Pokazywanie postów oznaczonych etykietą korektor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą korektor. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 grudnia 2019

Makijaż nie za miliony monet! Najlepsze kosmetyki do makijażu 2019!

Pora na makijażowych ulubieńców 2019 roku! W tym roku udało mi się trafić na kilka perełek, które o dziwo można kupić w cenach niebijących po portfelu! Zwłaszcza w promocji, a bywają obniżki rzędu -55%;)

Makijaż nie za miliony monet - ulubieńcy 2019!


Kosmetyczni ulubieńcy makijaż 2019

Christian Laurent Matujący mineralny podkład-serum (39,99zł)


W życiu Romana bym go nie kupiła, bo zacznijmy od tego, że sama z siebie w ogóle nie kupuję podkładów. Kiedy więc w jednej z paczek PR znalazłam podkład Christian Laurent, pomyślałam sobie - meh, po co mie to?:P  Ale gdy któregoś dnia na Instagramie Alineczki wyczytałam, że jest taki lekki i przyjemny to stwierdziłam – a dobra tam, otwieram;) Najwyżej się wkurzę;) No i faktycznie! Lekki, delikatny, ładnie pachnie (choć wolałabym bezzapachowy), dobrze się trzyma. A najciemniejszy kolor jest dla mnie OK na jesień-zimę. Aplikacja nie sprawia problemu. Zwłaszcza z gąbeczką KillyS, która przeszła u mnie wiele sesji w mikrofali i nadal nie wymięka:D Dla mnie w sam raz, bo nie mam wiele do ukrycia i lubię lekkie produkty do makijażu, ale poszukiwaczkom dużego krycia nie będzie odpowiadał;) Jedynie jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne to muszę się nie zgodzić, ale od tego mam kosmetyki do pielęgnacji, więc nie wymagam tyle od podkładu. Z tego co wiem, skład nie jest też tak „mineralny” jak mogłoby się oczekiwać;) Niemniej w działaniu dla mnie nieoczekiwanie nr. 1:D 


Eveline Cosmetics Mascara False Definition 4D Extension Volume Push Up Volume and Curl (11,99zł)


Zawsze z dystansem podchodziłam do tuszów Eveline, ponieważ wydawały mi się zbyt tanie żeby mogły być dobre, ale skusiłam się podczas wiosennej promocji w Rossmannie na 3 rodzaje i ten żółty zdecydowanie się wyróżnia! Ma fajną łukowatą szczoteczkę, dobrze wydłuża i podkręca rzęsy, jest trwały i wydajny. Zdecydowanie skuszę się na niego ponownie!

AA Wings Of Color serum powiększające usta (22,99zł)


Ten produkt tak naprawdę mogłabym umieścić także w pielęgnacyjnych ulubieńcach, ale że pochodzi z szafy kolorówki to jest tutaj! Ładnie nabłyszcza usta, a do tego solidnie je pielęgnuje.



NYX Glitter Primer (39zł)


Mała rzecz, a cieszy! Zdecydowanie pomocny zarówno przy aplikacji błyszczących cieni jak i normalnych. Bardzo wydajny.


Zobacz wpis: NYX Glitter Primer


Sin Skin korektor rozświetlający (68,99zł)


No może trochę nadszarpuje budżet w porównaniu z resztą kosmetyków, ale w promocji cena jest już zdecydowanie przyjemna. Sama byłam zaskoczona, że tak mi przypadł do gustu:)




Oriflame Giordani Gold kredka do brwi (29,90zł)


To małe czarne coś to resztki mojej drugiej sztuki kredki do brwi z Oriflame. Giordani Gold to taka lepsza seria i naprawdę można znaleźć perełki! Ta jest łatwa w użyciu i bardzo ją polubiłam. Minus tylko za konieczność temperowania.




Bell Bon Bon Beauty-licious Powder (13,99zł) 


Bell Bon Bon Beauty-licious Powder
Niestety była to edycja limitowana, więc nie będę się rozpisywać, ale puder jest świetny! Choć teraz nie jest już taki ładny, bo wydłubałam w nim dziurkę pędzelkiem;)

Zobacz wpis: Bell Bon Bon 

AA Wings of Color puder Dust Matt (34,99zł)


AA Wings of Color puder Dust Matt (34,99zł)
W kategorii pudrów sypkich zwycięża propozycja marki AA Wings of Color i puder Dust Matt. Znajdziecie go w Rossmannie, a czasami nawet jako dodatek do prasy kobiecej;) 

Zobacz wpis: AA Dust Matt

My Secret paleta czterech wypiekanych rozświetlaczy (54,99zł)


My Secret paleta czterech wypiekanych rozświetlaczy
Mam wrażenie, że w tym roku używałam jakoś mniej rozświetlaczy niż w latach ubiegłych, ale nie jest tak żebym nie trafiła na nic fajnego! Wręcz przeciwnie, upolowałam świetnej jakości paletę rozświetlaczy już w styczniu:) Niestety po dziś dzień nie ukazała się żadna recenzja, ale z produktu jestem bardzo zadowolona. Może wydawać się nie taki tani lecz moja pokrętna matematyka każe mi dzielić cenę przez 4 (skoro są 4 rozświetlacze, a nie 1:P). Po drugie ja go kupiłam w promocji za 32zł, a po trzecie teraz jest nawet w promocji po 22,99zł. Także dzieląc przez 4 to już ogóle bajka!:P Rozświetlacze są bardzo wydajne i może nie każdy pasuje mi bezpośrednio na twarz, ale każdy z kolorów wykorzystuję. Nie gwarantuję tylko sukcesu u bladziochów, ponieważ podobno na bardzo jasnych cerach część kolorów jest zbyt ciemna do stosowania na twarz. Może tak być, bo np. dla mnie jeden z kolorów jest tutaj zbyt blady do stosowania powyżej policzków. 

Jakie kosmetyki do makijażu polubiłaś w 2019 roku najbardziej? Masz takich niedrogich ulubieńców? 

Zobacz też: 



Czytaj dalej »

sobota, 7 grudnia 2019

SIN SKIN kosmetyki do makijażu - co warto kupić?

