Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kredki i eyelinery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kredki i eyelinery. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 września 2019

Eveline Precise Brush Liner – dobry i tani eyeliner z drogerii?

Niemalże jak ognia unikam zakupu eyelinerów:) Moje umiejętności w zakresie malowania kresek na powiekach zawsze pozostawiały wiele do życzenia, a poza tym uważam, że nie wyglądam najlepiej z grubą krechą na górnej powiece. Za bardzo mnie ona przytłacza;) Jednak na fali zachwytów eyelinerem Eveline Precise Brush Liner i dużej promocji w Rossmannie, kilka miesięcy temu dorzuciłam go do koszyka i już następnego dnia zaczęłam używać;) Co z tego wynikło? Czy pokochałam eyelinery, a zwłaszcza ten jeden?

Eveline Precise Brush Liner

Eveline Precise Brush Liner


Producent zapewnia o długotrwałej formule, intensywnej matowej czerni i odporności na rozmazywanie się. Eyeliner Eveline został wyposażony w wyjątkowo precyzyjny aplikator, który pozwala na szybkie namalowanie perfekcyjnej kreski.

Eveline Precise Brush Liner czy warto

Precise Brush Liner od Eveline otrzymujemy w niewyróżniającym się czarnym opakowaniu z dodatkowymi złotymi elementami. Jest prosto, ale elegancko. Występuje on w odcieniu Deep Black, a jego pojemność to 2g. Dużą zaletą jest aplikator w postaci wygodnego pędzelka z cienką i elastyczną końcówką. 
dobry eyeliner z drogerii
Czerń jest rzeczywiście głęboka, więc nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Nie jest to jednak zupełny mat, a raczej taki pół-mat, kreska wydaje się lekko błyszczeć. Niemniej dla mnie akurat nie jest to wadą. Nawet wolę takie bardziej naturalne, nie do końca matowe wykończenie. Sam produkt nie jest przesadnie gęsty ani rzadki, nie spływa ani nie rozlewa się podczas malowania. Mam dwie lewe ręce do eyelinerów, więc akurat dla mnie to ważne:D To naprawdę łatwy w obsłudze produkt nawet dla takiej eyelinerowej ofiary losu jak ja:) Szczególnie podoba mi się to, że można nim namalować nawet naprawdę cieniutką kreskę, bo jak już wspomniałam, z taką na pół szerokości powieki nie jest mi do twarzy;) Jedynym warunkiem powodzenia akcji malowania (w moim przypadku:P) jest stabilne oparcie łokcia na blacie. Mam niestety tendencję do „malowania w powietrzu”, a wtedy za zwyczaj prędzej czy później gdzieś „wyjadę”. Także odrobina dyscypliny i jest nieźle. Wszak nie powiem, że rysuję perfekcyjną kreskę, gdyż jestem jednak zbyt krytyczna wobec siebie żeby zdobyć się na taką pochwałę:D Ale! Naprawdę jestem pewna, że z Precise Brush Liner przy odrobinie skupienia, ładna kreska wyjdzie każdej z Was:) A tym wprawionym to pewnie nawet z zamkniętymi oczami;) Eyeliner Eveline jest według mnie bardzo trwały i nie ma tendencji do rozmazywania się w ciągu dnia. Nawet, jeśli zdarza mi się dotykać powiek. Aplikuję go na gołą powiekę lub na cień podparty wcześniej bazą. Jeśli szukacie dobrego drogeryjnego eyelinera (ten kosztuje 19,99zł np. w drogerii Rossmann i często są na niego duże promocje) to z czystym sumieniem polecam. Może być też dobrą opcją do poćwiczenia, jeśli podobnie jak ja, nie macie wprawnej ręki lub do sprawdzenia czy tego typu makijaż będzie Wam odpowiadał. Jeśli nie to przynajmniej nie będzie dużej straty:) 
Jest tylko jeden potencjalny problem. Nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno nowsze partie Precise Brush Liner są mniej udane (gorszy pędzelek). Ja swój egzemplarz kupiłam w lutym i z racji tego, że nie korzystam codziennie, nie mam jeszcze kolejnego.
Eveline Precise Brush Liner Deep Black

Czy pokochałam malowanie kresek eyelinerem? Mimo tego, że jestem bardzo zadowolona z produktu to nie;) Na początku miałam zapał i malowałam codziennie, ale w końcu eyeliner poszedł w odstawkę;) Trochę też dlatego, że podczas malowania kreski muszę mieć chwilę spokoju podczas której nie będę odruchowo podnosić ręki, a często mam rozpraszający natłok myśli:D 


Znacie Eveline Precise Brush Liner? Potraficie namalować perfekcyjne kreski każdym produktem czy bliżej Wam do bycia ofiarą eyelinera?:D
Czytaj dalej »

niedziela, 10 marca 2019

Bell Bon Bon limitowana kolekcja makijażowa - swatche produktów!

