Cześć
Dziewczyny!
Czytaj dalej »
Pod koniec czerwca
zaskoczyłam Was wpisem z kosmetycznymi
ulubieńcami i odkryciami 2016 roku z zakresu pielęgnacji;) Wszystko
dlatego, że tym razem postanowiłam podzielić ulubieńców roku na dwie części.
Miało być 1 i 2 półrocze lecz w
praktyce po drodze wpadli jeszcze ulubieńcy
lata;) Co za tym idzie ostatnia część pielęgnacyjnych ulubieńców to okres od września do grudnia. Taaaak,
musiałam wszystko jak zawsze objaśnić – szczegółowo aż do bólu. Żeby nie było wątpliwości
czyj to wpis bo chyba nikt inny się aż tak nie patyczkuje;) Starałam się mocno
zawęzić te najlepsze produkty z zakresu
pielęgnacji, a dodatkowo wzbogaciłam też wpis o ulubiony zapach tego roku! Niestety zdjęcia są trochę niespójne i
częściowo „archiwalne”, ponieważ jak wiadomo pielęgnacja szybko się zużywa
(przynajmniej u mnie). Skoro już wiadomo co i jak to zaczynamy!
TWARZ
W kwestii pielęgnacji
twarzy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył duet polskiej marki Norel dr Wilsz. Mowa tutaj o produktach
z linii MultiVitamin – Rozświetlający krem pod oczy oraz Energizujący sorbet witaminowy.
Produkty te przez wiele miesięcy leżakowały u mnie w zapasach i im dłużej
czekały nieotwarte tym bardziej traciłam ochotę żeby zacząć ich używać. Wręcz żałowałam, że je kupiłam. Myślałam
nawet żeby je komuś sprezentować albo zrobić konkurs na blogu. Jednak
ostatecznie stwierdziłam, że skoro są kosmetykami o najkrótszej dacie ważności
ze wszystkich moich twarzowych zapasów to dam im szansę i wdrożę do swej
pielęgnacji. Krem pod oczy
otworzyłam w momencie gdy doznałam silnego wysuszenia strefy pod oczami (nie
wiem czy to z racji choroby, jakaś alergia czy jeszcze coś innego) i już nic mi
nie pomagało. Nawet drogie serum. Jakież było moje zdziwienie kiedy krem uporał
się z moim problemem w ciągu dwóch dni! W dodatku jest lekki, szybko się
wchłania, dobrze nawilża i lekko rozświetla skórę pod oczami. A do tego jest
bezzapachowy co jest dość pożądane w przypadku kosmetyków pod oczy;) Energizujący sorbet witaminowy pachnie
zaś dokładnie jak multiwitamina i ma bardzo przyjemną sorbetową konsystencję.
Bardzo dobrze współgra z kremem pod oczy. To naprawdę zgrany duet. W zasadzie
nie ma wad. Poza tym, że okazał się być mniej wydajny niż inne kremy. Niemniej
i tak warto. Myślę, że ten duet sprawdzi się niemalże u każdego. Nie wiem czy
uda mi się napisać osobną recenzję, ale mam nadzieję, że tak:)
Kolejnym produktem jest Glov on-the-go color edition. Ten
produkt recenzowałam w czerwcu podając zarówno wady jak i zalety (czyli
standard). Natomiast po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że jednak… rękawica do demakijażu odmieniła moje
życie! (dlatego pojawia się dopiero w tej części). Zaczęłam jej używać już
tylko do demakijażu oczu i brwi i to jest właśnie to! Zawsze byłam fanką płynów
dwufazowych, a teraz już od wielu miesięcy ani razu nie zmyłam oczu dwufazą:) Na
razie nie zamierzam rezygnować z rękawic:) Wiem, że produkt budzi kontrowersje,
ale według mnie są one z lekka nieuzasadnione:)
Klairs
Freshly Juiced Vitamin Drop Serum to kosmetyk, który
również miał już swą osobistą recenzję. Dodam więc jedynie, że nie jestem
jakimś wielkim azjatykomaniakiem, ale to serum jest naprawdę perfidnie dobre!
Jeśli Twoja skóra lubi witaminę C – warto wziąć je pod uwagę:)
The Body Shop maska Superfood
Amazonian Acai. Mam
dwie maski z serii Superfood (Amazonian Acai i Himalayan Charcoal) – obie lubię,
ale najbardziej przypadła mi do gustu Amazonian Acai (różowa). Jej konsystencja i zapach
przypominają jakieś konfitury, dzięki czemu maseczkowy seansik jest bardzo
przyjemny. Maska dodaje cerze blasku i bardzo delikatnie ją złuszcza. Po użyciu
skóra jest mięciutka:) Postaram się napisać o tych maskach za jakiś czas.
