środa, 31 sierpnia 2016

Ulubieńcy lata!

Cześć Dziewczyny!

Lato to moja ulubiona pora roku, a właściwie to jedyny czas w roku, który uwielbiam! Tylko dlaczego to co dobre tak szybko się kończy? Ech, wolę nie kontynuować tej myśli bo za chwilę mnie krew zaleje i wypłynie ze mnie cała moc twórcza, a wtedy nici z postu;) Zacytowałabym w tym miejscu Adasia Miauczyńskiego z Dnia Świra, ale to by było odrobinę niekulturalne;) Wróćmy więc do tego co podczas ostatnich miesięcy było dla mnie użyteczne, przyjemne tudzież odkrywcze:) Będzie więc o samych miłych rzeczach:)


Na pierwszy ogień rzucam produkty marki Givenchy:) Póki co ta marka jeszcze nigdy mnie nie zawiodła więc cieszę się niezmiernie:) Pierwszym produktem jest Givenchy Teint Couture długotrwały pudrowy podkład z rozświetlaczem, czyli nic innego jak puder zamiast podkładu. Nie ukrywam, że takie rozwiązanie należy do moich ulubionych od lat! Ale dla tradycjonalistek dostępna jest też wersja we fluidzie, której próbowałam, ale koniec końców nie jestem pewna czy będę regularnie używać i dlatego pewnikiem zawsze jest dla mnie kompakcik. Co w nim lubię? Wszystko! Piękny design, dobrze dobrany kolor (w moim przypadku 05), efekt jaki mi zapewnia. Więcej napiszę w recenzji;) Drugim produktem Givenchy jest Le Rouge Perfecto, czyli pomadka-balsam, o której już pisałam KLIK! Wiedziałam, że muszę ją mieć i nie żałuję:) Mocno przypadł mi też do gustu rozświetlacz Dr Irena Eris Provoke Sun Shimmer oraz cień w kredce No 2;) Cała kolekcja opisana została TUTAJ.

Z kremów do twarzy należą się pochwały produktowi Resibo. Krem odżywczy Resibo towarzyszył mi od czerwca aż do pierwszej połowy sierpnia. Pełna recenzja TUTAJ. Wyrzuciłam już opakowanie więc niestety zdjęcie archiwalne;)

I moja ulubiona kategoria, czyli „Pani Gadżet”;) Na oklaski zasługuje Joico Co+Wash Color, która jest jednocześnie szamponem i odżywką w piance więc przebija wszystko:) Byłam ciekawa czy coś takiego może się udać, ale już pierwsze użycie rozwiało moje wątpliwości! Recenzja niebawem:) Różowy przyjaciel Yasumi NUNO to nie tylko szczoteczka soniczna, ale również urządzenie wykorzystujące terapię czerwonym i niebieskim światłem LED. Ewelina lubuje się w takich bajerkach:) Niedługo napiszę o niej więcej! Miłym zaskoczeniem okazał się być także Medbox Yasumi, czyli profesjonalna pielęgnacja w formie ampułek, KLIK!:) Kuracja nie była długa, ale za to efektywna. Mocno przypadła mi również do gustu Bubble Mask marki Sephora:) Wcześniej nie miałam do niej przekonania, ponieważ uważałam, że pewnie będzie gorsza od wersji błotnej, ale skusiła mnie wyprzedaż (spowodowana zmianą szaty graficznej). Używam i jestem bardzo na tak! Maska jest w formie jakby żelowo-kremowej emulsji, która nakładana na wilgotną skórę przy jednoczesnym jej masowaniu zmienia swą konsystencję w puszystą piankę! Działanie jest bardzo przyjemne, skóra oczyszczona, wygładzona i lekko rozjaśniona. 
Ulubionymi produktami może nie niezbędnymi, ale przydatnymi latem okazały się być dla mnie także mgiełka po opalaniu SunOzon, która zyskała sobie moją sympatię głównie za sprawą kokosowego zapachu oraz olejek do paznokci Orly Color Care Argan Cuticle Oil, który dorzuciłam do koszyka podczas zakupu zestawu Rituals ot tak, żeby mi nie było przykro, że zamawiam tylko jedną rzecz;) Olejek pachnie delikatnie cytrusowo i nawilżył moje skórki w bardzo szybkim czasie. Używam go jedynie na noc:)
Żele Balea są mi bardzo dobrze znane i dość silnie kojarzą mi się z latem za sprawą swoich soczystych zapachów oraz kolorowych opakowań. Tego lata bardzo przypadł mi do gustu żel Balea morski szum o zapachu limonki i mięty, który jest edycją limitowaną. Wprawdzie dotarł on do mnie już w drugiej połowie sierpnia, ale żele Balea poza zapachami i opakowaniami nie różnią się między sobą szczególnie więc spokojnie mogę powiedzieć, że to mój idealny letni zapach żelu:) Niestety już mi się kończy.