Na początku lutego w sieci sklepów Biedronka pojawiła się nowa walentynkowa kolekcja kosmetyków do makijażu Bell Bon Bon. Tym razem kosmetyki były dość dobrze dostępne, ponieważ nawet w „mojej” nic niemającej Biedronce na początku ubiegłego miesiąca widziałam na półkach pełny albo przynajmniej większą część asortymentu. Spieszyłam się wtedy, więc drapnęłam tylko puder i udałam się do kasy;) Miesiąc później trafiła do mnie cała kolekcja i z racji tego, że kosmetyki oficjalnie mają być dostępne jedynie do końca marca, postanowiłam zrobić taki mały, szybki przegląd z pierwszymi wrażeniami i swatchami;)

Bell Bon Bon edycja limitowana


Bell Bon Bon Beauty-licious Face Powder


Bell Bon Bon Beauty-licious Face Powder

Pachnący puder upiększający posiada delikatnie rozświetlającą oraz optycznie wygładzającą formułę. Minimalizuje widoczność porów i drobnych zmarszczek. Posiada transparentno-brzoskwiniowy odcień, który ma za zadanie zapewnić efekt wypoczętej skóry.
Bell Bon Bon Beauty-licious Face Powder

Puder występuje w dość zwyczajnej plastikowej puderniczce o pojemności 9g. Wewnątrz skrywa jednak bardzo przyjemne dla oka tłoczenie i zapach Mamby;) Ten zapach był mi już znany z kilku wcześniejszych produktów Bell (najczęściej do ust), więc nawet z zamkniętymi oczami poznałabym, że to Bell;) Formuła pudru jest aksamitnie miękka i delikatna. Bardzo fajnie nakłada się go nieco większym pędzlem. 

Tak jak wspomniałam we wstępie, puder jest produktem, którego używam najdłużej, ponieważ pobiegłam po niego, gdy tylko się pojawił;) Zobaczyłam go na Insta Story u Agu Blog i tak jakoś pomyślałam, że chcę go mieć. Choć na niedobór pudrów nie narzekam, oj nie;) Oglądając go w sklepie miałam lekkie zawahanie ze względu na jego brzoskwiniowy odcień, ponieważ tego typu kolory niekiedy dają u mnie efekt świnkowego zaróżowienia, który przy moim ciepłym typie cery jest mocno niepożądany;) Pomyślałam jednak, że to tylko puder wykończeniowy i zaryzykowałam;) Muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Puder totalnie mnie zachwycił i na szczęście nie zauważyłam żeby nadawał mojej skórze jakiejś niechcianej, różowej poświaty. Jest on rzeczywiście transparentny z subtelnie brzoskwiniową mgiełką;) Według mnie jest bardzo uniwersalny. Do tej pory aplikowałam go przede wszystkim, jako puder wykończeniowy dla podkładów w pudrze, ponieważ do podkładu Bell zamierzam wrócić dopiero, gdy będzie cieplej;) Używam go również w celu utrwalenia korektora pod oczy:) We wszystkich przypadkach spisuje się super. Ładnie zmiękcza rysy twarzy i mimo, że jest to puder delikatnie rozświetlający to nie przetłuszcza mojej cery. Mogłabym się po prostu podpisać pod obietnicami producenta:) To jeden z pierwszych moich makijażowych hitów tego roku i muszę przyznać, że przebija wiele pudrów marek selektywnych. Liczę, że będzie dobrze współpracował z podkładem Bell:) Miałam nosa, że poszłam po niego do tej Biedronki, a wiecie jak nie lubię tam zaglądać:D 


Bell Bon Bon Sweet Love Highlighter


Bell Bon Bon Sweet Love Highlighter rozświetlacz

Zestaw intensywnie błyszczących rozświetlaczy ma za zadanie rozpromienić twarz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki oraz wymodelować jej owal.
Bell Bon Bon rozświetlacz

Rozświetlacze to coś, co uwielbiam i czego mam tak dużo, że chyba już nigdy nie zdołam zużyć do dna;) Sweet Love Highlighter podobnie jak puder zamknięty został w plastikowej puderniczce, ale jego wnętrze również jest miłe dla oka. Pojemność zestawu rozświetlaczy to 8g. Przyznaję, że po obejrzeniu tego rozświetlacza w Biedronce, szybko odłożyłam go na półkę, ponieważ najjaśniejszy odcień jest typowo dla Królewny Śnieżki;) Ja z takimi barwami muszę postępować delikatnie, ponieważ potrafią zbyt mocno odróżniać się od mojej ciepłej cery;) Niemniej odcień środkowy jest już bardziej uniwersalny:) Można też oczywiście zmieszać wszystkie razem.


