Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TonyMoly. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TonyMoly. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 października 2018

Tonymoly Cat’s Purrfect Day Cream – słodki wygląd, a jaka zawartość?

Któregoś wrześniowego dnia podczas wizyty w Sephorze moją uwagę zwróciła nowa kocia seria Tonymoly Cat’s Purrfect składająca się z maseczki całonocnej, kremu do twarzy i sztyftu pod oczy. Oczy mi się zaświeciły na ich widok, ale nie skusiłam się wtedy na żaden z produktów. Dość szybko jednak koci krem lub maska pojawiły się na mojej wishliście i już pierwszego dnia października po seansie w kinie nadrobiłam zaległości;) Kosmetyki Tonymoly mają dość nierówną jakość. Jedne są tylko ładne i bez większych fajerwerków, a inne zarówno ładne i skuteczne. A jak jest z kocim kremem na dzień? Czego można się po nim spodziewać?


Tonymoly Cat’s Purrfect Day Cream


Tonymoly Cat’s Purrfect Day Cream


Według producenta jest to kojąco-nawilżający krem na dzień, który ma zapewnić skórze super miękkość. Krem zawiera aminokwasy pozyskane z kokonów jedwabników. Mają one za zadanie wygładzać i odżywiać skórę twarzy.

Koci krem Tonymoly otrzymujemy w przezroczystym kartoniku. Wewnątrz znajdziemy przeurocze, słodkie aż do bólu opakowanie z milutkim białym kotkiem:) Z pewnością nie do każdego będzie przemawiać takie opakowanie, ale we mnie obudziło dziecięcą radość;) Pojemność to standardowe 50ml, PAO 12 miesięcy. Po odkręceniu kociej główki napotkamy na dodatkowe papierowe zabezpieczenie. Mamy więc pewność, że nikt nie otwierał produktu przed nami. 

Krem posiada konsystencję typu „memory shape”, czyli taką „inteligentną”, samo-wygładzającą się lub jak kto woli „pamiętającą” żeby wrócić do poprzedniego stanu. Podobny bajerek mamy np. w masce Hada Labo Tokyo. Lubię tego typu formuły, gdyż dzięki nim kosmetyk zawsze wygląda estetycznie. Sam krem jest lekki/mokry i szybko się wchłania. Warto jednak pamiętać żeby po rozsmarowaniu „przycisnąć” twarz dłońmi celem jeszcze lepszej absorpcji. U mnie fajnym patentem okazało się też stosowanie z urządzeniem do masażu twarzy. Dzięki swojej nieobciążającej formule, krem stanowi idealną bazę pod makijaż. Obojętnie czy to pod podkład czy jedynie sam puder:) 
Tonymoly Cat’s Purrfect Day Cream konsystencja
Zapach kremu jest bardzo delikatny i nie ma w sobie nic zachwycającego. Wydaje mi się jakbym skądś już go znała, choć nie jestem pewna skąd:) Po kilku dniach stosowania właściwie przestałam go czuć. To dla mnie nawet plus bo przynajmniej nie męczy;) Zresztą ja bardzo lubię pielęgnację twarzy o subtelnym zapachu. 
Tonymoly Cat’s Purrfect
Przejdźmy zatem do działania. Szczerze mówiąc nie miałam względem tego kremu wygórowanych oczekiwań. Kupiłam go bo był ładny i była promocja -20%. Akurat skończyła mi się wtedy esencja Laneige, więc postanowiłam zaryzykować i wypróbować;) Przyznaję, że Cat’s Purrfect z esencją Laneige równać się nie może, ale to też jakby nie patrzeć inny profil działania, więc nie ma sensu porównywać:) Prawdą jest, że rzeczywiście krem zapewnia skórze miękkość i gładkość, a przy regularnym stosowaniu (ja zawsze stosuję sumiennie, a nie tak jak niektórzy, że codziennie coś innego!) również odżywia. Parę razy miałam miejscowe przesuszenia na policzkach i o dziwo krem dość szybko to ogarnął. Nie jest to produkt do zadań specjalnych, ale jako pielęgnacja dzienna i baza pod makijaż sprawdza się naprawdę bez szczególnych zarzutów. Nadaje się również do zastosowania na noc w połączeniu z czymś więcej, np. serum (ja mam Neogen White Truffle). Dodatkowo kocia postać skutecznie uprzyjemnia ten mały poranny lub nawet wieczorny rytuał. Cena mogłaby być co prawda niższa jak na krem nawilżający, ale nie powiem żebym żałowała:) Choć trzeba jeszcze zaznaczyć, że nie należy on do wydajnych, gdyż używam od początku miesiąca, a niewiele mi już zostało (pokażę potem na Insta Story). Ale tak jak wspomniałam, stosowałam go codziennie rano, a dodatkowo po ok. 2 tygodniach włączyłam również do wieczornej pielęgnacji.