Marka SIN SKIN jest dostępna w drogeriach Rossmann już od dłuższego czasu. Od momentu premiery miałam okazję poznać całkiem niemało asortymentu, ale jeszcze o żadnym z produktów nie udało mi się napisać;) Ciężko byłoby mi podzielić się wrażeniami ze stosowania każdego kosmetyku. Dlatego wybrałam dla Was przegląd tych najnowszych, a dokładnie tych, które zasiliły moją piękną toaletkę w maju:) Co okazało się warte uwagi i czy trafiłam z kolorami? Zapraszam do czytania:)

Sin Skin kosmetyki do makijażu blog

Kosmetyki SIN SKIN występują w czarnych kartonowych opakowaniach. Wewnątrz znajdziemy równie czarne tubki i puderniczki wyposażone w lusterka. Wszystkie prezentują się elegancko. Ogólne wrażenie tych w większości kwadratowych pudełeczek jest zachęcające. Choć niestety bardzo łatwo o nieestetyczne odciski palców na opakowaniach;) Ponadto wypiekane formuły zostawiają dość sporo bałaganu wewnątrz puderniczek i właściwie nie sposób precyzyjnie tego doczyścić. Stąd też trochę nieestetycznego "prochu" na opakowaniach, który osadził się wewnątrz nich już w transporcie;) Data ważności od otwarcia to w większości 12 i 18 miesięcy od otwarcia. Poza korektorem, który należy zużyć w ciągu 6 miesięcy. Zapachy przypominają mi te z serii Dr. Irena Eris ProVoke. 


SIN SKIN MUST HAVE BAKED POWDER N20 SAND i N30 PEACH


Spiekany mineralny puder do twarzy posiada przyjemną aksamitną konsystencję. Nadaje skórze naturalne satynowe wykończenie, delikatnie wyrównując jej kolor i ładnie się z nią stapiając. Można go stosować na podkład lub samodzielnie.

Jako fanka pudrowego makijażu wybrałam ten puder w celu używania go zamiast podkładu:) Przy cerze, która nie wymaga dużego krycia, czyli takiej jak moja – puder nadaje się do tego idealnie. Posiada komfortową aksamitną konsystencję, która gładko się rozprowadza i nie obciąża skóry. W dodatku wypiekana formuła zapewnia wysoką wydajność. Puder rzeczywiście nadaje cerze takie naturalne, satynowe wykończenie. Nie jest błyszczący ani też nadmiernie pudrowy. Trwałość jest bardzo dobra. Fajnie łączy się również z pudrem transparentnym (ja akurat lubię taki myk;)). Niestety nie do końca trafiłam z odcieniami. Za zwyczaj typuję dla siebie takie ciemniejsze albo średnio-ciemne kolory, więc moim pierwszym wyborem był N30 Peach. Ale tym razem to był dla mnie nie peach, a zwyczajny pech;) Po otwarciu kolor nie budził moich podejrzeń, ale niestety okazało się, że na twarzy ciemnieje. Z tego względu nawet u mnie wyglądał pomarańczowo. Nawet przy lekkiej opaleniźnie wydawał mi się jeszcze trochę za ciemny. Zaskoczyło mnie to, ponieważ u mnie zwykle występuje taka anomalia, że kosmetyki po nałożeniu mi jaśnieją albo różowieją. Pomyślałam więc, że skoro tak się sprawy mają to wypróbuję już ten dwa odcienie jaśniejszy, czyli N20 Sand. Ten z kolei okazał się bladziutki. Zbyt jasny zarówno na wiosnę, lato, jesień, jak i zimę;) Trzeba było pomyśleć o N25 Beige i może byłby w sam raz! Wielka szkoda, bo sama jakość produktu naprawdę bez zarzutów:) Kolory wybierałam przez internet i niestety tak średnio odwzorowywały stan faktyczny. 


SIN SKIN MUST HAVE ILLUMINATING CONCEALER


Rozświetlający korektor SIN SKIN doskonale się rozprowadza ukrywając oznaki zmęczenia takie jak cienie i zasinienia pod oczami. Lekka formuła wspomaga aplikację i nie zbiera się w załamaniach skóry. Dodatkowo korektor w składzie zawiera kwas hialuronowy.

Korektor rozświetlający SIN SIN otrzymujemy w niewielkim, poręcznym i oczywiście czarnym opakowaniu. Produkt posiada wygodny wbudowany aplikator w formie pędzelka. Dozujemy go poprzez wykręcanie. Trzeba jednak uważać żeby za bardzo się nie rozkręcić i nie wycisnąć zbyt dużej ilości. I mała uwaga – opakowanie ciężko się zamyka. Korektor ma przyjemną, kremową konsystencję i bardzo dobrze się rozprowadza, zostawiając po sobie takie naturalne, satynowe i gładkie wykończenie. Przyznaję, że nie spodziewałam się aż takiej dobrej jakości. Jeśli chodzi o krycie to jak na produkt w pędzelku, jest ono zaskakująco dobre. Korektor kryje całkiem nieźle i jednocześnie nie obciąża skóry. Nienajlepiej wygląda jedynie w okolicach górnej powieki po wewnętrznej stronie. Prezentuje się tam bardziej sucho. Dlatego w tym miejscu nakładam jak najmniej. Trwałość jest bez uwag, korektor dobrze się trzyma przez większość dnia. Jeśli oczywiście nie majstruje po oczach. To mój ulubiony korektor w tym roku:)


SIN SKIN MUST HAVE SMOOTHING & MATYFYING PRIMER


Matująco-wygładzająca baza pod makijaż ma za zadanie przedłużać trwałość makijażu i ułatwić rozprowadzanie podkładu. Dzięki sferycznym cząsteczkom matującym skutecznie absorbuje sebum. Jednocześnie baza zapobiega wysuszaniu cery.

Baza matująca marki SIN SKIN występuje w wygodnej czarnej tubce ze zwężoną końcówką ułatwiającą precyzyjną aplikację nawet niewielkiej ilości produktu. Baza pod makijaż nie jest dla mnie kosmetykiem niezbędnym, ale niekiedy jakiś konkretny produkt mnie zainteresuje i o dziwo baz w swojej toaletce mam kilka;) Niektóre potrafią zapewniać całkiem przyjemne efekty. Ta od SIN SKIN posiada jasną barwę i leciutką kremową konsystencję, która jak na bazę przystało świetnie się rozprowadza i szybko wchłania pozostawiając po sobie uczucie wygładzenia. Nie jest ono jednak aż tak spektakularne jak w przypadku niektórych baz. Efekt matujący był u mnie w tym przypadku praktycznie niezauważalny. Nie było dużej różnicy czy nałożyłam podkład lub puder na samą pielęgnację czy tylko na tą bazę. Produkt okazał się więc dla mnie przeciętny.


SIN SKIN MUST HAVE MINERAL LOOSE POWDER 01 TRANSLUCENT


Mineralny puder sypki o delikatnej jedwabistej konsystencji polecany jest do wykańczania zarówno makijażu dziennego jak i wieczorowego. Dopasowuje się do ocienia skóry zapewniając jej świeży i matowy wygląd.

