenzja
All Day Glow ampułka konsystencja
Produkt ma mleczną barwę i konsystencję „świeżej ampułki”. Jest to coś pomiędzy esencją, a olejkiem. Bardzo przyjemna, komfortowa i taka nieco inna formuła:) Przyznam, że trochę jej się obawiałam, ale niepotrzebnie. Nie bój się jeśli nie lubisz olejkowych konsystencji, bo ona nie jest olejkowa w tradycyjnym rozumieniu tego słowa;) Ktoś miał łeb komponując formułę łączącą w sobie korzyści esencji i olejku. Ampułka świetnie się rozprowadza pozostawiając po sobie uczucie orzeźwienia (tak jakby odrobinkę chłodziła), miękkości i gładkości. Szybko radzi sobie z drobnymi podrażnieniami, a także ładnie odżywia skórę. Dobrze współpracuje również z produktami na bazie kwasów uzupełniając ewentualne niedostatki nawilżenia. Nie obciąża i nie tłuści cery. Sprawdza się także na skórze szyi i dekoltu. Producent zaleca aplikację 3-4 kropli, ale milutka tekstura powodowała, że często nakładałam trochę więcej:) Z wchłanianiem nie było żadnych problemów, ponieważ jest to produkt, który szybko wnika w skórę. W dodatku z powodzeniem nadaje się pod makijaż nie zmniejszając jego trwałości. Kosmetyk najlepiej stosować oczywiście pod odpowiednio dobrany krem:) Zapach ampułki All Day Glow jest delikatny i wyczuwalny jedynie podczas rozprowadzania albo przy bezpośrednim wąchaniu z opakowania. Trudno mi go do czegoś porównać, ale bardzo jest neutralny i w moim guście:) Zdecydowanie polecam:) Na Jolse również powoli zyskuje pierwsze dobre opinie i wcale mnie to nie dziwi:) Znajdziesz tam także dokładny opis oraz formułę kosmetyku w akcji:) Z tej serii dostępny jest jeszcze toner oraz krem:) Przyznaję, że kusi mnie toner.


Znasz kosmetyki ALL DAY GLOW? Zdarza Ci się sięgać po takie łagodzące produkty?
Czytaj dalej »

środa, 5 lutego 2020

COSRX AHA 7 Whitehead Power Liquid – recenzja!

Koreańska marka Cosrx słynie ze skutecznych, wydajnych i stosunkowo niedrogich esencji mających zwalczać rozmaite problemy skórne. Do najbardziej cenionych należy Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid, który pod koniec listopada zdecydowałam się wypróbować w pełnym wymiarze:) Miałam okazję zapoznać się z tym produktem już wcześniej za sprawą sporej odlewki od koleżanki i uznałam, że warto posiąść osobistą sztukę;) Co mogę o nim powiedzieć po dłuższym zapoznaniu? Czas na koreańskie kwaszenie!

Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid

Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid


Jest to złuszczający płyn przeciw zaskórnikom z naturalnymi kwasami AHA. Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid zawiera wodę jabłkową z naturalnym kwasem AHA oraz kwasem glikolowym. Płyn posiada właściwości złuszczające, oczyszczające i odblokowujące pory. Jest także przeznaczony do walki z zaskórnikami zamkniętymi, które tworzą się w wyniku zablokowania porów przez sebum, bakterie oraz martwe komórki skóry. 


Skład: Pyrus Malus (Apple) Fruit Water, Butylene Glycol, Glycolic Acid, Niacinamide, Sodium Hydroxide, 1,2-Hexanediol, Panthenol, Sodium Hyaluronate, Xanthan Gum, Ethyl Hexanediol
Cosrx płyn AHA 7 Whitehead

Kosmetyk znajduje się w prostej 100ml butelce. Nie jest to opakowanie, którym można się zachwycić, ale marka Cosrx stawia na skuteczność, a nie pretenduje do miss pięknej buteleczki;) Opakowanie zostało wyposażone w wygodną pompkę, która ułatwia precyzyjne dozowanie nawet niewielkich ilości produktu. Na zużycie całości mamy 12 miesięcy od momentu otwarcia. To na ile nam wystarczy będzie zależało od potrzeb skóry i co za tym idzie – częstotliwości stosowania. 
Cosrx płyn na zaskórniki zamknięte blog

Preparat posiada wodnistą konsystencję i bardzo lekki nieco kwaskowaty zapach. Jest on neutralny, znika zaraz po aplikacji, więc nikogo nie powinien zmęczyć. Prawdę mówiąc ja uważam go za przyjemny, ale też jestem trochę wypaczona;) Bezpośrednio po nałożeniu pozostawia po sobie delikatną warstewkę. Na mojej skórze nie jest ona jednak uciążliwa ani lepka.

Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid jak używać?


