Pamiętacie jak w styczniu
rozpływałam się nad śliwkowym peelingiem
marki Ministerstwo Dobrego Mydła? Od
razu naszła mnie chęć na więcej śliwkowych atrakcji. Zamarzył mi się balsam w sztyfcie śliwka, z Ministerstwa
oczywiście! Nie miałam jednak do końca przekonania do balsamu w sztyfcie, a po
drugie miałam dziwne przeczucie, że może nie być warty swej ceny. Nie jestem skąpa. Lubię kupić dobry balsam, ale owe 56zł za
niewielki 75g sztyfcik przy moich zużyciach wydawało mi się trochę
nieproporcjonalną kwotą. Mimo, że zdarzało mi się wydawać dużo więcej na
tradycyjny balsam czy masło. Już widziałam oczyma wyobraźni jak zużywam go w kilka dni;) Ale… Ruda wygrała go w konkursie i wiedząc, że mi
się marzy podesłała mi w formie zajączka na Wielkanoc. Od razu go wtedy
otworzyłam odurzając się jego zapachem, ale… finalnie zdarzyło się coś
dziwnego. Cóż takiego?
Ministerstwo Dobrego Mydła balsam w sztyfcie śliwka
Balsam w sztyfcie śliwka
otrzymujemy w czarnym, ale budzącym nawet pozytywne skojarzenia opakowaniu.
Wszak według mnie wyróżnia się na tle innych produktów. Owe opakowanko
przypomina albo dużą pomadkę albo dezodorant w sztyfcie. Pojemność to jak już
wspomniałam 75g. Używa się tego na pozór wygodnie. Otwieramy, wykręcamy i
smarujemy. Konsystencja jest dość zwarta, twarda. Nie roztapia się i nie łamie. Przed pierwszym użyciem
producent zaleca powoli wysunąć, a następnie ogrzać wierzch balsamu dłonią i
dopiero potem bezpośrednio rozprowadzić balsam po wybranych partiach ciała.
Zapach na początku bardzo mi się podobał, ponieważ przypominał wspomniany
wcześniej peeling. Jednak z czasem pachniał słabiej, aż w końcu stwierdziłam,
że to wcale nie jest ten sam zapach. Zaczęły dominować w nim masła i oleje. Co
ciekawe druga moja sztuka peelingu śliwkowego też już nie pachniała tak
fenomenalnie jak pierwsza. Czułam bliżej nieokreśloną niemrawą woń. Nie mam
pojęcia z czego to wynikało. Data ważności była w porządku, ale zapach inny.
Konsystencja też trochę inna.
Z reguły lubię kosmetyki
nietypowe, ale formuła balsamu w sztyfcie nie przypadła mi do gustu. Używanie
tradycyjnego balsamu jest zdecydowanie przyjemniejsze. Tutaj zaś coś twardego
sunie po skórze i to wcale nie tak żwawo. Śmiałam się nawet, że obija się o kości i że to chyba po
prostu nie jest balsam dla chudzinek:P Ale w miejscach gdzie tłuszczyku jest
trochę więcej np. brzuch czy pośladki, również nie używało mi się tego
komfortowo. Szczególnie na brzuchu czułam dyskomfort w postaci lekkiego ucisku.
OK., może zbyt mocno przyciskałam do skóry, bo jednak jestem trochę brutalem,
ale takie lekkie mizianie pozostawiało po sobie zbyt mało produktu. Balsam w sztyfcie
można stosować na różne miejsca wymagające nawilżenia, odżywienia czy
regeneracji. Można użyć na usta, łokcie, kolana lub po prostu całe ciało (do
twarzy według mnie się nie nada). Ja zdecydowałam się używać do ciała, więc
wtedy na usta już nie bo jednak trochę brzydziłoby mnie przejechanie po
pośladku, a potem bach na usta (brzydliwa jestem;)) Właściwie to forma sztyftu
nie wydaje mi się zbyt higieniczna. Zawsze poprzyklejały się do niego jakieś
paproszki. No, ale spoko. Jechałam sobie po ciele zależnie od potrzeb,
pozostawiając na nim tłustawą warstewkę tego wynalazku. Zdarzało mi się również
stosować na grzbiet dłoni. Niestety nie zauważyłam żeby odżywcza formuła
przekładała się na odżywcze działanie. Bywało, że leciutkie balsamy dawały mi
więcej nawilżenia, odżywienia i regeneracji, a przy tym były przyjemniejsze w
stosowaniu. Sztyft miał być więc wygodą, a okazał się utrudnieniem.
Na koniec to najbardziej zaskakujące;) Wiecie jak dużo balsamów zużywam. Wetrę w siebie dosłownie każdą ilość. Zużywam jeden i otwieram następny. A tego sztyftu nie udało mi się zużyć od marca. I to nie dlatego, że jest taki wydajny, a dlatego, że jest tak upierdliwy. Tak sobie u mnie wegetuje, gdyż za bardzo wkurza żeby używać jak normalnego balsamu. Chciałabym się zachwycić, ale niestety nie zrozumieliśmy się z tym produktem. Balsam w sztyfcie Ministerstwo Dobrego Mydła zwany też pomadą to nie moja bajka.