Znacie linię Tonymoly Cat’s Purrfect?


Czytaj dalej »

niedziela, 12 sierpnia 2018

Tonymoly Tako Pore Bubble Pore Pack – ośmiorniczka Twoją maseczką do twarzy?

Maseczki do twarzy goszczą u mnie dość regularnie:) Najczęściej te nawilżająco-rozświetlające, ale przy cerze mieszanej pomocne bywają również te oczyszczające. Z produktami Tonymoly miałam już do czynienia wielokrotnie i nie ma co ukrywać, że wiele z nich bardziej zachwycało opakowaniem aniżeli świetnym działaniem;) Dlatego też zawsze przy wyborze czegoś z ich asortymentu robię ostrą selekcję albo ewentualnie wybieram nie obiecując sobie zbyt wiele:) Kiedy po raz pierwszy dostrzegłam linię Tako Pore, nie zainteresowała mnie ona prawie wcale. Pomyślałam sobie ot jakieś… czarne potworki? Jak się potem okazało – ośmiorniczki;) Jednak seria ta zaczęła zbierać całkiem niezłe recenzje i pomyślałam sobie, że sprawdzę czy nie kłamią;) Bo ja ufam tylko sobie. Przynajmniej w dziedzinie kosmetyków bo w innych to już nie zawsze;) Miałam już włożyć do koszyka 3 produkty z tej serii, czyli krem, maseczkę i stick. Ale pomyślałam sobie hola hola! Na początek niech będzie sama maska Tonymoly Tako Pore Bubble Pore Pack. Jak się sprawdziła?

Tomymoly Tako Pore Bubble Pore Pack


Jest to produkt oczyszczający typu wash-off tudzież tzw. maska „bąblująca”. Zawarte w masce naturalne składniki borowiny i torfu oczyszczają skórę i skutecznie wchłaniają sebum. Dodatkowo sól z morza martwego, woda morska i tauryna pomagają oczyścić pory.

Tonymoly Tako Pore Bubble Pore Pack przychodzi w przezroczystym plastikowym opakowaniu, które spokojnie nadaje się na prezent dla kogoś z poczuciem humoru;) Wewnątrz znajdziemy błyszczącego czarnego potworka, czyli naszą ośmiorniczkę, która posiada wiecznie zdziwiony wyraz twarzy;) Teoretycznie nie powinna mi się podobać bo taka czarna, ale prezentuje się całkiem pociesznie i lubię po nią sięgać:) 

Po odkręceniu główki ośmiorniczki naszym oczom ukazuje się dodatkowa osłonka zabezpieczająca. Jest to dość ważne, ponieważ dzięki temu łatwiej uchronić zawartość. A w przypadku tego typu maski warto pilnować żeby nie dostała nam się woda do jej wnętrza, ponieważ trochę nam wtedy zbąbluje w opakowaniu;) Pojemność maseczki bąblującej wynosi 65g. 

Zapach maski jest delikatny i przyjemny. Raczej trudno porównać go do czegoś konkretnego:) 

Maska posiada szarą barwę i konsystencję błotka. Jeśli kojarzycie błotną maseczkę oczyszczającą z Sephory (w słoiczku) to konsystencja tej jest podobna. Choć nieco bardziej miękka;) Na twarz nakłada się ją bardzo przyjemnie:) 

