Jakiś czas temu zachwycił
mnie krem Huxley Anti-Gravity. Naturalną
koleją rzeczy było więc wypróbowanie następnych kosmetyków z ich oferty:) Początkowo
miałam na oku kompletny zestaw pielęgnacyjny składający się z kilku produktów
lecz „moje wróżby” wykazały, że jednak lepiej będzie połączyć je z kosmetykami
Neogen i Cosrx:) Nie zawsze bowiem najlepszym wyborem jest ten w obrębie jednej
marki. Czasem mix wydaje się być bardziej optymalny;) Ostatecznie padło więc na
dwa produkty Huxley – Toner Extract It oraz Healing Mask Keep Calm. Czy warto po
nie sięgnąć?
Huxley Toner Extract It
Toner otrzymujemy w
kartonowym opakowaniu kojarzącym się z pustynią, czyli tak jak na markę Huxley
przystało. Pojemność to niestety jedynie 120ml, nad czym ubolewam. Szata
graficzna jest wyjątkowo minimalistyczna, w dodatku sama butelka jest szklana.
Mnie to akurat niemiło zaskoczyło, ale na szczęście butelka nigdy mi nie
upadła. Minusem jest również niewielki otwór dozujący płyn. Ja jestem w gorącej
wodzie kąpana więc lubię sobie skąpać wacik w tonerze naprawdę szybko, a tu
masz... zadanie wymagające krzepy;) Ps. chyba nigdy nie zapomnę tego teleturnieju i twarzy jego bohatera;) Krzepy ostatnio nie miałam, więc już po
pierwszym czy drugim użyciu postanowiłam zdemontować wewnętrzną osłonkę
poszerzając tym samym otwór do maksimum;)
Toner posiada wodnistą konsystencję,
która natychmiast wnika w skórę i w żaden sposób się nie lepi. Zapach to
ogromny atut tego produktu. Jest równie piękny jak w przypadku wspomnianego
przeze mnie wcześniej kremu Anti-Gravity, czyli tak naprawdę wywołuje u mnie
różne skojarzenia:) Szkoda, że nie można przesłać go przez monitor. Oj żałujcie;)
W każdym razie ja go uwielbiam i mogłabym się w nim kąpać. Jest on jednak
zdecydowanie delikatniejszy niż w przypadku kremu, co oznacza, że znika w parę
minut od aplikacji. Choć czytałam, że dla niektórych
mimo wszystko jest zbyt intensywny. Zatem może to być kwestia indywidualna. Toner w 90% składa się ze składników
naturalnych, w tym z ekstraktu z kaktusa. Jest łagodny i nie podrażnia skóry. W
przypadku mojej skóry przyjemnie koi, odświeża oraz lekko nawilża przygotowując
ją na dalszą pielęgnację. Jeden z przyjemniejszych koreańskich tonerów, z
którymi miałam do czynienia. Choć szkoda, że pojemność nie jest bardziej
standardowa. Mimo wszystko zdecydowanie polecam Huxley Toner Extract It.
Huxley Healing Mask Keep Calm
Maseczkę otrzymujemy w
tubie podobnej do tych z Resibo:) Przyznam, że byłam tym nieco zaskoczona. Sam
produkt został umieszczony w przezroczystej tubce o pojemności 120g. PAO wynosi
12 miesięcy. Huxley Healing Mask Keep Calm jak możecie się
domyślać pachnie równie zachęcająco co toner i krem:) W tym przypadku woń ta
jest wyczuwalna przede wszystkim w momencie aplikacji i chwilę po. Jest też
zdecydowanie subtelniejsza w porównaniu z kremem.
Maska posiada ciekawą
konsystencję przypominającą galaretkę z drobinkami. Nie posiada ona jednak
żadnych właściwości złuszczających. Producent rekomenduje ją bowiem jako maskę
kojącą. Produkt nakładamy po uprzednim oczyszczeniu skóry na 5-10 minut. Po
upływie tego czasu zmywamy wodą.
Dzięki galaretkowej konsystencji aplikacja produktu jest niezwykle przyjemna i odprężająca (takie małe domowe SPA). A dodatkowo odczuwamy delikatne uczucie chłodzenia, a raczej orzeźwienia, bo zdecydowanie nie jest to efekt zamrożenia skóry:) Spokojnie;) Choć gdyby przed użyciem włożyć maskę do lodówki, mogłoby być ciekawie (np. latem;)).