Mineralny puder sypki marki SIN SKIN występuje dla odmiany w okrągłej puderniczce. Wewnątrz znajduje się milutki czarny puszek. Ja jednak nakładam puder pędzlem;) Wieczko pudru nie jest odkręcane, a jedynie otwierane, co według mnie powoduje trudności podczas dozowania. Trochę nie rozumiem fantazji producenta, ponieważ musiałabym przechylić zawartość tak żeby znalazła się na lusterku umieszczonym po wewnętrznej stronie wieczka. A to nieco karkołomne w wykonaniu, gdyż zawsze się coś rozsypie;) Tego nie lubię! Puder muszę więc wysypywać np. na chusteczkę;) To jednak byłoby na tyle jeśli chodzi o wady. Poza tym ideał. Lekki, milutki. Dobrze się rozprowadza i zapewnia skórze naturalny mat (taki nie za mocny, nie za słaby). Dobrze współpracuje zarówno z podkładami jak i pudrami, które zwykłam nakładać zamiast podkładów;) Jego kolor jest dość jasny i bałam się, że zrobi ze mnie trupka (sama typowałam ten drugi odcień, a trafił mi się jaśniejszy), ale nie zmienia koloru pudrów ani podkładów. W ogóle nie sprawia żadnych problemów (z wyjątkiem dozowania). 


SIN SKIN MUST HAVE MINERAL HIGHLIGHTER 043 JOYFULNESS


Rozświetlacz mineralny został wzbogacony o sferyczne drobinki rozświetlające, pozwalające wydobyć ze skóry blask. 

Rozświetlacz mineralny SIN SKIN posiada wypiekaną formułę i taką mozaikową fakturę o nietypowym kolorze. Na skórze wygląda ona jednak złociście i zdrowo. Trzeba jednak zaznaczyć, że drobinek jest w nim sporo i nie każdemu będzie odpowiadał na co dzień. Może też zbyt mocno się odcinać w przypadku bladej karnacji. Do mojej średniej i ciepłej pasuje idealnie. Z trwałością jest w porządku pod warunkiem, że nie dotykam zbyt często twarzy, ponieważ wtedy drobinki potrafią lekko migrować. 


SIN SKIN MUST HAVE MINERAL BRONZING POWDER 022 MAROCO


Mineralny bronzer SIN SKIN nadaje skórze efekt subtelnej opalenizny i rozświetlenia.

Bronzer nazwałabym bardziej złocistym rozświetlaczem z subtelnym efektem skóry muśniętej słońcem. Mimo, że zawiera sporo drobinek to jest jakby stworzony dla mnie. Wygląda u mnie cudownie i świetliście. Zwłaszcza latem! Efekt można łatwo stopniować wzmacniając tym samym intensywność koloru. Jedna warstwa jest u mnie taka niemal przejrzysta z lekko złocistą poświatą. Osoby wymagające konturowania oraz te o bardzo jasnej karnacji nie będą z niego zadowolone. Przy drobnych twarzach takich jak moja blask jest w pełni uzasadniony;) Bardzo go polubiłam.


SIN SKIN MUST HAVE MINERAL BLUSH POWDER 033 RESPECTED


Róż mineralny nadaje skórze subtelny kolor oraz blask. Nie tworzy plam i idealnie stapia się ze skórą.

Mineralny róż marki SIN SKIN 033 posiada dziewczęcy brzoskwiniowo-różowy, świeży odcień. Łatwo się go rozprowadza bez plam i smug. Intensywność można stopniować, ale nie należy do tych bardzo mocno napigmentowanych. Na jego powierzchni znajdują się delikatne złociste drobinki, ale nie są one tak rozświetlające jak w przypadku bronzera. Efekt jest więc satynowy z lekką dozą połysku.  


SIN SKIN LIP STICK 513 DESIRED


Wodoodporna matowa pomadka do ust w kredce pozwala na szybkie wykonanie profesjonalnego makijażu z trwałością do 6h bez efektu wysuszenia.

Pomadka do ust występuje w postaci kredki. Nie jest ona jednak wykręcana, a niestety trzeba ją temperować. W zestawie mamy dołączoną temperówkę i przyznaję, że zmroziło mi to krew w żyłach. Bardzo nie lubię bowiem bawić się w temperowanie. Odcień 513 Desired to intensywny róż, który na swatchu wydaje się wpadać w czerwień, ale na ustach ten róż jest chłodniejszy. Trwałość rzeczywiście jest bardzo dobra. Pomadka wręcz wgryza się w wargi niczym tint;) 
Sin Skin: rozświetlacz, róż, korektor, pomadka
Sin Skin: puder wypiekany N30, puder wypiekany N20, bronzer


Kosmetyki SIN SKIN dostępne są w wybranych drogeriach Rossmann. Pełny asortyment i lista sklepów znajduje się w drogerii online. 


Znasz kosmetyki SIN SKIN? Masz swoich ulubieńców wśród nich?


Czytaj dalej »

czwartek, 2 maja 2019

Maybelline korektor Fit Me! Warto kupić?

Znalezienie idealnego korektora pod oczy przy moich cieniach jest raczej mało realne. Na szczęście wcale nie tak rzadko zdarza mi się trafić na coś, z czego jestem bardziej lub mniej, ale jednak zadowolona:) Normalnie nie myślałabym na poważnie o korektorach marki Maybelline, ale w zeszłym roku miałam bliskie spotkanie z Instant Anti Age Eraser Concealer, które wypadło na tyle dobrze, że został on ulubieńcem roku. I w związku z tym, kiedy tylko usłyszałam, że korektor Maybelline Fit Me to też godny poznania zawodnik, postanowiłam zamówić go i sprawdzić:) To miało miejsce w styczniu, mamy maj i w końcu dojrzałam żeby napisać o nim słówko;)

Maybelline korektor Fit Me!

Maybelline Fit Me! Odcień 20


Według producenta korektor Fit Me! nie zawiera w swoim składzie substancji zatykających pory, więc może być stosowany nie tylko na obszary pod oczami, ale także do zatuszowania niedoskonałości twarzy. Po jego użyciu skóra ma pozostawać świeża i nie obciążona. 
Maybelline korektor Fit Me! 20

Maybelline Fit Me! odcienie


Korektor Fit Me występuje w 6 odcieniach, z czego w Polsce znajdziemy 3. W każdym razie tak sytuacja wyglądała zimą, kiedy to szukałam odcienia, który nie byłby dla mnie zbyt blady. Najciemniejszym dostępnym odcieniem był wtedy 20, więc mimo wątpliwości skusiłam się właśnie na niego. Z kolorami korektorów muszę uważać, ponieważ nawet jeśli przez opakowanie wydają się OK., to potem naprawdę często po nałożeniu na twarz w magiczny, (bliżej nieokreślony) sposób mi jaśnieją lub wręcz sinieją. Wiem, że zwykle jest odwrotnie, tj. korektory ciemnieją. Ale… nie u mnie. Ot, taka anomalia;) Serio, jak pragnę zdrowia;)
Maybelline korektor Fit Me! 20 swatch
Od góry korektor Maybelline Instant Anti Age Eraser Concealer 02 Nude, niżej korektor Maybelline Fit Me! 20.

