Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paznokcie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paznokcie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 grudnia 2017

Kosmetyczni ulubieńcy i odkrycia 2017 roku – makijaż i paznokcie!

Cześć Dziewczyny!
Święta, święta i po świętach! Nie wiem jak Wy, ale ja ogromnie się cieszę, że już po!:) W tym roku ten świąteczny czas wyjątkowo, wręcz nieprzeciętnie mnie rozleniwił. Do tego stopnia, że przez 3 dni nie włączałam komputera i nie wiedziałam czy w końcu zmobilizuję się do powstania tego wpisu. A jeśli ja (JA!) nie wiedziałam czy przygotuję wpis to zapewniam Was, że było ciężko! Wszak znana jestem z tego, że choćby się waliło i paliło to nie ma opcji żeby nie powstał nowy materiał na bloga;) Dlatego nie ma to jak zwyczajny, przyzwoity dzień powszedni… A wraz z nim całkiem odświętny wpis, na który przyszło czekać cały rok! Kosmetyczni ulubieńcy i odkrycia 2017 roku w dziedzinie makijażu i paznokci! W całej „karierze” tego bloga napisałam już parę tego typu podsumowań, ale tym razem dokonałam bardzo ścisłej selekcji i w ramach ulubieńców oraz odkryć roku pojawiło się jedynie 9 produktów!

zdjęcie przedstawiające kosmetycznych ulubieńców 2017 roku

Kosmetyczne odkrycie 2017 roku – naklejki termiczne na paznokcie Manirouge!

zdjęcie przedstawiające kosmetyczne odkrycie 2017 roku, czyli naklejki termiczne Manirouge

Z satysfakcją mogę stwierdzić, że w tej kategorii nie miałam nawet najmniejszego problemu z wyborem:) A dodatkowo jestem dumna, że Manirouge to nasza polska marka! Mam nadzieję, że w 2018 roku będzie się prężnie rozwijać i jeszcze nie raz zaskoczy fantazyjnym wzornictwem oraz nietypowymi rozwiązaniami na miarę naszych czasów. Czasów postępu, ale i… permanentnego pośpiechu bo Manirouge jest idealnym rozwiązaniem dla kobiet, którym marzy się oryginalny manicure, ale nie mają wystarczającej ilości czasu lub zdolności żeby namalować misterne wzory! Rok temu zachwyciłam się tym, że mogę we własnym domowym zaciszu stworzyć manicure hybrydowy i nadal cieszę się z tej możliwości. Jednak w tym roku to Manirouge sprawiło mi dużo więcej radości. Zwłaszcza, że usunięcie ozdób termicznych nie wymaga użycia acetonu:) Zresztą Manirouge jest tworem na tyle elastycznym i nowoczesnym, że można je połączyć z manicure hybrydowym. A tradycyjne lakiery? To już dla mnie prehistoria. O tym co to jest Manirouge, jak nakładać i usuwać przeczytacie TUTAJ. Natomiast prezentację paru wzorów z kolekcji świąteczno-zimowej, która aktualnie jest w promocji znajdziecie TUTAJ. Dla mnie wielki hit, po który sięgam z przyjemnością!

Kosmetyczni ulubieńcy 2017 roku - makijaż twarzy


zdjęcie ukazujące kosmetycznych ulubieńców 2017 roku z makijażu twarzy

Z produktów do makijażu twarzy wybrałam tylko 2 kosmetyki! Nie lubię tradycyjnych płynnych podkładów, więc na próżno ich szukać wśród moich ulubieńców;) W tym roku nadal byłam wierna formułom sypkim, czyli minerałom, a także podkładowi w pudrze z Givenchy. Dlatego na tym polu nie ma nic nowego:) Po prostu byłam wierna temu co poznałam wcześniej:) Lubię jednak dobre wykończenie makijażu, a także róże, bronzery i rozświetlacze. Dlatego postanowiłam wybrać coś z tej kategorii i tutaj trafiłam na sporo godnych produktów:) Wśród pudrów wykończeniowych zwyciężył matujący ryżowy puder prasowany marki Ecocera, do którego podchodziłam sceptycznie, ponieważ jego cena jest strasznie niska, a opakowanie delikatnie mówiąc mało wyrafinowane. Okazało się jednak, że jego wnętrze jest naprawdę bogate, a dzięki temu, że jest prasowany, zajmuje mniej miejsca i sprawia, że mogę go użyć naprawdę szybko:) Pachnie delikatnie, dobrze matuje i wygładza skórę. Drugi produkt dla odmiany kosztował miliony monet, ale nie żałuję, ponieważ nie dość, że jest bardzo wydajny to jeszcze wielofunkcyjny. Służy mi jako róż, bronzer, a nawet delikatny rozświetlacz. Dodatkowo jego opakowanie cieszy oko. Taki właśnie jest Sisley L’Orchidee