Mogłoby być tego znacznie więcej, ale starałam się żebyście nie musieli przewijać w nieskończoność więc ograniczyłam ulubieńców do takiego ścisłego top:)

Znacie coś z tych produktów? Pochwalcie się swoimi letnimi ulubieńcami!
Czytaj dalej »

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Dr Irena Eris Provoke Sun Illusion Collection!

Cześć Dziewczyny!

Niedawno wspominałam, że cenię sobie polskie kosmetyki pielęgnacyjne, ponieważ pod względem jakości często nie ustępują, a nawet przewyższają te zagraniczne. W przypadku makijażu jest jednak inaczej. Jest słabo! Ze wszystkich polskich marek makijażowych dla mnie tak naprawdę na wysokim poziomie jest tylko linia makijażowa Provoke marki Dr Irena Eris. Kosmetyki Provoke są droższe niż pozostałe polskie produkty do makijażu, ale wiecie co? Jestem zdania, że lepiej zapłacić więcej i mieć gwarancję zadowolenia. Dotychczas z bardzo wielu wypróbowanych przeze mnie produktów tej marki nie przypadł mi do gustu tylko jeden, a to bardzo dobry wynik zważywszy na ilość kosmetyków tej marki jaką posiadam:) W przypadku pozostałych polskich marek makijażowych proporcje są dokładnie odwrotne! Ileż to razy pokusiłam na jakiś produkt i byłam niezadowolona? Bardzo często! W najlepszym wypadku mogłam powiedzieć, że jak za taką cenę to ujdzie, ale czy o to chodzi? Tylko w nielicznych wypadkach zdarzało się, że byłam zadowolona. 
Przechodząc już do właściwej części postu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam produkty z kolekcji Sun Illusion od razu wiedziałam, że to coś wyprodukowane z myślą o takich ludziach jak ja! Kochających lato, złociste kolory i naturalne wykończenie:) Za pierwszym razem gdy je zobaczyłam niestety bardzo się spieszyłam więc tylko musnęłam na szybko produkty;) Gdy już miałam więcej czasu spotkała mnie niemiła niespodzianka: w drogerii, do której się udałam produkty nie były wyłożone więc już myślałam, że niestety fizycznie ich nie ma. Okazało się jednak, że były jeszcze schowane. Kiedy więc już radośnie mogłam dokonać zakupu nawet nie oglądałam ponownie tych kosmetyków, przez co zaskoczona pani zapytała czy są już może jakieś recenzje w internecie? Odparłam, że nie, ale czuję, że będą dobre! Czy jednak przeczucie było trafne?;)



Dr Irena Eris Provoke Illuminating Loose Powder


Opis producenta

Sypka, lekka formuła pudru w naturalnym kolorze z opalizującymi drobinkami idealnie stapia się ze skórą i optycznie ją wygładza. Zapewnia skórze długotrwałe, matowe wykończenie, a równocześnie dyskretne rozświetlenie. Zawiera wyciąg z oleju Acai o działaniu pielęgnacyjnym, nawilżającym i chroniącym skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Idealny do wykończenia makijażu, dla każdego rodzaju skóry.

Moja opinia

Puder otrzymujemy w ładnym kartonowym opakowaniu, które pod względem designu jest spójne z pozostałymi kosmetykami Sun Illusion Collection. Wewnątrz znajdziemy naprawdę pięknie prezentujący się pojemnik, który swym wyglądem przewyższa wiele tego typu produktów z zagranicznych marek selektywnych. Nigdy nie ukrywałam, że dla mnie opakowanie ma znaczenie;) W końcu to ono ma umilać codzienne stosowanie! Do opakowania został również dołączony mięciutki logowany puszek. Ja jednak używam pędzli:) Wadą może być brak dodatkowego zabezpieczenia przed wysypywaniem się pudru. Dlatego też ja nie wyrzucałam fabrycznej naklejki;) Sama aplikacja również jest trochę utrudniona, ponieważ wieczko nie jest odkręcane więc trochę nie wiadomo gdzie wyspać odpowiednią dla siebie porcję pudru. Co za tym idzie - zawsze się coś rozsypie więc najlepiej używać go nad umywalką. Zatem funkcjonalność w tym wypadku trochę zawiodła. Pojemność pudru wynosi 11g i zaleca się go zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Pudry sypkie są bardzo wydajne więc na mój użytek tak naprawdę wystarczyłaby minimum 3 krotnie mniejsza pojemność, ale możliwe, że jest ze mną coś nie tak skoro tak wolno zużywam;) 