USTA
Może przemilczę ile
balsamów do ust zużyłam w ciągu ostatnich miesięcy. Na dobrą sprawę sama tego
nie wiem, ponieważ już dawno zaniechałam projektu denko;) Produktem, który
chciałabym wyróżnić jest MAC Lip Conditioner,
czyli pieszczotliwie mówiąc odżywka do ust;) Kupiłam go tak dla kaprysu,
ponieważ czułam, że muszę wypróbować i muszę przyznać, że było warto. Balsam ma
przyjemną konsystencję i zapach. Pozostawia na ustach lekki połysk. Jest
wydajny nawet dla takiego „zjadacza” jak ja. Ma tylko jedną wadę – z racji
tego, że jest w tubce zawsze dodatkowo muszę mieć jeszcze zamiennie drugi
produkt w sztyfcie. Tak z czystego przyzwyczajenia, nie pytajcie;) Jeśli nie
szkoda Wam kasy to polecam.
CIAŁO
Z higieną rzecz ma się
podobnie jak z balsamami do ust – multum zużyć! Wyłoniłam jednak jedną totalną perełkę
spod szyldu Rituals. Jej dokładna
nazwa to Ritual of Sakura. Kilka
miesięcy temu kupiłam całą serię produktów i muszę przyznać, że tym najlepszym
okazała się pianka do mycia ciała. Jest inna niż zwykłe pianki. Ma kremową konsystencję,
która po aplikacji „rośnie” zmieniając się w gęstą, białą pianę. Dodatkowo
przyjemnie pachnie i jest delikatna dla skóry. Za jakiś czas napiszę o całym
zestawie.
Nie inaczej jest z
wszelkimi balsamami i masłami do ciała. Tego typu produkty średnio wystarczają
mi na 1-2 tygodnie stosowania co generuje naprawdę pokaźne zużycia. Zużywam
tego tyle, że nie jestem w stanie opisać każdego produktu, który zużyłam. Choć
bardzo bym chciała. Nie przedłużając wyróżnię tutaj masło Iossi Mandarynka&Bergamotka. Marka Iossi w ogóle jest dla
mnie sporym odkryciem i jako że mam zaległy wpis do napisania na temat
produktów tej marki, które zużyłam już jakiś czas temu napiszę tylko, że
wszystko będzie we wpisie!
Drugim produktem jest masło Organique z linii Bloom Essence. Starałam się dać tylko
jednego ulubieńca w danej kategorii, ale tu zrobiłam wyjątek. Ci, którzy
czytają mnie od początku zapewne wiedzą, że marka Organique została przeze mnie
prześwietlona dogłębnie i napisałam już mnóstwo na jej temat (etykiety na dole)
więc nie powinno być zdziwienia, że chwalę masło Bloom Essence. Za co? W
skrócie: piękny zapach, gęsta konsystencja i wspaniałe nawilżenie!
Nie ma żadnego peelingu,
ponieważ wypróbowałam sporo dobrych, ale moje serce nadal najbardziej „należy”
do BodyBoom, które były już w części
1:)
WŁOSY
W tym roku zapuszczałam
włosy co niejednokrotnie doprowadzało mnie do szału. Przerobiłam sporo dobrych,
ale też trochę złych produktów. Najlepiej sprawdza się u mnie tzw. pielęgnacja
profesjonalna. Do ulubionych marek należy Joico,
L’Oreal Professionnel oraz Kerastase. I tutaj chciałabym wyróżnić maskę Kerastase Resistance.
Podpatrzyłam ją kiedyś u siostry, raz użyłam i już wiedziałam, że „kiedyś” będę
musiała ją mieć. W lutym postaram się napisać o niej więcej:)
PERFUMY
Nadal lubię wszystkie zapachy,
które pojawiły się w ulubieńcach zeszłego roku oraz przy okazji innych „chwalebnych”
wpisów, ale ponieważ znalazły się one w zeszłorocznym zestawieniu to nie
spełniają już wymogów ulubieńców 2016 gdyż muszą to być produkty, które
posiadłam w tym roku;) Taaak.. nie przedłużając wygrywa Chanel Chance Eau Vive. Zapach budzący kontrowersje i skrajne
emocje, że niby jakiś taki mało „chanelowy”;) Mało mnie to obchodzi:) Jest on
bowiem bardzo mój i na pewno w końcu doczeka się odrębnej recenzji!
I to już wszystko jeśli
chodzi o ostatnią część ulubieńców roku w kategorii pielęgnacji i zapachów:) Za
rok pewnie opracuję jeszcze jakiś inny system:)
Znacie
te produkty? Pochwalcie się swoimi pielęgnacyjno-zapachowymi hitami minionego
już roku!