Producent zaleca aplikować kosmetyk po uprzednim umyciu twarzy i pozostawić go na 3-5 minut aż do pojawienia się bąbelków. Bąbelki pojawiają się szybko jeśli podczas aplikacji wykonamy lekki masaż twarzy;) Ja nigdy nie przesadzam z maseczkami oczyszczającymi, gdyż moja cera nie należy do szczególnie zanieczyszczonych, więc wystarczają te 3 minuty. Jeśli chodzi o maski bąblujące to nie mam zbyt wielkiego porównania, gdyż wcześniej miałam tylko jedną marki Sephora (w opakowaniu z atomizerem). Tamta wytwarzała naprawdę sporą pianę. Wręcz miało się uczucie, że bąbelki za chwilę wejdą do oczu;) Maska Tonymoly bąbelkuje natomiast delikatniej, ale jest to fajne, relaksujące uczucie:) Przy mojej mieszanej, ale niezanieczyszczonej cerze sprawdza się naprawdę dobrze. Nawilżenia nie zapewnia, ale nie podrażnia, nie wysusza, nie powoduje zaczerwienienia. Idealna dla skłonnej do przetłuszczania, ale jednocześnie cienkiej i delikatnej skóry. Jest łagodna. Nie jest to produkt, od którego cera aż skrzypi z napięcia i takiego nadmiernego oczyszczenia. Skóra jest po niej oczyszczona i mniej się przetłuszcza, ale nie jest to działanie agresywne. 
Uroczą ośmiorniczkę poleciłabym przede wszystkim dla cer mieszanych i normalnych:)


Znacie ośmiorniczki Tonymoly?
Czytaj dalej »

czwartek, 25 sierpnia 2016

Secretaddiction86 ostatni raz wysypuje swoje śmieci, czyli wakacyjne denko!

Cześć Dziewczyny!

Nigdy jakoś nie pałałam miłością do postów ukazujących kosmetyczne zużycia. Według mnie ani to ładne ani ciekawe, ale robiłam gdyż wiele osób lubi je czytać. Miarka się jednak przebrała i postanowiłam, że prezentowane dzisiaj przeze mnie denko z czerwca, lipca i sierpnia jest jednocześnie ostatnim tego typu wpisem na moim blogu. Zawsze mam o czym pisać więc już sobie daruję tego typu tematykę. Zwłaszcza, że i tak każdy wie, że zużywam ogrom produktów. Dlatego tym trudniej jest mi się w tym wszystkim połapać, ponieważ gdybym zużywała mniej byłoby łatwiej, a jak już nie raz wspominałam ja nie trzymam pustych opakowań, a jedynie robię zbiorowe zdjęcia gdy produkty się kończą lub ewentualnie przetrzymam parę produktów przez kilka dni. Tak czy inaczej denko publikuję ostatni raz, ponieważ tego typu wpisy nie są dla mnie przyjemnością więc nie ma sensu blokować jak ja to mówię „cennego czasu antenowego” na jakieś śmieci! Produkty, które były już opisane na blogu zostały podlinkowane w nazwie, a te które nie doczekały się recenzji opatrzyłam krótkimi komentarzami. O niektórych z tych produktów jeszcze napiszę.






Dove żel pod prysznic Purely Pampering – całkiem przyjemny, kremowy. Choć nie przepadam za tak wielkimi butlami (750ml).

Anida krem do rąk z olejkiem arganowym – tani i jak dla mnie godny polecenia, pachnie dość przyjemnie, choć trochę zbyt słodko.

Vichy woda termalna – jest dobra, choć częściej kupuję Caudalie i Uriage.

Nacomi balsam chłodząco-nawilżający po opalaniu – lubię Nacomi, ale ten balsam jest dla mnie bublowaty. Drażnił mnie jego zapach, a działanie słabe. Nie zużyłam w całości.

Isana Professional Oil Care kuracja do włosów – polecane jest m.in. do używania przed myciem. Moja siostra sobie chwaliła i zużyła kilka opakowań aż w końcu jej się znudziła. Ja natomiast kupiłam zużywałam przez wiele miesięcy bez entuzjazmu i końcówkę dałam do zmęczenia siostrze.

Pantene odżywka w piance Aqua Light – regenerującą lubiłam, a ta coś nie bardzo więc zużyłam jako piankę do golenia;)

Vichy szampon przeciwłupieżowy – godny polecenia i nie podrażnia skóry głowy.