Puder występuje w jednym odcieniu – natural, który na tle mojej ręki wypada blado, wręcz sino, ale jest tam nałożona duża ilość żeby aparat raczył go uchwycić;) Przy normalnym użytkowaniu kolor dopasowuje się nawet do mojej bardzo dalekiej od bladości cery;) Dla jasnych cer również powinien być odpowiedni. Według mnie odcień jest bardzo uniwersalny. Puder nie posiada zapachu. Jest drobno zmielony i zawiera niewielkie opalizujące drobinki. Wszak jest to puder rozświetlający! Nie trzeba się go jednak obawiać i mówię to ja – posiadaczka cery mieszanej! Rozświetlenie, które zapewnia Illuminating Loose Powder nie jest nachalne i nie przypomina brokatu;) Oczywiście mam na myśli stosowanie z umiarem, a nie pół opakowania na raz bo wtedy to już efekt świątecznej bombki zapewniony! Po użyciu cera staje się rozpromieniona, ale jednocześnie satynowo-matowa, dzięki czemu strefa T nie przetłuszcza się nadmiernie. Ponadto puder dobrze utrwala makijaż. Większość osób będzie go stosować do wykończenia płynnego fluidu. Ja jednak z powodzeniem stosuję go na podkład w kompakcie Givenchy bo jak wiecie jestem fanką pudrowych formuł:) Z powodzeniem można go stosować również do subtelnego rozświetlenia ciała:)


Dr Irena Eris Provoke Eyeshadow Pencil N˚2


Opis producenta

Satynowo-kremowa konsystencja zapewnia doskonałe krycie oraz intensywny kolor w odcieniu ciepłego złota. Polecany do zastosowania jako cień, a także kredka pozwalająca efektownie podkreślić linię oka. Forma automatycznej kredki zakończonej gąbeczką z wbudowaną temperówką umożliwia wygodne, precyzyjne nałożenie i rozprowadzenie cienia.
No 1

Moja opinia

W letniej kolekcji mamy do wyboru dwa odcienie cieni w kredce: N˚1, który świetnie posłuży nie tylko jako cień, ale także jako rozświetlacz np. pod łukiem brwiowym oraz N˚2 w odcieniu ciepłego złota. Ja sama zdecydowałam się na N˚2, ale traf chciał, że jakiś czas później dostałam N˚1 więc ostatecznie posiadam oba.
Cienie otrzymujemy w bardzo wygodnej formie kredki, która jest dość smukła i ładnie wyprofilowana, dzięki czemu możemy ją stosować nie tylko na całą powiekę, ale także miejscowo, w kącikach oczu lub robiąc nią kreskę na dolnej bądź górnej linii rzęs. Po drugiej stronie mamy „zainstalowaną” kuleczkową gąbeczkę, dzięki której możemy sprawnie i szybko rozetrzeć cień na powiece nie brudząc sobie palców. Każdy kto mnie zna, wie doskonale, że rzadko można mnie spotkać bez kreski na powiece namalowanej nie eyelinerem, a właśnie kredką. Dlatego też forma tego produktu szczególnie przypadła mi do gustu. Tym bardziej, że mamy tutaj 2w1 – cień i kredkę, a w moim przypadku to nawet 3w1, ponieważ przy mojej cerze spokojnie mogę stosować nawet ten ciemniejszy odcień kredki również jako rozświetlacz pod łukiem brwiowym jeśli oczywiście ładnie go rozetrę;) Początkowo stosując jako cień używałam kredki na bazę Provoke. Szybko jednak zorientowałam się, że cień jest tak niesamowicie trwały i dobrze napigmentowany, że nie potrzebuje nawet bazy! Cóż, kolejne ułatwienie i oszczędność czasu;) 
No 2
Kredki wodoodporne, ale z łatwością można je usunąć przy użyciu dobrego środka do demakijażu lub rękawicy Glov. Producent zapewnia, że formuła kredek utrzymuje się do 24 godzin. Nie sprawdzałam czy utrzymuje się aż tyle, ponieważ nie jestem tak długo na chodzie, ale zdecydowanie utrzymuje się od rana do wieczora. Od umalowania aż do demakijażu;) Odcień ciepłego złota N˚2 bardzo ładnie prezentuje się w przypadku osób o ciepłej cerze – takich jak ja:) W przypadku chłodniejszych cer może stanowić coś w rodzaju akcentu w makijażu;) Z kolei odcień N˚1 jest jaśniejszy i bardziej uniwersalny więc powinien być odpowiedni dla większości kobiet. Choć akurat ja bardziej sobie upodobałam wersję ciemniejszą, ponieważ lepiej koresponduje z moją cerą. Na zużycie cieni mamy aż 24 miesiące więc nawet ja powinnam zdążyć;) Produkt jest praktycznie bezzapachowy, co w przypadku stosowania na delikatną skórę w okolicach oczu również oceniam na plus.