Kosmetyczni ulubieńcy 2017 roku - makijaż oczu


zdjęcie ukazujące kosmetycznych ulubieńców 2017 roku z makijażu oczu

W przypadku makijażu oczu i okolic, stawiam na proste i trwałe rozwiązania. W kwestii brwi taki efekt zapewnia mi zestaw do brwi Lily Lolo Eyebrow Duo Dark! Dzięki niemu mogę w szybki sposób podrasować swoje marne z natury brwi bez krzty przerysowania, a makijaż utrzymuje się bez skazy aż do momentu jego usunięcia. Przechodząc już do oczu, nie ma makijażu bez tuszu. W tej dziedzinie najlepiej sprawdziła się u mnie jedna z nowości L’Oreal, czyli Paradiste Extatic. Wolałabym może nieco bardziej finezyjną szczoteczkę, ale z efektów jestem naprawdę zadowolona. Dla mnie to najlepszy tusz tego roku. Fajnie nadać swoim powiekom nieco koloru, a żeby odcień był trwały i głęboki, warto użyć dobrej bazy. I tutaj mamy mały psikus, ponieważ ulubieńcem w tej dziedzinie została baza pod cienie Bell Hypoallergenic, która jakiś czas temu w całkiem niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła w akcji;) Miałam jednak w zanadrzu bazę z najnowszej limitki tej samej marki – Bell Glitter Eyeshadow Base, która okazała się inna pod względem technicznym (rzadsza i nieco połyskująca), ale finalnie równie dobra! Z czystym sumieniem mogę polecić obie! No i cienie do powiek. Można mieć niezliczoną ilość paletek cieni do powiek, ale moim absolutnym sztosem okazał się niepozornie wyglądający cień do powiek Nabla w odcieniu Absinthe. Przebija każdą moją paletkę cieni do powiek, a uwierzcie, że nie mam byle jakich:) Czym przebija te wszystkie moje paletki? Ano tym, że jest to cień samowystarczalny. Jeden cień daje taki efekt jakbym nałożyła 3 i muszę powiedzieć, że kiedy mam go na powiekach to wiele osób nie wierzy, że naprawdę użyłam tylko jednego jedynego cienia;) A jednak! Jego mocy niestety nie widać w pełni w recenzji (a jest naprawdę dobrze napigmentowany), ale coś tam widać;) Możliwe, że w przyszłym roku powiększę rodzinę cieni Nabla:) Jeśli każdy jest tak dobry jak odcień Absinthe to naprawdę warto.


Kosmetyczni ulubieńcy 2017 roku - makijaż ust

zdjęcie ukazujące kosmetycznych ulubieńców 2017 roku z makijażu ust

Na koniec makijaż ust. Jak wiadomo nie od dziś, moje usta są skłonne do wysuszenia, więc nie nakładam na nie co popadnie;) Bardzo polubiłam pomadkę Innisfree Glow Tint Lip Balm #Garden Balsam, która jednocześnie nadaje kolor i chroni skórę warg. Bardzo ładnie podbija czerwień ust i wiem, że miałam uzupełnić wpis o zdjęcie na ustach, ale niestety jeszcze tego nie zrobiłam (nadrobię!). Drugim zwycięskim produktem do ust jest Nabla Dreamy Matt Liquid w odcieniu Grand Amore. Nie jest to co prawda pomadka, której używam na co dzień, ale jestem z niej naprawdę bardzo zadowolona. Dobrze się czuję w tym kolorze, ładnie pachnie, nie wysusza i jest trwała!