Bell Bon Bon pomadki Long Lasting Mat Lipstick i konturówki Long Lasting Mat Lip Contour


Bell Bon Bon pomadki

W kolekcji Bell Bon Bon znajdziemy też matowe pomadki i konturówki w odpowiadających im odcieniach. Według producenta pomadki występują w nasyconych, ale stonowanych odcieniach. 

Miałam już kiedyś kilka pomadek Bell w takiej formie i muszę przyznać, że są wygodne w użyciu. Choć akurat tutaj mechanizm trochę mi się zacina i czasem muszę przycisnąć główkę pomadki żeby udało mi się ją zakręcić;) Pomadki posiadają przyjemne, delikatne zapachy oraz takie naturalne, nie jaskrawe odcienie. Pomadki mają lekką tendencję do przesuszania, więc trzeba pamiętać o dobrym nawilżeniu ust. Jeśli zaś chodzi o konturówki to muszę przyznać, że często jest mi z tego typu produktami nie po drodze. Chyba jestem trochę za nerwowa na precyzyjne obrysowywanie ust. Mam co prawda naturalnie inny odcień konturu ust niż w obrębie samych ust, więc pewnie częste stosowanie mogłoby być w jakiś sposób korzystne. Ale mi po prostu ta naturalna różnica w kolorycie ust nie przeszkadza. Dlatego nie sięgam po konturówki na co dzień. Plus jednak za dobre dopasowanie do pomadek, ponieważ nie trzeba się martwić czy dobrze wybrałyśmy;)


Bell Bon Bon Black Ink Liner i Gitter Blink Eyeliner


Bell Bon Bon Black Ink Liner i Gitter Blink Eyeliner

Jest też coś, co nada spojrzeniu głębi;) Głęboko czarna konturówka w płynie i eyeliner z brokatem:)


Ja i eyelinery to trudne sprawy:D Choć ostatnio nieźle mi idzie z egzemplarzem Eveline. Muszę jeszcze tylko popracować nad techniką zakończenia kreski, ale na razie jestem pozytywnie zaskoczona i nawet odkryłam co na to wpływa (ale o tym kiedy indziej). Czarny liner Bell nie jest na szczęście wyposażony w typowy miękki, ociekający produktem pędzelek, a coś „sztywniejszego”, dzięki czemu łatwiej go okiełznać. Jest trwały, ale w przeciwieństwie do Eveline jeśli potrzemy po nim palcem zaraz po aplikacji - można go rozmazać. Obsługa również jest nieco trudniejsza (w moim przypadku). Wersja z brokatem posiada już typowo giętki pędzelek, ale ją łatwiej skorygować, więc nie jest to takim problemem jak byłoby w przypadku czerni;) Całkiem ciekawa opcja dodająca makijażowi blasku. Można go nakładać np. na czerń urozmaicając swój make-up;) Przykładowy makijaż możecie zobaczyć u Ani.


Bell Bon Bon Delight Enamel


Bell Bon Bon lakiery

W kolekcji znalazły się też 3 lakiery do paznokci. Przyznam, że te dwa połyskujące widziałabym na swoich paznokciach. Ale niestety jestem team hybryda i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek pomaluję paznokcie lakierami tradycyjnymi:)
Bell Bon Bon swatche
Od góry: pomadki 01, 02, 03, konturówki 01, 02, 03, eyelinery. Środek: rozświetlacz i puder. Dół: rozświetlacz.

Limitowana kolekcja Bell Bon Bon dostępna jest do 30 marca lub do wyczerpania zapasów. Z tego, co widziałam kolekcja cieszy się ogromnym zainteresowaniem i z tego, co na szybko spojrzałam, u mnie kilka dni temu nie zostało już praktycznie nic. Problem z zakupem może być więc spory, ale jeśli jeszcze gdzieś dojrzycie to zdecydowanie najbardziej polecam puder upiększający Beauty-licious:)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Bell Perfect limitowana kolekcja makijażowa lato 2017!

Kolekcja Bell Girl, City & Love - zobacz TUTAJ.

Cześć Dziewczyny!
Dziś chciałabym Wam szybciutko zaprezentować najnowszą kolekcję makijażową Bell Perfect. Jest to kolekcja limitowana, która nie zagrzeje długo miejsca na sklepowych półkach, więc uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie krótki wpis prezentacyjny;) Tekstu będzie więc niewiele. W sam raz dla Czytelników leniuszków:D


Bell Perfect kolekcja makijażowa lato 2017


W letniej kolekcji Bell Perfect znalazło się 12 produktów – pomadki i konturówki w 3 odcieniach, duo do konturowania w 2 wariantach, rozświetlacze w 3 wersjach kolorystycznych oraz klasyczny czarny eyeliner.