Na koniec to najbardziej zaskakujące;) Wiecie jak dużo balsamów zużywam. Wetrę w siebie dosłownie każdą ilość. Zużywam jeden i otwieram następny. A tego sztyftu nie udało mi się zużyć od marca. I to nie dlatego, że jest taki wydajny, a dlatego, że jest tak upierdliwy. Tak sobie u mnie wegetuje, gdyż za bardzo wkurza żeby używać jak normalnego balsamu. Chciałabym się zachwycić, ale niestety nie zrozumieliśmy się z tym produktem. Balsam w sztyfcie Ministerstwo Dobrego Mydła zwany też pomadą to nie moja bajka.
Znacie
balsam w sztyfcie Ministerstwo Dobrego Mydła? Używaliście czegoś podobnego?
u mnie też ten balsam się nie spisał, pomada była zbyt twarda i zbita, pocieranie nią ciała nie należało do najprzyjemniejszych, ostatecznie używałam do pięt :P
OdpowiedzUsuńO widzisz, a już myślałam, że jestem jakaś dziwna:D
UsuńJa chyba też tak zużyję resztkę bo nie mam pomysłu:(
Nie lubię takiej formy podania balsamu. Balsam to dla mnie jest mleczko, które łatwo rozsmarować na skórze.
OdpowiedzUsuńTak, jednak tradycja wygrywa:D
UsuńObawiam się, że sztyft mógłby się u mnie nie sprawdzić.
OdpowiedzUsuńNo u mnie się nie sprawdził;)
UsuńChyba właśnie ta forma powstrzymuje mnie przed zakupem, bo macalam go już w zeszłym roku na Ekocudach i zrezygnowalam. Chyba miałam nosa! :)
OdpowiedzUsuńMiałaś:D
UsuńRównież widząc ten produkt w tej formie czuję zniechęcenie. Wydaje mi się zbyt toporny w użytkowaniu..
OdpowiedzUsuńTaki właśnie jest niestety...
UsuńNie znam tego balsamu, ale już widzę, że nie polubiłabym się z nim :/
OdpowiedzUsuńNo niestety ciężko się tego używa.
Usuńja chętnie bym wypróbowała, każda z nas jest inna, i co innego lubi, więc skuszę się kiedyś na niego
OdpowiedzUsuńTak, to prawda:) Recenzje są zawsze subiektywne bo wypróbowałyśmy na sobie. To że nie sprawdziło się u mnie nie oznacza,że nie zostanie hitem u kogoś innego. Po prostu przedstawia moje doświadczenia i punkt widzenia.
UsuńW takim razie wolę tradycyjną formę masła do ciała :D Sztyfty raczej u mnie również się nie sprawdzą ;)
OdpowiedzUsuńNo ja zdecydowanie wolę te normalne masła i balsamy.
UsuńMnie on nieziemsko kusi(ł) pamiętam jak mówiłas o kościach :D szczerze mówiąc myślałam że chociaż obroni się działaniem. Tez nie wyobrażam sobie jeździć nim po tyłku i później po twarzy :D
OdpowiedzUsuńNo jakoś się nie obronił u mnie;D
UsuńJa nigdy nie miałam balsamu w takiej formie, więc chciałabym sobie chociaż raz taki kupić i zobaczyć na sobie, choć podejrzewam, że też mogłabym być zirytowana tym, że będzie np. tępy :D. Chociaż kto wie, może mi się takie mizianie spodoba i nie będzie mnie obijać o kości (tłuszczyku mam od Ciebie dużo, dużo, dużo więcej :D). Cóż, ciekawość chyba w końcu zwycięży, a jak się nie spodoba, to drugiego razu nie będzie :D.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że z czasem stracił swój zapach...
Ta, taki grubas z Ciebie, że hej:D
UsuńZawsze najlepiej sprawdzić na sobie. A nuż się spodoba;)
Nieprzyjemny zapach produktów do ust, to bardzo duża wada. Lubię sztyfty, ale po tego nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńTutaj zapach przyjemny, ale z czasem staje się inny.
Usuńnie znam i jeszcze nic nie używałam z tej firmy :) teraz używam masło nacomi, ale stwierdzam, że masło shea i olej kokosowy jako główne składniki to nie to czego szukam, bo zostawia tłustą warstwę, która zamiast się wchłaniać zostaje w pościeli....
OdpowiedzUsuńNo to też fakt.
Usuńinteresujący kosmetyk ale także raczej nie dla mnie, to taki fajny gadżet, który można podarować w prezencie, sama balsamuję się intensywnie, dużo i często jednak wolę aby ten proces był szybki.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, dla balsamoholików to jednak słaba opcja.