The Body Shop żel malinowy – trochę mnie znudził gdyż wcześniej miałam również malinowy innej firmy i już za dużo tych malin. Wolę wersję grejpfrutową lub Virgin Mohito;)

Under Twenty żel micelarny redukujący zmiany trądzikowe o działaniu antybakteryjnym – trądziku nie mam, ale zdecydowałam się spróbować i nie żałuję. Krzywdy mi nie zrobił, dobrze oczyszczał i ładnie pachniał – jakby grejpfrutowo:) Napiszę o nim zbiorczo z pianką;)

Lirene Emolient balsam – całkiem przyjemny, choć mógłby pachnieć ciut delikatniej.

Lirene Stop suchości nawilżająco-odżywczy krem do stóp – delikatny zapach, działanie ok., ale ulubieńcem pozostaje Fusswohl Intensiv Creme.
The Body Shop żel grejpfrut – ładny i orzeźwiający zapach więc kupiłam również masło, wodę toaletową i kolejne opakowanie żelu;)

Balea pianka do mycia ciała – również ładny zapach i fajna forma podania oraz cena. Gorzej z dostępnością.

Mgiełka Merci Handy – mała i fajna, ładnie pachnie, odświeża i lekko nawilża. Może do niej wrócę.

The Secret Soap Store krem do rąk Lime&Mint – mały, ale bardzo dobry. Trzeba będzie kiedyś kupić pełnowymiarowy.




SunOzon ampułki po opalaniu – całkiem ok., ale wielkiej rewelacji nie było (poznałam inne lepsze). We wrześniu dam wpis.

Isana olejek pod prysznic w kremie – nie podobał mi się zapach więc został mydłem.

Alterra kremowy olejek pod prysznic Malwa Bio i Szarłat Bio – powiem, że bardzo przyjemny. Zapach dość nietypowy, ale na plus:) Tylko tubka mogłaby się tak nie zmasakrować;)

Alterra pomadka granat - mydlany posmak, jest fuj i więcej nie kupię. Wolę rumiankowe smrodki. Ale jak lubisz jeść mydło to możesz kupić:p





Palmolive mydła w piance – mała wydajność, w moim przypadku 6 dni, ale u mnie to normalne. Malinowe w ogóle nie przypomina malin, a limonka nawet spoko. Może się nadać też na mydło kuchenne. Zwykle nie pokazuję mydeł w denku, ale te pokazałam jedynie ze względu na to, że są w piance. Ogólnie zachwytów brak.

Mizon maska limonkowa – najpierw bardzo lubiłam, ale pod koniec chyba się na nią uodporniłam bo działanie się zmniejszyło. Chyba nadużywałam:P

Fusswohl krem na popękane pięty – nie wiem bo nie mam popękanych. Moim ulubionym z tej marki nadal pozostaje Intensiv Creme. A ten ma ładniejszy zapach i bardziej treściwą konsystencję, ale działa słabiej.

Alterra pomadka rumiankowa – oczywiście, że fajna i już nawet pokochałam ten jej smrodek. Ale latem trochę się roztapiała.






Rival de Loop przeciwzmarszczkowe płatki pod oczy – dość dziwny produkt. Za po pierwszym użyciu powiedziałam sobie no i co…? Zero efektu, a stosowanie nie do końca przyjemne bo jest takie wrażenie ucisku jakby ktoś mnie trzymał pod oczami. Ale uznałam, że zużyję i przy następnych razach już jakieś efekty zauważyłam – coś w rodzaju sprasowania i wygładzenia skóry. Plus, że dobrze się trzymają więc można używać pod prysznicem.

Lirene Shower Oil Mango&Jaśmin żel pod prysznic z olejkiem – dość rzadki i mało wydajny, ale u mnie to normalne. Nawilżenia nie zauważyłam, ale też nie wysusza. Zapach bardzo przyjemny. Jak dla mnie mieszanka mango, kwiatów i skórki pomarańczy.

Under Twenty pianka do mycia twarzy – pachnie niby przyjemnie, ale sztucznie. Czasami potrafi lekko przesuszyć skórę. Żel wypadł lepiej.