Perfect Long Lasting Mat Lipstick



Pomadki występują w 3 odcieniach: 01 Ideal Nude, który jest bardzo bezpiecznym odcieniem, 02 Pure Peach, który jest bardziej nasycony "żywym" kolorem oraz 03 Forest Fruits, który jest propozycją bardziej na wieczór lub dla odważnych:) 
Pomadki pachną słodko i przyjemnie. Dzięki cienkiemu wysuwanemu sztyftowi rozprowadzają się precyzyjnie. Wszystkie odcienie są matowe, choć nie jest to mocny mat, a odrobinę satynowy. Kosmetyki te nie wysuszają ust. Trwałość jest przeciętna, ale pomadka schodzi równomiernie.

Perfect Long Lasting Mat Lip Contour



Do pomadek są też matowe konturówki, które odpowiadają ich odcieniom. Są wygodne w użyciu, pozwalają na szybkie odrysowanie konturu ust. Wysuszenia również nie zauważyłam, a mam do tego skłonności.


Perfect Eyeliner


Jest też klasyczny czarny eyeliner w pisaku. Jestem eyelinerowym antytalentem, ale ten na szczęście ma wąską końcówkę, więc szansa na zmalowanie kreski na pół powieki jest niewielka:) 


Perfect Contour Kit


Każda szanująca się marka posiada w ofercie kosmetyki przeznaczone do konturowania twarzy. Również Bell ma ich sporo:) W kolekcji Perfect znalazły się dwie wersje kolorystyczne: chłodniejsza Blonde i nieco cieplejsza Brunette. Kolory w obu wersjach są bardzo przyzwoite. Żadnych zbędnych udziwnień. Dla mnie bardziej odpowiednia jest Brunette, ponieważ jest nieco cieplejsza. Produkty posiadają też miłe dla oka tłoczenia. Nie pylą, rozprowadzają się przyjemnie.


Perfect Strobing Highlighter


I na deser oczywiście to co tygryski lubią najbardziej, czyli rozświetlacze:) Przede wszystkim podoba mi się ich kompaktowa wielkość oraz śliczne letnie tłoczenia, które mi przywodzą na myśl muszelki;)
Odcień 01 posiada tonację żółtą i jest dość uniwersalny, 02 jest chłodny i bardzo jasny, rozbielony – typowo dla bladzioszków, 03 najlepiej sprawdzi się przy typowo ciepłych karnacjach. Mnie najbardziej przypadł do gustu 03, podoba mi się też 01. Natomiast 02 jest dla mnie zbyt biały.
źródło: Fanpage Bell.

Nie wszystkie odcienie kolekcji Bell Perfect pasują do mnie, ale uważam, że tym razem kolekcja jest bardzo udana i przyjemna dla oka (spójrzcie zresztą na zdjęcie powyżej<3). Dla portfela również, ponieważ produkty dostępne są w znienawidzonej przeze mnie (:D) sieci Biedronka w przystępnych cenach:) Póki co z dostępnością nie powinno być problemów, ponieważ jakiś tydzień temu widziałam je nawet w "mojej" Biedronce, w której prawie nigdy nie ma tych wszystkich rewelacji z gazetek:P


Co sądzicie o kolekcji Bell Perfect?

 Kolekcja Bell Girl, City & Love - zobacz TUTAJ.
Czytaj dalej »

sobota, 15 kwietnia 2017

Bell Secret Garden oraz Trójfazowe olejki do paznokci i skórek Velvet Story – przegląd produktów!

Cześć Dziewczyny!
W tym świątecznym już czasie całkiem spontanicznie wpadł mi do głowy pomysł by zaprezentować Wam kosmetyki Bell z najnowszej kolekcji Secret Garden oraz przepięknie wyglądające Trójfazowe olejki do paznokci i skórek Bell Velvet Story. Zdecydowałam się na taką formę wpisu, ponieważ kolekcje kosmetyków Bell, które są dostępne w Strefach Piękna Bell zmieniają się co dwa miesiące. Co za tym idzie – zanim zdążyłabym z pełną recenzją, mogłyby już być nieuchwytne:) Z tego właśnie względu mały przegląd.


Lakiery do paznokci


Zacznę od lakierów do paznokci, czyli czegoś czego już tak naprawdę nie używam ze względu na gorące uczucie, które połączyło mnie z manicure hybrydowym;) W kolekcji Secret Garden mamy 6 odcieni lakierów01 Magnolia, 02 Forget Me Not, 03 Secret Flower, 04 Orchid, 05 Tulip oraz 06 Rose

Każda z buteleczek zawiera 8ml lakieru, który jest ważny 24 miesiące od momentu otwarcia. 