Korektor Maybelline Fit Me! występuje w prostym 6,8ml podłużnym opakowaniu przypominającym błyszczyk. Wizualnie nie ma więc niczego szczególnego do zaoferowania, ale muszę przyznać, że ta „gąbeczka na patyku” jest całkiem wygodna w użyciu. W dodatku aplikator wyławia akurat tyle produktu ile potrzebuję nałożyć pod jednym okiem;) Tak więc jedno „wynurzenie” na jedno oko i jedno na drugie;) Jeśli chodzi o wady to zauważyłam, że napisy lekko się ścierają mimo, że przechowuję korektor  odpowiednim namaszczeniem, czyli w szufladzie toaletki;) Jeśli zaś chodzi o plusy to opakowanie jest przezroczyste, więc możemy na bieżąco obserwować zużycie. A skoro już jesteśmy przy tym to PAO wynosi tutaj 6 miesięcy. Początkowo biorąc pod uwagę pojemność sądziłam, że zużycie w terminie będzie nierealne, ale korektor dość ładnie się zużywa. Może mi to co prawda zająć trochę dłużej niż pół roku, ale od stycznia już widzę całkiem spore zużycie. Osobiście mnie to cieszy, ponieważ często trafiałam na niekończące się korektory, a te z Maybelline rzeczywiście się zużywają. I fajnie. 
Maybelline korektor Fit Me! i Instant Anti Age porównanie odcieni

Korektor posiada delikatny, „kosmetyczny” zapach i przyjemną w użyciu kremową konsystencję. Początkowo było mi trochę dziwnie „przesiąść się” na niego z jego brata Instant Anti Age, ale dość szybko przywykłam. Gąbeczkowy aplikator może wydawać się mało higieniczny, ale używam go sama i przede wszystkim na strefę pod oczami, więc tak naprawdę nie wzruszyło mnie to;) Wielu rzeczy się brzydzę, ale dla odmiany – siebie nie;) 


Przechodząc do mojego odcienia korektora Fit Me – 20, przyznam, że różnie z nim bywa. Bałam się, że będzie za jasny i początkowo trochę narzekałam, ponieważ widziałam ten rozjaśniający efekt pod oczami. A mnie nie zależy na rozbieleniu skóry pod oczami, ponieważ wcale nie wygląda to u mnie korzystnie (a raczej tak jakbym ciemne cienie zamieniła na jasne). Oczekuję tylko i wyłącznie krycia, ale kolorem zbliżonym do mojej cery, czyli ani zbyt jasnym ani przesadnie ciemnym. Chcę żeby wyglądało to naturalnie. Sam odcień posiada żółto-beżową tonację, która mi odpowiada. Wracając jednak do moich dziwnych przypadków, zimą regularnie stosowałam Glow Tonic z Pixi, który tak jak już wspominałam – dość znacznie rozjaśnił mi cerę. Uznawałam to raczej za wadę, ponieważ wolę siebie ciemniejszą. Ale w jednym mi pomógł i było to właśnie dopasowanie odcienia korektora;) Dodam jeszcze, że korektor Fit Me 20 jest jaśniejszy od Instant Anti Age 02 Nude i np. na lekko opaloną skórę w moim wydaniu będzie zbyt blady.


Jeśli chodzi o działanie to na początku miałam takie poczucie, że krycie mogłoby być lepsze. Ale kiedy któregoś razu najpierw pokryłam korektorem strefę pod prawym okiem i spojrzałam na lewe stwierdziłam, że chyba za dużo wymagam, bo porównując z gołym okiem efekt jest jednak spektakularny. Najlepiej gdybym to pokazała na zdjęciach, lecz ciężko o aż taką miarodajność przy moich zdjęciach z telefonu. Niemniej to był ten moment, kiedy poczułam, że to naprawdę dobry produkt w przystępnej cenie. Trzeba tylko pamiętać o trzech kwestiach. Po pierwsze odpowiednie przygotowanie skóry kremem pod oczy, po drugie delikatne wklepanie korektora i po trzecie przypudrowanie. Kiedyś często przypudrowywałam skórę pod oczami dopiero na koniec makijażu. Teraz staram się to robić niemal od razu i widzę różnicę (mniejsze osadzanie w zmarszczkach etc). Najlepiej w tej roli sprawdza się u mnie wykańczający puder Bell z edycji limitowanej. 

Podsumowując do kwestii krycia nie mam szczególnych zastrzeżeń. Jest ono średnie, ale przy sporych cieniach naprawdę widać różnicę między użyłam/nie użyłam:) 

Jeśli chodzi o wady to często trafiałam na opinie, że w ciągu dnia poziom krycia zdaje się mimo wszystko się zmniejszać. I rzeczywiście zauważyłam coś takiego. Choć muszę przyznać, że w połączeniu z pudrem Bell zdarza się to wolniej i jest mniej widoczne niż jak np. nakładałam inny puder. Opisałam zgodnie ze swoimi odczuciami i biorąc pod uwagę własne preferencje, a wybór należy do Was. Moim zdaniem jak najbardziej warto go kupić. A korektorów miałam już naprawdę wiele i z różnych półek cenowych:)


Znacie korektor Fit Me od Maybelline? Co o nim sądzicie?
Czytaj dalej »

wtorek, 18 grudnia 2018

Najlepsze kosmetyki do makijażu 2018!