W początkowej fazie producent zaleca stosowanie płynu 1 raz w tygodniu żeby przyzwyczaić skórę. Jeśli nie zaobserwujemy podrażnienia to możemy zwiększyć częstotliwość do 2-3 razy w tygodniu. Niektórzy stopniowo dochodzą nawet do codziennego stosowania. Esencję najlepiej stosować wieczorem na oczyszczoną skórę, a w ciągu dnia należy pamiętać o ochronie przeciwsłonecznej, czyli o kremie z wysokim SPF żeby nie nabawić się przebarwień. Podczas stosowania kwasów skóra jest niestety na to bardziej podatna, więc warto o tym pamiętać. Produkt możemy aplikować bezpośrednio palcami na skórę lub przecierając twarz wacikiem. W przypadku tego kosmetyku lepiej sprawdza mi się opcja z wklepywaniem palcami;)
Cosrx płyn na zaskórniki zamknięte recenzja

Sama zaczęłam od stosowania AHA 7 Whitehead Power Liquid 2 razy w tygodniu. Do codziennej pielęgnacji go nie włączyłam, ponieważ nie czuję takiej potrzeby. Poprzestałam więc na używaniu 2-3 razy w tygodniu. Aplikowałam go bezpośrednio na oczyszczoną skórę twarzy i często odczekiwałam 20-30 minut zanim przeszłam do kolejnych kroków w mojej pielęgnacji. Nie jest to konieczne, ale w przypadku tego produktu zauważyłam u siebie bardziej efektywne działanie przy takim użytkowaniu. Duży plus za to, że produkt ładnie się u mnie wchłania i nie powoduje rolowania kolejno nałożonych na niego kosmetyków, nawet jeśli minie trochę czasu (miewam z tym problem jeśli nie nałożę kolejnego kosmetyku na jeszcze wilgotną skórę). A jeśli komuś zależy na delikatniejszym działaniu to może ten płyn zmyć. Każdy powinien znaleźć sposób dla siebie. 

Jeśli chodzi o moje wrażenia i tolerancję skóry na ten produkt to wiele razy czytałam, że jest łagodny, nie szczypie etc. Nie mogę się jednak z tym zgodzić. Przy pierwszych użyciach czułam lekkie kłucie i swędzenie oraz mrowienie. Miałam ochotę się drapać, ale jakoś się powstrzymałam;) Później bywało, że nie czułam nic, ale zdarzało się też tak, że odczuwałam mrowienie, swędzenie lub delikatne pieczenie. Jednym słowem ruletka;) Ale o tym już wiedziałam, ponieważ miałam wcześniej do czynienia z tym specyfikiem. Bezpośrednio przed nałożeniem płynu Cosrx nie używałam już szczoteczki Foreo, a jedynie oczyszczałam twarz przy pomocy kosmetyku do mycia i dłoni, ponieważ Foreo i Cosrx to już było dla mojej cery zbyt wiele:) Wracając jeszcze do tych niedogodności po aplikacji płynu, od razu uspokajam, że trwały od kilkunastu sekund do max. minuty. Poza tym nie zaobserwowałam zaczerwienienia ani podrażnienia. Niemniej wersja AHA jest zdecydowanie mocniejsza od BHA (co zresztą jest logiczne). Przy Cosrx BHA Blackhead Power Liquid miałam nawet wręcz takie uczucie ukojenia i lekkiego nawilżenia. Tu tego nie ma, więc komfort stosowania jest mniejszy. Co nie oznacza, że płyn jest zły;) Kosmetolog kiedyś mi powiedziała, że czasem musi zapiec i jeśli poza tym nie dzieje się nic złego to nie ma co się martwić. Jeśli chodzi o same wskazania do stosowania to ja jako takich zaskórników zamkniętych nie mam, ale jesień i zima są świetną porą na „kwaszenie” i postanowiłam wdrożyć coś co było mi już znane jako uzupełnienie pielęgnacji. Tym bardziej, że stosuję wieloetapową pielęgnację i uznałam, że przyda mi się coś złuszczającego i nieco intensywniej oczyszczającego pory. Nie wspominając już o tym, że płyn zawiera jedne z moich ulubionych składników, takie jak niacynamid i kwas glikolowy. Produkt złuszcza powoli i skutecznie powodując, że rano budzimy się z gładszą i czystszą cerą. Jednocześnie nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia i efektu „linienia”;) Po prostu poprawia strukturę skóry i wspomaga wyrównanie kolorytu. Trzeba jedynie pamiętać o czymś dodatkowo nawilżającym i odżywiającym. Chociaż wiem, że niektórzy stosują go na noc solo, więc wiele zależy od typu cery. Moja mieszana, ale delikatna skóra przy stosowaniu płynu Cosrx zdecydowanie wymaga dodatkowego wsparcia:) Ale przy stosowanych przeze mnie kosmetykach to tak naprawdę żaden problem;) Tak czy inaczej zachęcam do obserwowania własnej skóry podczas używania tego produktu. Dodatkowo Cosrx AHA zmniejsza widoczność porów i przetłuszczanie skóry. Jest to kosmetyk wymagający indywidualnego podejścia, ale godny polecenia:)


Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid znajdziesz na Jolse


Znasz płyn z kwasami AHA marki Cosrx? Stosujesz kwasy w swojej pielęgnacji?
Czytaj dalej »