Przyznam, że podobają mi się wszystkie odcienie w wyjątkiem 05, więc gdyby nie moja hybrydo-mania to na pewno bym ich używała. A tak poszły w dobre ręce, które być może bardziej je docenią:)


Secret Garden Beauty Finish Powder


Wielokolorowy puder korygująco-upiększający od razu wpadł mi w oko za sprawą pełnego pastelowych kolorów, wiosennego tłoczenia:) Zdecydowanie jest on gwiazdą kolekcji! 
Puder występuje w jednym odcieniu No 01. Producent poleca wymieszać wszystkie kolory razem za pomocą pędzla i nakładać na całą twarz. Mam go króciutko, ale wstępnie zdradzę, że pierwsze testy wypadły pozytywnie. 
Puder nakłada się bezproblemowo i ładnie wykańcza makijaż dodając cerze subtelnego rozświetlenia:) Należy jedynie uważać z ilością, ponieważ w przeciwnym razie może trochę wybielić. Puderniczka zawiera 9g produktu, który należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia.


Secret Garden Colorful Eyeliner



W wiosennej kolekcji nie zabrakło kolorowych, metalicznych eyelinerów. Przyznam, że mam dość trudną relację z eyelinerami, ponieważ mam nieco słaby warsztat w tym zakresie;) Idealna kreska jeszcze na mojej powiece nie zawitała, więc rzadko sięgam po tego typu produkty. Aczkolwiek te udało mi się wypróbować i jak na mnie wyszło nie najgorzej. Choć docelowo zamierzam je przekazać komuś zdolniejszemu:) Eyelinery posiadają dość precyzyjne aplikatory, a wszystkie 3 kolory są metaliczne. Po aplikacji trzeba poczekać żeby dobrze zaschły. W przeciwnym razie kolor może się rozmazać. Zmywanie jest bezproblemowe, np. przy użyciu rękawicy Glov:)

Kolekcja Secret Garden dostępna jest w sieci dyskontów Biedronka oraz lokalnych drogeriach. Dajcie znać czy miałyście już z nimi do czynienia i czy coś Wam wpadło w oko;)


Bell Velvet Story Trójfazowe olejki do paznokci i skórek



Na koniec coś co skradło moje serce (i nos?) za sprawą przyciągającej wzrok trójfazowej formuły oraz bardzo przyjemnych, letnich zapachów:) Trójfazowe olejki do paznokci i skórek mają za zadanie wygładzić i nawilżyć skórki oraz paznokcie, jednocześnie pozostawiając po sobie przyjemne zapachy. Muszę przyznać, że moje pierwsze wrażenia są pozytywne, a sam wygląd buteleczek cieszy oko (opakowania od razu skojarzyły mi się z olejkami do ciała Bielendy). Koszt takiego cudaka to jedyne 6,99zł, pojemność wynosi 8ml. 


Tym króciutkim kolorowym akcentem kończę dzisiejszy wywód i życzę Wam wspaniałych świątecznych chwil w gronie najbliższych:*

Czytaj dalej »

czwartek, 19 stycznia 2017

Delia Cosmetics – przegląd nowości. Pomadki Creamy Glam, kredki do powiek Soft Eye Pencil, Lakiery Trend & Big Brush oraz zmywacz w gąbce

Cześć Dziewczyny!

Na początku grudnia zaskoczyła mnie mikołajkowa niespodzianka od marki Delia Cosmetics.  Paczka była bardzo ładnie zapakowana w ozdobne pudełko z największą dbałością o szczegóły, a wewnątrz znalazłam całkiem pokaźną ilość kosmetyków do makijażu. Kosmetyki te były nie do końca dobrze dla mnie dopasowane gdyż np. do paznokci używam już tylko lakierów hybrydowych i mam ich tyle, że przetestowanie zwykłych byłoby już dla mnie trochę nierealne;) Poza tym hybrydy wkręciły mnie na tyle, że raczej nieprędko sięgnę po jakiekolwiek tradycyjne lakiery. Chyba, że będą obiecywać jakąś naprawdę niesamowitą trwałość;) Drugą kwestią są pomadki w intensywnych odcieniach, po które nie sięgam praktycznie nigdy. Mój blog nie jest blogiem stricte testerskim, ponieważ ja nie testuję dla samego testu, a recenzuję tylko te produkty, których rzeczywiście używam i staram się żeby były to kosmetyki, które w jakimś sensie do mnie pasują i przemawiają. Tak jak to było chociażby w przypadku tuszów tej marki, które naprawdę fajnie się u mnie spisały. O pomadkach w intensywnych odcieniach póki co powiedzieć tego nie mogę, ponieważ nie czuję się w takich komfortowo. A ja makijażu nie traktuję jako przebranie czy kamuflaż. On jest dla mnie czymś w rodzaju sztuki użytkowej, ale tylko takiej, która pomoże podkreślić urodę bez poczucia, że zatracam w tym wszystkim swoją indywidualność. A więc pomadki nie i lakiery też nie, ale było jeszcze coś – kredki do powiek. I tego typu produktów akurat używam:) Po tym nietypowym wstępie zapraszam na krótki przegląd nowości Delia.