I to już wszyscy ulubieńcy i odkrycia 2017 roku w dziedzinie makijażu i paznokci. Linki do osobnych recenzji znajdują się w tekście;) Książka, którą widzicie w tle to Face Paint. Historia makijażu. Jest bardzo ładnie wydana i fajnie napisana:)
 

Napiszcie czy znacie któreś z tych kosmetyków? Chętnie się też dowiem co należy do Waszych makijażowo-paznokciowych hitów tego roku. Zdradźcie choć jeden ulubiony produkt! 

Czytaj dalej »

środa, 23 sierpnia 2017

Naklejki termiczne Manirouge – mój jedyny sposób na oryginalny manicure!

Cześć Dziewczyny!
Gdy usłyszałam o Manirouge, pomyślałam: serio mam sobie nakładać naklejki na paznokcie? Na pewno odpadną po kilku godzinach i tyle z tego będzie. Zupełnie bez sensu! Wnet jednak doczytałam, że to naklejki termiczne, które utrzymują się nawet do 14 dni. To zmieniło mój punkt widzenia diametralnie, w sekundę:) Nowoczesne i długotrwałe – właśnie takie rozwiązania lubię! A jak to wypadło w praktyce? Czy mając „dwie lewe ręce” udało mi się poskromić ten jakże oryginalny wynalazek?;) Za chwilę udzielę Wam szczegółowej odpowiedzi;)
Zdjęcie zestawu Manirouge


Czym jest Manirouge?


Manirouge to termiczne naklejki na paznokcie, które dzięki zastosowaniu specjalnej technologii i przeznaczonych do tego akcesoriów utrzymują się na paznokciach nawet do 14 dni, stanowiąc doskonałą alternatywę dla manicure hybrydowego. Naklejki są przebadane dermatologicznie oraz bezpieczne dla naszych paznokci. Można je stosować nawet w przypadku zniszczonej płytki, ponieważ doskonale zabezpieczają ją przed dalszymi uszkodzeniami mechanicznymi. 
Zdjęcie naklejek termicznych Manirouge


Czego potrzebujemy by stworzyć manicure z Manirouge?


Oprócz samych naklejek, potrzebnych jest jeszcze kilka akcesoriów. Można je kupić w jednym z zestawów lub pojedynczo. Do najbardziej niezbędnych akcesoriów należą – Mini Heater, służący do podgrzewania naklejek, odtłuszczacz, którym przecieramy paznokcie przed przystąpieniem do wykonania manicure, nożyczki, którymi przytniemy nadmiar naklejki, pilniczek oraz polerka, które posłużą nam do wygładzenia końcówek już po wykonaniu manicure. Pomocne może okazać się też radełko oraz kopytko. Natomiast podczas usuwania naklejek przyda nam się olejek Manirouge. Według mnie na początek najlepiej wybrać zestaw Manirouge Maxi Plus, ponieważ zawiera on wszystkie te wymienione przeze mnie produkty oraz dodatkowo folię służącą do wygładzenia naklejek i w ramach niego można dobrać sobie 6 zestawów naklejek, które wystarczą nam łącznie na 24 aplikacje (12 na dłonie i 12 na stopy), co daje nam zapas na praktycznie 3 miesiące;) Do zestawu dołączone są też naklejki próbne. 
Mini heater z zestawu Manirouge

Jak stworzyć manicure z Manirouge?


Wykonanie tego typu manicure ogranicza się do kilku czynności, które nie zajmą nam wiele czasu. Najpierw tak jak w przypadku każdego innego rodzaju manicure, piłujemy paznokcie i odsuwamy skórki. Następnie przecieramy płytki odtłuszczaczem i po chwili możemy już przystąpić do akcji. Przecinamy zestaw naklejek na pół i dopasowujemy wielkość naklejek do naszych paznokci. Następnie odklejamy pierwszą naklejkę i podgrzewamy przez 5s przy użyciu mini heatera. Naklejamy na płytkę i dalsze czynności polegają już na jak najlepszym wygładzeniu naklejki, a następnie obcięciu nadmiaru i wypiłowaniu oraz wypolerowaniu końcówek. Należy również utrwalić efekt poprzez ponowne podgrzewanie. Szczegółowy instruktaż znajdziecie na filmikach dostępnych TUTAJ. Polecam obejrzeć, ponieważ świetnie obrazują co i jak;) 


Moje wrażenia ze stosowania Manirouge


Manirouge pierwsze użycie zdjęcie
Pierwsza próba.