Przyszła pora na ulubieńców 2018 roku w obrębie makijażu:) No może mogłabym się jeszcze wstrzymać, ale już dobrze wiem co polubiłam najbardziej, więc po co to przeciągać;) Kolorówka ma zresztą to do siebie, że szybciej można dostrzec jej potencjał;) Nie będę jednak ukrywać, że część z tych produktów mam od wielu miesięcy. Pod względem makijażu 2018 był dobrym rokiem, choć zdarzyło mi się również trafić na gorsze produkty. Ich wadliwość polegała jednak głównie na tym, że były dla mnie zbyt jasne;) Może nawet pojawi się wpis o rozczarowaniach tego roku. Coś tam się znajdzie, jeśli czas pozwoli;) Na razie skupmy się jednak na tym, co pozytywnie mnie zaskoczyło, czyli na moich top kosmetykach z kolorówki:)

ulubione kosmetyki w 2018 roku

Zacznijmy od makijażu oczu:) Już w ubiegłym roku chwaliłam markę Nabla, a 2018 tylko mnie utwierdził w zachwytach;) Z tego, co zaobserwowałam, w ostatnim czasie marka mocno zyskuje na popularności. Nic w tym dziwnego, ponieważ wypuszcza naprawdę świetne produkty. Bardzo polubiłam paletkę Nabla Dreamy, ale Nabla Posion Garden, którą mam od drugiej połowy listopada wydaje mi się jeszcze lepsza i bardziej napigmentowana. 


Jeśli już jesteśmy przy cieniach to przyda się dobra baza pod nie;) Na miano ulubieńca w tym zakresie zasługuje Smashbox 24 Hour Photo Finish Shadow Primer. To małe oszustwo, ponieważ tą bazę miałam okazję poznać już wcześniej, ale można powiedzieć, że to było dawno i nieprawda. Aktualną tubkę mam od marca i zużyłam coś poniżej połowy, więc jest wydajna. Bardzo dobrze utrzymuje cienie na swoim miejscu nawet na moich tłustych powiekach. Recenzja jeszcze się nie pojawiła, ale jest zaplanowana:)


Najlepszym korektorem na cienie pod oczami w tym roku został Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer, który miał już swoją recenzję. A jakże:)


A najlepszy tusz do rzęs to już wiecie z niedawnego wpisu Oriflame The One Wonderlash 5w1 XXL. Wyszukana nazwa, ale warto:)
najlepsze kosmetyki do makijażu 2018, Ulubieńcy 2018 roku makijaż

Przejdziemy teraz do twarzyczki i tutaj sytuacja jest nieco bardziej złożona:) Szczerze nienawidzę podkładów, ale w tym roku zdarzył się cud i w końcu trafiłam na coś porządnego, czyli Bell Nude Liquid Powder. Niedrogi, a potrafi dogodzić nawet anty-podkładowej Ewelinie:) Teraz co prawda go nie używam, ponieważ zimą wolę pudry i minerały z uwagi na to, że pozostawiają mniej śladów na tych wszystkich kurtkach i szalikach. Ale z pewnością wrócę do niego wiosną:) Skoro to jedyny podkład, który lubię to chyba mówi samo za siebie;) 

A co zatem z pudrów i minerałów, pełniących u mnie również funkcję podkładów?;) Bardzo dobrze sprawdził się u mnie Oriflame Giordani Gold, którego upodobałam sobie również na krótkie wyjazdy, ponieważ kompaktowa puderniczka nie zajmuje wiele miejsca. Listopad przyniósł natomiast pozytywne zaskoczenie odnośnie pudru Jane Iredale. Wpis na temat 3 produktów tej marki na pewno się pojawi, więc zapraszam ponownie za jakiś czas po więcej informacji;)  

Too Faced Sweetie Pie to takie kombo:) Tak naprawdę może być dla mnie zarówno różem, bronzerem jak i lekkim rozświetlaczem:) W dodatku ładnie pachnie i ma przyjemną formułę;) Tak bardzo tak! 

To małe brązowe ze srebrnym środkiem wyglądające jak jakieś Ufo to nic innego jak rozświetlacz Becca Opal;) Mam go krótko, bo jakoś od drugiej połowy listopada, ale świeci? Świeci… i to jak! Może będzie jakiś wpis, zobaczymy;) 

unicorn nails, zdobienia paznokci, paznokcie jednorożce

chmurki na paznokciach, think blink neonail, lilou pierścionek piórko
Jeśli miałabym napisać coś o paznokciach to latem powróciłam do hybryd i od tego czasu noszę je bez przerwy. Upodobałam sobie przeróżne zdobienia i przekonałam się do długich paznokci, a nawet do zupełnie innego kształtu. Zdjęcia manicure co jakiś czas publikuję na Instagramie. Najbardziej lubię w rękawie:P

Sorki za ten rozmaz gdzieniegdzie na zdjęciach, ale robiłam je w totalnych ciemnościach, a nie mam żadnych lamp, blend i innych wynalazków:D Produkty w przypadku których pojawiły się recenzje są podlinkowane, więc można przeczytać o nich więcej.


I to by było na tyle, jeśli chodzi o makijażowych ulubieńców 2018 roku. A Was co szczególnie ujęło? 

Czytaj dalej »

piątek, 3 sierpnia 2018

Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer – dobry korektor marki drogeryjnej?

Już dość dawno temu obiło mi się o uszy, że panuje szał na korektor Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer. A dokładniej było to jeszcze wtedy zanim trafił do sprzedaży w polskich drogeriach. Ja podeszłam do tego raczej beznamiętnie. No bo Maybelline? Ich korektor miałby pomóc w przypadku moich cieni pod oczami? Kilka lat temu zaopatrzyłam się w dwa korektory tej marki, wyposażone w aplikatory w postaci pędzelków i zadowolenia jakoś sobie nie przypominam. Z tego co pamiętam jedyną zaletą był duży wybór odcieni jak na tamte czasy;) Poza tym nic szczególnego. Jednak, kiedy w końcu zachwalany produkt Maybelline dotarł do Polski to postanowiłam, że jednak wypróbuję żebym potem nie narzekała, że nawet nie spróbowałam;) Trzy miesiące używania za mną, więc pora na opinię;)
zdjęcie korektora Maybelline Instant Anti-Age Eraser
Korektor Instant Anti-Age Eraser marki Maybelline to z założenia multifunkcyjny produkt, który ma za zadanie ukryć niedoskonałości i cienie pod oczami jednocześnie nie wchodząc w zmarszczki. Stąd też dopisek Anti-Age;) Kosmetyk posiada skoncentrowaną i lekką formułę, w skład której wchodzi m.in. wyciąg z owoców Goji. 
zdjęcie Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer

Korektor Maybelline otrzymujemy w przezroczystym opakowaniu o pojemności 6,8ml. PAO wynosi 6 miesięcy, ale według mnie dość ciężko zużyć w takim terminie jeśli stosujemy wyłącznie pod oczy;) Korektor występuje w dwóch odcieniach – 01 Light i 02 Nude. Choć poza granicami Polski jest tych odcieni nieco więcej;) 
zdjęcie gąbeczki w Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer
Korektor wyposażony został w świetny, mięciutki, gąbeczkowy aplikator. Po prostu cudo! Nie jest to oczywiście zbyt higieniczne rozwiązanie i przyznaję, że jak większość dziewczyn miałam zamiar go zdjąć. Ale niestety tym razem komfort użytkowania wygrał i zostawiłam go takim jakim stworzył go producent;) Na swoje usprawiedliwienie dodam, że używam go sama i przede wszystkim na strefę pod oczami. Jeśli nakładam punktowo na inne miejsce to nakładam najpierw na czystą dłoń. 
zdjęcie Maybelline Instant Anti-Age Eraser Concealer na twarzy
Jeśli chodzi o odcienie to 01 nie brałam pod uwagę, gdyż nigdy nie używam najjaśniejszych;) Co do 02 to również obawiałam się, że będzie za jasny, ale może być. Jeśli po nałożeniu wydaje mi się trochę zbyt blady to nakładam trochę pudru lub podkładu na „granicy” cieni pod oczami, a resztą twarzy;) Nie lubię bowiem zbytniego efektu rozbielenia, ponieważ nie uzyskuję wtedy oczekiwanego krycia cieni, a raczej zamianę cieni ciemnych na białe;) Bardziej zależy mi na tym żeby odcień na całej twarzy był mniej więcej jednolity, a pod oczami jaśniejszy lecz nie wzbudzający podejrzeń, że tak to ujmę;) Korektor ma przyjemną formułę i naprawdę milutko się go aplikuje. Nie wysusza okolic oczu, ale należy pamiętać żeby nakładać go pod dobry i już wchłonięty krem pod oczy. Nieco ciężej przebiega jednak aplikacja w kącikach oczu, ponieważ tam potrafi wyglądać sucho. Należy, więc uważać na ilość jaką nakładamy w tych okolicach. Zwłaszcza jeśli planujemy użyć cieni do powiek lub rozświetlacza w kącikach oczu. Te produkty nie wyglądają dobrze jeśli nałożymy zbyt wiele korektora. Jeśli chodzi o kamuflaż cieni pod oczami to jak na moje warunki (jest co zakrywać) efekt jest naprawdę super:) Nie jest to na pewno takie pełne krycie, ale zawsze widzę spektakularną różnicę kiedy zdążę pokryć jedynie skórę pod jednym okiem;) Na mojej skórze pod oczami jawią się linie (głównie pod prawym okiem), ale powiedziałabym, że korektor tego mocniej nie uwidacznia. W moim odczuciu pod tym względem wygląda to tak samo jak i bez makijażu;) Choć ostatnio przeglądając zdjęcia doszłam też do wniosku, że jest to również zależne od ujęcia;) Przyznam też, że najczęściej nie skupiam się na idealnej aplikacji. Nakładam bardziej od wewnętrznego kącika, a na zewnątrz mniej;) Na jednym ze zdjęć mały podgląd makijażu z użyciem korektora Maybelline. Co ciekawe, podobno niektórzy nakładają Instant Anti-Age Eraser na całą twarz zamiast podkładu;) Sama nie próbowałam z uwagi na to, że odcień 02 na całą twarz byłby dla mnie za jasny. Ale korektor jest lekki i przyjemny w użyciu, więc może nawet wypróbuję ten sposób gdy trafią do nas ciemniejsze odcienie. Dodam jeszcze, że odcień po wykręceniu na gąbeczkę wydaje się być naprawdę ciemny. Nawet ja pomyślałam, że to się może nie udać;) Ale w użyciu odcień okazał się być dość standardowy. W moim odczuciu typowo średni kolor. Według mnie korektor jak najbardziej wart zakupu:)


Znacie korektor Maybelline Instant Anti-Age Eraser? Jakich korektorów używacie?
Czytaj dalej »

piątek, 20 kwietnia 2018

Makeup Revolution Conceal & Define korektor w płynie C8. Jak się spisuje w przypadku dużych cieni pod oczami?

Kosmetyki marki Makeup Revolution uznałabym za całkiem popularne w Polsce. Opinie przeważnie są takie, że jest to dobra jakość w świetnej cenie. Ja jednak aż do lutego tego roku nigdy nie miałam żadnego produktu tej marki. Jakoś nie było okazji wypróbować ani też nic mnie szczególnie nie pociągało do zakupów. Jakiś czas temu jednak usłyszałam, że jest szał na nowy korektor Makeup Revolution Conceal & Define, który podobno jest świetnym zamiennikiem dla sporo droższego spod szyldu Tarte. Ta cała histeria początkowo jakoś do mnie nie dotarła, ale kiedy gdzieś obiło mi się o uszy, że jest to aktualnie produkt na czasie, wpisałam w wyszukiwarkę i okazało się, że a i owszem;) Jest szał, a nawet lament, że najjaśniejszy odcień jest praktycznie nieosiągalny;) Wywołało to u mnie nieco szyderczy uśmieszek bo i tak najjaśniejszego odcienia nie potrzebuję, ale że pojawiła się okazja wypróbowania to beztrosko wytypowałam dla siebie jeden odcień z jakże bogatej gamy kolorystycznej. Jak się więc sprawdził ten gorący towar u osoby, która może się „poszczycić” sporymi cieniami pod oczyma?

zdjęcie przedstawiające korektor Makeup Revolution Conceal & Define C8


Makeup Revolution Conceal & Define C8


Korektor Makeup Revolution Revolution Conceal & Define umieszczono w całkiem ładnym, solidnym i wygodnym opakowaniu o pojemności 3,4ml. PAO wynosi 12 miesięcy, a produkt jest wydajny, więc nie wiem czy uda mi się go zużyć;) 
zdjęcie przedstawiające korektor Makeup Revolution Conceal & Define

Korektor został wyposażony w całkiem sensowny gąbczasty wyprofilowany aplikator, który ułatwia nakładanie produktu na skórę. Dzięki niemu na pewno nie nałożymy zbyt dużej ilości kosmetyku, dlatego też jest on tak wydajny. Warto też dodać, że gama kolorystyczna Conceal & Define jest bardzo bogata, gdyż zawiera aż 18 odcieni. Od spektakularnie bladego po odcienie dla ciemnoskórych. Można by więc rzec, że jest to korektor stworzony z myślą o ludziach praktycznie z każdego zakątku świata i prawdopodobnie każdy znajdzie odcień odpowiedni dla siebie. To zdecydowanie plus, ponieważ często mamy do wyboru 2-3 odcienie i zdarza się, że np. dla mnie każdy jeden jest za jasny, a dla niektórych z kolei wszystko za ciemne. Moja karnacja jest średnia, więc celowałam +/- w środek zastanawiając się między C7, C8, a C10. Przed ostatecznym wyborem obejrzałam swatch’e w internecie, ale bardziej sugerowałam się kolorem „przez opakowanie” niż swatchami. A to dlatego, że mam mega pecha do swatchy i najczęściej gdy widzę u kogoś odcień na ręce to jakimś dziwnym trafem potem na mojej wygląda… zupełnie inaczej;) Słusznie zrobiłam bowiem tak było również w tym przypadku. Otóż w sieci odcień wygląda na dość ciemny, a u mnie typowo na średni kolor, czyli tak jak sobie życzyłam;) Nigdy nie ufam malowidłom na cudzych dłoniach, o nie;)
zdjęcie przedstawiające korektor Makeup Revolution Conceal & Define C8