Delia, lakiery do paznokci Trend & Big Brush 



„Najnowsza kolekcja lakierów w trendowych kolorach proponowanych w 2016 roku przez Pantone. Zawiera 16 kolorów od perłowych po klasyczne błyszczące kremowe. Kolekcja oparta jest na nowej, szybciej schnącej formule. Została również wzbogacona o nowy płaski, gruby, zaokrąglony pędzelek, dzięki któremu wykonanie manicure jest znacznie szybsze”.


Lakiery przywędrowały do mnie w 3 naprawdę ładnych odcieniach. Gdyby nie to, że hybrydy wciągnęły mnie niczym bagno to na pewno bym je wypróbowała, a tak zostały przekazane w dobre ręce;)

Delia, zmywacz bezacetonowy w gąbce



„Zmywacz z gąbką to innowacyjny sposób na usunięcie lakieru z paznokci. Skutecznie usuwa każdy rodzaj lakieru. Bezacetonowy - nadaje się do paznokci naturalnych, tipsów i arkryli. Niezwykle prosty w użyciu. Sprawia, że zmywanie paznokci staje się przyjemności. Wygodny dozownik nie tylko ułatwia zmywanie paznokci, ale również zapobiega wyciekaniu zmywacza”.

Zmywaczem w gąbce hybrydy niestety nie usunę, a szkoda bo miałam już wcześniej ten zmywacz (nie jestem pewna czy tą wersję czy tą drugą) i mogę Was zapewnić, że to rewelacyjne rozwiązanie. Wszystko to dlatego, że nie trzeba trzeć paznokci wacikami, a wystarczy włożyć palec do środka opakowania i trochę nim pokręcić. Po czym wyjmujmy palec i gotowe – lakier usunięty! Dodatkowo nasze nosy nie są narażone na takie nieprzyjemności jak w przypadku zwykłych zmywaczy. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie zapach takiego typowego zmywacza zawsze był traumą.

Delia, pomadki do ust Creamy Glam



„Maksymalnie kremowa i mocno kryjąca pomadka do ust.
Nadaje głęboki i trwały kolor. Dzięki zawartości witaminy E, usta są dodatkowo nawilżone. Eleganckie, wysokiej jakości opakowanie sprawi, że stanie się podstawą Twojej kosmetyczki. Jej zmysłowy charakter, podkreśla niezwykle kobiecy zapach”.

Jak już wspomniałam we wstępie pomadki trafiły do mnie w 3 wyrazistych odcieniach. Dwa z nich mogłabym określić jako normalne dla kobiet, które lubią odważne kolory typu czerwień (118) i bordo (120). Natomiast odcień limitowany, czyli granat wyjątkowo mnie zaskoczył. Myślę, że taki odcień może się sprawdzić na pokazach mody, ale raczej nie u większości statystycznych kobiet. Powiedziałabym nawet, że mało której kobiecie taka niemalże grantowa czerń doda uroku. Taki kolor sprawia, że cera wygląda na poszarzałą i zmęczoną, dodaje lat. Osobiście nie wyszłabym z domu umalowana takim odcieniem;) Uwielbiam granat, ale nie na ustach;) Zostawiłam ją jednak sobie bo być może opakowanie przyda mi się do zdjęć. Warto bowiem podkreślić, że mimo niskiej ceny (ok. 15zł) opakowanie pomadki prezentuje się całkiem przyjemnie i jest dość dobrej jakości. Pomadka bordo poszła w dobre ręce. Natomiast czerwoną sobie zostawiłam. Pachnie ona całkiem przyjemnie i posiada kremową konsystencję lecz efekt jaki pozostawia jest dla mnie zbyt intensywny;)


Delia, kredki do powiek Soft Eye Pencil




„Miękka kredka do powiek z elegancką złotą skuwką. Idealna do wykonania codziennego makijażu. Pozwala na łatwe i szybkie wykonanie kresek wokół oczu. Kreski wykonane kredką Soft Eye Pencil nie rozmazują się i zachowują trwałość przez cały dzień. Dostępne w 5 kolorach, które można dobrać do makijażu lub koloru tęczówki: czarnym, ciemnym brązowym ciemny grafitowym, granatowym i ciemny fioletowym”.