Najpierw byłam mocno podekscytowana bo jak wiecie uwielbiam takie wynalazki, pomysłowe rozwiązania i zawsze bardzo chętnie wesprę ciekawą inicjatywę! Po chwili jednak dotarły do mnie czarne myśli pt: nie nakleję! Co jeśli nie dam rady?! Pierwotnie miałam więc przećwiczyć na naklejkach próbnych. Jestem jednak w gorącej wodzie kąpana, więc pewnego dnia wyjęłam zestaw i stwierdziłam, że idę na żywioł, testując od razu te właściwe naklejki. Moja inicjacja przebiegła zaskakująco szybko i bezboleśnie;) Moje dzieło pozostawiało co prawda trochę do życzenia, ale poczułam taki zachwyt, że nie dokończyłam nawet piłowania tylko od razu zrobiłam zdjęcie na Instagram;) Byłam z siebie tak dumna, że prawą rękę dokończyłam dopiero po obiedzie:D Wiem, to wszystko nie brzmi zbyt zdrowo, ale tak właśnie było;) Nawet domownicy przyznali, że ładnie (w powietrzu wyczuwalne było zrób mi też, zrób mi!), a chwilę wcześniej podśmiewali się, że będę sobie naklejki na paznokcie nakładać;) Ten się śmieje kto się śmieje ostatni! Muszę przyznać, że w owym czasie miałam naprawdę fatalny nastrój i naklejki były jednymi z niewielu rzeczy, które choć trochę mi go poprawiały. Wybrałam zresztą tak piękne wakacyjne wzory (tak wiem, dziecinne:P), że trudno się nie uśmiechnąć na ich widok:) 
Manirouge Iris na paznokciach
Gdyby nie Manirouge, nie miałabym szans na tak oryginalny manicure w postaci wzorków czy cieniowania, ponieważ jestem totalnym antytalentem paznokciowym. Potrafię co prawda zrobić sobie hybrydę, ale bez żadnych szaleństw i wyszukanych efektów. Wszelkie malunki na paznokciach są dla mnie nieosiągalne. Nawet nie próbuję o nich myśleć bo już widzę oczyma wyobraźni te smętne bohomazy;) Manirouge robi to więc za mnie i to jest najlepsze:) Nawet jeśli nie nakleję idealnie (bo przecież wiecie, że ideałem nie jestem) to jestem w pełni usatysfakcjonowana bo i tak mało kto dostrzega moje techniczne niedomagania. Wręcz przeciwnie. Pytają jak to zmalowałam bo w rzeczywistości naklejki bardzo przypominają hybrydy i nikt się nie domyślił, że to naklejki dopóki nie powiedziałam;)  Wracając jeszcze do samych naklejek, miałam obawy, że będą zbyt duże na moje paznokcie i do żadnego paznokcia nie uda mi się dobrze dopasować rozmiaru bez dodatkowego cudowania w postaci przycinania po bokach, co byłoby klęską, ponieważ nie umiem ciąć równo;) Pamiętam bowiem, że kiedyś oglądałam jakieś zwykłe naklejki, które były bardzo szerokie, a moje palce są bardzo wąskie (mówiąc obrazowo - rozmiar pierścionków od 6 do 9) więc i paznokcie nie należą do tych byczych;) Okazało się jednak, że nie musiałam nic przycinać. Zdarzyło mi się jedynie nieco błędnie wytypować trochę szerszą naklejkę do jednego z paznokci, ale to już kwestia mego roztargnienia;) Co do tych moich niedociągnięć to muszę również przyznać, że wpływ na to mają też moje paznokcie, ponieważ kiedyś przytrzasnęłam sobie rękę i od tego momentu niektóre moje płytki są jakby lekko pofalowane, co widać nawet pod lakierem. To też i pod naklejką może się trochę odznaczać i utrudniać to super gładkie naklejenie. Trochę trudności sprawia mi piłowanie i polerowanie końcówek po wykonanym manicure. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia, ponieważ przy innych typach manicure, nie piłuje się już po skończeniu:) Tutaj jednak ze względu na konieczność przycięcia końcówki naklejki, ważne jest żeby to wykonać. Inaczej paznokcie mogą nam zahaczać o różne przedmioty. Im lepiej uda nam się przyciąć końcówki tym mniej piłowania na koniec;) Gdy już uznałam, że sam produkt i sposób aplikacji przypadł mi do gustu, pozostawała jeszcze kwestia trwałości oraz stopnia trudności usuwania i ewentualnych zniszczeń płytki po usunięciu
Manirouge Bertlille na paznokciach
Producent deklaruje nawet do 14 dni trwałości. Jako że były u mnie pewne niedociągnięcia to liczyłam się z tym, że za pierwszym razem manicure tyle nie wytrzyma bo naklejki się odkleją. Okazało się jednak, że niekoniecznie, ponieważ odkleiłam je w bodajże 11 dniu noszenia gdy po prostu zapragnęłam sprawdzić czy usuwanie będzie trudne i jak wpłynie na płytki. Marka zaleca natłuścić miejsce wokół naklejek oliwką, a następnie lekko podważyć i delikatnie ściągnąć. Na koniec trzeba przetrzeć bezacetonowym zmywaczem. Przyznam, że ja delikatnie podważyłam bez użycia oliwki i usuwanie poszło mi naprawdę gładko. Smuciła mnie jedynie potrzeba użycia zmywacza, ponieważ nienawidzę zmywaczy. Zmywacz był jednak konieczny jedynie do oczyszczenia tej lekko klejącej się warstwy, która pozostała po zdjęciu naklejek. W tym celu użyłam więc zmywacza w płatkach, który nie poraża swym zapachem:) Do oczyszczenia obu rąk z tego delikatnego poczucia lepkości, wystarczył mi 1 płatek. Kluczowy był też dla mnie stan paznokci po zdjęciu naklejek bo co mi po tym wszystkim jeśli potem paznokcie byłyby w opłakanym stanie? Stwierdziłam jednak, że paznokcie wyglądały tak samo jak wcześniej. 
Manirouge Bertille efekt
Mój końcowy wniosek brzmi więc, że najważniejsze by dobrze wygładzić każdą naklejkę po nałożeniu na paznokieć (co może wymagać przećwiczenia) oraz na koniec dobrze wypiłować i wypolerować końcówki (co jest kwestią przyzwyczajenia i wprawy). Jako że Manirouge usuwa się przy użyciu olejku to należy zachować umiar podczas stosowania wszelkich tłustych produktów na okolice paznokci. Choć ja akurat z powodzeniem stosuję zarówno krem do rąk oraz olejek do skórek i nie zauważyłam negatywnego wpływu na trwałość manicure. 
Dla mnie to świetny wynalazek i myślę, że z czasem będzie mi wychodzić coraz lepiej:) Marka posiada ponad 150 wzorów naklejek, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie i na różne okazje;) Nie martwcie się, nie wszystkie wzory są tak kolorowe jak moje:)