Jest jednak pewna ciekawostka. Bezpośrednio po nałożeniu jest ciemniejszy niż chwilkę później. Nałożony na moją skórę zwyczajnie jaśnieje. Nie wiem czy tylko u mnie tak jest czy on tak po prostu ma. Ale często kobiety narzekają, że odcień ciemnieje, a u mnie wręcz odwrotnie. 


Konsystencja korektora jest nieco gęsta, ale nie sprawia trudności podczas aplikacji i nie obciąża skóry. Należy go jednak nakładać na dobry krem pod oczy, gdyż bez odpowiedniego przygotowania cery będzie wyglądał sucho i na nic wtedy całe to maskowanie;) Można się też nim pobawić przy konturowaniu twarzy, ale ja używam tylko w sposób tradycyjny, czyli na cienie pod oczami;) 

Jeśli chodzi o działanie to korektor nie przebił mojego ulubieńca MUFE HD, ale uplasowałabym go w pierwszej 5, więc jest to dobry wynik jak na produkt w tak przystępnej cenie. Jest trwały, nie roluje się, a poziom krycia określiłabym jako całkiem niezły. Mam duże cienie, a nawet po nałożeniu cienkiej warstwy widzę znaczną różnicę. Mogłabym oczywiście nadbudować krycie nakładając większą ilość, ale nie lubię sztuczności, więc wolę nieco mniejsze krycie niż „tapetkę” pod okiem. Spotkałam się ze stwierdzeniami, że korektor wchodzi w zmarszczki. W moim przypadku powiedziałabym, że nie. Wprawdzie moje linie pod oczami są widoczne (zwłaszcza gdy się uśmiechnę), ale prawdę mówiąc wyglądają tak samo nawet bez makijażu. Stąd więc wniosek, że korektor nie ma na to większego wpływu. Oczywiście pod warunkiem, że nie zaszaleję z ilością bo przecież wtedy każdy będzie wchodził w linie, nawet u tych, którzy na pierwszy rzut oka w ogóle ich nie posiadają;) Umiar przede wszystkim;) Kończąc ten nieco dziwny wywód myślę, że warto dać mu szansę. Dużych cieni w pełni nie zakryje (uważam, że nie zrobi tego żaden), ale jest całkiem niezły (zwłaszcza biorąc pod uwagę cenę i wybór odcieni).


Znacie korektor Makeup Revolution Conceal & Define, a może zamierzacie go wypróbować?

Czytaj dalej »

niedziela, 31 grudnia 2017

Korektor mineralny na cienie pod oczami – jaki odcień wybrać, jak aplikować i o czym warto pamiętać? Lily Lolo PeepO oraz Cream Soda!

Cześć Dziewczyny!
Na ogół nie mam większych problemów z cerą, takich jak trądzik, przebarwienia czy piegi (to ostatnie oczywiście zdaniem niektórych dowodzi o uroku posiadaczki, ale dla mnie byłoby problemem, więc oddycham z ulgą, że mnie nie dotyczy). Jest jednak jedna rzecz, która spędza mi sen z powiek i to odkąd pamiętam bo już od dzieciństwa. Tak… to cienie pod oczami. Paskudne cienie pod oczami. Może przesadzam. Wszak znam takich co mają gorsze, ale prawda jest taka, że nie patrzę na cudze wady – patrzę na swoje! A wśród nich bez dwóch zdań jawią się całkiem dorodne cienie. Moja cera naprawdę nie wymaga nakładania podkładów. Wystarcza mi puder lub cienka warstwa minerałów. Ale korektor pod oczy to już inna sprawa:) I o ile nie lubię płynnych formuł to w przypadku korektorów nie wyobrażałam sobie tych pudrowych, tym bardziej sypkich. Obawiałam się ich mocno i podchodziłam do nich nieśmiało, z ogromną rezerwą. Aż w końcu podjęłam ryzyko i sprawdziłam potencjał Lily Lolo tkwiący w mineralnym korektorze PeepO oraz mineralnym cieniu Cream Soda

zdjęcie ukazujące korektor Lily Lolo PeepO

Korektor mineralny na cienie pod oczami. Jaki odcień wybrać?



Wybór odpowiedniego odcienia korektora nie jest łatwym zdaniem. Przekonałam się o tym nie raz. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do większości kobiet, nie należę do osób o jasnej i chłodnej karnacji. Moja karnacja jest średnia w kierunku nieco ciemniejszej, ciepła, z żółtymi, a nawet lekko pomarańczowymi tonami… Wiele popularnych korektorów wygląda na mnie tak jakbym wysmarowała się czymś białym:) Rozświetlenie i lekkie rozjaśnienie cery jest zawsze w cenie, ale nie aż takie żeby odbierało mi naturalny wygląd, stylizując mnie na ćwierć Królewnę Śnieżkę;) Nic nie brzydzi mnie tak jak nadmierne przerysowanie i sztuczność. Nawet to stworzone pod pozorem uzyskania perfekcyjnego wyglądu. Poza tym ja lubię naturalny odcień swojej cery;) No może z wyjątkiem owych cieni:)

Jaki więc odcień wybrać?


zdjęcie przedstawiające Lily Lolo Cream Soda

Jeśli nasze cienie nie są zbyt spektakularne, ale zależy nam na delikatnej korekcie niedoskonałości i jednocześnie bardzo naturalnym wyglądzie, warto postawić na cień mineralny Lily Lolo Cream Soda.
Używanie cienia do powiek w roli korektora pod oczy może zaskakiwać. Mnie również lekko zadziwiła ta możliwość, ale minerały mają to do siebie, że dają spore pole do popisu. Dodatkowo zyskujemy bardzo uniwersalny produkt, który możemy wykorzystać tradycyjnie jako cień, jako cień bazowy i właśnie jako korektor. Formuła Cream Soda jest satynowa, a jego odcień kremowo-waniliowy. To taki delikatny uniwersalny kolor. Nie zakryje w pełni mocnych cieni, ale poradzi sobie z tymi lżejszymi oraz w sytuacjach gdy stawiamy na lekki makijaż make-up no make-up. Ja chętnie wykorzystuję go na co dzień. Jest raczej jasny, ale po lekkim przypudrowaniu lub w połączeniu z podkładem mineralnym kolor ładnie się wtapia nawet u mnie. 
zdjęcie przedstawiające Lily Lolo Cream Soda swatch
Lily Lolo Cream Soda