Himalaya Cocoa Butter – zapach delikatny, działanie dobre, ze spokojem mogę kupować. 
Femi olejek, TonyMoly panda do rąk, Organique Rytuał melonowy mus - też drugi raz, zużyłam wesoło po Kasi:P

Yasumi Medbox  - za parę dni dam wpis, było miło:) 

The Body Shop żel pod prysznic kokos - jakby tu powiedzieć... jeszcze nie zdążyłam pokazać w nowościach, a już zużyłam. To zresztą podobnie jak Medbox i "melony":P Ten kokos trochę zmącony jakby bananem, ale było miło:)  

Tak wygląda ostatnie denko na tym blogu. To koniec, nie ma już nic:) Tzn. dalej będę wesoło zużywać, ale nie będę tego pokazywać:) Do końca miesiąca też na pewno jeszcze coś zużyję, ale to już mało ważne:P

Znacie coś z tych produktów? Mam nadzieję, że się cieszycie, że to moje oooostatnie denko!
Czytaj dalej »

czwartek, 11 sierpnia 2016

Tonymoly – pielęgnacja czy zabawa?;)

Cześć Dziewczyny!

Kosmetyki marki Tonymoly zwróciły moją uwagę jeszcze zanim pojawiły się w Polsce. Wtedy jednak dałam sobie z nimi spokój, ponieważ sądziłam, że nie ogarnę ebay’a;) Pod tym względem byłam w błędzie gdyż okazało się, że korzystanie z tego serwisu jest całkowicie bezproblemowe. Jedyny minus jaki dostrzegam to konieczność wcześniejszego przelania pieniędzy na konto PayPal. Jednak jednocześnie ma to swoje zalety, ponieważ gdy już pieniądze są na naszym koncie zapłata za nasze zamówienie trwa dosłownie chwilę;) Swoją przygodę z TonyMoly zaczęłam jednak nie na ebay’u, a w Sephorze, gdzie kupiłam bananowy krem do rąk, o którym już pisałam. Powodem mojego zainteresowania tą marką nie było nic innego jak urocze, zdziecinniałe opakowania ich kosmetyków;) Wiem, że niektórym one się zupełnie nie podobają i w pełni to rozumiem, ale ja byłam podatna na ich urok więc kupiłam to i owo;) Dzisiejszy wpis będzie podsumowaniem moich przemyśleń o kilku produktach z mojej rodzinki TonyMoly i o tym czy wygląd idzie w parze z działaniem;)


BANANY


Tonymoly Magic Food Banana Hand Milk – bananowy krem do rąk


Bananowy krem do rąk już opisywałam: KLIK! To typowy gadżet. Nie jest bublem, ale nie wykazuje intensywnego działania pielęgnacyjnego, a jego zapach jest przyjemny lecz niesamowicie ulotny (mnie przypomina zapach gumy balonowej Orbit dla dzieci). Już go zużyłam, ale zostawiłam sobie opakowanie na pamiątkę (całkiem nieźle zachowały się jego "zwłoki";)) Pojemność wynosi 45ml, a jego cena w perfumeriach Sephora 35zł. 

Tonymoly Delight Dalcom Banana Pongdang lip balm – bananowy balsam do ust


Bananka do ust kupiłam u Koreańczyka na ebay’u. Kosztował ok. 16zł/7g, a wysyłka była bezpłatna więc wyszedł niemalże połowę taniej niż w perfumerii. To produkt, który posiadam od drugiej połowy lipca. Balsam do ust pachnie identycznie jak krem do rąk i jego zapach ulatnia się równie szybko;) Jest wyczuwalny właściwie tylko w momencie aplikacji. Jednak w przypadku produktu do ust oceniam to na plus. Już wolę delikatny i krótkotrwały zapach niż np. zbyt intensywny powodujący uczucie jakbym go zjadała;) Balsam ma białą barwę i kremową konsystencję. Przyjemnie się rozprowadza, jest praktycznie bezbarwny i pozostawia na ustach bardzo subtelny połysk. Nawilżenie jest całkiem przyjemne choć balsam swoim działaniem nie przebija np. mojej ulubionej pomadki peelingującej Sylveco oraz pomadki rumiankowej Alterra. Mimo wszystko pod względem działania wypada lepiej niż krem do rąk. Banan dodatkowo wyposażony jest w przywieszkę, dzięki której możemy sobie go np. przypiąć w torebce (choć ja tego nie robię;)). Te 16zł był wart, natomiast cena w Polsce wg. mnie już trochę zawyżona.