I przechodzimy w końcu do kategorii produktów, która jest typowo moja. Kredek do powiek używam bowiem praktycznie w każdym makijażu. Nie jestem fanką eyelinerów bo przy ich użyciu ciężko mi uzyskać satysfakcjonujący efekt, ale kredki to już inna para kaloszy. Bez podkreślenia oczu kredką czuję się jakaś niemrawa i niedomalowana;) Zatem ta część przesyłki od razu spotkała się z moją wstępną aprobatą. Zacznę od kwestii wizualnych i tutaj muszę powiedzieć, że kredki nie są wykonane zbyt estetycznie. Widać takie zadziorki;) Wszystkie odcienie są stonowane i uniwersalne, ale zarazem dość ciemne. A w przeciwieństwie do makijażu ust, w przypadku odcieni kredek mogłabym trochę zaszaleć. Fajnie więc gdyby kolory były jaśniejsze, bardziej wesołe albo z efektem rozświetlenia. Niemniej uniwersalne kolory jak najbardziej się przydają. A co z jakością? Jest całkiem ok. Kredki nie płatają jakiś szczególnych figli ani się nie rozmazują. Jednak mam już swoich wielkich ulubieńców w tej kategorii, których one nie są w stanie przebić. Po prostu tamte są tak dobre, że byłoby to wręcz niewykonalne;) Ale jeśli szukacie kredek w dobrej cenie to można się im przyjrzeć.


Znacie te produkty? Co sądzicie o ekstrawaganckich kolorach typu ciemno-granatowa pomadka?

Czytaj dalej »

wtorek, 17 stycznia 2017

Róż Nars Orgasm i żelowe kredki do powiek Marc Jacobs – bo małe jest piękne!

Cześć Dziewczyny!

W przypadku kosmetyków do makijażu bardzo sobie cenię produkty w formacie mini. Po pierwsze nie zajmują one wiele (tak cennego!) miejsca w kosmetyczce. Po drugie sprawiają, że nie mam poczucia marnotrawstwa gdyż im mniejszy produkt tym większe szanse na wykorzystanie go niemalże w całości bo jak już wiele razy wspominałam kolorówka jest bardzo wydajna, a producenci trochę przesadzają z gramaturą;) Po trzecie są zwyczajnie ładne i praktyczne;) Niejednokrotnie mam chęć na jakiś produkt, ale niekoniecznie czuję potrzebę posiadania pełnowymiarowego opakowania gdyż np. będzie to już któryś z kolei róż do kolekcji i jestem pewna, że do końca życia nie uda mi się go zużyć. Wtedy właśnie z odsieczą mogą przyjść miniaturki:) Na ogół nie pisze się o miniaturkach, ale myślę, że z w/w przyczyn ta zasada nie dotyczy kolorówki. Dlatego dziś napiszę kilka słów na temat słynnego różu NARS Orgasm oraz żelowych kredek do powiek Marc Jacobs. Oba te produkty dostałam w prezencie urodzinowym od Ines.



NARS Orgasm róż do policzków



„Róż do policzków NARS, ikoniczny i będący punktem odniesienia dla tego typu produktów, perfekcyjnie wtapia się w skórę i pokrywa policzki kolorem o modulowanej intensywności”.

Róż NARS Orgasm został umieszczony w czarnym, matowym, jakby gumowym opakowaniu z lusterkiem. Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 4,8g różu, a moja wersja mini 3,5g czyli całkiem sporo zważywszy, że to jedynie miniaturka. Róż jest ważny 24 miesiące od momentu otwarcia. Pełnowymiarowego różu w tym przypadku raczej bym nie kupiła, ponieważ jestem sroką i jego opakowanie jest nieco zbyt zwyczajne żeby zachęcić mnie do wydania na niego pieniędzy, ale bardzo cieszę się z racji posiadania wersji mini:) 

Z marką NARS było u mnie tak, że od paru lat widywałam ją na blogach, ale mogła dla mnie nie istnieć. Dlaczego? Z prostego powodu: nie była łatwo dostępna w Polsce, a ja nie miałam ochoty zamawiać kolorówki w ciemno bez uprzednich oględzin w perfumerii;) Wolałam więc postawić na lepiej dostępne i również godne uwagi marki, które mogłam bez problemu obadać przed ewentualnym zakupem. Co oczywiście nie znaczy, że nie zdarza mi się ściągnąć czegoś specjalnie z zagranicy bo bywa i tak, ale tylko wtedy gdy mocno czegoś chcę;) 