Muszę przyznać, że o ile toner miałam w planach praktycznie od razu to nad maską musiałam dłużej się zastanowić. Spotkałam się bowiem z różnymi opiniami, które stawiały przede mną znak zapytania;) A zdecydowanie nie lubię posiadać produktu dla samego przetestowania. Ten produkt musi mi coś dać (jakiś oczekiwany efekt;)). Ostatecznie jednak stwierdziłam, że inni to nie ja i że w przypadku mojej skóry maska może stanowić całkiem niezłe uzupełnienie pielęgnacji. Poza tym moja cera nie należy do tych zaczerwienionych z natury (jej koloryt jest OK nawet bez makijażu), więc silnych właściwości łagodzących czy też przeciwdziałania zaczerwienieniom z reguły nie potrzebuję. Wiedziałam, że nie będzie to maska o działaniu mocno kojącym i nawilżającym, ponieważ tego spodziewałabym się raczej po kremowej konsystencji albo kremowo-żelowej (skończyłam zresztą wcześniej coś takiego z profesjonalnej linii Bielendy). Ale mimo wszystko czułam, że maska może ładnie wzbogacić moją pielęgnację. Według mnie jest to produkt do częstego stosowania (2-4 razy w tygodniu), ale jednocześnie można go użyć naprawdę ekspresowo. Te 5-10 minut dla siebie znajdzie prawie każdy. Ja żeby nie marnować czasu postawiłam na aplikację pod prysznicem. Podczas gdy jednocześnie mam nałożoną odżywkę na włosy:) Ewelina lubi różne wynalazki, ale ceni sobie łatwość i szybkość użycia;) Oczywiście stosowanie pod prysznicem mimo wszystko wymaga tego żeby jednocześnie woda nie lała się po twarzy;) Jednocześnie z moich doświadczeń wynika, że często aplikacja pod prysznicem wzmacnia działanie maski (choć nie w przypadku każdego produktu). Mimo dość lekkiej galaretkowo-żelowej konsystencji maska dobrze trzyma się twarzy nawet pod prysznicem. A zarazem spłukiwanie nie nastręcza żadnego kłopotu. Wystarczą dłonie lub słuchawka od prysznica (tak, serio tak robię;)). Zaraz po nałożeniu, dzięki lekko chłodzącej konsystencji daje poczucie natychmiastowego orzeźwienia. Natomiast po zmyciu skóra jest wygładzona, delikatnie nawilżona oraz ukojona w sposób dla mojej skóry wystarczający. Ale z pewnością zbyt mały dla cery w typie „buraczka”, tj. skłonnej do zaczerwienienia albo np. łuszczącej się etc. Maska nie obciąża skóry. Powiedziałabym nawet, że lekko zmniejsza wydzielanie sebum.
Jeśli chcemy nieco wzmocnić efekt nawilżenia, warto przed aplikacją przetrzeć twarz tonerem (lub nawet wklepać odrobinkę esencji/serum). Można oczywiście spróbować tonera innej marki jeśli nie mamy Huxley. Nie jest to produkt, który zastąpi krem, ale stanowi całkiem przyjemne uzupełnienie pielęgnacji. Poleciłabym ją przede wszystkim dla cery mieszanej oraz tłustej w ramach urozmaicenia pielęgnacji i relaksu:)
Dzięki galaretkowej konsystencji aplikacja produktu jest niezwykle przyjemna i odprężająca (takie małe domowe SPA). A dodatkowo odczuwamy delikatne uczucie chłodzenia, a raczej orzeźwienia, bo zdecydowanie nie jest to efekt zamrożenia skóry:) Spokojnie;) Choć gdyby przed użyciem włożyć maskę do lodówki, mogłoby być ciekawie (np. latem;)).