KRÓLICZKI


Tonymoly Pocket Bunny Moist Mist – mgiełka do twarzy


Mgiełka króliczek również pochodzi z ebay’a;) O ile mnie pamięć nie myli kosztowała 28zł z wysyłką (w Polsce 49zł). Pojemność mgiełki wynosi 60ml, a całość prezentuje się sympatycznie i zabawnie (oczywiście wg. mnie). Opakowanie jest wygodne i raczej nie otworzy się samoistnie w torebce. Jest to wersja nawilżająca, ale z tego co wiem do wyboru jest również rozświetlająca;) Mgiełka pachnie słodko i przyjemnie. Dla mnie są to nuty brzoskwiń, truskawek oraz waty cukrowej;) Jeśli chodzi o działanie, delikatnie odświeża cerę. Nawilżenia nie zauważyłam;) Zatem bardziej gadżet niż kosmetyk. 

Tonymoly Petit Bunny Gloss Bar – błyszczyk do ust


Królika do ust dostałam od Intrendo. Również prezentuje się zabawnie, choć wg. mnie króliczek ma nieco złośliwy wyraz twarzy;) Błyszczyk ten występuje w formie sztyftu/kredki. Kolor sztyftu wydaje się być całkiem intensywny. Jednak w rzeczywistości jest to coś w rodzaju balsamu do ust wzmacniającego naturalny koloryt (ale nie pielęgnującego). U mnie zostawia taką czerwoną poświatę i według mnie prezentuje się całkiem nieźle. Zapach przypomina owoce, ale nie jest szczególnie naturalny. Woń ta zmierza w kierunku wiśni. Gdy jeszcze nie posiadałam tego produktu przeczytałam na jego temat w sieci całkiem sporo nieprzychylnych opinii. Zarzuty dotyczyły przede wszystkim tego, że królik wysusza usta. Wysuszenie ust to dla mnie największa zbrodnia, ponieważ mam wrażliwe usta i gdy już do tego dojdzie nie tak łatwo przywrócić im dobrą formę. Stwierdziłam więc, że nie będę ryzykować i postanowiłam przechytrzyć tego cwaniaczka;) Zamiast na gołe usta nakładam go na bezbarwny nawilżający błyszczyk Dr Irena Eris Provoke i wtedy wszystko jest ok. tzn. usta nabierają ładnego, lekkiego kolorytu, ładnie błyszczą i nie są wysuszone. Stosowanie solo sobie daruję;) W perfumeriach królik do ust kosztuje 29zł, a na ebay’u tradycyjnie nawet połowę taniej.

PANDY


Tonymoly Panda’s Dream, So Cool Eye Stick – sztyft pod oczy


Sztyft pod oczy w formie pandy kupiłam z kolei na promocji w Sephorze. Jego cena regularna wynosi 49zł. Patrząc na pandę pod oczy nachodzi mnie myśl: czy te oczy mogą kłamać?;) Oj, chyba mogą;) Przyznam jednak, że zanim go kupiłam zapoznałam się z opiniami na jego temat więc nie liczyłam na cuda;) Tych cudów rzeczywiście nie ma. Produkt ma bardzo delikatny zapach, który jest wyczuwalny jedynie w opakowaniu (więc nikomu nie powinien przeszkadzać) oraz formę sztyftu o całkiem przyjemnej barwie. Jak sięgnę pamięcią sztyfty nigdy nie dawały u mnie spektakularnych efektów i tutaj jest podobnie. Sztyft jest przyjemny w użyciu dzięki swojemu opakowaniu, ale jego działanie to jedynie lekkie chłodzenie i orzeźwienie skóry pod oczami. Nie zastąpi kremu pod oczy, ale nie kłóci się z kremami ani z serum więc można go łączyć do woli z każdym produktem. Jego działanie samo w sobie może być wystarczające jedynie dla bardzo młodych osób o bezproblemowej skórze pod oczami. Dla pozostałych będzie uroczym gadżetem;) Nie będę jednak wielce na niego narzekać, ponieważ z tego co pamiętam producent też wiele nie obiecywał. Sztyft jest dość wydajny, ponieważ od czerwca zużyłam 1/3 opakowania.
Jeśli chodzi o widoczne na zdjęciach wyżej próbki kremu do rąk Panda's Dream White Hand Cream to w lipcu zamówiłam pełnowymiarowe opakowanie, ponieważ stwierdziłam, że dam mu szansę. A tak serio - jestem stuknięta i chciałam mieć kolejną pandę do kolekcji bo w kwestii działania zważywszy na pozostałe produkty tej marki cudów nie oczekiwałam. Tłuściutka "pandzioszka" prezentuje się wyjątkowo słodko;) Krem ma delikatny i przyjemny zapach. Według mnie jest to subtelna winogronowo-żelkowa nuta. Produkt ma białą barwę i dość zwartą lecz nietłustą konsystencję. Nie wchłania się w sekundę, ale też nie godzinami. Ciężko mi stwierdzić, czy rzeczywiście posiada właściwości wybielające, ponieważ ja ich nie potrzebowałam więc nie zwracałam na to uwagi. Krem nawilża i wygładza dłonie lecz niestety nie jest to efekt długotrwały. Krem wyniósł mnie bodajże 25zł z wysyłką. Warto też nadmienić, że pojemność opakowania wynosi zaledwie 30g.