Wszelkie zestawy, naklejki oraz akcesoria Manirouge dostępne są w sklepie producenta. Warto też zajrzeć na ich Instagram, gdzie znajdziecie profesjonalnie wykonane zdjęcia przeróżnych wzorów na paznokciach.


Słyszeliście już o Manirouge? Co sądzicie o manicure w formie naklejek termicznych?

Czytaj dalej »

czwartek, 8 grudnia 2016

Mollon PRO lakiery jednofazowe Monophase!

Cześć Dziewczyny!

Muszę przyznać, że dawno nie byłam taka zadowolona ze swoich „dokonań”;) A wszystko to za sprawą czegoś tak niepozornego i chciałoby się rzecz mało istotnego jak manicure:) Po wypróbowaniu zestawu startowego do wykonania manicure hybrydowego w domowym zaciszu praktycznie, od razu załapałam hybrydowego bakcyla:) Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że nigdy nie byłam szczególną zwolenniczką tego typu manicure, tzn. zawsze go doceniałam za trwałość i piękny połysk, ale jednocześnie utożsamiałam z mocnym zniszczeniem paznokci i bardzo ciężkim zmywaniem. Co więcej nigdy nie czułam szczególnej potrzeby malowania paznokci, potrafiłam cały rok robić jedynie manicure japoński. Gdy już jednak się przemogłam szybko zauważyłam, że wykonując wszystko zgodnie z instrukcją wcale nie niszczę paznokci;) Wymaga to jedynie ode mnie trochę cierpliwości. Gdy już przetarłam pierwsze hybrydowe szlaki pojawiła się okazja wypróbowania czegoś jeszcze bardziej innowacyjnego niż tradycyjne lakiery hybrydowe. Mowa tutaj oczywiście o lakierach jednofazowych Monophase marki Mollon PRO.


Czym jest Monophase?

Jak podaje producent: „To nie żel! To nie hybryda 3w1! To Monophase!" Monophase to lakiery jednofazowe utwardzalne w lampie UV/LED bez bazy, bez topu i bez przemywania po umalowaniu. Wystarczą dwie cienkie warstwy lakieru. W dodatku lakiery jednofazowe są możliwe do samodzielnego usunięcia już w 3 minuty. Monophase stanowią alternatywę dla klasycznych lakierów. Producent rekomenduje trwałość takiego manicure przez 7-10 dni. Lakiery nie zawierają formaldehydu, toluenu i DPB. Nie wiem co o tym sądzicie, ale dla mnie te deklaracje były całkiem przekonujące:)



Jak wykonać manicure z użyciem Monophase Mollon PRO?


Przygotowujemy paznokcie jak zwykle, czyli piłujemy nadając im kształt i odsuwamy skórki. Jeśli posiadamy tłustą płytkę paznokci, matujemy je blokiem polerskim. Jeśli zaś nasza płytka jest normalna lub sucha, ten krok możemy pominąć. Następnie odtłuszczamy płytkę preparatem Mollon PRO Dehydrator Pre Nail Prep. Jeśli chodzi o ten preparat dobrze spełnia swe zadanie. W dodatku butelka wyposażona została w bardzo wygodną pompkę. Preparat trochę śmierdzi, ale jego zapach szybko się ulatnia. Po użyciu preparatu przystępujemy do nałożenia pierwszej warstwy Monophase. Utwardzamy w lampie UV 36 W. 2 minuty lub w lampie LED 12 W. przez 1,5 minuty. Moja lampa LED ma 9 W. więc uznałam, że będę utwardzać na wszelki wypadek nieco dłużej;) Po utwardzeniu pierwszej warstwy nakładamy drugą warstwę i utwardzamy. W przypadku lampy UV 36 W. przez 4 min, a w przypadku lampy LED 12 W. przez 3 minuty. Na koniec aplikujemy na skórki oliwkę Mollon PRO Cuticle Oil i już możemy się cieszyć naszym dokonaniem:) Nie brzmi skomplikowanie, prawda? Jeśli chodzi o oliwkę to posiada ona przyjemny, lekko cytrusowy zapach, który nie męczy swą obecnością. Bardzo ładnie nawilża i natłuszcza skórki więc warto stosować ją każdego dnia na skórki oraz na paznokcie gdy robimy sobie przerwę od ich malowania. Ja staram się aplikować oliwkę codziennie przed snem. Muszę przyznać, że jest ona jeszcze lepsza niż olejek do skórek Orly. Także szczerze polecam! 