Muszę przyznać, że o ile toner miałam w planach praktycznie od razu to nad maską musiałam dłużej się zastanowić. Spotkałam się bowiem z różnymi opiniami, które stawiały przede mną znak zapytania;) A zdecydowanie nie lubię posiadać produktu dla samego przetestowania. Ten produkt musi mi coś dać (jakiś oczekiwany efekt;)). Ostatecznie jednak stwierdziłam, że inni to nie ja i że w przypadku mojej skóry maska może stanowić całkiem niezłe uzupełnienie pielęgnacji. Poza tym moja cera nie należy do tych zaczerwienionych z natury (jej koloryt jest OK nawet bez makijażu), więc silnych właściwości łagodzących czy też przeciwdziałania zaczerwienieniom z reguły nie potrzebuję. Wiedziałam, że nie będzie to maska o działaniu mocno kojącym i nawilżającym, ponieważ tego spodziewałabym się raczej po kremowej konsystencji albo kremowo-żelowej (skończyłam zresztą wcześniej coś takiego z profesjonalnej linii Bielendy). Ale mimo wszystko czułam, że maska może ładnie wzbogacić moją pielęgnację. Według mnie jest to produkt do częstego stosowania (2-4 razy w tygodniu), ale jednocześnie można go użyć naprawdę ekspresowo. Te 5-10 minut dla siebie znajdzie prawie każdy. Ja żeby nie marnować czasu postawiłam na aplikację pod prysznicem. Podczas gdy jednocześnie mam nałożoną odżywkę na włosy:) Ewelina lubi różne wynalazki, ale ceni sobie łatwość i szybkość użycia;) Oczywiście stosowanie pod prysznicem mimo wszystko wymaga tego żeby jednocześnie woda nie lała się po twarzy;) Jednocześnie z moich doświadczeń wynika, że często aplikacja pod prysznicem wzmacnia działanie maski (choć nie w przypadku każdego produktu). Mimo dość lekkiej galaretkowo-żelowej konsystencji maska dobrze trzyma się twarzy nawet pod prysznicem. A zarazem spłukiwanie nie nastręcza żadnego kłopotu. Wystarczą dłonie lub słuchawka od prysznica (tak, serio tak robię;)). Zaraz po nałożeniu, dzięki lekko chłodzącej konsystencji daje poczucie natychmiastowego orzeźwienia. Natomiast po zmyciu skóra jest wygładzona, delikatnie nawilżona oraz ukojona w sposób dla mojej skóry wystarczający. Ale z pewnością zbyt mały dla cery w typie „buraczka”, tj. skłonnej do zaczerwienienia albo np. łuszczącej się etc. Maska nie obciąża skóry. Powiedziałabym nawet, że lekko zmniejsza wydzielanie sebum.
Jeśli chcemy nieco wzmocnić efekt nawilżenia, warto przed aplikacją przetrzeć twarz tonerem (lub nawet wklepać odrobinkę esencji/serum). Można oczywiście spróbować tonera innej marki jeśli nie mamy Huxley. Nie jest to produkt, który zastąpi krem, ale stanowi całkiem przyjemne uzupełnienie pielęgnacji. Poleciłabym ją przede wszystkim dla cery mieszanej oraz tłustej w ramach urozmaicenia pielęgnacji i relaksu:)
Moim hitem z marki Huxley nadal pozostaje krem Anti-Gravity i bardzo go polecam jeśli nie przeszkadzają Wam treściwe konsystencje. Maska i toner nie działają już tak intensywnie, ale przyznaję, że i tak byłabym w stanie je kupić przy okazji jakiejś dobrej promocji:)
Znacie
markę Huxley? Co sądzicie o tych produktach?