I to już wszystkie kosmetyki Tonymoly, na które się skusiłam. Jeśli przebrnęłyście przez tekst na pewno wiecie jaka jest odpowiedź na tytułowe pytanie. 


Znacie produkty Tonymoly? Macie o nich podobne zdanie? 
Czytaj dalej »

niedziela, 7 sierpnia 2016

Lipcowe nowości

Cześć Dziewczyny!

Lipiec już za nami, a ja znowu się ociągałam z publikacją nowości;) To zapewne dlatego, że najczęściej wolę puścić porządną recenzję niż jakiś tam wpis prezentacyjny:) Co nie oznacza, że nie lubię oglądać nowości u innych. Wręcz przeciwnie - bardzo lubię! Muszę też dodać, że w lipcu pod względem publikacji byłam dość produktywna. Energii mi nie brakowało bo lato to mój czas! Co prawda obiecałam sobie, że będę w tym roku pisać rzadziej, ale jakoś mi nie wychodzi bo w głowie mam zbyt wiele pomysłów... Najgorsze w lipcowych nowościach jest to, że część zdążyłam już zrecenzować, a część nawet zużyć;) Tradycyjnie post podzielony na zakupy i nie-zakupy. Zapraszam do przeglądania oraz do przeczytania moich krótkich wywodów;)




ZAKUPY


Kiedy w ubiegłym miesiącu zobaczyłam miesięczne nowości Justyny i jej stwierdzenie, że w ciągu miesiąca wydała jedynie 9zł, przez chwilę pomyślałam, że ja też tak potrafię! Ale nie wytrwałam gdyż pewnego lipcowego dnia mimowolnie przekroczyłam próg Rossmanna i wyszłam z niego z nowym olejkiem pod prysznic Lirene Shower Oil Mango & Jaśmin (bo przecież ja muszę mieć niemal każdą prysznicową nowość) oraz przeciwzmarszczkowymi płatkami pod oczy Revital Q10 marki Rival de Loop (to już z czystej ciekawości). Niedaleko była też apteka więc peelingująca pomadka Sylveco wróciła ze mną do domu po raz kolejny;) Tego samego dnia, ale już prawie przed północą naszła mnie fantazja żeby zamówić serum ProFiller marki Norel dr Wilsz. Powiedzmy, że miałam paru kandydatów, ale wyszukałam sobie promocję i kupiłam akurat to. Doszły też moje zamówienia z ebay'a, czyli brushegg (który z racji posiadania płytki do czyszczenia pędzli FYB okazał się już trochę zbędny) oraz banany do ust TonyMoly;)


Jakiś czas temu przekonałam się o tym, że Instagram to ZUO! Ni stąd ni zowąd trafiłam na blogerkę Hanię, która jak się okazało prowadzi sklep, w którym można kupić kosmetyki słabiej dostępne w Polsce. Powiedzmy, że zostałam osobiście przekonana przez właścicielkę, co w efekcie zaskutkowało zamówieniem. Kupiłam zestaw kosmetyków Rituals The Ritual of Sakura składający się z pianki pod prysznic, olejku pod prysznic, kremu do ciała oraz peelingu. Początkowo chciałam wersję Laughing Budda Rituals, ale podobno pachnie dość intensywnie więc ostatecznie wybrałam zielony;) W ostatnim czasie nie miałam już żadnego preparatu do nawilżania skórek więc jaśniepaństwo się wysuszyli;) Z tego powodu do koszyka wpadł też Orly Color Argan Cuticle Oil. W gratisie dostałam lakier OPI i kilka próbek. Wszystko było ładnie opakowane i dotarło do mnie niezwłocznie;) Wnętrze zestawu można zobaczyć na moim IG