Dr Irena Eris Sun Shimmer


Opis producenta

Sun Shimmer to rozświetlacz w pudrze, który harmonijnie łączy trzy słonecznie świetliste kolory, nadając cerze ciepły blask. Pozwala uzyskać naturalny efekt promienistej i wypoczętej skóry twarzy, lub przy intensywniejszym użyciu, efektowny makijaż w stylu „glamour”. Idealny również do zastosowania na powieki, ramiona oraz dekolt.

Moja opinia

Rozświetlacz Sun Shimmer otrzymujemy w typowej dla Provoke białej, logowanej puderniczce z lusterkiem. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo je lubię;) Pojemność wynosi 9g i należałoby go zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Warto również dodać, że rozświetlacz posiada bardzo ładny zapach, który ja zwykłam nazywać „erisowym”;)

Jak to zwykle bywa gwiazdą kolekcji jest rozświetlacz! A może po prostu to my kobiety pragniemy błyszczeć? Nie wiem jak Wy, ale ja mam słabość do rozświetlaczy, ale nie do byle jakich! Koniecznie muszą zachwycać opakowaniem i piękną fakturą, a Sun Shimmer niewątpliwie posiada wszystkie te cechy. Wystarczy na niego spojrzeć – to słońce w pełnej krasie! Ale piękne tłoczenie, delikatna konsystencja i przyjemny zapach to nie wszystko, co ten kosmetyk ma do zaoferowania! Nie jest to jeden z tych produktów, które dobrze wyglądają, a niewiele robią. Tutaj doznania zmysłowe i estetyczne idą w parze ze świetną jakością! I wiecie co jest najlepsze? Ta jakość nie ustępuje rozświetlaczowi Diora, którego tak lubię! Rozświetlacz zawiera 3 świetliste odcienie, które po zmieszaniu nadają cerze szampańskiego blasku. Ja jednak najbardziej upodobałam sobie odcień centralny, który najlepiej koresponduje z moją ciepłą cerą! Rozświetlacz nadaje mojej cerze bardziej wypoczęty wyraz twarzy;) Skóra staje się promienna i bije od niej taki naturalny blask. Nie jest to tandetny rozświetlacz osypujący skórę milionem wielkich drobinek. On zapewnia wyrafinowany satynowy blask;) Efekt można stopniować od subtelnego po bardziej zauważalny. Ja przyjmuję strategię złotego środka;) Przy jego użyciu możliwy do uzyskania jest mój ulubiony „efekt z teledysków”, czyli blask, który przy odpowiednim oświetleniu potrafi być naprawdę spektakularny;) Sun Shimmer jest idealną propozycją dla kobiet o ciepłych cerach. Jednak przy zachowaniu odpowiednich proporcji tj. przy użyciu największej ilości jasnego odcienia z powodzeniem powinien sprawdzić się również przy jaśniejszych, neutralnych oraz nieco chłodniejszych cerach. Dla typowo porcelanowych, chłodnych piękności najbardziej odpowiedni będzie Star Shimmer, który z kolei dla mnie jest zbyt jasny:) 

Zgodnie z przeczuciem wszystkie kosmetyki spełniły moje oczekiwania:) Jest to edycja limitowana, ale w przypadku tej marki kolekcje najczęściej dostępne są dłużej więc nie trzeba się o nie bić jak o Diora i Chanel;)

Znacie kolekcję Sun Illusion Dr Irena Eris Provoke? Wpadło Wam coś w oko? 

Czytaj dalej »

sobota, 27 sierpnia 2016

Yasumi Medbox Anti Aging

Cześć Dziewczyny!