UsuńFajnie się zapowiada, ale to też nie dla mnie taka aplikacja :D
OdpowiedzUsuńAno niestety, dziwoląg:D
UsuńNo właśnie wygoda stosowania skutecznie zniechęca mnie do kupna tego produktu:(
OdpowiedzUsuńNo niestety ja tu wygody nie miałam :/
UsuńJa się nad nim nawet swego czasu zastanawiałam, ale nie kupiłam ostatecznie :)
OdpowiedzUsuńMoże i lepiej;)
UsuńHmm ciekawe jak by sie go uzywalo :) Nie wiem czy by mi wpadl do gustu ale warto przetestowac :)
OdpowiedzUsuńSpróbować zawsze można choć to bardzo specyficzny produkt.
UsuńZazwyczaj mam problem z balsamowaniem ust, więc przy tym na pewno jeszcze bardziej odeszłabym od tego nawyku.
OdpowiedzUsuńOn ogólnie wielofunkcyjny, usta to jedna z wielu opcji, z której zresztą nie skorzystałam :D
UsuńSzkoda, aczkolwiek spodziewałam się, że ta forma nie będzie zbyt komfortowa :P
OdpowiedzUsuńAno a ja miałam nadzieje:D
UsuńI ja w tym maczałam palce?;D o ja Cię, a może to balsam do miziania chłopa a nie siebie?;D ja słyszałam że jego uzytkowanie jest toporne ;D
OdpowiedzUsuńChłopy to tym bardziej by się wku:D
UsuńNo toporne jak cholera:P
Szkoda, że nie zdał egzaminu :/ ja mam w takim sztyfcie myjadło do twarzy i też mi się taka forma podania nie podoba... Może te azjatyckie są lepsze, ja mam wybalazek Balei akurat ;)
OdpowiedzUsuńMoże te z Neogenu lepsze... Ciekawe...
Usuńszkoda że balsam okazał sie pomyłką
OdpowiedzUsuńNo niestety
UsuńChętnie wypróbowałabym :)
OdpowiedzUsuńNo może lepiej by u Ciebie wypadł ;)
UsuńDo mnie też ta forma "podania" balsamu nie przemawia. Jak mnie peeling śliwkowy tej marki strasznie kusi, tak ten balsam wcale a wcale :)
OdpowiedzUsuńPeeling mają udany:) choć drugim razem trafiłam na gorszą partie
UsuńCiekawa forma aplikacji, ale faktycznie dość kłopotliwa. Myślę, że najlepiej się sprawdzi do stosowania na wybrane partie ;)
OdpowiedzUsuńNo taka męcząca;)
Usuńdziękuję Ci za ten post, był mi ogromnie potrzebny gdyż kocham kosmetyki z Ministerstwa Dobrego Mydła i wiele razy zastanawiałam się nad tym sztyftem :) Teraz moje wątpliwości zostały rozwiane, nie kupię go, mogę skreślić go z mojej listy "kosmetyki warte uwagi" :) Tą rzetelną recenzją kupiłaś mnie w całości, pozwól że zostanę na dłużej i zaobserwuję :* Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpis był pomocny:)
UsuńBalsam w sztyfcie - pierwszy raz spotykam sie z taką forma balsamu. Po przeczytaniu recenzji, niczym mnie nie zachwycił ten kosmetyk :/
OdpowiedzUsuńNo mnie niestety też
UsuńOstatnio zauważyłam, że moja skóra obraziła się na smarowidła na bazie masła shea i działają na nią właściwie słabiej niż byle jakie drogeryjne balsamy. Może z tym sztyftem jest podobnie. Wszystko pięknie, ale jednak niekompatybilne ze skórą. Zasmuciłaś mnie informacją o gorszym zapachu peelingu - tak go lubiłam...
OdpowiedzUsuńNo moja skóra go jakoś nie polubiła..
UsuńDość nietypowy produkt :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością ;)
UsuńDzięki za ten wpis. Przypomniałaś mi że od dawna chce wypróbować produkty tej firmy ��
OdpowiedzUsuńLepiej postawić na coś innego z tej marki niż sztyft;)
UsuńBardzo mnie zaciekawil zwlaszcza tym sztyftem ;)
OdpowiedzUsuńMoże jednak niepotrzebnie :D
UsuńU mnie było bardzo podobnie... Zamówiłam sztyft w komplecie z peelingiem i niestety sztyft jest najsłabszym ogniwem. Forma jest upierdliwa. Miałam wrażenie, że się nie rozpuszcza, nie rozprowadza, ciągnie skórę. Mam go jeszcze i myślę, co z nim zrobić.. ;/
OdpowiedzUsuńNo ja mu nie podołałam. Mega upierdliwe to...
UsuńCiekawił mnie... w czasie przeszłym :P
OdpowiedzUsuńNo zachęcać nie będę :D
UsuńSprawdzilam go sobie na targach.. jakoś nie przemawia do mnie ten sposób aplikacji. Ale przyznam, że jest na pewno prostszy niż tradycyjnie prosto z butli :)
OdpowiedzUsuńU mnie było identycznie, balsam bardzo ciężko się aplikowało, a co najgorsze - pozostawiał lepką i nieprzyjemną powłokę na skórze, która się w ogóle nie wchłaniała. Dla mnie kompletny niewypał :( Bardzo żałuję, bo peeling śliwkowy uwielbiam :)
OdpowiedzUsuń