Seria Monophase Mollon PRO zawiera spory wybór odcieni więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy z lakierów umieszczony został w buteleczce o pojemności 10ml, w przypadku której już na pierwszy rzut oka widzimy z jakim odcieniem mamy do czynienia. Dodatkowo każdy lakier posiada kartonowe opakowanie. Jeśli chodzi o same lakiery to ich konsystencja jest nieco rzadka więc trochę łatwiej o zalanie skórek gdy jesteśmy nieuważne. U mnie zdarzyło się to raz na 3 palcach gdy malowałam przy sztucznym świetle. Głównie dlatego, że u mnie w domu oświetlenie pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak mój wzrok;) Teraz już wiem, że nie ma to jak malować za dnia:) Jeśli chodzi o wady lakierów to według mnie jest jedna – zapach. Hybrydy zwykle nie posiadają lub niemalże nie posiadają zapachu. Natomiast Monophase ten zapach już ma. Nie jest to zapach tradycyjnego lakieru, ale nie należy też do przyjemnych. Polecam więc przewietrzyć pomieszczenie po wykonaniu manicure. Jeśli zaś chodzi o jakość lakierów to według mnie jest świetna! Kolory są ładne i błyszczące. Producent deklaruje 7-10 dniową trwałość. Natomiast u mnie np. połączenie niebieskiego ze srebrem wytrzymało aż 18 dni! Zatem obietnice zostały spełnione aż z nawiązką:) W tym 18 dniu noszenia po prostu odprysnął mi lakier na końcu jednego z paznokci. Były też już oczywiście spore odrosty. Dlatego uważam, że optymalny czas noszenia to ok. 14 dni. Pod koniec noszenia lakier trochę zmatowiał, ale było to już w tej końcowej, "ponadprogramowej" fazie więc nie uznaję tego za wadę. Krycie tak jak zapewnia producent można uzyskać po nałożeniu dwóch warstw. Z wyjątkiem różowego odcienia Gisele, w przypadku którego potrzebowałam nałożyć jeszcze 3 cieniutką warstwę. 



Moje odcienie Monophase


Mathilde 58 – to bardzo przyjemny jasny odcień niebieskiego. Mogę nie być obiektywna gdyż bardzo lubię niebieski więc wprost nie mogłam sobie odmówić takiego odcienia;) W połączeniu ze srebrnym Sharlize oczarował mnie totalnie;) Wywołał nawet zainteresowanie na mieście gdy czekałam na przystanku na tramwaj. Jakiś facet powiedział do swojego towarzysza: „O patrz! Niebieskie paznokcie! Niebiesko-srebrne nawet!”. Nie do końca wiem czy to był okrzyk podziwu czy krytyki, ale jako że przyciągam wariatów postanowiłam zignorować te słowa i nie wdawać się w dyskusję;)



Sharlize 38 – piękne srebro z drobinkami lecz o normalnej gładkiej strukturze:) Patrząc na niego w sklepie internetowym myślałam, że to będzie taka zwyczajna szarość, a kolor i jego wykończenie bardzo miło mnie zaskoczyły gdyż zdecydowanie dodają manicure polotu. Jest idealny jako dodatkowy błyszczący akcent:)


Gisele 01 – to dość jasny, słodki pastelowy róż. Nie jestem fanką różu, ale na paznokciach lubię. W przypadku tego koloru polecam nałożyć 3 cienkie warstwy gdyż po dwóch widoczne są mini prześwity.


Linda 14 – to odcień, który można rzec jest najmniej w moim guście z uwagi na to, że jest dość spokojny i stonowany, a ja chętnie stawiam na kolor. Wybrałam go jednak z tego względu, że uznałam, iż wypadałoby mieć również coś takiego bardziej normalnego, klasycznego:) Ten kolor to coś pomiędzy brązem, a beżem.



Jak usunąć manicure Monophase? 

Procedura jest identyczna jak w przypadku manicure hybrydowego. Nasączamy wacik Removerem, zawijamy każdy paznokieć w folię aluminiową (ja polecam gotowe folie z "przytwierdzonymi" już wacikami;)), a po zdjęciu tegoż opatrunku pozostałości lakieru odsuwamy np. przy użyciu drewnianego patyczka. Jeśli jeszcze coś zostanie przecieramy paznokcie wacikiem. Według producenta cały ten proces ma trwać jedynie 3 minuty. Ja dokładnie nie liczyłam, ale na oko mniej więcej tyle mi to zajęło. 

Lakiery Monophase dostępne są w sklepie Mollon. Do 31 grudnia trwa promocja przy zakupie trzech sztuk czwarta gratis:) Marka posiada w swej ofercie również tradycyjne lakiery hybrydowe, pielęgnacyjne lakiery hybrydowe, produkty do pielęgnacji i wiele innych;)


Znacie lakiery Monophase lub inne produkty Mollon PRO?  