Nie jest już żadną tajemnicą, że lubię nietypowe metody pielęgnacji, nowości i innowacyjne rozwiązania, prawda? W sierpniu miałam okazję zapoznać się z kolejnym nowatorskim produktem, a właściwie całym pakietem jakim jest Medbox sygnowany przez polską markę YASUMI. Sam producent opisuje swój wytwór jako pielęgnację „szytą na miarę”. Brzmi zachęcająco czyż nie? A czy ta pielęgnacja była dobrze „uszyta” dla mnie? Dziś zaprezentuje Wam swoje wrażenia z kuracji Medboxem w wersji Anti-Aging gdyż właśnie taki sobie wybrałam do sprawdzenia;)


MEDBOX YASUMI – co to takiego?

Med Box – pielęgnacja szyta na miarę! Zestaw pięciu skoncentrowanych ampułek, dostosowanych do potrzeb Twojej skóry. Wybierz Med Box nawilżający, przeciwzmarszczkowy,  rozjaśniający lub przeciwtrądzikowy i ciesz się efektem zdrowej i gładkiej skóry. Do każdego zestawu dołączyliśmy szklaną miseczkę oraz pędzelek do aplikacji – w ten sposób wykonasz swój własny, profesjonalny zabieg pielęgnacyjny.

Anti-Aging Medbox

Zestaw ampułek o działaniu przeciwzmarszczkowym, dedykowany osobom z pierwszymi oznakami starzenia. Składniki aktywne preparatów działają liftingująco, podnoszą owal twarzy, zwiększają gęstość skóry i spłycają zmarszczki. Regularne stosowanie ampułek napina skórę oraz wyraźnie ją odmładza. 


Zestaw zawiera: 2 x ampułka Firmox, 2 x ampułka Coenzyme Q10, 1 x ampułka Lifting, 1 x miseczka, 1 x pędzelek. Opisy poszczególnych ampułek podlinkowałam w nazwach – każdą z ampułek można kupić nie tylko w zestawie Medbox, ale i na sztuki!:) Zachęcam do zapoznania się z opisami konkretnych ampułek gdyż są one bardzo szczegółowe i zawierają szereg porad odnośnie sposobów stosowania.

Moja opinia

Opakowanie

Zestaw Medbox otrzymujemy w ładnym, otwieranym niczym walizka kartonowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy 5 starannie ułożonych ampułek – każda o pojemności 3 ml, maleńką szklaną miseczkę służącą do wlewania porcji potrzebnej na jednorazowe zastosowanie oraz pędzelek służący do aplikacji produktu. Wszystko po to żebyśmy nie musieli do aplikacji używać palców i mogli się poczuć jak w małym domowym SPA. Wszak Yasumi po japońsku znaczy relaks:) Jeśli jednak mamy niewiele czasu bez problemu możemy wylać niewielką ilość produktu bezpośrednio na palec i nałożyć na twarz. Co jest najlepsze w opakowaniach tych ampułek? Według mnie to najlepsze opakowania ampułek z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia! A to dlatego, że nie musimy niczego łamać ani martwić się co zrobić z pozostałą zawartością, ponieważ ampułki są zakręcane! Dlaczego inni producenci tego nie zrobili? Niewielki krok, a tyle ułatwia podczas użytkowania. Jeśli szykuje nam się krótki wyjazd zabieramy ze sobą 1-2 ampułki i gotowe. Przyznam, że po zużyciu zostawiłam sobie opakowania i jeśli jeszcze kiedyś trafią do mnie tradycyjne, "łamane" ampułki to przeleję zawartość do tych po Yasumi;)


Działanie

W Medboxie Anti-Aging znajdziemy trzy rodzaje ampułek. Byłam ciekawa czy kolejność stosowania poszczególnych ampułek ma znaczenie, ale uznałam, że pewnie nie;) Zastosowałam je jednak w takiej kolejności w jakiej były opisane na odwrocie opakowania, czyli najpierw dwa razy Coenzym Q10, potem zużyłam dwie ampułki Firmox, a na koniec ampułkę Lifting, która występowała w liczbie sztuk jeden;) 

Ampułki Coenzyme Q10 posiadają najbardziej bogatą konsystencję i najprzyjemniejszy (w mojej ocenie) zapach. Choć ciężko go do czegoś konkretnego porównać. Konsystencja ampułki z koenzymem Q10 jest lekko oleista, ale nietłusta. Dobrze się wchłania i nadaje się zarówno do stosowania na dzień pod makijaż jak i na noc. Ampułki w tej wersji były najbardziej wydajne gdyż każda z nich wystarczyła mi na 5 dni stosowania na twarz, szyję i dekolt, czyli łącznie 10 dni kuracji. Sam produkt okazał się też być najbardziej odżywczy i wykazywał najsilniejsze działanie regenerujące. Dobrze nawilżał, subtelnie natłuszczał i dobrze uelastyczniał skórę. Niwelował napięcie skóry oraz drobne podrażnienia. Cera stała się gładka i wypoczęta, a wszystko to w naprawdę krótkim czasie. 