Postanowiłam, że do mojej rodzinki TonyMoly dołączy jeszcze Panda's Dream White Hand Cream. Wprawdzie produkty te jakiegoś wielkiego szału nie robią, ale nie mogłam odmówić sobie tłuściutkiej "pandzioszki". Zwłaszcza, że jak ja to nazwałam wariacka sztafeta ebay'a bardzo mi się spodobała;) Muszę przyznać, że listy z Korei dochodzą do mnie nieraz szybciej niż te wysyłane w obrębie naszego kraju:]
Zamówienie, w którym znajdował się wymarzony balsam do ust Givenchy Le Rouge Perfecto przyszło do mnie już pierwszego sierpnia, ale opłacone jeszcze w lipcu więc podpinam pod lipcowe:) Balsam został szybko wykupiony więc dobrze, że się pospieszyłam:)




POZOSTAŁE


Na początku lipca przywędrowała do mnie przesyłka od Lirene zawierająca serum (dla mnie) oraz koncentrat (dla mamy) z linii Folacyna. Mama swoje jeszcze dokańcza, a ja zużyłam na początku sierpnia i wrażenia własne i mamy opisałam TUTAJ.


Również na początku lipca przybyły do mnie nowości od Bielendy. Wybrałam zmysłowe olejki, czyli Multifazowy olejek do ciała rozkoszna regeneracja i Multifazowy olejek do ciała namiętne nawilżenie oraz Ujędrniający witaminowy olejek pod prysznic;) Zużyte i opisane - KLIK!


Na samym początku lipca zostałam również zaproszona do wypróbowania kilku produktów z Eveline Cosmetics. Szczerze mówiąc miałam przeczucie, że być może nie każdy produkt spełni moje oczekiwania więc miałam już odmówić, ale siostra stwierdziła, że chciałaby mi pomóc w testach niektórych produktów;) W przesyłce znalazłam krem do twarzy pod prysznic, olejek do ust wanilia, peeling do ust w formie pomadki, zestaw do wykonania manicure bez lampy UV , saszetki Royal SPA Pedicure, odżywczo-regenerujący balsam do ust cherry, matową pomadkę w płynie Velvet Matt oraz tusz do rzęs Big Volume Lash. Jak widać większość z tych produktów miało już swoje 5 minut na blogu. Pozostały jeszcze dwa wpisy. Jeden napiszę ja, a od drugiego mam swoich ludzi:P


Givenchy Teint Couture, czyli długotrwały pudrowy podkład z rozświetlaczem oraz maska do włosów Kerastase Resistance to także wynik współpracy i również z początku miesiąca;) 


Od marki Femi przywędrował do mnie olejek do ciała Cocoa Samba;) 
  
Z nowości włosowych jeszcze totalna innowacja, czyli JOICO Co+Wash Color:) 

O moje dłonie i paznokcie postanowiło zadbać Herome. Do wypróbowania wybrałam Nail Hardener Sensitive, peeling do dłoni One Minute Manicure oraz Cuticle Remover, czyli płyn do usuwania skórek.


Jako Ambasadorka Klubu Ekspertek Ofeminin otrzymałam intensywnie nawilżający krem do twarzy Mixa Hyalurogel. Niebawem będzie "pierwsze wrażenie", ponieważ regulamin zakłada dość krótki test.  


Z rzeczy nie-kosmetycznych przywędrowały do mnie dwie książki. Na zrecenzowanie Sekretnego życia Chanel No 5 wyraziłam chęć, natomiast Wszystkie kolory nieba przyszły do mnie mimo, że nie potwierdziłam zainteresowania. 

Jak tam Wasze nowości z lipca? Było ich mało czy dużo? Znacie coś z tych produktów?
Czytaj dalej »