Z ciekawostek zdradzę Wam, że przygotowałam wpis na ponad 5400 znaków;) Nie wiem jeszcze tylko kiedy "wypłynie" na powierzchnię i kto zada sobie trud żeby go przeczytać;)
Czytaj dalej »

czwartek, 22 września 2016

Orly Color Argan Cuticle Oil

Cześć Dziewczyny!

Przyznam, że nie siedzę aż tak bardzo mocno w temacie paznokci, ale staram się o nie na swój sposób dbać;) Regularnie wykonuję manicure japoński, a wieczorem nawilżam skórki specjalnym preparatem. Ostatnim tego typu produktem, który opisywałam było masło do skórek i paznokci Organique. Skończyło mi się ono już dłuższy czas temu, a o dziwo nie miałam nic w zanadrzu;) Dlatego też w lipcu przy okazji zamówienia zestawu Rituals skusiłam się na olejek do skórek Orly Color Argan Cuticle Oil. Nie był to zakup przemyślany. Po prostu produkt zwrócił moją uwagę i bez dłuższego zastanowienia dodałam go do koszyka mimo, że nigdy wcześniej o nim nie słyszałam;) Jeśli czytaliście ulubieńców lata to już pewnie wiecie, że zakup okazał się być całkiem udany:)


Co oferuje producent?

Orly Color Argan Cuticle Oil zawiera przede wszystkim olej arganowy, olej jojoba i witaminę E. Jego działanie nie jest skomplikowane gdyż ma on za zadanie odżywić nasze skórki i paznokcie.

Moja opinia

Opakowanie

Produkt został ładnie zapakowany w kartonowe opakowanie ze specjalnie wyprofilowaną podpórką;) Sam olejek został umieszczony w buteleczce typowej dla lakierów do paznokci. Szkło butelki jest matowe, a nakrętka antypoślizgowa;) Pojemność wynosi 11ml, a na zużycie mamy 12 miesięcy od momentu otwarcia.

Konsystencja i zapach

Olejek ma lekką konsystencję. Nie jest tłusty więc w razie potrzeby spokojnie można go stosować również w ciągu dnia. Zapach jest cytrusowy z lekko ziołową nutą. Jest delikatny więc nie powinien nikomu przeszkadzać. 

Działanie

Jak już wspomniałam na wstępie zanim kupiłam olejek Orly już od jakiegoś czasu nie miałam żadnego produktu do pielęgnacji skórek. Co za tym idzie nie były już one w najlepszym stanie, a mówiąc dosadnie skórki wysuszyły mi się prawie na wiór:) Z tego powodu produkt wkroczył do akcji jeszcze tego samego dnia po odbiorze zamówienia. Muszę przyznać, że już po pierwszej aplikacji odczułam ulgę. Wystarczyły 3 dni i moje skórki były jak nowe:) Produkt stosuję głównie na noc przed nałożeniem kremu do rąk. Używam go głównie na skórki, ale przy okazji smaruję też paznokcie. Wpływu na same paznokcie nie będę jednak oceniać gdyż najpierw stosowałam odżywkę Herome, a później zwyczajowo manicure japoński. Poza tym moje paznokcie były w dobrej kondycji więc jedyne czego wymagałam to pomocy dla państwa skórkowskich;) Tę pomoc szybko otrzymałam przy samym tylko stosowaniu na noc. Skórki stały się nawilżone, bardziej miękkie i łatwiejsze do usunięcia. Przy tego typu produktach ważne jest jednak regularne stosowanie. Jeśli odstawimy produkt na kilka dni skórki ponownie będą potrzebowały porządnej dawki nawilżenia (sprawdzone, ponieważ w ostatnich dniach zdarzało mi się zapomnieć). Myślę jednak, że to normalne gdyż żaden tego typu produkt nie daje efektów na wiele dni bez ponownej aplikacji;) Jeśli chodzi o wydajność to po dwóch miesiącach jestem przy napisie argan, czyli zużyłam +/- połowę zawartości. Według mnie produkt godny polecenia. Czy kupię ponownie? Może za jakiś czas, ponieważ zapewne będę chciała spróbować czegoś nowego;)


Korzystacie z produktów do nawilżania skórek czy może Wasze skórki nie są zbyt wymagające? Polecacie coś szczególnie?
Czytaj dalej »