Ampułki Firmox posiadają bardziej lejącą konsystencję i trochę mniej przyjemny zapach. W moim odczuciu było to coś w rodzaju perfum dla starszych pań. Jednak zapach był wyczuwalny jedynie w momencie aplikacji. Znikał tak szybko jak wchłaniała się ampułka, czyli w ciągu dosłownie pół minuty. Po wchłonięciu ampułki odczuwalne było wrażenie lepszego napięcia skóry. Sprawiała ona wrażenie bardziej jędrnej. Nawilżenie również było natychmiastowo odczuwalne. Z uwagi na lżejszą konsystencję każda z ampułek Firmox wystarczyła mi na 3 dni stosowania rano i wieczorem, czyli razem 6 dni intensywnej kuracji. 

Ampułka Lifting również posiada lekko perfumowany zapach, który jest jeszcze bardziej ulotny niż w przypadku Firmox. Ja to oceniam na plus gdyż nie lubię długotrwale pachnących kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Konsystencja tej ampułki również jest lejąca lecz odrobinę mocniej skondensowana niż w przypadku Firmox. Tak więc mimo swej lekkości bardzo dobrze się rozprowadza i nie przelewa się przez palce (bo przyznaję, że mimo akcesoriów w formie miseczki i pędzelka najczęściej nakładałam zawartość ampułek palcami). Ta ampułka wykazywała działanie typowo ujędrniające i wygładzające. Skóra sprawiała wrażenie bardziej gęstej i „mięsistej”;) Ampułka w tej wersji wystarczyła mi na 4 dni stosowania rano i wieczorem na twarz, szyję i dekolt.

Cechy wspólne ampułek

Każda z ampułek bardzo dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Najszybciej Firmox z uwagi na najrzadszą konsystencję. Ampułki Firmox i Lifting posiadają ulotne zapachy więc nawet jeśli nie przypadną do gustu to znikają w mgnieniu oka;) Zapach ampułki Coenzyme Q10 utrzymuje się trochę dłużej, ale jest z kolei najładniejszy. Choć zapach to oczywiście kwestia mocno subiektywna. Dzięki załączonym do opakowania akcesoriom w formie miseczki i pędzelka pielęgnacja ampułkami Yasumi może być dla nas prawdziwym relaksem. Zwłaszcza wieczorem, po trudach całego dnia. Dzięki czemu nawet jeśli nie posiadamy dużo czasu jak i wielkich zasobów finansowych możemy zafundować swojej skórze małe SPA we własnym domowym zaciszu, dodatkowo wykonując przy tym masaż twarzy. A jeśli jesteśmy „w gorącej wodzie kąpani” możemy nakładać ampułki wylewając niewielką ilość na palec. Co jest jeszcze fajne w tych ampułkach? Oczywiście różnorodność:) Za zwyczaj gdy używamy serum lub ampułek to mamy przez dłuży czas do czynienia dokładnie z tym samym produktem, a tutaj najpierw kilka dni korzystamy z jednego typu kosmetyku ukierunkowanego na konkretne działanie, a następnie sięgamy po kolejne wersje ampułek. Jeżeli posiadamy domowe urządzenia przeznaczone do pielęgnacji twarzy możemy z nimi zadziałać celem wzmocnienia efektów kuracji, lepszego wchłaniania się preparatów oraz ewentualnie wprowadzenia ich w głębsze warstwy skóry zależnie od rodzaju posiadanego sprzętu oraz umiejętności. Osobiście używałam ampułek w połączeniu z soniczną szczoteczką do oczyszczania twarzy YASUMI NUNO. Każdą z ampułek nakładałam więc po uprzednim oczyszczeniu twarzy ową szczoteczką oraz po naświetlaniu skóry również przy użyciu tejże szczoteczki. Takie zastosowanie spowodowało bardzo szybkie wchłanianie się ampułek oraz wzmocnienie efektów działania każdej z nich. 