Maseczka wygląda fajnie, podoba mi się galaretkowata konsystencja :)
OdpowiedzUsuńMi też:)
UsuńJa bym ten tonik chyba przelała do butelki z atomizerem. Nie przepadam za używaniem wacików do przecierania twarzy, a szklana butelka z okazji dużych uzdolnień gimnastycznych moich współlokatorów postałaby pewnie max 48h w niezmienionym stanie :P Co do maski, to brzmi ciekawie, ale szczerze to podziwiam, ja mam opory przed kładzeniem sobie glutowato- żelowatych masek na twarz. Niemniej przypomniałaś mi tę markę, a kiedyś trochę się koło niej kręciłam i przymierzałam do zakupów :D Pewnie teraz na coś się skuszę
OdpowiedzUsuńA nie:) Ja tam zdecydowanie preferuję waciki niż pryskanie po twarzy:D Mi na szczęście nikt nie zwalił choć zachwycona tym szkiełkiem nie byłam:D A czemu opory?:D Milutka, pachnąca, galaretka:D
UsuńTa prostota w opakowaniach szalenie mi się podoba
OdpowiedzUsuńFakt, Huxley ma bardzo proste opakowanka;)
UsuńCiekawią mnie kosmetyki tej marki, ale chyba jednak postawię na... krem. Tak na początek :P Z tych dwóch gagatków zainteresowała mnie maseczka :) Toner jakoś mniej, myślę, że za sprawą tego opakowania (nie lubię się bawić w modyfikacje :P) :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem co oni mają z tymi małymi otworami:D Ale na szczęście modyfikacja była spora:D
UsuńTeż by mnie zaskoczyło szklane opakowanie, coś przyzwyczajeni wszyscy jesteśmy do plastiku :P
OdpowiedzUsuńNo, niemiła niespodzianka jak dla mnie:) Ale dla niektórych będzie dużą zaletą;)
UsuńMoim ulubieńcem tej marki jak na razie pozostaje esencja :) teraz używam od nich cleansing water ;) jak byłam u kuzynki, to nawet ona, kosmetyczna ignorantka, zwróciła uwagę na zapach :D
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze ją wypróbuję bo miałam na oku, ale bardzo chciałam też inne:D
UsuńTen zapach to jest to:D
Bardzo lubię tonery i maseczki chętnie przyjrzę się bliżej tej marce, jako uzupełnienie pielęgnacji :)
OdpowiedzUsuńSą przyjemne:)
UsuńJakoś nie znam tej marki ;)
OdpowiedzUsuńNie jest popularna u nas:)
UsuńMarki nie znam, ale skoro te kosmetyki pachną tak pięknie, to już mi się podobają;).
OdpowiedzUsuńZapach by Ci się na pewno spodobał:)
UsuńMaseczka chyba bardziej mi się podoba, choć nie wiem, czy na tyle, aby ją kupić. Też często trzymam maseczki pod prysznicem jednocześnie z maską na włosach :D
OdpowiedzUsuńZ maseczką, peelingiem albo innymi wynalazkami:D Żeby nie tracić czasu:D
UsuńAleż nam tu nowości serwujesz :) Nie znam niestety tej marki.
OdpowiedzUsuńWarto poznać:)
UsuńTen toner to bardziej jak perfumy wygląda choć ciekawi mnie co to za zapach skoro mogłabys się w nim kąpać no i galaretkowa maska - fajnie, chcę ;D
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, na perfumy trochę za zwykły flakon, ale zapach pierwsza klasa. Mogliby zrobić takie perfumy lub mgiełkę. Galareta przyjemna, choć szybko się kończy biorąc pod uwagę sporą pojemność. Ale lubię.
UsuńCo do Ciebie wejdę to widzę wciąż nowe marki, które mam przed oczyma po raz pierwszy w swoim życiu :D o.O
OdpowiedzUsuńHaha staram się zaskakiwać:D
UsuńChyba pierwszy raz slyszalam o tej marce przy Twoich zakupach i to chyba na tyle, ale ja jestem ostatnio tak do tyłu, że co się dziwić 😁
OdpowiedzUsuńOna ogólnie rzadko spotykana na polskich blogach:D
UsuńCzuję się zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńJest w czym wybierać;)
UsuńBardzo ciekawe kosmetyki, pierwszy raz widzę i już mam na nie ochotę :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię:)
UsuńA ja właśnie miałam tą maskę zamawiać, uwielbiam takie galaretki :D.
OdpowiedzUsuńFajna jest ta konsystencja:)
UsuńBardzo ciekawy i inspirujący artykuł. Gdzie kupujecie swoje kosmetyki? Pytanie kierowane także do autorki tekstu :) Możliwość dotknięcia i wyboru w tradycyjnej drogerii są bardzo kuszące, ale dużo niższe ceny i wygoda zamawiania wygrywają moim zdaniem. Jeśli chcę kupić drogi kosmetyk, to najpierw go oglądam w stacjonarnym punkcie, a potem zamawiam w e-sklepie.
OdpowiedzUsuńJa również się na niego czaję ;-)
OdpowiedzUsuńHmmm zaciekawilas mnie.
OdpowiedzUsuńTej marki niestety nie znam :)
OdpowiedzUsuńCoś nowego widzę :) wyglada to obiecująco :) chętnie wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej marki, ale taki toner bym chciała. ;)
OdpowiedzUsuń