Jeśli natomiast mamy znaczne cienie pod oczami, wręcz sińce, które niekiedy wpadają nawet w fiolet albo brąz, warto postawić na żółty mocno napigmentowany korektor np. Lily Lolo PeepO
zdjęcie przedstawiające Lily Lolo korektor PeepO
Intensywnie żółte korektory są wręcz stworzone do makijażu kamuflującego, w tym rozległych cieni pod oczami. PeepO jest dość jasny lecz posiada intensywny odcień. Lekko obawiałam się tego odcienia bo mimo iż moja cera posiada żółte tony to w perfumeriach zawsze polecano mi żeby wybierać żółte, ale nie przesadnie żółte odcienie gdyż w przeciwnym wypadku mogą się zbyt mocno odcinać. Jednak przy dobraniu odpowiedniej ilości (1 lub max. 2 cienkie warstwy) i połączeniu z pudrem kolor się nie odcina, a uzyskuję ładne rozjaśnienie okolic oczu. Ten korektor jest dużo bardziej kryjący niż Cream Soda. Dlatego jest w sam raz dla kobiet, które borykają się z problemem cieni. Czasami nakładam również odrobinę na tradycyjny korektor. Dzięki mocnej pigmentacji wystarczy naprawdę odrobina korektora PeepO. Ciekawostką jest to, że niektóre kobiety o typowo żółtym podtonie skóry stosują PeepO na całą twarz, zamiast podkładu mineralnego. Jeśli odcień pasuje idealnie to cienka warstwa korektora mineralnego zamiast podkładu będzie naprawdę świetnym rozwiązaniem, a małe opakowanie sprawi, że super sprawdzi się podczas wyjazdów. W moim przypadku stosowanie na całą twarz nie jest aż tak dobrym pomysłem, ponieważ moja cera taka znowu czysto-żółta nie jest:) PeepO pozostawiam więc sobie typowo na cienie pod oczami.
zdjęcie przedstawiające Lily Lolo korektor PeepO swatch
Lily Lolo korektor PeepO


Korektor mineralny – jak przygotować skórę przed aplikacją?



Zasada jest praktycznie taka sama jak przy podkładach mineralnych. Korektor mineralny nakładamy na odpowiednio oczyszczoną i dobrze nawilżoną skórę. Ważne żeby poczekać na pełne wchłonięcie się kremu pod oczy. W przeciwnym wypadku korektor może nam brzydko osiąść w załamaniach skóry. Najlepiej postawić na lekkie i szybko wchłaniające się kremy pod oczy. Z korektorami pod oczy fajnie współpracuje np. krem pod oczy Organique Terapia Odmładzająca. Wszak natura za zwyczaj dobrze koresponduje z minerałami;)


Jak nakładać korektor mineralny?



Korektor można nakładać przed albo po nałożeniu podkładu. W przypadku korektorów mineralnych najbardziej optymalnie jest nałożyć cieniutką warstwę podkładu mineralnego, następnie korektor i na koniec znów odrobinę podkładu. Warto jednak przetestować różne warianty i znaleźć sposób najlepiej dopasowany do indywidualnych potrzeb.


Korektor mineralny najlepiej aplikować przy użyciu pędzla lub specjalnej mini gąbeczki. Lily Lolo posiada w ofercie pędzel dedykowany korektorom mineralnym – Brown Concealer Blush. Ja akurat tego konkretnego nie posiadam, ale bez problemów poradziłam sobie korzystając z innego. Wypróbowałam także metodę nakładania korektora przy użyciu mini jajeczka i muszę przyznać, że oba te sposoby zdają u mnie egzamin i nie sprawiają większych problemów:)


W jaki sposób aplikować korektor mineralny na okolice oczu?


Zasada jest prosta – pokrywamy okolice pod oczami tworząc kształt trójkąta. Ta metoda długo budziła moje wątpliwości gdyż wydawała mi się przesadna, ale rzeczywiście nakładając korektor tworząc półkola, tylko wyraźniej podkreślamy granicę między cieniami, a dalszymi partiami twarzy. Natomiast „namalowanie trójkątów” powoduje, że produkt lepiej wtapia się w skórę i zacieramy granice:) Jeśli potrzebujemy mocniejszego krycia, nakładamy dodatkową cienką warstwę. Polecam jednak zachować umiar by twarz wyglądała naturalnie:) Niewielka ilość korektora mineralnego pozwala na całkiem dobry kamuflaż bez osadzania się produktu w załamaniach skóry. 

Wady korektorów mineralnych

Sypka formuła korektorów mineralnych powoduje, że najpierw musimy wyspać odrobinę produktu na wieczko, a następnie zanurzyć w nim pędzel, lekko otrzepać o brzegi i dopiero aplikować. W przypadku tradycyjnych płynnych lub kremowych korektorów proces ten przebiega nieco szybciej gdyż często wystarczy wycisnąć odpowiednią ilość produktu z tubki i rozprowadzić opuszkami palców. Nie jest to jednak kolosalna różnica w czasie. Zajmuje mi to po prostu kilkanaście sekund dłużej;) Druga wada jest taka, że łatwiej o niekontrolowany wypływ produktu. Korektor może nam się rozsypać (oczywiście nie sam tylko w wyniku chwili nieuwagi;)). Jednak opakowania Lily Lolo posiadają wygodne i funkcjonalne osłonki. Wystarczy zatem pamiętać by po użyciu zasunąć zawartość;) Ja często myślę o niebieskich migdałach, a jeszcze żaden minerał mi się nie rozsypał (z wyjątkiem cienia Lorigine, ale to już była wina kiepskiego opakowania). Poza tym nie dostrzegam wielkich wad. Korektor mineralny okazał się być dla mnie całkiem przystępnym, "życiowym" produktem do makijażu:) Nie było się czego obawiać.


Korektory mineralne Lily Lolo przeznaczone do maskowania różnych niedoskonałości skóry (nie tylko cieni) znajdziecie w Costasy


Stosujecie korektory mineralne? Czy również budziły Wasze obawy? Borykacie się z cieniami pod oczami czy może dokuczają Wam inne niedoskonałości? 


Ps. Szczęśliwego Nowego Roku!:*
Czytaj dalej »