Cała kuracja Medboxem zajęła mi 20 sierpniowych dni;) Myślę więc, że wydajność jest dość standardowa gdyż całość zawiera 15ml produktów, a analogicznie sera o lekkich konsystencjach o pojemności 30ml najczęściej wystarczają mi na 1-1,5 miesiąca stosowania. Po przeliczeniu wychodzi więc dosyć podobnie. Muszę przyznać, że Medbox Yasumi spisał się u mnie jeszcze lepiej niż ampułki Klapp Cosmetics, które są dwa razy droższe. 


Medbox Anti-Aging dostępny jest w sklepie Yasumi. Dostępne są również trzy inne wersje: Hydrating (nawilżająca), Whitening (działanie rozjaśniające, np. dla osób z problemem przebarwień) oraz Anti-Acne (działanie przeciwtrądzikowe). Każdy znajdzie coś dla siebie;) Jeśli chcecie w sposób obrazowy zobaczyć przykład zastosowania ampułki oraz jak wykonać masaż twarzy to na stronie i na YT dostępny jest specjalny filmik. Polecam obejrzeć - pani robi śmieszne miny;)


Słyszałyście już o Medboxie Yasumi? Lubicie kuracje w formie ampułek czy raczej unikacie takich produktów?
Czytaj dalej »

czwartek, 25 sierpnia 2016

Secretaddiction86 ostatni raz wysypuje swoje śmieci, czyli wakacyjne denko!

Cześć Dziewczyny!

Nigdy jakoś nie pałałam miłością do postów ukazujących kosmetyczne zużycia. Według mnie ani to ładne ani ciekawe, ale robiłam gdyż wiele osób lubi je czytać. Miarka się jednak przebrała i postanowiłam, że prezentowane dzisiaj przeze mnie denko z czerwca, lipca i sierpnia jest jednocześnie ostatnim tego typu wpisem na moim blogu. Zawsze mam o czym pisać więc już sobie daruję tego typu tematykę. Zwłaszcza, że i tak każdy wie, że zużywam ogrom produktów. Dlatego tym trudniej jest mi się w tym wszystkim połapać, ponieważ gdybym zużywała mniej byłoby łatwiej, a jak już nie raz wspominałam ja nie trzymam pustych opakowań, a jedynie robię zbiorowe zdjęcia gdy produkty się kończą lub ewentualnie przetrzymam parę produktów przez kilka dni. Tak czy inaczej denko publikuję ostatni raz, ponieważ tego typu wpisy nie są dla mnie przyjemnością więc nie ma sensu blokować jak ja to mówię „cennego czasu antenowego” na jakieś śmieci! Produkty, które były już opisane na blogu zostały podlinkowane w nazwie, a te które nie doczekały się recenzji opatrzyłam krótkimi komentarzami. O niektórych z tych produktów jeszcze napiszę.






Dove żel pod prysznic Purely Pampering – całkiem przyjemny, kremowy. Choć nie przepadam za tak wielkimi butlami (750ml).

Anida krem do rąk z olejkiem arganowym – tani i jak dla mnie godny polecenia, pachnie dość przyjemnie, choć trochę zbyt słodko.

Vichy woda termalna – jest dobra, choć częściej kupuję Caudalie i Uriage.

Nacomi balsam chłodząco-nawilżający po opalaniu – lubię Nacomi, ale ten balsam jest dla mnie bublowaty. Drażnił mnie jego zapach, a działanie słabe. Nie zużyłam w całości.

Isana Professional Oil Care kuracja do włosów – polecane jest m.in. do używania przed myciem. Moja siostra sobie chwaliła i zużyła kilka opakowań aż w końcu jej się znudziła. Ja natomiast kupiłam zużywałam przez wiele miesięcy bez entuzjazmu i końcówkę dałam do zmęczenia siostrze.

Pantene odżywka w piance Aqua Light – regenerującą lubiłam, a ta coś nie bardzo więc zużyłam jako piankę do golenia;)

Vichy szampon przeciwłupieżowy – godny polecenia i nie podrażnia skóry głowy.






The Body Shop żel malinowy – trochę mnie znudził gdyż wcześniej miałam również malinowy innej firmy i już za dużo tych malin. Wolę wersję grejpfrutową lub Virgin Mohito;)

Under Twenty żel micelarny redukujący zmiany trądzikowe o działaniu antybakteryjnym – trądziku nie mam, ale zdecydowałam się spróbować i nie żałuję. Krzywdy mi nie zrobił, dobrze oczyszczał i ładnie pachniał – jakby grejpfrutowo:) Napiszę o nim zbiorczo z pianką;)

Lirene Emolient balsam – całkiem przyjemny, choć mógłby pachnieć ciut delikatniej.