Latem ubiegłego roku świat oszalałNARS miał wkroczyć Polski! O mój Boże, Boże - pisały blogerki!:D Niektóre z nich nerwowo odświeżały stronę Sephory w nadziei, że już po północy ich oczom ukażą się Narsowe cukierasy gdyż premiera zapowiadana była na 16.08, czyli tuż po dniu wolnym od pracy;) Ja od razu wiedziałam, że Sephora na pewno nie uzupełni swojej oferty o markę Nars zaraz po północy więc miałam lekką polewkę ze wszystkich nerwowo oczekujących;) I tak się też stało – Sephora potrzymała trochę żądny wrażeń lud w napięciu;) Gdy produkty już się pojawiły, przejrzałam bez emocji i nic nie kupiłam. Wiadomo było bowiem, że od września marka będzie dostępna również w perfumerii w łódzkiej Manufakturze. Gdy już była dostępna też szczególnie nie spieszyłam z wizytą.
Pewnego dnia online pojawiła się oferta specjalna polegająca na tym, że przy zakupach za określoną kwotę klient otrzymywał zestaw miniaturek Nars. Uznałam wtedy, że jest to idealny moment by pozyskać słynny róż Orgasm, ale nie byłam do końca przekonana gdyż reszta miniaturek wydawała mi się niekoniecznie potrzebna, a i pomysłu na wymagany zakup trochę brakowało;) W końcu wymyśliłam co mogłabym kupić, ale po dodaniu kodu do koszyka okazało się, że zestaw miniaturek nie jest już dostępny. Musiałam więc obejść się smakiem choć szczególnie się tym nie przejęłam;) 
Po jakimś czasie mimowolnie wstąpiłam do perfumerii lustrując Narsowy przybytek i po wymacaniu różu stwierdziłam, że może i lepiej bo jego kolor jest jakiś dziwny i nie do końca sobie go wyobrażałam na twarzy;) 
Los jednak sprawił, że niedługo później dostałam mini Orgasm w prezencie i… przepadłam! Przy pierwszym zastosowaniu nakładałam go bardzo powoli i oszczędnie cackając się przy tym niesamowicie;) Wszystko dlatego, że lekko przerażała mnie ilość złotego shimmera zawarta w tym brzoskwiniowym różu;) Obawiałam się, że uzyskam efekt „błyszczącej szyneczki” albo tandetnej lali;) Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny, ponieważ z tym różem pracuje się bardzo dobrze i ciężko zrobić sobie nim krzywdę. Zależnie od nałożonej ilości można więc uzyskać lekki połysk, subtelny rumieniec z połyskiem lub całkiem wyrazisty kolor:) Ja z reguły preferuję opcję złotego środka, czyli widoczny acz nie dający za mocno po oczach rumieniec. Odcień okazał się być dla mnie bardzo twarzowy zapewne z uwagi na brzoskwiniowy odcień i złocistą poświatą, która wyjątkowo ładnie komponuje się z moją cieplą cerą. Mogę więc napisać – tak, rozumiem fenomen tego różu. Nie bez kozery znalazł się wśród makijażowych ulubieńców roku. Złocista poświata ma jeszcze taką zaletę, że bardzo ładnie rozświetla twarz więc jeśli bardzo się spieszę mogę już zrezygnować z rozświetlacza. Choć z racji mojego zamiłowania do tego typu produktów nieczęsto się to zdarza. Róż jest bardzo wydajny. Po ponad dwóch miesiącach widzę jedynie subtelne „zadrapania” na jego powierzchni;) Trwałość jest bez zarzutów. Róż nie ściera się i nie robi mi żadnych psikusów;) Polecam!

Jakiś czas temu marka Wibo silnie zainspirowała się tym różem wypuszczając Ecstasy Blusher, ale osobiście nie jestem fanką aż tak perfidnego zżynania z innych marek. Szkoda, że wolą kopiować innych zamiast zaskoczyć własnym innowacyjnym pomysłem. Czy pod powiedzeniem „Polak potrafi” zawsze musi kryć się cwaniactwo?;)


Marc Jacobs The High Life zestaw 3 mini żelowych kredek do powiek Highliner



„Odkryj mini kredki, które możesz mieć zawsze przy sobie, aby podkreślić spojrzenie”.


Kiedy wśród prezentów od Ines ujrzałam zestaw żelowych kredek do powiek Marc Jacobs od razu się ucieszyłam gdyż miałam już Highliner w odcieniu (Stone)fox więc wiedziałam, że korzystanie z tych kredek to czysta poezja i przyjemność. W zestawie znajdują się trzy mini kredki w odcieniach: Blackquer (czerń), Sunset (złoto), Ro(cocoa) (błyszczący brąz). Recenzowałam już kiedyś kredkę w odcieniu (Stone)foxKLIK, dodam więc tylko, że odcienie z tego zestawu spisują się równie rewelacyjnie. Są niesamowicie komfortowe w aplikacji, a ich trwałość jest nie do zdarcia. Nie ma mowy żeby zniknęły bez użycia produktu do demakijażu (nawet z ręki). Marc Jacobs to kredki, po które sięgam najczęściej w swoim makijażu. Blackquer oraz Ro(cocoa) nadają się do stosowania zarówno na górną i dolną powiekę, natomiast złocisty Sunset z racji tego, że jest jaśniejszy lepiej komponuje się na górnej powiece lub w połączeniu z cieniami. Jeśli lubicie kredki do powiek (bo wiem, że nie każdy używa) to zdecydowanie polecam zarówno ten zestaw, który zawiera bardzo uniwersalne odcienie, jak i kredki pełnowymiarowe wśród, których znajdziecie również bardziej szalone kolory:)


Znacie róż Nars Orgasm albo żelowe kredki Marc Jacobs? Jakie kosmetyki tych marek polecacie?
Czytaj dalej »