Lirene Stop suchości nawilżająco-odżywczy krem do stóp – delikatny zapach, działanie ok., ale ulubieńcem pozostaje Fusswohl Intensiv Creme.
The Body Shop żel grejpfrut – ładny i orzeźwiający zapach więc kupiłam również masło, wodę toaletową i kolejne opakowanie żelu;)

Balea pianka do mycia ciała – również ładny zapach i fajna forma podania oraz cena. Gorzej z dostępnością.

Mgiełka Merci Handy – mała i fajna, ładnie pachnie, odświeża i lekko nawilża. Może do niej wrócę.

The Secret Soap Store krem do rąk Lime&Mint – mały, ale bardzo dobry. Trzeba będzie kiedyś kupić pełnowymiarowy.




SunOzon ampułki po opalaniu – całkiem ok., ale wielkiej rewelacji nie było (poznałam inne lepsze). We wrześniu dam wpis.

Isana olejek pod prysznic w kremie – nie podobał mi się zapach więc został mydłem.

Alterra kremowy olejek pod prysznic Malwa Bio i Szarłat Bio – powiem, że bardzo przyjemny. Zapach dość nietypowy, ale na plus:) Tylko tubka mogłaby się tak nie zmasakrować;)

Alterra pomadka granat - mydlany posmak, jest fuj i więcej nie kupię. Wolę rumiankowe smrodki. Ale jak lubisz jeść mydło to możesz kupić:p





Palmolive mydła w piance – mała wydajność, w moim przypadku 6 dni, ale u mnie to normalne. Malinowe w ogóle nie przypomina malin, a limonka nawet spoko. Może się nadać też na mydło kuchenne. Zwykle nie pokazuję mydeł w denku, ale te pokazałam jedynie ze względu na to, że są w piance. Ogólnie zachwytów brak.

Mizon maska limonkowa – najpierw bardzo lubiłam, ale pod koniec chyba się na nią uodporniłam bo działanie się zmniejszyło. Chyba nadużywałam:P

Fusswohl krem na popękane pięty – nie wiem bo nie mam popękanych. Moim ulubionym z tej marki nadal pozostaje Intensiv Creme. A ten ma ładniejszy zapach i bardziej treściwą konsystencję, ale działa słabiej.

Alterra pomadka rumiankowa – oczywiście, że fajna i już nawet pokochałam ten jej smrodek. Ale latem trochę się roztapiała.






Rival de Loop przeciwzmarszczkowe płatki pod oczy – dość dziwny produkt. Za po pierwszym użyciu powiedziałam sobie no i co…? Zero efektu, a stosowanie nie do końca przyjemne bo jest takie wrażenie ucisku jakby ktoś mnie trzymał pod oczami. Ale uznałam, że zużyję i przy następnych razach już jakieś efekty zauważyłam – coś w rodzaju sprasowania i wygładzenia skóry. Plus, że dobrze się trzymają więc można używać pod prysznicem.

Lirene Shower Oil Mango&Jaśmin żel pod prysznic z olejkiem – dość rzadki i mało wydajny, ale u mnie to normalne. Nawilżenia nie zauważyłam, ale też nie wysusza. Zapach bardzo przyjemny. Jak dla mnie mieszanka mango, kwiatów i skórki pomarańczy.

Under Twenty pianka do mycia twarzy – pachnie niby przyjemnie, ale sztucznie. Czasami potrafi lekko przesuszyć skórę. Żel wypadł lepiej.

Himalaya Cocoa Butter – zapach delikatny, działanie dobre, ze spokojem mogę kupować. 
Femi olejek, TonyMoly panda do rąk, Organique Rytuał melonowy mus - też drugi raz, zużyłam wesoło po Kasi:P

Yasumi Medbox  - za parę dni dam wpis, było miło:) 

The Body Shop żel pod prysznic kokos - jakby tu powiedzieć... jeszcze nie zdążyłam pokazać w nowościach, a już zużyłam. To zresztą podobnie jak Medbox i "melony":P Ten kokos trochę zmącony jakby bananem, ale było miło:)  

Tak wygląda ostatnie denko na tym blogu. To koniec, nie ma już nic:) Tzn. dalej będę wesoło zużywać, ale nie będę tego pokazywać:) Do końca miesiąca też na pewno jeszcze coś zużyję, ale to już mało ważne:P

Znacie coś z tych produktów? Mam nadzieję, że się cieszycie, że to moje oooostatnie denko!
Czytaj dalej »